Tylko wyrzucam z siebie emocje...
Dyskusje ogólne
1 m
76
kurwa zjebałem prawie 3 miesiące starań o kobietę na której bardzo mi zależało i nie potrafię się teraz pozbierać...
straciłem kobietę dzięki której byłem szczęśliwy, która sprawiała że świat był dla mnie kolorowy, z którą świetnie się dogadywałem, przy której czułem się swobodnie jak z nikim innym
teraz od tygodnia nie potrafię dojść do siebie oraz pogodzić się z tym, że to już tylko przeszłość
miała ona dobre serce, była rodzinna, troskliwa, piękna, wykształcona, zabawna, interesowała się tym co u mnie, rozmawiała ze mną na każdy temat, nawet sama za siebie płaciła i niczego nie wymagała, byłem przy niej szczęśliwy i każdego dnia coraz bardziej czułem że trafiłem w dziesiątkę, dziękowałem za to
jak jeszcze 3 miesiące temu przez większość czasu byłem zajęty pracą i siedzeniem przed kompem grając w DayZ, tak dzięki niej od lipca zacząłem biegać, chodzić na spacery, pływać, jeździć na dalekie przejażdżki samochodem, śmiałem się, zacząłem okazywać uczucia i miałem pełno pozytywnej energii, ogólnie więcej czasu spędzałem poza domem niż w nim, dom nagle stał się tylko miejscem do spania, nawet na kompa nie wchodziłem
nigdy z nikim nie byłem, poznałem ją całkowitym przypadkiem, otworzyłem przed nią całe swoje serce i zamiast stopniowo okazywać jej uczucia, to w pewnym momencie nagle wszystko ze mnie wyleciało, a było to wtedy kiedy zobaczyłem od niej pierwszego szczerego buziaka
wtedy zaczałem wysyłać jej codziennie słodkie głosówki i słodkie wiadomości, przez jakiś czas było fajnie, doceniała to, ale ja sam z dnia na dzień trochę za bardzo na nią naciskałem i chciałem aby większość czasu spędzała ze mną, kiedy nie odpisywała mi przez kilka godzin, to już do niej wysyłałem wiadomość w stylu "czy coś się stało"... teraz z perspektywy czasu widzę jakie to było głupie
panowie, jak Wam na jakiejś kobiecie szczerze zależy, to nie najciskajcie na nią, nie zasypujcie jej wiadomościami i dajcie jej trochę przestrzeni..., ja miałem klapki na oczach, byłem zakochany po uszy, emocje wzięły górę i zjebałem, po całości zjebałem
teraz nie potrafię przestać o niej myśleć, każda rzecz mi o niej przypomina, każda piosenka, każde jedzenie, każda przejażdżka samochodem, każdy zapach..., dziwnie się czuję kiedy wchodzę na messengera i widzę ją na zielono, ale już bez żadnej wiadomości, ta cisza jest dołująca, na nic nie mam ochoty, nie potrafię skupić się na żadnej rzeczy, nic nie sprawia mi już radości, zacząłem olewać pracę i aktywność fizyczną
kiedy widzę że nagle przybywa jej męskich znajomych na fb to czuję ogromny ból w sercu i z oczu wypływa mi wiadro łez..., bo wiem, że teraz zaczęła szukać kogoś na moje miejsce...
każda moja myśl o niej kończy się płaczem, pojawia się u mnie nostalgia i wyrzuty sumienia, chciałbym wrócić do tego, co było wcześniej i jak cudownie się przy sobie czuliśmy, brakuje mi jej towarzystwa, jej głosu, jej uśmiechu i jej szczerego ciepła
chciałbym naprawić swoje zachowanie, dałbym jej teraz przestrzeń, bym na nią nie naciskał, ale wiem że nie będzie mi to już dane
pamiętam wyraźnie każdy dzień spędzony razem, pamiętam początki naszego poznawania, pamiętam jak byłem przy niej za dnia i w nocy, towarzyszłem jej wiadomościami w trakcie jej pracy, kiedy poleciała daleko za ocean na wakacje, to sam przestawiłem swój zegar biologiczny i po nocach rozmawiałem z nią w jej wolnych chwilach, kiedy nagle trafiła do szpitala, to codziennie się o nią troszczyłem, byłem przy niej i modliłem się o jej powrót do zdrowia
dzięki niej udało mi się wrócić do Boga i zacząć codziennie się modlić, dzięki niej zacząłem dostrzegać, że życie może być piękne
poprosiłem ją o drugą szansę i obiecałem poprawę, ale sama dobrze stwierdziła, że to przecież nic nie da, bo w głowie ciągle będę miał podobne myśli... i że możemy zostać co najwyżej tylko znajomymi oraz utrzymać stosunki tylko koleżeńskie
