Siedzę na łóżku i czytam poranne maile. Telefon.
- Dzień dobry, tu Klara Sobieraj, ja dzwonię z działu wsparcia ekologii…
Mieszkam w mieszkaniu, chmury są około 364 dni w roku, a na balkonie nie zmieści się Pamela Anderson, a co dopiero panel fotowoltaiki. No cóż, pobawić się z botem zawsze można.
- Dobrze, byłbym zainteresowany, ale mam parę pytań.
Otwieram szybko "Czy androidy śnią o elektrycznych owcach".
- Tak?
- Dostała pani w prezencie urodzinowym portfel z cielęcej skóry. Co pani z nim zrobi?
Chwila niezręcznej ciszy, słychać tylko, jak krasnoludy przetaczają koła zębate serwera w kazamatach Watykanu.
- Podziękowałabym.
Uśmiecham się pod nosem.
- Dobrze, kolejne pytanie. Ogląda pani telewizję, aż tu nagle widzi pani osę na ramieniu. Co pani robi?
Krasnoludy zaczynają nocną zmianę i obracają jeszcze szybciej.
- Strzepuję ją.
Odhaczam w głowie drugą odpowiedź.
- Dobrze, ostatnie pytanie. Idzie pani przez pustynię i spogląda w dół. W pani stronę idzie powoli żółw, bierze go pani i kładzie na plecach. Zwierz wymachuje nogami, słońce pali mu brzuchol, próbuje się przewrócić, ale bez pani pomocy nie może. Dlaczego mu pani nie pomaga?
Krasnoludy twierdzą, że one tak dłużej nie będą robić za frajer, zakładają związek zawodowy i zaczynają śpiewać Mury. W słuchawce minuta ciszy, jakby się ktoś zasłużony przekręcił.
- Co to jest “żółw”?
Bingo, do trzech razy sztuka. Wysyłam wiadomość.
- A nic nic, żarty żarciki. Jakie pani może zaproponować modele paneli?
Klara wymienia przez 30 sekund, odkładam telefon i piłuję paznokcie. Wtem słyszę otwierane drzwi, urwany krzyk (czyli KRZ) i stłumiony strzał. Rozłączam się i idę zjeść śniadanie.
20 minut później stoję na balkonie (bez paneli) i dopijam kawę. Podlatuje polonez, otwiera się okno i Rysiek Dekarz rzuca mi za fatygę sześciopak browca. Uśmiecham się i życzę pomyślnych polowań na replikanty. Tak, to ja, Łowca Androidów, jeden z ocalałych członków załogi greckiego tankowca Lotus.