Sprzedam Opla
50
Opisałem mój realny problem w takiej trochę formie pasty, więc czytajcie z dystansem!
Temat dotyczy naprawy samochodu. Mechanika samochodowa to jest zawsze temat, w którym zawsze mój i tak ograniczony mózg się przegrzewa. Sprawa może i nie jest skomplikowana, za to nie można jej łatwo rozwiązać. Więc proszę o pomoc zmotoryzowanych.
Nie dalej jak w zeszłym tygodniu pojechałem moim Opelkiem (Astra H 1.6. 2009r.) na wymianę cewki. Tą cewkę to już mi sygnalizował na desce chyba z pół roku, ale w Oplu musi się palić „check engine”, dosłownie ta kontrolka nie gaśnie w tym modelu. Przywykłem do niej tak bardzo, że gdy gasła zaczynałem się bać o samochód. Wracając, chciałem wymienić cewkę, już mój januszowo - żydowy instynkt pogodził się z zakupem części za 650 zł i robocizną. Co to w ogóle za ceny, za 6 i pół stówy to mam bilet metropolitalny przez kwartał. Mechanika polecił mi kumpel, nie mam swojego. Zmieniam mechaników jak gacie. Nie trawię tej profesji tak jak polityków. Mam wrażenie, że każdy próbuje mnie opierdolić. Jak widzę te spocone mordy, brudne paluchy którymi kręcą te mirkowe wąsy to dostaję migotania przedsionków. Do tego dochodzi jeszcze bezpodstawne rzucanie „kurwami”, nałogowe palenie fajek i kalendarz z gołą babą. Oczywiście, jak zapytasz o fakturę to robią się nerwowi i podnoszą cenę naprawy na oko o 23%. Podejrzewam, że te cwaniaki szczają do butli po Motul-u, a potem sprzedają to jako olej 5W30. Zawsze naprawy wychodzą drożej niż było mówione, zawsze coś znajdą albo powiedzą „o panie, kto to robił wcześniej”. No przecież oni literalnie sami obniżają branży wiarygodność.
I znowu odszedłem od tematu. Odstawiłem auto. Zasmucony myślą o wydaniu prawie tysiąca złotych, czekałem aż baba zrobi mi w domu śniadanie. Lecz wtedy dostałem SMSa od mechanika. Los jakby ze mnie zadrwił. „Ty sprawdziliśmy kompresję. Jest za niska na wszystkich czterech cylindrach. Silnik się skończył”. Poczułem kłucie w sercu i uginające się nogi. Zrozumiałem, że niedługo nie będę miał czym dojeżdżać do Januszexu w którym pracuję od 4 lat, a autobus tam praktycznie nie dojeżdża. Po przyjechaniu do mechanika, próbowałem dowiedzieć się co mogę zrobić z tym fantem. Miras podsunął mi genialny pomysł: słuchaj wystaw go gdzieś na otomoto, daj krótki opis, wypisz jakąś lewą umowę i opierdol pod Kauflandem w nocy. Przyznam, że myśl sprzedania Opelka i odratowania chociaż części zainwestowanych w niego pieniędzy wydawała mi się z początku pomysłem wybitnym. Lecz z czasem uzmysłowiłem sobie, że mogę kupującego jednak zrobić w przysłowiowego chuja i mogą grozić z tego jakieś konsekwencje. Jako że nie ufam mechanikom pojechałem jeszcze do innego mechanika, w celu zweryfikowania poprzednika i jego diagnozy. Pomyślałem „a chuj, może tamten złodziej próbuje mnie naciągnąć i się zrobi jako tako na odpierdol, jakąś uszczelkę się wymieni i pojeździ”. Niestety moja optymistyczna strategia nie sprawdziła się doskonale. Ten drugi warsztat to już takie Bizancjum w Gdyni. Jak wchodzisz to jest biuro normalne, gdzie nikt nie pali szlugów. Na wejściu jest nawet ekspres do kawy dla klientów i nie ma kalendarza z gołą babą. Żeby zwróciło mi się paliwo, wypiłem 4 kawy podczas 5 minutowej rozmowy z serwisantem. Opisałem mu usterkę i pokazałem wcześniejszy pomiar kompresji. I tutaj dochodzimy do stanu krytycznego. Poprzedni Miras nie określił dokładnej kwoty naprawy, jego następca zrobił to w sposób bezlitosny: „no w tej sytuacji to trzeba silnik wyciągać, sprawdzić głowicę, tłoki…[ pi€rdolił coś po mechanikowemu] … a to koszt się zaczyna od 5 tysięcy, a może wyjść nawet 10”. Nie muszę Wam chyba mówić jak zareagowałem na tę kwotę, skoro bo Biedronki chodzę z własną siatką. Do tej pory nie mogę się pozbierać, na myśl o wydaniu takich pieniędzy na samochód warty może ze 12 tys.
Temat dotyczy naprawy samochodu. Mechanika samochodowa to jest zawsze temat, w którym zawsze mój i tak ograniczony mózg się przegrzewa. Sprawa może i nie jest skomplikowana, za to nie można jej łatwo rozwiązać. Więc proszę o pomoc zmotoryzowanych.
