Znalezione przypadkiem cz.4

1
Pomnik upamiętniający załogę bombowca Lancaster Mk III. 11 mają 1944 razem z 629 szwadronem bombowców wystartowali z Anglii aby zbombardować drogi kolejowe niedaleko Hasselt w Belgii. Z powodu gęstej mgły akcję odwołano, i w czasie lotu powrotnego bombowiec został zestrzelony przez niemieckiego myśliwca, rozbił się, i cała siedmioosobowa załoga zginęła na miejscu.
Znalezione przypadkiem cz.4
Znalezione przypadkiem cz.4
Załoga składała się z obywateli Kanady, Nowej Zelandii oraz Wielkiej Brytanii. Pomnik został ufundowany przez fundację "Wings of Victory", upamiętniająca poległych pilotów, oraz załogi samolotów zestrzelonych nad Europą w czasie drugiej wojny światowej.
Znalezione przypadkiem cz.4
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Śmierć dowódcy UPA

12
Śmierć dowódcy UPA
Ja tylko króciutko z rocznicową notką.

75 lat temu, 5 marca 1950 roku we wsi Biłohorszcze k. Lwowa w obławie sowieckiej bezpieki MWD i MGB zginął dowódca Ukraińskiej Powstańczej Armii, Roman Szuchewycz ps. Taras Czuprynka. Fanatyczny ukraiński nacjonalista, zbrodniarz odpowiedzialny za dziesiątki tysięcy pomordowanych bestialsko ludzi, reżyser ludobójstwa Polaków na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej.

Niech mu ziemia ciężką będzie.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Jak Niemcy trzy razy podbijali Danię

3
Jak Niemcy trzy razy podbijali Danię
Dawno mnie tutaj nie było, więc wracam z nową ciekawostką o II Wojnie Światowej.
Czy jeden kraj można „podbijać” trzy razy w ciągu jednej wojny? Historia Danii podczas II WŚ pokazuje, że jak najbardziej można. To historia godna słynnego Gangu Olsena, zatem zapraszam na opowieść.
Jak Niemcy trzy razy podbijali Danię
O historii Danii w II WŚ wie się raczej niewiele, głównie o jej szybkim i niezbyt krwawym podbiciu 9 kwietnia 1940 r., gdy Niemcom zajęcie kraju zajęło ok. 4 godzin. Straty po obu stronach wyniosły poniżej 100 ludzi zabitych i rannych. Szersza publiczność poznała tę historię z filmu „9. april”.
Jak Niemcy trzy razy podbijali Danię
Los Danii nie urwał się po wkroczeniu niemieckiej 198. Dywizji Piechoty do Kopenhagi. Niemcy zagwarantowali pozostawienie na tronie panującego króla Chrystiana X (co ciekawe, brata króla Norwegii, Haakona VII) i parlamentu - Rigsdag - w zamian za pełną uległość władz duńskich. Rigsdag przyjął politykę kolaboracji (samarbejdspoltikken), by nie zadrażniać relacji z Niemcami. Na pierwszy plan wysunął się Erik Scavenius (na zdjęciu powyżej), założyciel i lider istniejącej do dzisiaj socjalliberalnej partii Det Radikale Venstre, a także wieloletni minister spraw zagranicznych Danii.

Władzę w Danii sprawowała koalicja socjalliberałów i socjaldemokratów z Socialdemokratiet. Scavenius objął stanowisko premiera. Socjaldemokraci i liberałowie współpracujący z Niemcami - wydaje się paradne, ale było to spowodowane strachem, że Niemcy w Danii zainstalują marionetkowy, kolaboracyjny rząd, rodem tego z Norwegii, gdzie rządził Vidkun Quisling z Nasjonal Samling.
Jak Niemcy trzy razy podbijali Danię
Dania przystąpiła m. in. do Paktu Antykominternowskiego, a po 22 czerwca 1941 r. na front wschodni pojechała wesoła wycieczka Frikorps Danmark, ochotniczego duńskiego legionu SS, liczącego 1164 żołnierzy, dowodzonego przez księcia Christiana von Schalburga, duńskiego arystokraty i żarliwego antykomunisty.

