W ubiegłe wakacje pojechałem do wujka, od niespełna roku zapalnego pszczelarza. Stwierdziłem czemu nie, czegoś nowego się nauczę, zachęcony faktem, że w tamte okolice wprowadziła się jakaś rodzina z całkiem pieniężną córką. Jako plan awaryjny zabrałem ze sobą gameboya color z pokemon red.
Lokum bardziej przypominało domek letniskowy niż miejsce, gdzie mieszka się przez większość roku. Ciotka i wuj alkoholicy to wszędzie jebało wódą. Wcześniej sąsiad Mirek przychodził na libacje, ale pewnego razu tak się najebali, że pomylił kibel z miednicą na zacier (wszędzie tych miednic było pełno, nawet w kiblu). Sprawa rozeszła by się po kościach, gdyby wujo nie zapytał Mirka, że może niech poprosiłby żony, żeby mu worek pożyczyła. To przelało czarę goryczy, bo jego żona była stomiczką (ta, odbyt w brzuchu, pojebana akcja xD). Od tamtego momentu byli już dla siebie jak RFN i ZSRR.
Wujo sporą miał tą pasiekę, będzie ze 100 uli. Już po pierwszym dniu znudziły mnie te latające gówna, więc pozostał plan awaryjny. Poszedłem na okoliczne wzgórze, zabrałem paczkę top chipsów, litr bieda-coli oraz mojego ukochanego gameboya. W trakcie oddawania się swojej przyjemności usłyszałem przyjemny, ciepły głos:
- W co grasz?
To była córka tamtych sąsiadów, naprawdę niezła dupa 8/10.
- W pokemony, właśnie mam zdobyć kolejną odznakę.
- Też grasz w pokemony?
To było jak wygrana na loterii, nie mogłem lepiej trafić. Też miała gameboya, jej ulubionym pokemonem też był dragonite. Codziennie umówiliśmy się na wzgórzu na wielogodzinne sesje nerdzenia, wymiany pokemonów, rozmowy o dupie Maryny, a i nawet seksy miały miejsce. To ostatnie okazało się nienajlepszym pomysłem.
Dzień 1
- Zdzisław ty wielokwiatowcu jebany! - krzyknął do mojego wujka Mirek, ojciec owej loszki, też zapalony pszczelarz.
- Czego tu, spadziowcu zasrany?
- Moje pszczoły mi powiedziały! A moje pszczoły nigdy się nie mylą! Łono córki mej skażone przez twoją krew! Zemsty!
- Twoje pszczoły jedzo gówno, dlatego ten twój miód taki ciemny!
Znowu najebani to od razu wiadomo, że będzie awantura.
Rozwścieczony sąsiad odziany w skafander i uzbrojony w szpadę zaszarżował ma wujka. Ten nie czekał, także dobył swojej pszczelarskiej szpady i sparował szerokie cięcie na biodro. Stal błysnęła, snop iskier zamigotał w powietrzu. Zdradziecki sztych miał już przebić mojego wujka, w ostatniej chwili wykonał gwałtowny ruch wolnej ręki. Chmara skrzydlatych robotnic wyleciała że skafandra wuja, formując się w pocisk. Pszczoły uderzyły w oprawce niczym kula ognia, trawiąc go w skrzydlatej agonii.
- Legion do mnie! - krzyknął Mirek, wzywając swoje zastępy pszczół, wsparte oddziałami najemnych szerszeni.
- Skurwysyn, żeby sprzymierzyć się z tymi diabłami! Aktywować systemy obronne!
Pobliskie ule z działki niczym rakiety wyniosły się w górę. Na szarżę szerszeni odpowiedziały ogniem maszynowym. Mirek wiedział, że jest bez szans i zaraz straci całą armię. W trakcie kolejnego akrobatycznego uniku ogłosił, że pora spierdalać.
- Mirek ty diable wcielony, zapamiętaj to sobie: Twoje pszczoły jedzą gównoooo!!!
