Sen czy symulacja
Ostatnio jeden z dzidowców opisywał swój sen o dowodzeniu oddziałem zbrodniarzy wojennych. Dziś opiszę swój powtarzający się sen.
Jestem na farmie oddalonej od ludzi, mieszkamy tu wielopokoleniowo, mam dziadków, rodziców, dopiero co poznaną żonę. Wszystko wydaje się być pięknie i spokojnie. Ale na świecie nie ma zwierząt. Nieszanowaliśmy ich, więc Bóg nas ukarał i odebrał je wszystkie. Pracujemy trochę na farmie, a trochę w pobliskim magazynie. Wszyscy z naszego miasteczka tam pracują. Nikt nigdy nie opuszczał miasteczka, bo i nie było po co. To wielki magazyn, w którym przenosimy kartony z puszkami. Są to puszki z mięsem największej korporacji produkującej jedzenie na świecie, podobno jedynej, której wciąż udaje się hodować zwierzęta. Mięso jest zbyt cenne, by się marnowało, więc jest konserwowane.
Pewnego dnia jadąc na zmianę w magazynie psuje mi się auto w połowie drogi. Droga prowadzi przez gęsty las, idę więc pieszo na skróty, nie przy głównej drodze, ale czasem ją przecinam. W pewnym momencie widzę grupę wojskowych jadących w stronę nasze farmy. Nie wiem skąd, ale wiem, że jadą po nas. Wywołuje przez krótkofalówkę ojca i ostrzegam go, a sam idę dalej, bo wiem, że trafią na moje auto i zaczną mnie szukać. Nie mogę więc wrócić. Dochodzę do magazynu, ale tam też grupa wojskowych i część ludzi w kolejce do namiotu. Postanawiam się przekraść przez magazyn i zobaczyć, co się dzieje. W środku część załogi normalnie pracuje, zaczynam więc robić to samo, ale tak, by znaleźć się jak najbliżej namiotu. Podświadomie czuje, by nikomu nie ufać. Wydaje mi się, że zaczynają coś podejrzewać. Gdy jestem na drabinie ktoś ją strąca, upadam, rzucają się na mnie ale próbuje się bronić maczetą. Zabijam dwie osoby, ale od tyłu dopada mnie wojskowy. Dostaje strzał w plecy. Umierając, słyszę jak ktoś mówi "tyle dobrego mięsa zmarnował,..."
Jestem na farmie oddalonej od ludzi, mieszkamy tu wielopokoleniowo, mam dziadków, rodziców, dopiero co poznaną żonę. Wszystko wydaje się być pięknie i spokojnie. Ale na świecie nie ma zwierząt. Nieszanowaliśmy ich, więc Bóg nas ukarał i odebrał je wszystkie. Pracujemy trochę na farmie, a trochę w pobliskim magazynie. Wszyscy z naszego miasteczka tam pracują. Nikt nigdy nie opuszczał miasteczka, bo i nie było po co. To wielki magazyn, w którym przenosimy kartony z puszkami. Są to puszki z mięsem największej korporacji produkującej jedzenie na świecie, podobno jedynej, której wciąż udaje się hodować zwierzęta. Mięso jest zbyt cenne, by się marnowało, więc jest konserwowane.
Pewnego dnia jadąc na zmianę w magazynie psuje mi się auto w połowie drogi. Droga prowadzi przez gęsty las, idę więc pieszo na skróty, nie przy głównej drodze, ale czasem ją przecinam. W pewnym momencie widzę grupę wojskowych jadących w stronę nasze farmy. Nie wiem skąd, ale wiem, że jadą po nas. Wywołuje przez krótkofalówkę ojca i ostrzegam go, a sam idę dalej, bo wiem, że trafią na moje auto i zaczną mnie szukać. Nie mogę więc wrócić. Dochodzę do magazynu, ale tam też grupa wojskowych i część ludzi w kolejce do namiotu. Postanawiam się przekraść przez magazyn i zobaczyć, co się dzieje. W środku część załogi normalnie pracuje, zaczynam więc robić to samo, ale tak, by znaleźć się jak najbliżej namiotu. Podświadomie czuje, by nikomu nie ufać. Wydaje mi się, że zaczynają coś podejrzewać. Gdy jestem na drabinie ktoś ją strąca, upadam, rzucają się na mnie ale próbuje się bronić maczetą. Zabijam dwie osoby, ale od tyłu dopada mnie wojskowy. Dostaje strzał w plecy. Umierając, słyszę jak ktoś mówi "tyle dobrego mięsa zmarnował,..."