Ponadto, władze niemieckie poprosiły (!) Duńczyków po ataku na ZSRR o internowanie przywódców Komunistycznej Partii Danii. Nadgorliwe władze duńskie aresztowały kogo się dało - w sumie 264 osoby, które zamknięto w duńskim obozie koncentracyjnym Horserød w płn. Zelandii. Obozie zarządzanym przez samych Duńczyków.
Jak Niemcy trzy razy podbijali Danię
Dla niemieckich żołnierzy przydział do Danii był nagrodą. Duńczycy nie byli wrogo nastawieni do Niemców, akty oporu należały do rzadkości, żywności nie brakowało, nie było nawet zaciemnień. Przez lata okupacji nie zginął tam ŻADEN Niemiec. Niemcy traktowali Duńczyków jako Aryjczyków, pokrewnych im samym. Nie nastąpiły tam masowe represje, znane z Polski. Nazywano to „Kremowym Frontem”. Stacjonująca w Danii 416. Dywizja Rezerwowa otrzymała przydomek „Dywizji Bitej Śmietany” od warunków, w jakich służyła.
Jak Niemcy trzy razy podbijali Danię
Creme de la creme (hehe) niemieckiej okupacji Danii było istnienie... duńskiej armii. Dania, obok Protektoratu Czech i Moraw, była jedynym okupowanym przez Niemców państwem, który nadal utrzymywał swoją armię i flotę. Co prawda w dużej mierze zdemobilizowaną (bez lotnictwa), ale istniejącą. Liczyła ona 2200 żołnierzy i oficerów, oraz 1100 członków służb pomocniczych.

Ale główną siłą była flota. Kongelige Danske Marine miała całkiem sporą siłę z dwoma pancernikami obrony wybrzeża - „Niels Juel” i „Peder Skram”, a także 11 torpedowcami i 11 okrętami podwodnymi. Niemcy cenili ją za trałowanie min, nadzór nad portami i zabezpieczanie Cieśnin Duńskich.
Jak Niemcy trzy razy podbijali Danię
30 lipca 1943 r., na wieść o niemieckich klęskach na Łuku Kurskim i Sycylii, w Danii doszło do serii strajków i protestów, pojawiły się też pierwsze akty sabotażu. Wybuchły zamieszki, z którymi władze duńskie nie mogły sobie poradzić. Niemcy czekali spokojnie. Dopiero 28 sierpnia 1943 r. Pełnomocnik Rzeszy w Danii, SS-Obergruppenführer dr Werner Best (na zdj. obok premiera Scaveniusa) zażądał uspokojenia nastrojów, wprowadzenia godziny policyjnej, zakazu zgromadzeń i kar śmierci za sabotaż. Władze duńskie naiwnie odmówiły żądaniom.
Jak Niemcy trzy razy podbijali Danię
Niemcy nie wybaczali nieposłuszeństwa. A Duńczycy przekonali się o tym w ciągu jednego dnia - 29 sierpnia 1943 r., gdy niemieckie dywizje porzuciły swe pielesze i rozpoczęły operację „Safari” - wojskową okupację Danii.

O 4:00 oddziały niemieckich 416. i 160. Dywizji Rez. na ciężarówkach zaczęły zajmować obiekty duńskiej armii i rozbrajać Duńczyków. Dochodziło nawet do strzelanin, jak w koszarach Hærens Kampskole i Næstved, oraz pałacu króla Sorgenfri w Kopenhadze, w których padli zabici po obu stronach.
Jak Niemcy trzy razy podbijali Danię
Nagłe strzelaniny zaalarmowały dowództwo duńskiej floty. Już  o 4:08 wiceadmirał Aage Helgesen Vedel, dowódca floty, nakazał okrętom wyjście z głównej bazy Holmen w Kopenhadze. Celem było przedarcie się do neutralnej Szwecji, lub, jeśli było to niemożliwe - zatopienie okrętów.

Niemcy kontrolowali wejście do portu. Duńczycy zaczęli zatapiać okręty. Na dnie basenu portowego spoczął pancernik „Peder Skram”, 4 torpedowce i 21 innych okrętów. Do 7:00 Niemcy opanowali bazę po strzelaninach z duńskimi marynarzami i wzięli do niewoli duńskie dowództwo.
Jak Niemcy trzy razy podbijali Danię
Ponieważ nie cała flota znajdowała się w Holmen, części mniejszych jednostek udało się uciec do Szwecji. Inne przejęli Niemcy w Nyborgu, Kalundborgu, Korsør.

