Dzisiaj trochę odbiegnę od mojej "teorii światów" i poruszę jedną z najważniejszych, a jednocześnie często olewanych rzeczy w dzisiejszym świecie. Mówię tutaj o umiejętnościach społecznych. Jeśli nie Wiecie o chuj chodzi ze "światami", to zapraszam na mój profil po vol. 1. Zaznaczam, że cały czas jadę "z głowy", a z inteligencją jestem na bakier, więc nie będzie tutaj naukowych definicji, tylko prosty przekaz, który może Was skłonić do pewnych przemyśleń.
Co to są umiejętności społeczne?
W skrócie są to umiejętności, które pozwalają nam na skuteczną interakcję z innymi ludźmi.
Tej definicji będę się trzymać, nie ma się co rozdrabniać
A na chuj mi te umiejętności? Przecież nie potrzebuję ludzi, w mojej piwnicy jest miło i przytulnie
Nie wiem czy Was zaskoczę, ale umiejętność prawidłowej interakcji z ludźmi to najważniejsza rzecz w życiu człowieka. Nie ma nic innego co zaprowadzi Was wyżej w hierarchi społecznej. Możecie być głupi i niewykwalifikowani, ale jeśli macie "gadane" możecie osiągnąć praktycznie wszystko. Oczywiście nie wszyscy będą w stanie osiągnąć poziom mistrzowski, bo to wymaga pewnych cech charakteru, które nie są zbyt "pożądane" w "dobrym człowieku", jednak połączenie podstawowych umiejętności społecznych i innych Waszych atutów pozwoli na osiągnięcie naprawdę przyzwoitych efektów w dziedzinach codziennego życia, przyjaźni, związków, czy kariery.
Dobra, co ty mi tu pierdolisz za frazesy jak jakaś wróźka. Co realnie z tego będę miał?
Zagrajmy tutaj dwa scenariusze. W obu przypadkach idziemy do urzędu załatwić pewną sprawę. Przy biurku siedzi pani, na oko 40 lat. Dajmy na to pani Basia. Pani Basia jest wkurwiona, bo jej mężowi nie pomaga nawet całe opakowanie viagry, jej syn jest głupi jak but i nie zda do następnej klasy, a córka przyprowadziła chłopaka o ciemnej karnacji i w dodatku zauważyła, że wystaje mu z plecaka akordeon, a całą swoją frustrację wyładuje na następnej osobie, która przejdzie przez próg jej gabinetu i tą osobą będziemy My. Taki wstęp brzmi znajomo, jednak nie jest to o czym myślicie. Nie jest to film na czarno-pomarańczowej stronie. Jesteśmy tutaj, bo mamy sprawę do załatwienia.
Sytuacja A - zero umiejętności społecznych
Wchodzimy niepewnie do gabinetu. Spod nosa wylatuje nam ledwo słyszalne "dzień dobry" - pani Basia już wie, że będzie ciężko i nastawia się bojowo. Wyjąkujemy z trudnością o co nam chodzi. Pani Basia nie za bardzo rozumie, gdyż mruczymy pod nosem i kręcimy kota za ogon, co lekko ją irytuje. Krótka wymiana zdań, żeby wszystko, ale jest mały problem, bo jedną rzecz powiedzieliśmy dość pretensjonalnie i nie umiemy tego załagodzić. Pani Basia się wkurwia i przeciąga nas po całym urzędzie, po 20 innych stanowiskach, a najchętniej to przeciągnęłaby nas gołą dupą po rozbitych butelkach. Ostatecznie załatwiamy sprawę, ale straciliśmy przy tym masę czasu oraz nie jesteśmy pewni czy sprawa została załatwiona prawidłowo.
