poranna wiedza bezużyteczna
Humor
10 m
9
Polskie słowo murzyn oznaczające osobę czarnoskórą, pochodzi od łacińskiego słowa maurus, określającego w czasach rzymskich i w średniowieczu mieszkańców północnej Afryki. Choć obecnie niektórzy uważają je za obraźliwe, to jednak naukowcy (m.in. dr. hab. Katarzyna Kłosińska, z Uniwersytetu Warszawskiego stojąca na czele Rady Języka Polskiego) podkreślają, że etymologicznie nie ma ono charakteru obraźliwego, a informacyjne. Jest neutralne emocjonalnie. Tak też ujmuje je Słownik Języka Polskiego.
Rzeczpospolita Obojga Narodów, w przeciwieństwie do państw Europy Zachodniej, nie uczestniczyła w wyścigu o zamorskie kolonie, nie czerpała również zysków z handlu niewolnikami z odległych kontynentów. Nie znaczy to jednak, że takie osoby nie trafiały do kraju Sarmatów. Najczęściej pełniły rolę służby i dla ówczesnych obywateli Polski szlacheckiej, nie przyzwyczajonych do ludzi o innym kolorze skóry, stanowiły żywą „ciekawostkę”.
Skąd w szlacheckiej Polsce brali się murzyni? Oczywiście w wyniku handlu z Zachodem, który sprowadzał z kolonii najróżniejsze bogactwa – przyprawy, surowce, złoto. Zarabiał także na niewolnikach. Los murzynów w Polsce był jednak o wiele lepszy nie tylko od losu niewolników w koloniach czy na Zachodzie, ale także od doli ukraińskich chłopów pańszczyźnianych.
Zazwyczaj Murzyni trafiali nad Wisłę w charakterze służby na magnackich dworach.
Wśród bogatej elity Polski Szlacheckiej od około XVII wieku w modzie było posiadanie czarnoskórego lokaja, fajkowego itp. Posiadanie „międzynarodowej” służby zapewne stanowiło przejaw swoistego snobizmu, a sam murzyn służący stanowił swoistą atrakcję.
Z powodu bardzo wysokiej ceny jaką trzeba było zapłacić za niewolnika z Afryki, na dworach polskiej magnaterii nie byli oni kierowani do ciężkich prac. Zazwyczaj mieli po prostu „ozdabiać” pańskie komnaty i byli delegowani do jednej funkcji – np. jako fajkowi-(podający fajkę Xd).
Czarnoskórego lokaja miał sam Jan III Sobieski. Darzył go zresztą dużą sympatią i bardzo ubolewał po jego śmierci. Lokaj króla – Józef Holender – zginął z rąk tureckich podczas bitwy pod Wiedniem. Zrozpaczony król pisał do swojej Marysieńki: „Mnie prawie wszyscy chłopcy poginęli. Golański onegdy z choroby umarł. Murzyna Józefa Holendra Turcy, w ręku już mając go, ścięli” .
Zdarzało się, że czarnoskóry sługa nie tylko zyskiwał wolność w Polsce Szlacheckiej, ale dochodził do zaszczytów i wysokich funkcji. Tak było m.in. w przypadku Aleksandra Dynisa – murzyna, który był na służbie u biskupa krakowskiego. Ostatecznie ożenił się, spłodził dzieci, został starostą we wsi Koziegłowy w Siewierszczyźnie.
Znamy wiele biografii murzynów żyjących w szlacheckiej Polsce. Niektóre na pierwszy rzut oka wydają się nieprawdopodobne. Np. żyjący na początku XVII wieku szlachcic, kasztelan lwowski Andrzej Fredro, słynący z hulaszczego trybu życia i skłonności do szabli, kompanem swoich ekscesów uczynił służącego – murzyna. Czarnoskóry towarzysz wraz z Fredrą przechadzał się uliczkami XVII – wiecznego Przemyśla, ubrany w kontusz szlachecki z wiszącą u pasa szablą. Podobno potrafił z niej całkiem sprawnie korzystać. Nie raz dawał w tym zakresie wsparcie swemu panu.