Śmierć
Jeśli miałbym wybór w jaki sposób umrę, to chyba znalazłem. Od zawsze byłem fanem dużych katastrof, wypadków itp. Najbardziej w tym wszystkim podobało mi się ten heroizm, a czasami niemoc ratowników gdy patrzyli na skale zniszczeń. Do idealnego końca będziemy potrzebować letniej pogody, małej mżawki, drogi powiatowej która leci przez jakąś wieś, kilku wielkich drzew dla klimatu. Najchętniej chciałbym żeby ktoś mnie zabił lub przynajmniej się do tego przyłożył. Mógłby mi zajechać drogę czy wbiec przed samochód. Nie ważne. Najważniejsze żebym przytulił się ze słupem, drzewem lub murkiem. Oczywiście nie mogę zginać od razu. W mojej głowie wszystko mam już ułożone. Wbijam się w to drzewo czy coś tam innego. Kilka sekund po tym odzyskuje przytomność, jednak mam problem z wydostania się z samochodu. (Pamiętajcie! Zawsze zapinamy pasy!) Okoliczni mieszkańcy zbiegają się żeby pomóc. W oddali słychać już wycie syren. Po kilku minutach udaje im się mnie wyciągnąć. Żeby nie było kolorowo to dajmy na to że mam przebite płuco i pluje krwią. Klasa mnie na asfalcie. Oczywiście na jakiejś bluzie czy coś. Ludzie biegają dookoła, gdzieś dzwonią, na zamianę słychać kurwy i wzywanie Boga. Ja sobie leżę uśmiechnięty, dławiąc się krwią. Jestem już bliski końca. Powoli zaczyna mnie nawiedzać błogi stan spokoju. Widzę że pierwsze jednostki OSP przyjeżdżają. W tle słychać koguty i syreny.
Coś pięknego! Miód na moje uszy. W akompaniamencie tych wszystkich cudownych melodii przystępują do reanimacji. Niestety przy każdej próbie uciśnięcia klatki piersiowej pluje ogromnymi ilościami krwi. W ich oczach widać gasnącą nadzieję. Wymieniają się spojrzeniami, nie wiedzą co dalej. Któryś z nich krzyczy że potrzebny ambulans. Leżąc na ziemi, powoli odpływam. Na twarz pada mi ciepły, lekki deszcz. Oczy same zaczynają się zamykać. W kieszeni czuję wibracje telefonu. Jakiś obcy człowiek wyciąga go i mówi że to (tu powinno być mama, ale to moja śmierć i zmienimy to na (zbieżność nazwisk i imion jest przypadkowa) Monika( to ta o której ostatnio pisałem). Kontynuując, po zobaczeniu kto dzwoni, próbuje podnieść rękę w geście odebrania. Niestety ogranizm powoli odmawia współpracy. Nieznany mi człowiek odbiera telefon i się przedstawia, potem opowiada co się dzieje. Po krótkiej chwili przykłada mi telefon do ucha. W jego oczach widać łzy. W głośniku telefonu słyszę niewyraźne słowa przeplatane ze szlochaniem. Próbuje coś powiedzieć, ale czuję że to już koniec. Jedyne co mi się udaje zrobić to zmuszenie twarzy do uśmiechu. Ostatnie co słyszę w słuchawce to „Proszę, nie zostawiaj mnie samej!”. W piękne letnie popołudnie, przy przejściowej mżawce, odchodzę z tego świata, między ludźmi których nie znałem. Koniec. Mam nadzieję że nie zmarnowaliście kilku minut. Pozdrawiam