Dziekanat 4

1
Byłem legitymacją studencką – wyjątkową, bo przetrwałem niejedną przygodę w torbie mojego właściciela, Michała. Dziś jednak, gdy wylądowałem głęboko w kieszeni kurtki, poczułem, że ten dzień nie będzie taki zwyczajny. Michał stał już od dobrej godziny w kolejce do dziekanatu, która rosła z minuty na minutę, bo nikt nie wychodził, by przyjąć dokumenty czy odpowiedzieć na choć jedno pytanie.

Na dworze lało jak z cebra, więc każdy kolejny student wchodzący do budynku zostawiał za sobą ślad błota. Chłodne, wilgotne powietrze mieszało się z zapachem przemoczonych kurtek i parasoli. Brudna podłoga cicho skrzypiała pod ciężarem zmęczonych butów. W końcu Michał dotarł na szczyt kolejki i stanął przed drzwiami do dziekanatu. Zerknąłem przez szparę kieszeni i dostrzegłem panią z dziekanatu, popijającą kawę w towarzystwie kuriera, który najwyraźniej poczuł się tam jak u siebie. Rozmowa szła tak dobrze, że pani ani myślała odbierać dzwoniący telefon, który wibrował na biurku obok sterty dokumentów. Mieliśmy szczęście, jeśli ten kurier przyszedł tylko na kawę, a nie po coś innego.

Nagle Michał westchnął i wyjął mnie z kieszeni. Zauważyłem jego zmęczony wzrok, gdy na mnie patrzył. Wyglądał, jakby powoli tracił nadzieję, że ta misja zakończy się sukcesem. Dzwonek telefonu cichł, a za oknem szum deszczu stał się jedynym dźwiękiem. Michał przypomniał sobie, że potrzebuje wydrukować ważny dokument na szybko – coś, co pani z dziekanatu obiecała mu przygotować już tydzień temu. Jednak nagle wyszło na jaw, że skończył się żółty tusz, przez co każdy wydruk wyglądał, jakby przegapił promienie słońca i odcienie życia.

Przez chwilę zastanawiałem się, ile jeszcze cierpliwości Michał będzie w stanie z siebie wykrzesać, stojąc w tym absurdzie. Czułem jego frustrację, niemal pulsującą na powierzchni mojego plastiku. W końcu, z westchnieniem, Michał wsunął mnie z powrotem do kieszeni i, zrezygnowany, postanowił wrócić jutro – w nadziei, że wtedy pani z dziekanatu skończy kawę, drukarka odzyska kolory, a na podłodze nie będzie tyle błota.
KONIEC
0.045402050018311