Na chwilę moja świadomość przenosi się na szczyt wieży, jestem tam w garniturze, ale i w jakiś dziwnych ozdobach. Uczestniczę jakby w procesji. Nagle xzuje straszny ból, mówię o tym ojcu słowami "znów umarłem w męczaeniach", a on natychmiast wzywa oddział specjalny. Ktoś stojący obok mówi "nie przesadzasz?", na to ojciec odpowiada wściekły "jestem ministrem spraw wewnętrznych, ktoś poluje na mojego syna i przyszłego prezydenta". Scena się urywa.
Znajdujemy się znów na farmie, wszystko się powtarza, jednak tym razem kierując się jakąś dziwną intuicją, próbuje się przekraść przez magazyn niezauważony. Nie udaje mi się, znajdują mnie. Czuje, że to wszystko jest jakieś znajome, jakbym za każdym razem przechodził dalej. Tym razem jednak nie zostaje zabity od razu, łapią mnie i pod bronią wprowadzają do transportera. Po drodze wszystko zaczyna do mnie docierać i rozumiem już, że koszmary, jakie miałem nie byly tylko koszmarami. Jesteśmy klonami z przyśpieszonym wzrostem i zakodowanymi wspomnieniami. Wszyscy mamy wszczepione sterowniki, jednak mój ulega uszkodzeniu podczas upadku z drzewa na farmie. Tego upadku nigdy nie było, ale zakodowane mi wspomnienie o upadku i związany z nim ból jest jednak tak silny, że wyłącza sterownik. To, co traktowałem jako koszmary jest prawdziwymi wspomnieniami z dojrzewania w probówce. Jako klony, co roku jesteśmy zbijani w rytualnym uboju na mięso dla elit. Dla utrzymaniu nas przy życiu, z niewiadomych przyczyn, ostatni rok musimy żyć poza probówkami, w symulowanym środowisku. W puszkach, które przenosimy w magazynie znajdują się odpady ludzkie, zmielone na mielonkę, którą jako klony jesteśmy karmieni. Historia się kończy.
Według snu jestem trzecim pokoleniem tych elit. Jesteśmy bardzo małą społecznością, w której dla zapewnienia ciągłości przyszłe role społeczne przydzielane są w dzieciństwie na podstawie badań predyspozycji. Szanujemy na równi każdego członka naszej społeczności, niezależnie od nadanej roli. Zaczynam podejrzewać, że jedzenie mięsa z mojego klona od dziecka powoduje jakieś nadnaturalne połączenie z kolejnymi klonami, przez które odczuwam ból gdy umierają, a one po uwolnieniu się zyskują części mojej wiedzy. Tu na razie sen się urywa.
Znajdujemy się znów na farmie, wszystko się powtarza, jednak tym razem kierując się jakąś dziwną intuicją, próbuje się przekraść przez magazyn niezauważony. Nie udaje mi się, znajdują mnie. Czuje, że to wszystko jest jakieś znajome, jakbym za każdym razem przechodził dalej. Tym razem jednak nie zostaje zabity od razu, łapią mnie i pod bronią wprowadzają do transportera. Po drodze wszystko zaczyna do mnie docierać i rozumiem już, że koszmary, jakie miałem nie byly tylko koszmarami. Jesteśmy klonami z przyśpieszonym wzrostem i zakodowanymi wspomnieniami. Wszyscy mamy wszczepione sterowniki, jednak mój ulega uszkodzeniu podczas upadku z drzewa na farmie. Tego upadku nigdy nie było, ale zakodowane mi wspomnienie o upadku i związany z nim ból jest jednak tak silny, że wyłącza sterownik. To, co traktowałem jako koszmary jest prawdziwymi wspomnieniami z dojrzewania w probówce. Jako klony, co roku jesteśmy zbijani w rytualnym uboju na mięso dla elit. Dla utrzymaniu nas przy życiu, z niewiadomych przyczyn, ostatni rok musimy żyć poza probówkami, w symulowanym środowisku. W puszkach, które przenosimy w magazynie znajdują się odpady ludzkie, zmielone na mielonkę, którą jako klony jesteśmy karmieni. Historia się kończy.
Według snu jestem trzecim pokoleniem tych elit. Jesteśmy bardzo małą społecznością, w której dla zapewnienia ciągłości przyszłe role społeczne przydzielane są w dzieciństwie na podstawie badań predyspozycji. Szanujemy na równi każdego członka naszej społeczności, niezależnie od nadanej roli. Zaczynam podejrzewać, że jedzenie mięsa z mojego klona od dziecka powoduje jakieś nadnaturalne połączenie z kolejnymi klonami, przez które odczuwam ból gdy umierają, a one po uwolnieniu się zyskują części mojej wiedzy. Tu na razie sen się urywa.