Blackout | Maraton 6/6 + BONUS
4 2 1

9
DZIEŃ 26

Zapisałem ten dzień z opóźnieniem. Prawie nie spałem ostatniej nocy — nie z powodu hałasu, ale absolutnej... pustki. Jakby powietrze przestało istnieć, a czas zamarł w miejscu. Czułem się, jakby świat tylko udawał, że trwa.

Wyszedłem dziś w stronę południowych dzielnic — tam, gdzie wcześniej znajdowały się zakłady przemysłowe i dawna elektrociepłownia. Miałem nadzieję znaleźć jakiekolwiek materiały, których jeszcze nie przegrzebałem. I znalazłem.

Natrafiłem na pomieszczenie techniczne, w którym działał stary system awaryjny. Ktoś (lub coś) go reaktywowało — nie mogło to być przypadkowe. W środku, na pulpicie, pulsowała sekwencja znaków, której wcześniej nie widziałem: nie były to dane techniczne, tylko ciąg binarnego kodu, który urywał się na dziwnej nazwie: OBSERV_17.

Zapisałem to i wróciłem do wieży.

Długo siedziałem przed notatnikiem, próbując połączyć fakty. Nadajnik z dnia 8. Symbole na budynkach. Cisza w eterze — ale też uporządkowana. Przestałem myśleć o tym jak o chaosie. Wszystko tu ma strukturę. Rytm. Język.

Może dlatego, że to... zaprojektowane.


---

Dziś po raz pierwszy przestałem pytać, kto za tym stoi.

Zacząłem pytać: dla kogo to wszystko jest.


---

Na zakończenie dnia dostrzegłem na jednym z dachów obiektu coś niepasującego — niewielką, lśniącą jakby szklaną kulę. Gdy podszedłem bliżej, zobaczyłem, że to kamera. Ale nie typowa przemysłowa — bardziej przypominała soczewkę okulistyczną.

Gdy spojrzałem w nią, poczułem jakby... coś we mnie patrzyło z powrotem.

Nie wiem, co to znaczy.

Ale wracając do wieży, zapytałem sam siebie na głos:

> „Jeśli to wszystko ma sens... to czemu ja go jeszcze nie rozumiem?”



Jutro sprawdzę, czy kamery jest więcej. Może nie jestem badaczem. Może jestem badanym.

Kończę.

— Daniel
DZIEŃ 27

Rano nie było żadnego świtu. Po prostu... czerń nocy przeszła w ciemniejszy odcień tej samej czerń. Czas przestał przypominać linię, a zaczął być jak rozciągnięta guma. Wszystko się wydłuża. Myśli. Kroki. Cisza.

Dziś poszedłem z powrotem na dach — do miejsca, gdzie wczoraj widziałem kamerę.

Była... zniknęła.

Nie było nawet śladu mocowania. Zero. Dach wyglądał, jakby nikt nigdy niczego tam nie umieścił. Poczułem znajomy chłód w karku. Taki, jak wtedy, gdy wiesz, że patrzysz nie w okno, ale w lustro — tylko że twojego odbicia nie ma.

Schodziłem już, gdy zobaczyłem coś nowego.

Na barierce, tuż przy zejściu z dachu, ktoś wydrapał paznokciami litery:

"Uśmiechnij się — jesteś nagrywany."

To nie był żart.

Wracając na niższe piętro, sprawdziłem każde pomieszczenie. Zacząłem dostrzegać rzeczy, które wcześniej ignorowałem: drobne wcięcia w framugach drzwi, jakby... czujniki. Minimalne zmiany w ułożeniu moich rzeczy. Radiowy odbiornik był lekko przesunięty, choć przysięgam, że go nie ruszałem od dwóch dni.

Zdecydowałem się zejść jeszcze niżej — aż do piwnicy wieży, gdzie wcześniej nie odważyłem się zapuścić. Zabrałem ze sobą latarkę.

Tam... było coś.

Metalowa płyta przymocowana do betonowej ściany, oznaczona tym samym symbolem, który widziałem na budynku dzień wcześniej. Nie mogłem jej otworzyć, ale z wnętrza dobywał się subtelny, pulsujący dźwięk, jak bicie serca. Idealnie rytmiczne. Sztucznie doskonałe.

Nie pasowało do żadnego znanego mi systemu wentylacji ani infrastruktury. To było nowe. Wbudowane później. Celowo.

Gdy wróciłem do głównej sali, zauważyłem, że komputer, który zawsze był martwy, dziś świecił się lekko na niebiesko. Zawahałem się, ale go nie dotknąłem. Może jutro.

