old ppl
Dyskusje ogólne
9 m
676
Będzie tldr, także nooo, temat starsi ludzie i jak to z nimi jest na starość, opieka+rodzina+służby
Idę sobie do domu, a tu w oknie jakaś babka starsza z 80 lat, ręka złamana nakurwia węgorza nananananana... eee żartuje, wzywa pomocy, ale ręka w gipsie. Podchodzę i pytam co jest, ta mi nawija aby przyjść do niej. Mój blok, jakaś sąsiadka, no nie można olewać takich spraw, idę na jej piętro ma straszny problem aby dojść do drzwi na klatce i mnie wpuścić, myślałem że się wywali, wygląda strasznie zaniedbanie.
Wchodzimy do niej muszę ją podtrzymywać, ta nawija mi o tym że z gazem coś ma, ale zapachu nie czuje, że nie może ugotować nic. Patrze po mieszkaniu syf... schludnie ale nasrane, wszędzie leżą dokumenty medyczne, śmieci, rozładowane telefony komórkowe, resztki jedzenia, pieluszki.... i w korytarzy jakieś zakupy w stylu drożdżówka, jak by ktoś jej kupił i do słownie rzutem wrzucił bez wchodzenia. Urządzone wszystko w stylu lat 70-tych, zasrane rupieciami.
Próbuje z nią rozmawiać ale gada bez sensu, nie może ustać na nogach, mówi że nie jadła od 4 dni, sadzam ją na kanapie w pokoju, daje tą drożdżówkę ale nie chce, może że ma wymioty. Patrze jej na oczy i ma takie jak by zamulenie, coś z błędnikiem? Ta ręka w gipsie tez trochę słaba. Czuje się jak batman z gry, tylko bez tej niebieskiej wizji do obczajenia co się stało ale czuje jak wali od niej moczem. Wypytuje o to jak się czuje, skarży się na bóle głowy, chce aby do córki zadzwonić, daje jakiś telefon ale nic tam nie ma, bzdury powpisywane. Śpieszy mi się więc.... no 112, odbiera ktoś zaczynam historię, przekierowuje mnie do pogotowia....
Opowiadam ratownikowi co jest z babką i jak tu jest, każe ją dać na głośnomówiący, zaczyna ją wypytywać. Ta mu mówi o tym że chodzić nie może, że ręką, że źle się czuje nooo i że jak ją zabierają to chce do jakiegoś szpitala bo w innym to jej coś tam zrobili. Typ wraca do rozmowy ze mną i mówi że nie ma powodów aby pogotowie do niej wysyłać („niech umiera”, tak sobie pomyślałem o jego podejściu), mam do mopsu zadzwonić... no cóż mam kilka spraw no ale nie można tak wyjść i elo chyba? Ok mops it is...
W numer mopsu z mojego miasta, odbiera babka, zaczynam znowu od początku... a ta mi mówi że muszę zadzwonić do innego wydziału, dyktuje jakiś numer, nic pod ręką nie mam (no dobra można w telefonie w trakcie rozmowy ale... ) mówię jej żeby dała sobie spokój i czy nie może tego dalej przekazać, zgadza się, pyta o moje dane, potem pyta dane babki... ale ta babka nie jest w stanie mi powiedzieć kim jest, mówi że pisze wszystko i pokazuje na te sterty śmieci... znajduje jakieś skierowanie, rocznik mniej więcej się zgadza, przekazuje jej dane i.... mops może przyjdzie jutro, Może.... Fajnie, dowiedzenia i cześć.
No nic trzeba tą córkę sprowadzić czy coś, ta ciągle gada o jakimś notesie, ale tam tyle tego jest, znajduje jej jakaś mineralkę w lodówce, zimna ale nooo bez wody to rip, kij wie ile tu sama siedzi. Daje jej ta butelkę to od razu zaczyna pić i mówi jaki dobry ze mnie chłopak... grzebie w tych papierach, jakiś jeden telefon do kogoś stryja, córki, syna, kogokolwiek.... gada że mi zapłaci abym pojechał do pracy jej córki, podaje nazwę zakładu którego już nie ma od hmmm chyba zanim się urodziłem go zburzyli (łezka mi teraz nawet poleciała ale pewnie coś mi do oka wpadło :D ) Znajduje dokumenty o odmowie przyjęcia do szpitala psychiatrycznego, pisze tam tez że wymaga całodobowej opieki osoby trzeciej, lezą jakieś leki, nie znam ich. Dużo skierowań, wyników badań wszystko leży, szuflady powyciągane. Cisnę tą babkę gdzie ma jakieś telefony, podaje mi jeden z jakiegoś zeszytu, ale brak sygnału, pewnie to był jej numer na któraś z tych rozładowanych komórek. Znajduje jakiś numer do fryzjerki? Ale jego układ wskazuje na stacjonarny z lat 90-tych, w końcu mi pokazuje jakiś notes a tam numer stacjonarny do pracy tej córki, czyżby rozwiązanie?
