Miodek byłby niepocieszony
Dyskusje ogólne
11 m
106
Nie wiem czemu ale nie cierpię współczesnych anglicyzmów. Krew mnie zalega jak słyszę wyrażenia typu "randomowy", "cringe", "sale", "same here". Co to w ogóle jest? Nasi pradziadowie bili się żebyśmy mogli dzisiaj mówić po polsku w wolnym kraju a ludzie sami używają słów typu "blackout", "lockdown", "content" i innych. Wiadomo, że mamy trochę anglicyzmów w naszym języku których być może nie ominiemy (typu playback, wideo, polityka, audiobook, bestseller i tysiące innych)ale jakoś mnie to irytuje strasznie. Wy też tak macie? Moja żona jest hiszpańskojęzyczna i w tym języku takich zapożyczeń jest tyle co kot napłakał, nie ma np. audiobooka (audiolibro), biznesu (negocio), horroru (pelicula de terror), nawet "online" nie rozumieją (mają "en linea" czyli dosłownie na linii), hot dog to perro caliente czyli dosłownie gorący pies, cheeseburger to burger de queso czyli dosłownie burger z serem, zamiast emaila jest correo electronico czyli poczta elektroniczna, jeansy to pantalones de mezclilla (nie w każdym kraju)itd. Mam wrażenie że jakoś bardziej szanują swój język, a co o wy o tym myślicie?