Paczcie, jestę rzołnierkom.
Humor
2 t
12
Kilka dni temu rozmawiałem z moim kolegą żołnierzem i opowiedział mi to i owo, o kobietach w służbie wojskowej w tzw. terenie.
Historia nr1:
Kilkudniowe wiosenne, nocne wyjście w teren.
Zadanie: Przygotować niezbędne rzeczy z uwzględnieniem zadania, terenu, pogody w dzień i w nocy, przygotowany zestaw ma zawierać tylko niezbędne rzeczy itp. Jedna z trzech Pań przygotowała dla siebie dosyć skromne wyposażenie. Małokaloryczne jedzenie, odzież głównie z uwzględnieniem wczesnowiosennych dni. Rady kolegów i koleżanek do niej nie trafiały. Dowódca widząc to, tylko dopytał, czy jest pewna tego co robi? Oczywiście, że jest. No to wyruszamy.
Efekt1: Połowa grupy musiała oddać coś ze swojego wyposażenia i prowiantu, by dziewczyna się w nocy nie wyziębiła i nie padła z braku niewystarczających kalorii. Efekt2: Grupa wkurwiona, nie mogli skupić się w pełni na zadaniu bo mieli osobę, która wymagała dodatkowej uwagi i opieki. Pani oczywiście nie rozumiała, że zjebała sprawę, bo według niej, grupa powinna wspierać słabszych.
Efekt3: Lekcja odebrana.
Historia nr2 (ale inna grupa): Nocne ćwiczenia.
Zadanie: Utrzymać swój obóz i bronić go przed drugą grupą, której zadaniem jest go odszukać i zdobyć.
No i się zaczyna, wyznaczenie wart z zastrzeżeniem: Zero zbędnego kontaktu, zero źródeł światła, meldowanie się co określony czas itp.
Po kilku godzinach, przeciwnicy wchodzą do obozu jak do siebie, prowadząc Panią, która miała wrtę. Co się odjebało: A no Pani się nudziło i postanowiła przycupnąć i... Przeglądać swój telefon, chcichocząc do siebie. Nie miała też problemu z odpowiadaniem na pytania "wroga" i to Ona zaprowadziła ich do obozu.
Jego podsumowanie było takie: Kobiety są potrzebne w wojsku, bo lepiej ogarniają administrację, mają inny punkt patrzenia niż mężczyźni, co pozwala znaleźć więcej rozwiązań na konkretny temat, ale promil z nich nadaje się do tarzania w terenie.
Dobrym przykładem jest to, że nie ma żadnej grupy bojowej, zbudowanej z samych kobiet. Nie mówimy tutaj o tych propagandowych wydmuszkach.
Historia nr1:
Kilkudniowe wiosenne, nocne wyjście w teren.
Zadanie: Przygotować niezbędne rzeczy z uwzględnieniem zadania, terenu, pogody w dzień i w nocy, przygotowany zestaw ma zawierać tylko niezbędne rzeczy itp. Jedna z trzech Pań przygotowała dla siebie dosyć skromne wyposażenie. Małokaloryczne jedzenie, odzież głównie z uwzględnieniem wczesnowiosennych dni. Rady kolegów i koleżanek do niej nie trafiały. Dowódca widząc to, tylko dopytał, czy jest pewna tego co robi? Oczywiście, że jest. No to wyruszamy.
Efekt1: Połowa grupy musiała oddać coś ze swojego wyposażenia i prowiantu, by dziewczyna się w nocy nie wyziębiła i nie padła z braku niewystarczających kalorii. Efekt2: Grupa wkurwiona, nie mogli skupić się w pełni na zadaniu bo mieli osobę, która wymagała dodatkowej uwagi i opieki. Pani oczywiście nie rozumiała, że zjebała sprawę, bo według niej, grupa powinna wspierać słabszych.
Efekt3: Lekcja odebrana.
Historia nr2 (ale inna grupa): Nocne ćwiczenia.
Zadanie: Utrzymać swój obóz i bronić go przed drugą grupą, której zadaniem jest go odszukać i zdobyć.
No i się zaczyna, wyznaczenie wart z zastrzeżeniem: Zero zbędnego kontaktu, zero źródeł światła, meldowanie się co określony czas itp.
Po kilku godzinach, przeciwnicy wchodzą do obozu jak do siebie, prowadząc Panią, która miała wrtę. Co się odjebało: A no Pani się nudziło i postanowiła przycupnąć i... Przeglądać swój telefon, chcichocząc do siebie. Nie miała też problemu z odpowiadaniem na pytania "wroga" i to Ona zaprowadziła ich do obozu.
Jego podsumowanie było takie: Kobiety są potrzebne w wojsku, bo lepiej ogarniają administrację, mają inny punkt patrzenia niż mężczyźni, co pozwala znaleźć więcej rozwiązań na konkretny temat, ale promil z nich nadaje się do tarzania w terenie.
Dobrym przykładem jest to, że nie ma żadnej grupy bojowej, zbudowanej z samych kobiet. Nie mówimy tutaj o tych propagandowych wydmuszkach.