Idę sobie do domu, a tu w oknie jakaś babka starsza z 80 lat, ręka złamana nakurwia węgorza nananananana... eee żartuje, wzywa pomocy, ale ręka w gipsie. Podchodzę i pytam co jest, ta mi nawija aby przyjść do niej. Mój blok, jakaś sąsiadka, no nie można olewać takich spraw, idę na jej piętro ma straszny problem aby dojść do drzwi na klatce i mnie wpuścić, myślałem że się wywali, wygląda strasznie zaniedbanie.
Wchodzimy do niej muszę ją podtrzymywać, ta nawija mi o tym że z gazem coś ma, ale zapachu nie czuje, że nie może ugotować nic. Patrze po mieszkaniu syf... schludnie ale nasrane, wszędzie leżą dokumenty medyczne, śmieci, rozładowane telefony komórkowe, resztki jedzenia, pieluszki.... i w korytarzy jakieś zakupy w stylu drożdżówka, jak by ktoś jej kupił i do słownie rzutem wrzucił bez wchodzenia. Urządzone wszystko w stylu lat 70-tych, zasrane rupieciami.
Próbuje z nią rozmawiać ale gada bez sensu, nie może ustać na nogach, mówi że nie jadła od 4 dni, sadzam ją na kanapie w pokoju, daje tą drożdżówkę ale nie chce, może że ma wymioty. Patrze jej na oczy i ma takie jak by zamulenie, coś z błędnikiem? Ta ręka w gipsie tez trochę słaba. Czuje się jak batman z gry, tylko bez tej niebieskiej wizji do obczajenia co się stało ale czuje jak wali od niej moczem. Wypytuje o to jak się czuje, skarży się na bóle głowy, chce aby do córki zadzwonić, daje jakiś telefon ale nic tam nie ma, bzdury powpisywane. Śpieszy mi się więc.... no 112, odbiera ktoś zaczynam historię, przekierowuje mnie do pogotowia....
Opowiadam ratownikowi co jest z babką i jak tu jest, każe ją dać na głośnomówiący, zaczyna ją wypytywać. Ta mu mówi o tym że chodzić nie może, że ręką, że źle się czuje nooo i że jak ją zabierają to chce do jakiegoś szpitala bo w innym to jej coś tam zrobili. Typ wraca do rozmowy ze mną i mówi że nie ma powodów aby pogotowie do niej wysyłać („niech umiera”, tak sobie pomyślałem o jego podejściu), mam do mopsu zadzwonić... no cóż mam kilka spraw no ale nie można tak wyjść i elo chyba? Ok mops it is...
W numer mopsu z mojego miasta, odbiera babka, zaczynam znowu od początku... a ta mi mówi że muszę zadzwonić do innego wydziału, dyktuje jakiś numer, nic pod ręką nie mam (no dobra można w telefonie w trakcie rozmowy ale... ) mówię jej żeby dała sobie spokój i czy nie może tego dalej przekazać, zgadza się, pyta o moje dane, potem pyta dane babki... ale ta babka nie jest w stanie mi powiedzieć kim jest, mówi że pisze wszystko i pokazuje na te sterty śmieci... znajduje jakieś skierowanie, rocznik mniej więcej się zgadza, przekazuje jej dane i.... mops może przyjdzie jutro, Może.... Fajnie, dowiedzenia i cześć.