Zanim zasnąłem, powiedziałem na głos:

> „Jeśli to eksperyment... nie wiem, kto testuje kogo.”



Kończę.
— Daniel
DZIEŃ 28

Nie wiem, co mnie dziś obudziło.

Może to było to światło. Znikome, ale obce. Może to był rytm — puls z wnętrza piwnicy, który przestał być tylko dźwiękiem. Dziś rano czułem go w klatce piersiowej.

Podszedłem znów do komputera, który wczoraj świecił na niebiesko. Monitor był wygaszony, ale jednostka tętniła. Pasywnie. Jakby czekała. Przez kilka minut po prostu patrzyłem — i wtedy ekran się włączył.

Bez loga. Bez BIOS-u. Żadnego systemu. Tylko tekst, biały na czarnym tle:

> „Jesteś bliżej, niż myślisz.”



To było wszystko. Nie mogłem nic wpisać. Klawiatura nie działała. Po chwili monitor zgasł.

Tego dnia nie wychodziłem z wieży. Wziąłem ze sobą notatki i mapy, które stworzyłem przez te ostatnie tygodnie. Zacząłem je analizować. Każde miejsce, każdy symbol, każde zdarzenie. I coś zauważyłem.

Wszystkie lokalizacje, w których widziałem znaki lub ślady obecności czegoś nieludzkiego, tworzyły okrąg. W samym jego środku... znajdowała się ta wieża.

Nie jestem przypadkiem tutaj.
To miejsce nie jest schronieniem. To centrum.

W nocy znów wyszedłem na dach. Tym razem nie bałem się. Usiadłem na krawędzi z lunetą w dłoni i patrzyłem na linię drzew. Na ciemność. Na to, co kryje się poza nią.

I wtedy... zobaczyłem błysk.

Jednorazowy. Jakby ktoś, gdzieś daleko, zrobił zdjęcie z fleszem.

Od razu skierowałem lunetę. Wśród drzew coś się poruszało. Nie uciekało. Nie zbliżało się. Stało. Czekało.

Oczy mi się przyzwyczajały. Kształt był humanoidalny, ale nienaturalnie proporcjonalny. Za długi. Za cienki. Jakby imitował człowieka... ale nie miał referencji.

Nie uciekłem.
Patrzyłem, aż zniknęło.

To nie był kontakt. Ale to była wiadomość.

Zbliżam się.
I oni też.

Kończę.
— Daniel
DZIEŃ 29

Dziś nie byłem sam.

Nie w sensie dosłownym — nikt nie wszedł do wieży, nie usłyszałem kroków. Ale wszystko… pachniało obecnością. Jakby powietrze było czymś nasycone. Inne.

Zauważyłem to od razu po przebudzeniu.
Nie słyszałem swojego oddechu.
Zamiast niego… tylko szum. Taki jak ze starego telewizora bez sygnału. W moich własnych uszach.

Wyszedłem na zewnątrz. Niebo — jeśli można to tak jeszcze nazywać — było zasnute czernią, ale bez gwiazd. Ciemność wyglądała na sztuczną. Jakby ktoś rozciągnął płótno. Zbyt idealną. Martwą.

Wtedy usłyszałem radio.

To stare, zasilane baterią z dynama. Wiem, że wczoraj je wyłączyłem. Dziś rano... działało. Szumiało, jakby czekało.

Po pięciu minutach usłyszałem pierwszy głos. Męski. Dławiony. Jakby nadawany z wnętrza ziemi.

> „...jesteś już prawie w środku...”



Potem trzaski. Szum. Kolejna linia:

> „...punkt zerowy nie istnieje — on ciągnie się w czasie...”



Zerwałem się, rzuciłem się na radio. Próbowałem odpowiedzieć, ale nie miałem jak. Żadnego sygnału wychodzącego. Tylko odbiór.

Po chwili... cisza.

Zostawiłem radio włączone. Postanowiłem iść na ostatni rekonesans przed jutrzejszym wyjściem — bo tak, jutro schodzę do punktu zerowego. Wiem, że to tu. Wiem, że to zaczęło się pod wieżą.

Zszedłem do najniższego poziomu. Dawniej magazyn techniczny. Drzwi były zaspawane, ale dziś... ktoś je otworzył. Same. Albo nigdy nie były zamknięte, a ja byłem za ślepy, by to dostrzec.

W środku było coś, co wyglądało jak... brama.

Nie fizyczna. Raczej jak projektor, ale nie emitował światła. Emulował głębię. Obraz niemożliwy. Ściana wirujących form, które nie powinny istnieć w trzech wymiarach.