wypierdalam, musiałem to z siebie wyrzucić, bo sam nie mam przed kim się otworzyć i tylko dzida mi to umożliwia
straciłem kobietę dzięki której byłem szczęśliwy, która sprawiała że świat był dla mnie kolorowy, z którą świetnie się dogadywałem, przy której czułem się swobodnie jak z nikim innym
teraz od tygodnia nie potrafię dojść do siebie oraz pogodzić się z tym, że to już tylko przeszłość
miała ona dobre serce, była rodzinna, troskliwa, piękna, wykształcona, zabawna, interesowała się tym co u mnie, rozmawiała ze mną na każdy temat, nawet sama za siebie płaciła i niczego nie wymagała, byłem przy niej szczęśliwy i każdego dnia coraz bardziej czułem że trafiłem w dziesiątkę, dziękowałem za to
jak jeszcze 3 miesiące temu przez większość czasu byłem zajęty pracą i siedzeniem przed kompem grając w DayZ, tak dzięki niej od lipca zacząłem biegać, chodzić na spacery, pływać, jeździć na dalekie przejażdżki samochodem, śmiałem się, zacząłem okazywać uczucia i miałem pełno pozytywnej energii, ogólnie więcej czasu spędzałem poza domem niż w nim, dom nagle stał się tylko miejscem do spania, nawet na kompa nie wchodziłem
nigdy z nikim nie byłem, poznałem ją całkowitym przypadkiem, otworzyłem przed nią całe swoje serce i zamiast stopniowo okazywać jej uczucia, to w pewnym momencie nagle wszystko ze mnie wyleciało, a było to wtedy kiedy zobaczyłem od niej pierwszego szczerego buziaka
wtedy zaczałem wysyłać jej codziennie słodkie głosówki i słodkie wiadomości, przez jakiś czas było fajnie, doceniała to, ale ja sam z dnia na dzień trochę za bardzo na nią naciskałem i chciałem aby większość czasu spędzała ze mną, kiedy nie odpisywała mi przez kilka godzin, to już do niej wysyłałem wiadomość w stylu "czy coś się stało"... teraz z perspektywy czasu widzę jakie to było głupie
panowie, jak Wam na jakiejś kobiecie szczerze zależy, to nie najciskajcie na nią, nie zasypujcie jej wiadomościami i dajcie jej trochę przestrzeni..., ja miałem klapki na oczach, byłem zakochany po uszy, emocje wzięły górę i zjebałem, po całości zjebałem
teraz nie potrafię przestać o niej myśleć, każda rzecz mi o niej przypomina, każda piosenka, każde jedzenie, każda przejażdżka samochodem, każdy zapach..., dziwnie się czuję kiedy wchodzę na messengera i widzę ją na zielono, ale już bez żadnej wiadomości, ta cisza jest dołująca, na nic nie mam ochoty, nie potrafię skupić się na żadnej rzeczy, nic nie sprawia mi już radości, zacząłem olewać pracę i aktywność fizyczną
kiedy widzę że nagle przybywa jej męskich znajomych na fb to czuję ogromny ból w sercu i z oczu wypływa mi wiadro łez..., bo wiem, że teraz zaczęła szukać kogoś na moje miejsce...
każda moja myśl o niej kończy się płaczem, pojawia się u mnie nostalgia i wyrzuty sumienia, chciałbym wrócić do tego, co było wcześniej i jak cudownie się przy sobie czuliśmy, brakuje mi jej towarzystwa, jej głosu, jej uśmiechu i jej szczerego ciepła
chciałbym naprawić swoje zachowanie, dałbym jej teraz przestrzeń, bym na nią nie naciskał, ale wiem że nie będzie mi to już dane
pamiętam wyraźnie każdy dzień spędzony razem, pamiętam początki naszego poznawania, pamiętam jak byłem przy niej za dnia i w nocy, towarzyszłem jej wiadomościami w trakcie jej pracy, kiedy poleciała daleko za ocean na wakacje, to sam przestawiłem swój zegar biologiczny i po nocach rozmawiałem z nią w jej wolnych chwilach, kiedy nagle trafiła do szpitala, to codziennie się o nią troszczyłem, byłem przy niej i modliłem się o jej powrót do zdrowia
dzięki niej udało mi się wrócić do Boga i zacząć codziennie się modlić, dzięki niej zacząłem dostrzegać, że życie może być piękne
poprosiłem ją o drugą szansę i obiecałem poprawę, ale sama dobrze stwierdziła, że to przecież nic nie da, bo w głowie ciągle będę miał podobne myśli... i że możemy zostać co najwyżej tylko znajomymi oraz utrzymać stosunki tylko koleżeńskie
wypierdalam, musiałem to z siebie wyrzucić, bo sam nie mam przed kim się otworzyć i tylko dzida mi to umożliwia