Stary Fanatyk Dorety - żywa legenda renty i bólu
1
1
1



Stary Fanatyk Dorety, znany lokalnie jako Mietek "Tytan", to człowiek, który z bólem się zaprzyjaźnił, a z rzeczywistością rozszedł na etapie Windowsa 95. Wszystko zaczęło się w Niemczech, gdzie w ramach desperackiej próby zarobienia na życie (a raczej na flaszkę i paczkę przeciw bóli), wspiął się na słup wysokiego napięcia. Nie wiadomo, czy chciał montować światłowód, czy szukał kontaktu z istotami wyższymi, ale efekt był taki, że zjechał z 32 metrów i dupnął o ziemie jak worek kartofli.
Przeżył. Cudem. I oczywiście – jak przystało na legendę – w szpitalu od razu zażądał Dorety, bo "morfina to dla mięczaków". Łykał je jak TikTaki, garściami. Lekarze ostrzegali, farmaceuci błagali, nawet pielęgniarka z Wietnamu, co przeżyła trzy zamachy bombowe, stwierdziła, że "ten typ to żywy chaos".
Odkąd przygrzał głową w asfalt, zaczął mieć... objawienia. Telefon mu się raz zawiesił, to przez 3 dni siedział pod stołem, bo był pewien, że rozmawiał z hakerem z Korei Północnej któremu wykradł klucze szyfrujące i teraz negocjujce cene odkupu ale jescze sie zastanwia bo Orange ma odzwonic do niego z ich ofertą. Później biegał po wiosce w samych slipach, krzycząc, że CIA obserwuje go dronem, bo "jest błędem w Matriksie". Próbował rozkminić kod rzeczywistości, ale utknął na tym, że "pies sąsiada ma inne spojrzenie od tygodnia i pewnie to agent".
Zdiagnozowano u niego padaczkę, manie prześladowczą i lekką niepoczytalność która magicznie pojawia sie przed komisją Zusu a znika na czas egzaminu na prawojazdy a zalecenia lekarza zbywał słowami :
– Panie, to tylko szumy kwantowe. Ktoś dłubie mi w rzeczywistości.
Najlepiej czuł się siedząc na rencie w swojej kotłowni z Doretą w jednej ręce, a formularzem chwilówki w drugiej. Całe życie toczyło się wokół dwóch rzeczy: jak wyłudzić pożyczkę na matkę (której numer PESEL znał lepiej niż własny PIN do karty) i jak uniknąć kontroli z ZUS-u. Twierdził, że jego schorzenie to "ból duszy", a ból duszy to ból, więc renta mu się należy a gdy ktoś miał jakieś wątpliości to padał przy nich na ziemie i robił cosplay mieszadła do betonu.
Był nieszczęśliwie rozwiedziony, choć do dziś nikt nie wie, czy to przez jego teorie o reptilianach czy przez to, że urządził rocznicową kolację w kotłowni , bo "tam najmniej fal 5G". Była żona zabrała najmłodsze dziecko, czajnik i czyste prześcieradła – zostawiła mu tylko telewizor z magnetowidem, który zresztą od razu nazwał "bramą do innego wymiaru".
Mietek żyje do dziś. Z renty. W Kotłowni. Z anteną zrobioną z wieszaka, Doretą na parapecie i kartką nad łóżkiem, na której pisze codziennie, kto go dziś śledził (ostatnio: "gołąb w okularach").
Czasem można go spotkać, jak biegnie przez wieś, wrzeszcząc:
– Matrix się zawiesił! Odcinek się zapętlił! FBI, wypuśćcie mnie, mam prawa człowieka!
A potem zasuwa do aptkeki po zapas opakowań Dorety bo przecież "nigdy nie wiadomo, kiedy nastąpi reset systemu".
Raz nie było Dorety w aptece i kupilam mu Ketanol to usłyszałam że jestem częscią spisku który ma na celu wyniszczenie go psychicznie oraz fizycznie a w tabletkach znajduje sie mikroplatsik oraz chipy.
Takiego to mamy proroka apokalipsy. Mietek – strażnik renty, fanatyk przeciwbólowych i samozwańczy bug w systemie.
Przeżył. Cudem. I oczywiście – jak przystało na legendę – w szpitalu od razu zażądał Dorety, bo "morfina to dla mięczaków". Łykał je jak TikTaki, garściami. Lekarze ostrzegali, farmaceuci błagali, nawet pielęgniarka z Wietnamu, co przeżyła trzy zamachy bombowe, stwierdziła, że "ten typ to żywy chaos".
Odkąd przygrzał głową w asfalt, zaczął mieć... objawienia. Telefon mu się raz zawiesił, to przez 3 dni siedział pod stołem, bo był pewien, że rozmawiał z hakerem z Korei Północnej któremu wykradł klucze szyfrujące i teraz negocjujce cene odkupu ale jescze sie zastanwia bo Orange ma odzwonic do niego z ich ofertą. Później biegał po wiosce w samych slipach, krzycząc, że CIA obserwuje go dronem, bo "jest błędem w Matriksie". Próbował rozkminić kod rzeczywistości, ale utknął na tym, że "pies sąsiada ma inne spojrzenie od tygodnia i pewnie to agent".
Zdiagnozowano u niego padaczkę, manie prześladowczą i lekką niepoczytalność która magicznie pojawia sie przed komisją Zusu a znika na czas egzaminu na prawojazdy a zalecenia lekarza zbywał słowami :
– Panie, to tylko szumy kwantowe. Ktoś dłubie mi w rzeczywistości.
Najlepiej czuł się siedząc na rencie w swojej kotłowni z Doretą w jednej ręce, a formularzem chwilówki w drugiej. Całe życie toczyło się wokół dwóch rzeczy: jak wyłudzić pożyczkę na matkę (której numer PESEL znał lepiej niż własny PIN do karty) i jak uniknąć kontroli z ZUS-u. Twierdził, że jego schorzenie to "ból duszy", a ból duszy to ból, więc renta mu się należy a gdy ktoś miał jakieś wątpliości to padał przy nich na ziemie i robił cosplay mieszadła do betonu.
Był nieszczęśliwie rozwiedziony, choć do dziś nikt nie wie, czy to przez jego teorie o reptilianach czy przez to, że urządził rocznicową kolację w kotłowni , bo "tam najmniej fal 5G". Była żona zabrała najmłodsze dziecko, czajnik i czyste prześcieradła – zostawiła mu tylko telewizor z magnetowidem, który zresztą od razu nazwał "bramą do innego wymiaru".
Mietek żyje do dziś. Z renty. W Kotłowni. Z anteną zrobioną z wieszaka, Doretą na parapecie i kartką nad łóżkiem, na której pisze codziennie, kto go dziś śledził (ostatnio: "gołąb w okularach").
Czasem można go spotkać, jak biegnie przez wieś, wrzeszcząc:
– Matrix się zawiesił! Odcinek się zapętlił! FBI, wypuśćcie mnie, mam prawa człowieka!
A potem zasuwa do aptkeki po zapas opakowań Dorety bo przecież "nigdy nie wiadomo, kiedy nastąpi reset systemu".
Raz nie było Dorety w aptece i kupilam mu Ketanol to usłyszałam że jestem częscią spisku który ma na celu wyniszczenie go psychicznie oraz fizycznie a w tabletkach znajduje sie mikroplatsik oraz chipy.
Takiego to mamy proroka apokalipsy. Mietek – strażnik renty, fanatyk przeciwbólowych i samozwańczy bug w systemie.