Dzień 2
Wujek zakazał mi się spotykać z tą loszką. Nie jest moją matką żeby decydować gdzie chce wprowadzić swojego dragonaira. Ale powiedziałem ok, żeby się odjebał. Za każdym razem jak szedłem do tej pięknej dupki to waliłem ściemę, że idę infiltrować pozycję wroga. Pożegnałem się z loszką, dałem jej w prezencie dratini, powiedziała że jest najsłodszy i bardzo podziękowała. Szybko ją sprostowałem, że dopiero jako dragonite będzie perfekcyjnym ideałem urody pokemon. Zgodziła się bez dyskusji. Wujo pytał jak tam przeszpiegi to nakłamałem, że sąsiad jakieś chuje na kiju szykuje. Zdzisław cały poczerwieniał i usnął. Nie wiadomo czy z przepicia czy ze złości.
Dzień 3
Wujo wynajął osy do pomocy. Zaoferował im gniazdo w swoim strychu w zamian za regularne akcje sabotażowe. Naloty dywanowe dywizjonu os zniszczyły większość drzew iglastych, skutecznie zmniejszając produkcję miodu spadziowego. Sąsiad w odwecie strzelał fajerwerkami, kupionymi na zeszłorocznym odpuście. Pszczoły wujka pozbawione snu nie zbierały już tak efektywnie pyłku. Tym czasem dowiedzieliśmy się z loszką, że można ewoluować pokemony przez wymianę. Było co świętować, każdy z nas miał własnego alakazama.
Dzień 4
Sąsiad zaczął gromadzić zapasy z 2 letnim wyprzedzeniem. Posadził plantacje buraków, żeby mieć z nich cukier, awaryjny surowiec na czas zimnej wojny. Wujo zwerbował pluton najemnych mątwików - ich akcje sabotażowe trwale uszkodziły korzenie buraków.
W odwecie Mirek rozkazał nowo zwerbowanym gołębiom obsrać mu posesję. I nie użył standardowych pocisków, za bomby posłużyły woreczki stomiowe jego żony.
Dzień 5
Tego dnia Mirek niczym Gandalf z trylogii Tolkiena wezwał wielkie bociany na pomoc w bitwie pod Helmowym Sadem. Batalia była o kluczowy zagajnik, gdzie było zarówno wiele kwiatów jak i drzew iglastych. Siły Zdzisława zostały otoczone, twarde jak stal dzioby bocianów z łatwością miażdżyły chitynowe pancerze tych szlachetnych owadów. Wujo jednak też znał nieczyste zagrania - wsparcie przeklętych bestii znanych jako czarne bociany doprowadziły do największej katastrofy ekologicznej tego lata. Nawet kiedy jakiś chłop wezwał radiowóz nie pomogło - nazguli bocian na którym leciał Zdzisław chwycił radiowóz w swój monstrualny dziob i rzucił nim jak zabawką. Dlatego też żadne państwo nigdy nie weszło do konfliktu zbrojnego między pszczelarzami.
Dzień 6
Zorganizowana grupa przestępcza koników polnych porwała królową z pasieki wujka. Drużyna szturmowych wróbli wkroczyła do akcji.
- Anon, może wybierzemy się nad jezioro? Zobaczysz mnie wtedy w tym kostiumie, który tak chciałeś zobaczyć.
- Jasne, świetny pomysł!
Jak to mówią kutacz nie sługa, ale to był bardzo zły pomysł. Mirek obsadził brzeg rzeki dywizją najemnych bobrów, przypominało to linie Maginota. Miało to zatrzymać infiltracje jego działki od strony rzeki przez niepokojące patrole łasic. Wejście do wody skończyło się 2 szwami na nodze (tak, bobry kurwa gryzą!)
