"Ojciec Święty" - pasta autorska
- Wierzę w Watykan. Watykan dał mi wszystko, co mam. Wychowałem swoich ministrantów po watykańsku. Dałem im wolność - ale nauczyłem, że należy zachować swoje dziewictwo dla ich kapłana. Jeden ministrant poznał proboszcza - spoza Watykanu. Chodził z nim na msze, wracał późno... Nie protestowałem. Dwa miesiące temu proboszcz zabrał go na pielgrzymkę, razem z drugim księdzem. Upili go winem mszalnym. Próbowali go wykorzystać. Bronił się. Zachował swoje dziewictwo dla mnie, więc zbili go, jak konia. Kiedy pojechałem do szpitala, jego nos był złamany, a szczęka roztrzaskana, trzymana tylko przez drut. Z bólu nie mógł nawet zapłakać, gdy go ruchałem...
Ale ja płakałem. Dlaczego płakałem? Był światłem mojego życia - pięknym ośmioletnim chłopcem. Teraz już nigdy nie będzie piękny...
Przepraszam...
Poszedłem z tym do Inkwizycji, jak dobry duchowny. Ci dwaj księża zostali przyprowadzeni na proces. Inkwizytor skazał ich na przeniesienie do innej parafii. Przeniesienie do innej parafii! Jeszcze tego samego dnia zostali przerzuceni i dostali nowych, własnych ministrantów. Stałem w korytarzu jak idiota, a te skurwysyny zaczęły się do mnie uśmiechać. Wtedy powiedziałem: "Sprawiedliwość wymierzy Jan Paweł II".
- Dlaczego poszedłeś z tym do Inkwizycji? Dlaczego nie przyszedłeś od razu do mnie?
- Czego ode mnie chcesz? Możesz zażądać czegokolwiek, tylko zrób to, o co cię proszę!
- Cóż to takiego?
- (szeptem) Chcę, aby ich nowi ministranci nie oddali im swojego dziewictwa.
- Tego nie mogę zrobić.
- Dam ci wszystko, czego chcesz!
- Znamy się od wielu lat, ale to pierwszy raz, kiedy przychodzisz do mnie po pomoc, po radę. Jednak nie pamiętam, kiedy ostatni raz zaprosiłeś mnie na kremówkę, mimo że zrobiłem cię delegatem Konferencji Episkopatu. Ale powiedzmy to wprost: nie chciałeś mojej przyjaźni. Bałeś się być moim dłużnikiem.
- Nie chciałem mieć kłopotów...
- Rozumiem. Znalazłeś raj w Watykanie, miałeś pieniądze, ministrantów. Miałeś ochronę Inkwizycji i nie potrzebowałeś mojej przyjaźni. A teraz przychodzisz i mówisz "Janie Pawle, sprawiedliwości!" Ale nie prosisz z szacunkiem. Nie oferujesz przyjaźni. Nie nazywasz mnie Ojcem Świętym. Zamiast tego przychodzisz do mnie w dniu mojej podróży apostolskiej i prosisz, abym gwałcił małe dzieci za pieniądze.
- Proszę o sprawiedliwość.
- To nie jest sprawiedliwość; twój ministrant zachował dziewictwo dla ciebie.
- Niech ci dwaj cierpią, tak jak ja! Ile mam ci zapłacić?
- Degollado, Degollado... Cóż takiego ci zrobiłem, że tak mnie nie szanujesz? Gdybyś przyszedł do mnie w przyjaźni, to ci skurwiele, którzy zbili twojego ministranta, jeszcze dziś by cierpieli, a wszyscy twoi wrogowie byliby moimi wrogami. I wtedy by się ciebie bali.
- Będziesz moim przyjacielem? * całuje dłoń * Ojcze Święty?
- Dobrze. Pewnego dnia, który być może nigdy nie nadejdzie, poproszę cię o przysługę. Ale na razie przyjmij tę sprawiedliwość jako prezent z okazji mojej podróży apostolskiej.
- Grazie, Papa.
- Prego.
(do siedzącego obok biskupa) Daj to Dziwiszowi. To musi wykonać ktoś, po kim ludzie nie spodziewają się pedofilii. Nie jesteśmy gwałcicielami, wbrew temu co mówi ten kardynał.
Ale ja płakałem. Dlaczego płakałem? Był światłem mojego życia - pięknym ośmioletnim chłopcem. Teraz już nigdy nie będzie piękny...
Przepraszam...
Poszedłem z tym do Inkwizycji, jak dobry duchowny. Ci dwaj księża zostali przyprowadzeni na proces. Inkwizytor skazał ich na przeniesienie do innej parafii. Przeniesienie do innej parafii! Jeszcze tego samego dnia zostali przerzuceni i dostali nowych, własnych ministrantów. Stałem w korytarzu jak idiota, a te skurwysyny zaczęły się do mnie uśmiechać. Wtedy powiedziałem: "Sprawiedliwość wymierzy Jan Paweł II".
- Dlaczego poszedłeś z tym do Inkwizycji? Dlaczego nie przyszedłeś od razu do mnie?
- Czego ode mnie chcesz? Możesz zażądać czegokolwiek, tylko zrób to, o co cię proszę!
- Cóż to takiego?
- (szeptem) Chcę, aby ich nowi ministranci nie oddali im swojego dziewictwa.
- Tego nie mogę zrobić.
- Dam ci wszystko, czego chcesz!
- Znamy się od wielu lat, ale to pierwszy raz, kiedy przychodzisz do mnie po pomoc, po radę. Jednak nie pamiętam, kiedy ostatni raz zaprosiłeś mnie na kremówkę, mimo że zrobiłem cię delegatem Konferencji Episkopatu. Ale powiedzmy to wprost: nie chciałeś mojej przyjaźni. Bałeś się być moim dłużnikiem.
- Nie chciałem mieć kłopotów...
- Rozumiem. Znalazłeś raj w Watykanie, miałeś pieniądze, ministrantów. Miałeś ochronę Inkwizycji i nie potrzebowałeś mojej przyjaźni. A teraz przychodzisz i mówisz "Janie Pawle, sprawiedliwości!" Ale nie prosisz z szacunkiem. Nie oferujesz przyjaźni. Nie nazywasz mnie Ojcem Świętym. Zamiast tego przychodzisz do mnie w dniu mojej podróży apostolskiej i prosisz, abym gwałcił małe dzieci za pieniądze.
- Proszę o sprawiedliwość.
- To nie jest sprawiedliwość; twój ministrant zachował dziewictwo dla ciebie.
- Niech ci dwaj cierpią, tak jak ja! Ile mam ci zapłacić?
- Degollado, Degollado... Cóż takiego ci zrobiłem, że tak mnie nie szanujesz? Gdybyś przyszedł do mnie w przyjaźni, to ci skurwiele, którzy zbili twojego ministranta, jeszcze dziś by cierpieli, a wszyscy twoi wrogowie byliby moimi wrogami. I wtedy by się ciebie bali.
- Będziesz moim przyjacielem? * całuje dłoń * Ojcze Święty?
- Dobrze. Pewnego dnia, który być może nigdy nie nadejdzie, poproszę cię o przysługę. Ale na razie przyjmij tę sprawiedliwość jako prezent z okazji mojej podróży apostolskiej.
- Grazie, Papa.
- Prego.
(do siedzącego obok biskupa) Daj to Dziwiszowi. To musi wykonać ktoś, po kim ludzie nie spodziewają się pedofilii. Nie jesteśmy gwałcicielami, wbrew temu co mówi ten kardynał.