I w sumie, jakoś nigdy o tym nie myślałem, ale miałem zajebistych przyjaciół.
Zawsze uważałem ich za mendy i kurwiów, którzy wyśmiewają mnie przy każdej okazji; Którzy kompromitowali mnie przed każdą dziewczyną; Którzy mieli ze mnie bekę, jak dostałem wpierdol od jakiegoś szczypiora...
Ale zawsze byli przy mnie. Zawsze mogłem się z nimi pośmiać.
Do puenty (Albo pointy - Jak kto woli...)
Jak kiedyś miałem lat 16, zrobiłem melanż na mojej działce. Środek Stogów. Jedna z najbardziej patusiarskich dzielnic Gdańska - przynajmniej wtedy - nikt się nie bał, każdy przyjechał. Były dupeczki (Co zamoczyłem - To moje), byli kumple, był alkohol i pewnie coś innego też by się znalazło...
Mniej więcej o drugiej w nocy stwierdziłem, że jestem zbyt pijany i idę do domu spać (Jakieś 300m). Oni mieli do domów jakieś 5km ponad; A wtedy nie było Ubera...
Trochę się kimnąłem, przetrzeźwiałem i doszedłem do wniosku, że trzeba wrócić na działkę ogarnąć.
Wracam, a tam nikogo nie ma. Cisza i pustka.
Otwieram bramkę, porządek (Gdzieniegdzie zarzygane, ale to trawnik, więc chuj z tym...).
Otwieram drzwi od tarasu - porządek. Patrzę na altanę grillową - czysto. Kłódka od domku otwarta - ktoś śpi w środku. Budzę gościa, żeby łaskawie WYPIERDALAŁ, a po chwili się okazuje, że to moja była, dawna, niedoszła.
Więc pytam o chuj chodzi, a ona mi mówi, że jak ja poszedłem, to moi kumple wszystkich wyrzucili (A było przynajmniej 50 osób), i dalej sami pili do rana, a potem wszytko ogarnęli i położyli się spać.
- Jak kurwa spać? Gdzie?
- Do gołębnika.
Wchodzę do gołębnika, patrzę:
Gołębie - są;
Ziarno - jest;
Trzech śpiących pijaków - jest...
Tego dnia też się najebaliśmy jak szlachta...
I może to kurwy jakich mało, ale można na nich polegać.
Gdzie jest prawdziwa puenta?
Jakich masz przyjaciół - takich masz - ale warto ich doceniać.