Dzień 7
Technologiczny bum podczas zimnej wojny pasiek pochłaniał ogromne koszta, ciotka mówiła wujkowi żeby zmienił pasję, bo tylko długów będzie coraz więcej. Wujo na to, że spokojnie zwróci mu się biznes po trzykroć jak tylko rozkurwi tą zarazę sąsiada. Specjalistyczne odżywki i modyfikacje genetyczne doprowadziły do przełomu - pasieka z ery paleolitu błyskawicznie weszła w erę rewolucji przemysłowej, latające BEE-16 oświetlały niebo nocą, podczas infiltracji wrogiej pasieki.
Dzień 10
Od dwóch dni słychać ostrzał haubic. Co chwila trzeba budować pasieki od nowa. Te skrzydlate kurwy w końcu odkryły siatkę antyrakietową. Już nie muszę stukać młotkiem - marny ze mnie cieśla, za to złapałem na legalu mew, zgadnijcie kto dzisiaj porucha XD
Dzień 12
W ramach traktatu konwencji miodowej wycofano bomby neutronowe. Wujo wyzwał Mirka na honorowy pojedynek na szpady. Nie spodziewał się jednak, że Mirek zamontował w sobie egzoszkielet z szerszeni i to nie będzie równa walka. Zdzisław znowu był sprytniejszy - tytanowy pancerz nigdy nie będzie lepszy od nanitów z grafenu. Mirek tego dnia musiał jechać do kręgarza.
Dzień 13
Wkurwiony Mirek nasłał na wuja szajke pato-sebixów obiecując im kratę harnasia za rozjebanie wrogiej pasieki. Nie mieli szans z mechami uzbrojonymi w działa plazmowe.
- Anon, dasz mi tego mew?
- Dla Ciebie wszystko.
- Och Anon, jesteś taki kochany!
- Mów mi Red - powiedziałem, poprawiając czapkę z pikachu.
Dzień 15
Oba fronty zdecydowały się na indoktrynację. BEE-SS wujka goliło swoich rekrutów na łyso, ONR przyszło z misją pokojową do pasieki. Ciocia kazała im spierdalać, bo wezwie bagiety xD W szeregach sąsiada Mirka nastała era czerwonej rewolucji. Stojący na jej czele szerszeń Stalin nakazał pozamieniać stanowiska, kierując partię robotniczą szerszeni do produkcji miodu. Wielka era głodu zagościła w pasiece Mirka. Na skutek tych wydarzeń tajny urząd KGBEE dokonał zamachu stanu i w końcu wznowił produkcję. W pasiece na dobre zagościł socjalizm. W drugim obozie za to Beetler został śmiertelnie otruty osim miodem.
Pamiętnik szturmowca gwardii imperialnej Boga Imperatora Zdzisława:
Mogłem zostać w roju i tworzyć miód, przygody mi się kurwa zachciało! Nasze oddziały mechów z napędem jądrowym odnoszą kolosalne straty. Wrogowie wypościli jakieś nowe mutanty, Beefexy na nie mówimy. Działa magnetyczne niewiele im robią, straciliśmy już połowę oddziałów. To zrodzone diabły na sterydach, pochowałem już 7 braci. Nie wiem czy dożyję jutra, jedno jest pewne. Śmierć w walce to największy honor jakiego taki truteń może zaznać. Ku chwale Imperatora moi bracia!
Gwardzista legionu śmierci Boga Imperatora Zdzisława.
Dzień 16
Po zrzuceniu bomb wodorowych straty były potworne. Po jednej i drugiej stronie konfliktu ciężko było zliczyć kogo było więcej- kalek czy zabitych. A ja to wszystko miałem w dupie, wujo stwierdził że pszczelarz ze mnie żaden, że nawet szpadą machać nie potrafię to dał mi spokój. Atomówki rozjebały pasieki i w końcu był spokój. Resztę wakacji dalej potajemnie chodziłem grać z loszką w poksy, seksić się oraz gadać jakie to pszczoły są chujowe. No chyba, że Beedrille, one są akurat spoko xD