DZIENNIK ZDRADZONEGO MĘŻCZYZNY - dzień 2 - boli i wkurwia

33
uwaga techniczna: to jest część 3, więc czytaj to chyba po ludzku czyli od 1, która jest gdzieś poniżej. Nie mogłem tego dodać, bo... kurwa internet mi wyłączyło. No kurwa. Świat się wali, Kobieta odchodzi, a mi neta wyłączają... Ja pierdole. Co za życie.... Ja pierdole!


3/3
Za chwilę to wszystko ucichnie. W tle płynie mi muzyka z „Gladiatora”. Ostatnio katowałem się tym jak miałem okazję. Czyli jednak wchodzi białorycerzenie… Zaraz Ona wyjdzie, wyjedzie, zamknę za Nią bramę i… to ciekawe. Czy to wszystko było rzeczywiście po raz ostatni? Wczoraj ostatni pocałunek na PKP na powitanie... Ostatnia poranna kawa... Ostatnie kurwa sam nie wiem, co… No ale po tym wszystkim chyba nie ma innej opcji. Czyli jest tak, jak śpiewała jakaś babeczka, że „Niebo było różowe. A więc tak wygląda nasz koniec”. A pewnie nie uwierzycie, że kiedy Ona dostała raka piersi dwa lata temu, to właśnie tę piosenkę w radiu męczyli cały dzień. Więc ja sam na wsi jebię cały dzień i na odległość dowiaduję się, że Moja Księżniczka ma raka piersi, a tu na zmianę napierdala "nasz koniec” i ta pojebana Sanah ze swoją „nadzieja umiera ostatnia”. Naprawdę mnie to wtedy dojebało - budziłem się w nocy, w upał, sam, a we łbie napierdala Sanah, że ta nadzieja umiera ostatnia... No kurwa, nie polecam. Ale rak to temat na inną opowieść. Nie na teraz. Przeszliśmy go. Razem. Jak wszystko. A może właśnie nie. A może tak jak rak toczy ciało, tak jakieś nowotworowe myśli toczą duszę i serce… Opowiem o tym kiedyś. Ale już chyba rozumiecie, że to naprawdę nie jest przapadek z cyklu: to zwykła kurwa była, co ją swędziało tu i tam…

Kurwa. To słowo padnie tu często. Tak jak w moich myślach pada. Ale muszę przyznać, że wcale nie czuję satysfakcji, kiedy mi się ulewa na Nią. Z jednej strony chciałbym szanować Ją jako osobę, która dzieliła ze mną pół mojego życia i było to wspaniałe życie, a z drugiej… jak tu nazwać w prostym, żołnierskim języku to, co mnie spotkało? No jak? Nie da się chyba inaczej. A może po prostu na tym etapie nie mogę. Ale wstyd mi za każdą złą myśl w Jej kierunku. Tak po ludzku.

Więc jakbyś nie próbował, to albo wchodzisz w rolę tępego chuja, albo białorycerza. A każda z tych opcji sprowadza mnie do roli atencjusza… Tak to jest: Ty walczysz o życie, a ktoś Ci powie, że odpierdalasz teatr. I może mieć rację. Kurwa. Łatwo nie jest, ale jebać to.

Alkohol. Od razu wyjaśniam: to, że piszę nieskładnie, to że mieszam, że robie pętle to nie jest wina alkoholu. Tak jak pisałem: straciłem już kiedyś Brata, a potem stracilem matkę pierwszego Mojego Syna. Z wszystkich pojebanych rzeczy jakie mam w głowie, to zasada, że „nigdy alkoholu jak masz takie problemy” jest chyba najważniejsza. Oczywiście, nie mam gwarancji, że się nie złamię, ale akurat w tym wypadku wierzę w siebie. Dałem, rady kiedyś, to i teraz muszę dać. Muszę.

Odjebka. Chyba nie wchodzi grę. Oczywiście, nie żebym w nocy nie fantazjował, żeby się to wszystko skończyło, ale… patrz akapit wyżej: straciłem Brata kiedyś. Obiecałem Rodzicom, że ich pochowam. Nie mogę zawieść Swoich Rodziców i chuj. Nie mogę. Więc nie, nie odjebię się. Nie myślę o tym. Raczej nie. Chuj zresztą wie, jak to będzie…

Słyszę, że walizka już szura. Idę pomóc Mojej Księżniczce zakończyć ten rozdział naszego życia. Kurwa, nie jest łatwo. Nie jest. Ale chuj - moich łez nie zobaczy. Pierdolę. Wiem, że to bez sensu, bo po 20 latach widzieliśmy u siebie wszystko. Ale muszę sobie założyć jakiś gorset usztywniający. Bo właśnie straciłem oparcie. Muszę więc trzymać się. Siebie. Odezwę się.
0.04631495475769