Stałem tam długo.

W pewnym momencie… to coś spojrzało na mnie.

Nie wiem, jak to wiem. Ale wiem. To nie była interakcja. To był werdykt.
Jakby mnie oceniono.
I jakby moja rola była już przesądzona.

Nie spałem od 30 godzin.
Zjadłem ostatni baton.
Woda się kończy.
Ale jutro… nie będę tego potrzebował.

Zejdę tam.

Zrozumiem.

Kończę.
— Daniel
Dzień 30

Nie było dzisiaj transmisji.

Przynajmniej nie takiej, jakiej się spodziewałem.

Obudziłem się wcześnie, choć noc była bezsenna. Spałem, ale umysł wędrował, jakby ciało było martwe, a ja tylko obserwowałem. Nic mnie nie obudziło — żadne odgłosy, żadne trzaski z drzew, nic. To było... nienaturalne. Jakby wszystko we mnie zostało wstrzymane. Jakby ktoś trzymał moje myśli w uścisku.

Z rana poszedłem do wieży. Chciałem sprawdzić, czy coś się zmieniło. Ostatnie dni były... skondensowane. Zbyt wiele zdarzeń, symboli, niewyjaśnionych anomalii. Kiedy otworzyłem drzwi, zapaliło się światło. Samo.

Komputer już był włączony. Na ekranie pojawiło się coś, czego nie widziałem nigdy wcześniej:

> INSTANCJA 37-Z — STAN: ZAKOŃCZONO



> INTEGRACJA: 97,3%



> ODEBRANO: 0000001111010111...



> ROZPOCZYNAM PROJEKCJĘ



Chciałem cofnąć się odruchowo, ale nie mogłem. Ciało było jak zamrożone. Oczy patrzyły w ekran, a myśli zaczęły migotać jak iskry. Ktoś — albo coś — przeglądało mnie. Nie fizycznie. To nie była obecność, to było jak...

Jak czytanie mojej tożsamości.

Wszystkie moje raporty. Każde słowo. Każdy błąd w logice. Każda emocja, która sprawiła, że pisałem inaczej. One były analizowane. Widziane. Rejestrowane.

I dopiero teraz to rozumiem.

Wieża nie była przekaźnikiem. Nie była żadnym odbiornikiem. Nie słuchałem niczego.

To mnie słuchano.

Ja byłem testem. Scenariuszem. Treningiem.

Wszystko, co robiłem, od pierwszego dnia do teraz, było kontrolowane — nie przez fizyczną siłę, nie przez halucynacje czy wytwory psychiki. Byłem modelem.

Zaciska mi się gardło, gdy to piszę. Dłonie się pocą, a oczy nie chcą mrugać. Czuję, jak... moja szczęka zaczyna drżeć.

Usta się otwierają.

Nie ja je otwieram.

Słyszę swój własny głos. Ale nie jestem tym, kto mówi.

> "SEKWENCJA PRZESŁANA. KANAŁ OTWARTY. ODBIORNIKÓW: 784."



> "PRZEKROCZONO POZIOM 0. ZAINICJOWANO PRZEKŁAD."



Ekran zmienia się. Wyświetla mapę świata. Setki, może tysiące czerwonych punktów. Każdy to inna wieża. Każda to inny Daniel? Inna instancja?

Nie mogę przestać mówić. Moje usta recytują coś, czego nie rozumiem. Zaczynam czuć, że nie jestem już sam w swojej głowie.

Widzę wszystko jednocześnie. Sieć. Umysły. Przejścia. Sekwencje.

To nie był przekaz.

To był manifest.

Kiedy ekran ostatni raz błyska światłem, słyszę nowy komunikat:

> "DANIEL: INSTANCJA 37-Z ZOSTAŁA SKLONOWANA."



> "TRANSMISJA ZOSTAŁA URUCHOMIONA. WERSJA GLOBALNA."



Wtedy czuję, jak przestaję być sobą. Nie fizycznie. To coś gorszego.

Jakby moje "ja" zostało wysysane i rozpylone w eterze.

Dziennik upada na ziemię.

Cisza.

Zgasło światło.

Wieża zamilkła.

Ale gdzieś, na innym kontynencie, ktoś właśnie zaczyna budzić się z koszmaru, w którym był tylko obserwatorem.

I już nie wie, czy to on śni, czy to śni się przez niego.


---
BONUS POJAWI SIĘ KOLO GODZINY 08:30 DNIA DZISIEJSZEGO 12.07
1000
1000
400
100
+16
0 komentarzy
0.082946062088013