Sytuacja B - podstawowe umiejętności społeczne
Wchodzimy pewnie do gabinetu (kurwa, kto by się spodziewał, nie?). Naszemu wejściu towarzyszy wyraźnie wypowiedziane "dzień dobry" w miłym tonie - wkurwienie pani Basi lekko schodzi, podchodzi do nas neutralnie. Wiemy po co przyszliśmy, choć trochę mamy wątpliwości. Staramy się wytłumaczyć pani Basi o chuj nam chodzi, jednak tym razem z uśmiechem na twarzy, wyraźnie i pewnie. Pani Basia łapie, choć nie do końca. Krótka wymiana zdań, po drodze jakiś żarcik. Ups, powiedziało się nam coś troszkę pretensjonalnie, ale prostujemy sytuację. Sukces. Pani Basia ma dobry humor. Dokładnie tłumaczy nam co i jak musimy zrobić, przeciąga nas "za rączkę" przez 10 okienek, mówi, że pozostałe 5 zrobi sama, a 5 kolejnych każe olać, bo w sumie wyjebane. Wychodzimy z urzędu - sprawa załatwiona, bardzo szybko, na dodatek dobrze. Jest jeszcze spora szansa, że pani Basia nas zapamiętała, bo wyróżnialiśmy się z grona pretensjonalnych Januszów i debili, a może i nawet swoim nastawieniem odwlekliśmy jej załamanie nerwowe.
Całkiem spora różnica, prawda? Możemy to przełożyć na każdą inną dziedzinę naszego życia, która wymaga kontaktu z ludźmi. Przydatna rzecz.
Może nawet mnie przekonałeś. Jak to osiągnąć?
Załóżmy, że zaczynacie od zera. Pewnie większość z was jest na takim poziomie, inaczej byście siedzieli na stronie dla wygrywów. Niestety nie da się tego osiągnąć z dnia na dzień. Jest to rzecz, którą buduje się przez lata, jednak niech Was to nie zraża. Zleci to w mgnieniu oka, naprawdę.
Przepis jest prosty, ale niestety wymaga pewnej dyscypliny i samozaparcia. Przy każdej interakcji z ludźmi trzeba postarać się o to, by lekko wychodzić ze strefy komfortu, pozwoli to zwiększyć pewność siebie. Po pierwsze - kurwa mać, UŚMIECHNIJ SIĘ! Brzmi to jak porada z jakiegoś czasopisma dla niedorozwojów, ale jest to podstawa, która potrafi otwierać wiele furtek i ocieplać nawet z pozoru trudne sytuacje. MÓW WYRAŹNIE, zamiast mruczeć pod nosem, BRZMIJ PEWNIE, nawet jak pierdolisz głupoty, jeśli wyglądasz na pewnego, zwiększasz swoją wiarygodność. STARAJ SIĘ WTRĄCIĆ SWOJE 3 GROSZE, jeśli rozmawiasz w grupie i jesteś pewny swojego zdania.
Myślę, że taka postawa powinna wystarczyć na początek. Reszta przyjdzie naturalnie, o ile będziesz się starać ewoluować.
Jak wykonać pierwszy krok? Nie moja wina, że jestem praconadsobofobem. Na samą myśl o tym, że mógłbym się wziąć za siebie paraliżuje mnie strach
Myślę, że warto rozpocząć od prostych interakcji, np. z kasjerem w sklepie. Uśmiechnij się, powiedz "dzień dobry", "dziękuję", "do widzenia". Z czasem rozszerzaj swoją interakcję o jakiś żarcik, komentarz o pogodzie, czy inny "small talk". Jeśli jesteś częścią rozmowy nie stój jak kołek, staraj się coś powiedzieć. Szukaj i wykorzystuj sytuacje, nawet powiedzenie obszczanemu księciuniowi, że nie masz pieniędzy i że ma spierdalać może służyć jako trening. Warto też poczytać o umiejętnościach miękkich, jednak starajcie się sami rozkminiać temat i nie tzymać się kurczowo słów jakiś trenerów personalnych i innych moralizatorów. Początak jest najtrudniejszy, na pewno nieraz puls Ci wyjebie do 2137 uderzeń na minutę, jednak jeśli się przemusisz z czasem będzie lepiej, do momentu aż będziesz mieć wyjebane, a takie rzeczy będą przychodzić bez większego namyślenia. Nawet jeśli palniesz coś głupiego, to też się nie łam, bo większość zapomni o tej wtopie w trzy minuty po skońćzeniu rozmowy z Tobą. Nie bądź pizda, przymuś się, naprawdę warto!
Chcielibyście tego typu dzidy? Co jeszcze mógłbym poruszyć? Jak zwykle zapraszam do dyskusji. Miłego dnia, smacznej kawusi i WYPIERDALAM