No nic trzeba tą córkę sprowadzić czy coś, ta ciągle gada o jakimś notesie, ale tam tyle tego jest, znajduje jej jakaś mineralkę w lodówce, zimna ale nooo bez wody to rip, kij wie ile tu sama siedzi. Daje jej ta butelkę to od razu zaczyna pić i mówi jaki dobry ze mnie chłopak... grzebie w tych papierach, jakiś jeden telefon do kogoś stryja, córki, syna, kogokolwiek.... gada że mi zapłaci abym pojechał do pracy jej córki, podaje nazwę zakładu którego już nie ma od hmmm chyba zanim się urodziłem go zburzyli (łezka mi teraz nawet poleciała ale pewnie coś mi do oka wpadło :D ) Znajduje dokumenty o odmowie przyjęcia do szpitala psychiatrycznego, pisze tam tez że wymaga całodobowej opieki osoby trzeciej, lezą jakieś leki, nie znam ich. Dużo skierowań, wyników badań wszystko leży, szuflady powyciągane. Cisnę tą babkę gdzie ma jakieś telefony, podaje mi jeden z jakiegoś zeszytu, ale brak sygnału, pewnie to był jej numer na któraś z tych rozładowanych komórek. Znajduje jakiś numer do fryzjerki? Ale jego układ wskazuje na stacjonarny z lat 90-tych, w końcu mi pokazuje jakiś notes a tam numer stacjonarny do pracy tej córki, czyżby rozwiązanie?
Wiem jak to się skończy no tu ale... no trudno po niej nie jechać, dzwonię do niej, odbiera jakaś babka i pytam czy córka tej i tej, mówię co jest na miejscu, mówię że słabo to wygląda i nikt tu nie chce przyjechać. Córka P0lka, z pretensjami skąd mam jej numer, mówię że znalazłem i mops już powiadomiony i żeby tu ruszyła tyłek do matki bo słabo to wygląda plus coś niby z gazem. Wypytuje mnie tylko czy wszystko porozrzucane, odpowiadam że tak jest nasrane, potem pyta co z gazem to mówię że nie jestem gazownikiem więc nie wiem, ale zapachu gazu nie ma. Całą rozmowę mam odczucie jak by ta córka srała na swoją matkę... tak czy siak powtarzam żeby lepiej tu przyjechała i kończymy dyskusje.
Zostawiam tą babkę na łóżku z mineralką, jak uważacie że słabo to noooo mam tez swoje sprawy, aniołem nie jestem. Spotykam na klatce sąsiadkę co znam, mówię co się odwaliło i pytam czy wie kto to jest. Ona mówi że nie wie, potem że teraz nikt nie reaguje na takie rzeczy, ludzie na problemy zamykają drzwi... No nic mam sprawę swoją tez zaraz, wracam do domu... sąsiadka przychodzi ta znana, mówi że jej mąż ma rozwiązanie, sugeruje telefon na komisariat miejscowy, powiedzmy ze kiedyś była w temacie :D No cóż eh 60, trochę lipa, ale to co tam widziałem no... dzwonię,
Dzwonię, dzwonię, dzwonię, albo zajęte albo nikt nie odbiera, próbuje wszystkie numery jakie mają... no nic jadę ogarnąć swoje biznesy. Wracam na dzielnie, odstawiam furę i zakładam kamasze, dzida na komisariat osobiście. Gadam typowi w okienku o co chodzi... ten pyta o adres.. podaje... mówi że zna i temat jest stary jak świat, zachowuje się na luzaku, nooo mi trudno się spinać z ludźmi co są wyluzowani, szybko się tym zarażam. Mówi że babka jest chora na głowę, córka nie chce się zajmować, sprawa jakaś w sądzie, mops też w to wmieszany. Gadam mu że mi mówiła że 4 dni nie jadła mi na to „nooo możliwe. Mówi że przekaże informacje dzielnicowemu, ja mu dodaje że tam gdzieś swoje dane podałem jak zgłaszałem a on mi na to że nikt nie będzie mnie fatygował.... no nic myślę, zrobiłem ile się dało, wracam do domu.
Zdaje raport, sąsiadowi jak poszło, temat trochę schodzi na inny tor :D ale pogadać spoko. Wracam do domu a tu dzwoni jakaś laska z policji, mówi że w tej sprawie i pierwsze co to skąd miałem numer do tej córki, mówię że znalazłem i..... zaczynamy całą historię od początku, ale tak ehhhh czy dzik sra w lesie? Mówię o szczaniu i że tam syf, pytam czy wie, ona że nooo właśnie to jest i widzi.. proponuje że zejdę i łatwiej będzie gadać, obczaić nie przestępstwo chyba? :D Nooo i rozmawiamy, coś tam mówi że z córką relacja słaba, ale chce moje dane do podkładki czy czegoś, ja tam w kapciach, mówię że skocze tylko na piętro, proponuje żeby ze mną pojechała i wtedy dogadamy resztę historii, ona mówi że musi tu być, no nic jadę. Gdy już do domu wchodzę dzwoni żeby nie przychodzić bo karetka zaraz będzie i że skontaktujemy się telefonicznie. Także jakiś win.