Nie dalej jak w zeszłym tygodniu pojechałem moim Opelkiem (Astra H 1.6. 2009r.) na wymianę cewki. Tą cewkę to już mi sygnalizował na desce chyba z pół roku, ale w Oplu musi się palić „check engine”, dosłownie ta kontrolka nie gaśnie w tym modelu. Przywykłem do niej tak bardzo, że gdy gasła zaczynałem się bać o samochód. Wracając, chciałem wymienić cewkę, już mój januszowo - żydowy instynkt pogodził się z zakupem części za 650 zł i robocizną. Co to w ogóle za ceny, za 6 i pół stówy to mam bilet metropolitalny przez kwartał. Mechanika polecił mi kumpel, nie mam swojego. Zmieniam mechaników jak gacie. Nie trawię tej profesji tak jak polityków. Mam wrażenie, że każdy próbuje mnie opierdolić. Jak widzę te spocone mordy, brudne paluchy którymi kręcą te mirkowe wąsy to dostaję migotania przedsionków. Do tego dochodzi jeszcze bezpodstawne rzucanie „kurwami”, nałogowe palenie fajek i kalendarz z gołą babą. Oczywiście, jak zapytasz o fakturę to robią się nerwowi i podnoszą cenę naprawy na oko o 23%. Podejrzewam, że te cwaniaki szczają do butli po Motul-u, a potem sprzedają to jako olej 5W30. Zawsze naprawy wychodzą drożej niż było mówione, zawsze coś znajdą albo powiedzą „o panie, kto to robił wcześniej”. No przecież oni literalnie sami obniżają branży wiarygodność.
I znowu odszedłem od tematu. Odstawiłem auto. Zasmucony myślą o wydaniu prawie tysiąca złotych, czekałem aż baba zrobi mi w domu śniadanie. Lecz wtedy dostałem SMSa od mechanika. Los jakby ze mnie zadrwił. „Ty sprawdziliśmy kompresję. Jest za niska na wszystkich czterech cylindrach. Silnik się skończył”. Poczułem kłucie w sercu i uginające się nogi. Zrozumiałem, że niedługo nie będę miał czym dojeżdżać do Januszexu w którym pracuję od 4 lat, a autobus tam praktycznie nie dojeżdża. Po przyjechaniu do mechanika, próbowałem dowiedzieć się co mogę zrobić z tym fantem. Miras podsunął mi genialny pomysł: słuchaj wystaw go gdzieś na otomoto, daj krótki opis, wypisz jakąś lewą umowę i opierdol pod Kauflandem w nocy. Przyznam, że myśl sprzedania Opelka i odratowania chociaż części zainwestowanych w niego pieniędzy wydawała mi się z początku pomysłem wybitnym. Lecz z czasem uzmysłowiłem sobie, że mogę kupującego jednak zrobić w przysłowiowego chuja i mogą grozić z tego jakieś konsekwencje. Jako że nie ufam mechanikom pojechałem jeszcze do innego mechanika, w celu zweryfikowania poprzednika i jego diagnozy. Pomyślałem „a chuj, może tamten złodziej próbuje mnie naciągnąć i się zrobi jako tako na odpierdol, jakąś uszczelkę się wymieni i pojeździ”. Niestety moja optymistyczna strategia nie sprawdziła się doskonale. Ten drugi warsztat to już takie Bizancjum w Gdyni. Jak wchodzisz to jest biuro normalne, gdzie nikt nie pali szlugów. Na wejściu jest nawet ekspres do kawy dla klientów i nie ma kalendarza z gołą babą. Żeby zwróciło mi się paliwo, wypiłem 4 kawy podczas 5 minutowej rozmowy z serwisantem. Opisałem mu usterkę i pokazałem wcześniejszy pomiar kompresji. I tutaj dochodzimy do stanu krytycznego. Poprzedni Miras nie określił dokładnej kwoty naprawy, jego następca zrobił to w sposób bezlitosny: „no w tej sytuacji to trzeba silnik wyciągać, sprawdzić głowicę, tłoki…[ pi€rdolił coś po mechanikowemu] … a to koszt się zaczyna od 5 tysięcy, a może wyjść nawet 10”. Nie muszę Wam chyba mówić jak zareagowałem na tę kwotę, skoro bo Biedronki chodzę z własną siatką. Do tej pory nie mogę się pozbierać, na myśl o wydaniu takich pieniędzy na samochód warty może ze 12 tys.
Stąd dochodzimy do sedna, mianowicie: co w takiej sytuacji zrobić?
Osobowość janusza podpowiada, żeby opierdolić parzący problem jakiemuś frajerowi pod Kauflandem, zmienić numer, przefarbować włosy i zamieszkać w Radomiu. Jednak co jeśli to ja bym był po drugiej stronie? Może zachować się jak biały człowiek i znaleźć rozwiązanie?
A już tak poważnie:
Kompresja wynosi od 8,5 do 9 barów na każdym z cylindrów. Przebieg 299.000. Remont generalny silnika rzeczywiście to jest koszt rzędu 5-8/9 tysięcy.
Jak długo pojeździ mi po takim remoncie? Inne elementy auta w normie.
Czy mogę w trakcie gry się wycofać? Np. w momencie kiedy dostanę info, że to będzie jednak 9 tysięcy?
Robić, nie robić?
Żegnajcie przyjaciele, czekam na odpowiedź od zmotoryzowanych!
Osobowość janusza podpowiada, żeby opierdolić parzący problem jakiemuś frajerowi pod Kauflandem, zmienić numer, przefarbować włosy i zamieszkać w Radomiu. Jednak co jeśli to ja bym był po drugiej stronie? Może zachować się jak biały człowiek i znaleźć rozwiązanie?
A już tak poważnie:
Kompresja wynosi od 8,5 do 9 barów na każdym z cylindrów. Przebieg 299.000. Remont generalny silnika rzeczywiście to jest koszt rzędu 5-8/9 tysięcy.
Jak długo pojeździ mi po takim remoncie? Inne elementy auta w normie.
Czy mogę w trakcie gry się wycofać? Np. w momencie kiedy dostanę info, że to będzie jednak 9 tysięcy?
Robić, nie robić?
Żegnajcie przyjaciele, czekam na odpowiedź od zmotoryzowanych!