Rzecki chad. Tak mi się przypomniał ten dialog z "Lalki" w związku z wiadomym.
Wiedza
7 m
2
— Kogo oni tam znajdą, a choćby znaleźli, komu zaufają, jeżeli nie Żydom!… A Żydzi na serio myślą o tym interesie. Nie ma dnia, ażeby nie odwiedził mnie Szuman albo Szlangbaum, a każdy namawia, ażebym ja po tobie prowadził spółkę…
— Właściwie ty ją dziś prowadzisz.
Rzecki machnął ręką.
— Twoimi pomysłami i pieniędzmi! — odparł. — Ale mniejsza… Z tego widzę, że Szuman należy do jednej partii, a Szlangbaum do drugiej i że potrzebują sztromanów… Przede mną jeden na drugiego wiesza psy, ale wczoraj słyszałem, że obie partie już mają się porozumieć.
— Mądrzy! — szepnął Wokulski.
— Ale ja do nich straciłem serce — odparł Rzecki. — Jestem przecie stary kupiec i mówię ci, że u nich wszystko stoi na bladze, szacherce i tandecie.
— Nie bardzo im wymyślaj — wtrącił Wokulski — boć to przecie my ich wyhodowaliśmy…
— Nie my!… — zawołał gniewnie Rzecki — oni wszędzie tacy… Gdziekolwiek ich spotkałem: w Peszcie, Konstantynopolu, w Paryżu i w Londynie, zawsze widziałem jedną zasadę: dawać jak najmniej, a brać jak najwięcej, tak we względzie materialnym, jak
i w moralnym… Blichtr… zawsze blichtr!…
Wokulski zaczął chodzić po pokoju.
— Szuman miał rację — rzekł — że wzrasta do nich niechęć, kiedy nawet ty…
— Ja nie jestem niechętny… Ja już schodzę z pola… Ale spojrzyj tylko, co się tu dzieje?… Gdzie oni nie włażą, gdzie nie otwierają sklepów, do czego nie wyciągają rąk?… A każdy, byle zajął jakie stanowisko, prowadzi za sobą cały legion swoich, bynajmniej nie
lepszych od nas, nawet gorszych.
— Właściwie ty ją dziś prowadzisz.
Rzecki machnął ręką.
— Twoimi pomysłami i pieniędzmi! — odparł. — Ale mniejsza… Z tego widzę, że Szuman należy do jednej partii, a Szlangbaum do drugiej i że potrzebują sztromanów… Przede mną jeden na drugiego wiesza psy, ale wczoraj słyszałem, że obie partie już mają się porozumieć.
— Mądrzy! — szepnął Wokulski.
— Ale ja do nich straciłem serce — odparł Rzecki. — Jestem przecie stary kupiec i mówię ci, że u nich wszystko stoi na bladze, szacherce i tandecie.
— Nie bardzo im wymyślaj — wtrącił Wokulski — boć to przecie my ich wyhodowaliśmy…
— Nie my!… — zawołał gniewnie Rzecki — oni wszędzie tacy… Gdziekolwiek ich spotkałem: w Peszcie, Konstantynopolu, w Paryżu i w Londynie, zawsze widziałem jedną zasadę: dawać jak najmniej, a brać jak najwięcej, tak we względzie materialnym, jak
i w moralnym… Blichtr… zawsze blichtr!…
Wokulski zaczął chodzić po pokoju.
— Szuman miał rację — rzekł — że wzrasta do nich niechęć, kiedy nawet ty…
— Ja nie jestem niechętny… Ja już schodzę z pola… Ale spojrzyj tylko, co się tu dzieje?… Gdzie oni nie włażą, gdzie nie otwierają sklepów, do czego nie wyciągają rąk?… A każdy, byle zajął jakie stanowisko, prowadzi za sobą cały legion swoich, bynajmniej nie
lepszych od nas, nawet gorszych.