MORAŁ
Każdego czeka starość, jak dożyje, nie zrobi dzieci to nie będzie miał kto mu podać szklanki. Zrobi dzieci to urodzi mu się p0lka co ma wyjebane i pewnie czeka na mieszkanie. Ile takich babci cicho usycha w blokach w gorszym lub lepszym stanie? Jak bardzo ludzie zamykają się w swoich 4 ścianach i nie wiedzą co się dzieje dookoła, nie chcą widzieć czyiś problemów.
To jest zbyt długie na dzidę, nikt tego nie przeczyta pewnie ale... na stukałem z klawy bo mogę :D
Zostawiam tą babkę na łóżku z mineralką, jak uważacie że słabo to noooo mam tez swoje sprawy, aniołem nie jestem. Spotykam na klatce sąsiadkę co znam, mówię co się odwaliło i pytam czy wie kto to jest. Ona mówi że nie wie, potem że teraz nikt nie reaguje na takie rzeczy, ludzie na problemy zamykają drzwi... No nic mam sprawę swoją tez zaraz, wracam do domu... sąsiadka przychodzi ta znana, mówi że jej mąż ma rozwiązanie, sugeruje telefon na komisariat miejscowy, powiedzmy ze kiedyś była w temacie :D No cóż eh 60, trochę lipa, ale to co tam widziałem no... dzwonię,
Dzwonię, dzwonię, dzwonię, albo zajęte albo nikt nie odbiera, próbuje wszystkie numery jakie mają... no nic jadę ogarnąć swoje biznesy. Wracam na dzielnie, odstawiam furę i zakładam kamasze, dzida na komisariat osobiście. Gadam typowi w okienku o co chodzi... ten pyta o adres.. podaje... mówi że zna i temat jest stary jak świat, zachowuje się na luzaku, nooo mi trudno się spinać z ludźmi co są wyluzowani, szybko się tym zarażam. Mówi że babka jest chora na głowę, córka nie chce się zajmować, sprawa jakaś w sądzie, mops też w to wmieszany. Gadam mu że mi mówiła że 4 dni nie jadła mi na to „nooo możliwe. Mówi że przekaże informacje dzielnicowemu, ja mu dodaje że tam gdzieś swoje dane podałem jak zgłaszałem a on mi na to że nikt nie będzie mnie fatygował.... no nic myślę, zrobiłem ile się dało, wracam do domu.
Zdaje raport, sąsiadowi jak poszło, temat trochę schodzi na inny tor :D ale pogadać spoko. Wracam do domu a tu dzwoni jakaś laska z policji, mówi że w tej sprawie i pierwsze co to skąd miałem numer do tej córki, mówię że znalazłem i..... zaczynamy całą historię od początku, ale tak ehhhh czy dzik sra w lesie? Mówię o szczaniu i że tam syf, pytam czy wie, ona że nooo właśnie to jest i widzi.. proponuje że zejdę i łatwiej będzie gadać, obczaić nie przestępstwo chyba? :D Nooo i rozmawiamy, coś tam mówi że z córką relacja słaba, ale chce moje dane do podkładki czy czegoś, ja tam w kapciach, mówię że skocze tylko na piętro, proponuje żeby ze mną pojechała i wtedy dogadamy resztę historii, ona mówi że musi tu być, no nic jadę. Gdy już do domu wchodzę dzwoni żeby nie przychodzić bo karetka zaraz będzie i że skontaktujemy się telefonicznie. Także jakiś win.
MORAŁ
Każdego czeka starość, jak dożyje, nie zrobi dzieci to nie będzie miał kto mu podać szklanki. Zrobi dzieci to urodzi mu się p0lka co ma wyjebane i pewnie czeka na mieszkanie. Ile takich babci cicho usycha w blokach w gorszym lub lepszym stanie? Jak bardzo ludzie zamykają się w swoich 4 ścianach i nie wiedzą co się dzieje dookoła, nie chcą widzieć czyiś problemów.
To jest zbyt długie na dzidę, nikt tego nie przeczyta pewnie ale... na stukałem z klawy bo mogę :D