REDUTA OTISA

8
REDUTA OTISA
Opowiadanie architekta

Nam strzelać nie kazano. - Wstąpiłem na mury
I patrzę na pustynię, na piasku kłąb bury
Gdzie katapult rzymskich ciągną się szeregi,
Prosto, długo, daleko, jako Nilu brzegi;
I widziałem ich wodza; - przybiegł, mieczem skinął
I jak ibis jedno skrzydło wojska swego zwinął.
Wylewa się spod skrzydła ściśnięta piechota
Długą, czarną kolumną jak lawina błota,
Nasypana iskrami pilum. Jak sępy,
Złote aquile na śmierć prowadzą zastępy.
Hardo przeciwko nim trwa, jako róg Apisa
Niegdyś pałac, obecnie reduta Otisa
Dwóch tylko miała Galów. Walczą, ile mogą,
Ale nie mogą przestać myśleć smutno, z trwogą,
O architekta męce, który traci zdrowie,
Który przez atak Rzymian tyle ma na głowie.
Patrz, tam kamień w sam środek kolumny złoconej,
Leci, trafia, wpół łamie; już wszystko stracone,
Druga trzecią potrąca, już są nadłamane,
Już wszystkie na domina kształt poprzewracane.
Tam pocisk, lecąc, z dala grozi, szumi, wyje,
Ryczy, jak Gal przed bitwą, miota się, piach ryje,
Już ląduje; jak kobra wśród kolumn się zwija,
Nie wstrzymasz, nie przebodziesz; odwagę zabija.
Najstraszniejszych nie widzisz, choć słyszysz po dźwięku,
Po waleniu się murów i ranionych jęku.
Gdy pałac od końca do końca przewiercą,
Jak sztylet, który skraca życie przeniewiercom.
Gdzie władca, co na rzezie te tłumy wyprawia?
Czyli dzieli ich odwagę, czy pierś sam nadstawia?
Nie! On w rzymskim obozie, w namiocie bezpiecznym,
Juliusz Sizar, dyktator, co mieni się wiecznym.
Kiedy chce się uwolnić od złego omenu,
Stawia krzyże przy drogach od Nilu do Renu.
Stopą depcze gardła Etruska, Argiwy,
Mocarz, jak Amon silny i jak Set złośliwy.

Gdy Partów za Tygrysem twoje straszą spiże,
Gdy poselstwo senatu twoje stopy liże,
Egipt i Galia mocy twej się sprzeciwiają.
I wieniec tryumfalny z głowy twej ściągają,
Niegodny ciebie nigdy, i płaszcz purpurowy,
w krwi wrogów twych kąpany, synu Gajusowy!

Cezar gniewny - ze strachu drżą senatorowie,
Cezar rzewny - w stajniach rżą Incitatusowie.
Lecz idą wojska, którym niestraszna ofiara,
Ci walczą - w imię czego? Czy pychy Cezara?
Idzie centurion Ceplus i jego zaplecze,
Wierny, czynny i sprawny, nikt mu nie uciecze.
Tak, tak! Patrz, blisko pałacu, już w fosie,
Wali wojsko, wczesnego ataku pokłosie:
Już roi się czerń w mnóstwa posągów alei,
Bitwa nierozstrzygnięta, lecz nie ma nadziei.
Jak rankiem wieża Faros gasi swe ognisko,
Gdy już żaden z okrętów nie podpływa blisko,
Tak zgasł pałac. Nie będzie pałacu Cezara,
Przegrana Kleopatry, Ceplus się postarał.
Już nie ma biczowanych ani biczowników,
Każdy bicz przejdzie w ręce rzymskich wojowników.
Gdzie proce? O, dzisiaj pracowały więcej,
Dłużej, szybciej, aż wszystkim omdlewały ręce.
Zgaduję, czemu koniec - ja nieraz widziałem
Garstkę naszych z Rzymian walczącą nawałem,
Gdy godzinę wołano "strzelaj" i "napinaj",
Gdy trud ramiona słabi i twarz taka sina.
A wciąż grzmi rozkaz wodzów, wre żołnierza czynność;
Na koniec bez rozkazu pełnią swą powinność,
Na koniec bez rozwagi, bez czucia, pamięci
Żołnierz, jako automat, napina — grzmi — kręci
Broń od oka do ręki, od ręki na oko:
Aż ręka za pazuchą długo i głęboko
Szukała, nie znalazła — i żołnierz pobladnął,
Nie znalazłszy pocisku, już bronią nie władnął;
I uczuł, że go proca niepotrzebna pali;
Upuścił ją i czeka na swój kres; z oddali
Tak wówczas, tak i teraz dobiega głos kroków,
Ogłaszając najgorszy z możliwych wyroków.

Koniec, prysła nadzieja, ja walczę ze łzami,
Lecz słyszę, że coś do mnie mówi Panoramiks
Droid u mego boku jest dla bezpieczeństwa
Ze mną z daleka patrzy na te bezeceństwa
Na koniec rzekł "Już po nas.". Spod zamkniętych oczu
Łez kilka; lecz przemógł się, mówić do mnie począł:
"Widziałem, gdy na wroga rzucał on jak żbik się
Czy widzisz, gdzie jest Otis?" -"O, panie Remiksie
Czy wiem? Na każdym froncie zawsze stawał chrobrze,
Wiedząc, że to nie zwykłe "dobrze czy niedobrze"
W imię tych wyznawanych przez siebie wartości
Tak cennych w życiu: śpiewu, tańca i miłości.
Znów go widzę - jest ręka - w ręce młot potężny,
Wywija, grozi wrogom, choć bardzo jest mężny
Umrze... Nie! Wyrwał się! Tam! Filar zwali nośny!"
"Dobrze - mówi pan Remiks - będzie to czyn głośny."

Chwila cicho - dźwięk młota - i huk jak stu gromów!
Zadrżały mocno ściany okolicznych domów:
I nie było nic widać, prócz pożarów blasku,
Lecz powoli dym rzedniał, opadał deszcz piasku.
Spojrzałem na pałac. - Geranium i posągi,
Mury, proce i tarcze, galee i drągi:
Wszystko jako sen znikło! - Jeno stos kamieni
Upamiętnia, gdzie pałac w redutę się zmienił.
Tu los wspólny połączył obrońców, żołnierzy,
Tu w śmierci lew i kojot mogą się sprzymierzyć.
Największy czyn Otisa! - Bo dzieło zniszczenia
W dobrej sprawie jest święte, jak dzieło tworzenia:
Nil nam życie daje i Nil nam je odbierze!
Kiedy od ludzi wolność i wiara odbieże,
Kiedy Egipt przebodzie gladius oraz spisa,
Tak jak dzisiaj Rzymianie redutę Otisa:
Karząc pychę tych marnych oszustów i graczy,
Nil zaleje ich wszystkich - nigdy nie wybaczy
0.044114112854004