Gdy zostanie za dużo miesiąca na koniec wypłaty:
Dzień 1:
Znalazłeś w szafce przeterminowaną nutellę. Jest spoko.
Dzień 2:
Makaron z karmelizowanym cukrem pożyczonym od sąsiadki i jest spoko.
Dzień 3:
Oblizałeś łyżkę po karmelu. Dla pewności otwierasz lodówkę. Może jedzenie się jakoś tam zmaterializowało. Ostatecznie ta śmietana do zupy nie jest taka zła.
Dzień 4:
Szafki są puste, objebałeś nawet na sucho kakao. Znalazła się resztka ryżu, którą suszyłeś telefon. Dobrze, że ta część nie brała udziału w tej akcji.
Ryż na kostce rosolowej jest zajebisty. Chyba na stałe wprowadzę go do menu. Jedzenie w lodówce dalej się nie zmaterializowało.
Dzień 5:
Wyskrobałem słoik po nutelli jak Julka benkarta. Czysty jakby wyszedł ze zmywarki. Jego etykieta też wygląda zajebiście. Czy producenci używają pigmentów na bazie metali ciężkich?
Dzień 6:
Sąsiadka na pewno ma kontakty z diabłem. Jak na złość, robi wątróbkę w cebulce i czuć na całej klatce. Umrę nie tyle z głodu, co z żalu. Kisiel z herbaty i skrobi ziemniaczanej to dalej delicje lepsze niż szpitalne żarcie.
Dzień 7:
Na koncie pojawiła się wypłata. Jest w pytę. Ten rumiankowy trójwarstwowy wyglądał już co najmniej zajebiście. Idę na dziwki i jakiegoś kebaba.