Najbardziej dramatyczne chwile przeżył flagowy pancernik „Niels Juel”, który znajdował się w Holbæk. Po odebraniu komunikatów, jego dowódca, kmdr Carl Westermann, kazał wyjść z portu i płynąć do Szwecji. Jednak zanim to uczynił, okręt zaatakowały nurkujące Stukasy - najpierw z działek, potem bombami. Pancernik został uszkodzony zaczął nabierać wody, więc wyrzucił się na brzeg. Dowódca kazał go zdemolować - na próżno. Z braku materiałów wybuchowych okręt był tylko lekko uszkodzony. Niemcy go później sholowali i wcielili do swojej floty.
Jak Niemcy trzy razy podbijali Danię
Operacja „Safari” zakończyła się. Poległo 11 Niemców i 23-26 Duńczyków, po ok. 50 ludzi zostało rannych. „Drugi podbój Danii” zajął Niemcom znowu 4 godziny. 4600 duńskich żołnierzy poszło do niemieckiej niewoli. Na 51 duńskich okrętów, 32 zostały zniszczone (15 podnieśli Niemcy), a 13 uciekło do Szwecji.

Zaczęła się prawdziwa okupacja Danii. Niemcy przejęli kontrolę nad obozem Horserød, a jego więźniów wysłali do KL Mauthausen. Przystąpili też do eksterminacji Żydów, ale Duńczycy, uprzedzeni przez niemieckiego dyplomatę Georga Duckwitza, zdołali ewakuować większość z nich - ok. 7000 - do Szwecji w październiku 1943 r.
Jak Niemcy trzy razy podbijali Danię
Nim wojna się skończy, 19 września 1944 r., gdy wybuchnie kolejna fala strajków, Niemcy znowu podbiją Danię. Rozbroją wszystkie duńskie formacje, w tym policję i wprowadzą terror, znany z innych państw. Duńscy policjanci pójdą do obozów koncentracyjnych Neuengamme i Buchenwald, a zastąpi ich brutalna nazistowska policja polityczna HIPO - duński klon Gestapo.
Jak Niemcy trzy razy podbijali Danię
Dania długo nie będzie uznana za członka Aliantów.  Gdy władze duńskie ogłoszą w lutym 1944 r. o uznaniu ich za Aliantów, oprotestują to Sowieci i Brytyjczycy. Nawet mimo organizowania w Szwecji - pod koniec wojny coraz bardziej jawnie wspierającej Aliantów (np. zwalniając alianckich lotników z internowania, czy pozwalając działać alianckim komandosom) - Brygady Duńskiej i Duńskiej Flotylli Wojennej. Dopiero 5 maja 1945 r., gdy Brytyjczycy wejdą do Kopenhagi, uznają Danię za państwo sojusznicze.

Dla Danii wojna zakończyła się szczęśliwie, choć pokrętne były jej losy w trakcie i po samej wojnie. Na czele z okupowaną przez Sowietów wyspą Bornholm. Ale - to już inna historia, którą opowiem kiedy indziej.

To tyle, pozdrawiam, II wojna światowa w kolorze.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Jak Niemcy mordowali Włochów

27
Jak Niemcy mordowali Włochów
Witam wszystkich z nową dzidką.

Jak wielu z Was wie, Włochy w czasie II wojny światowej były państwem Osi i walczyły po stronie Niemiec. Jednak rok 1943 był dla nich przełomowy - najpierw w styczniu 1943 roku w ZSRR zginęła włoska 8. Armia, tracąc 114 tysięcy ludzi - zabitych, rannych, zaginionych, chorych, wziętych do niewoli. Była to połowa stanu. Niedługo później, bo w maju 1943 r. przepadła włoska 1. Armia w Tunezji - 130 000 włoskich żołnierzy trafiło do alianckiej niewoli. Wreszcie, w lipcu 1943 r. Alianci wylądowali na Sycylii, gdzie bardzo ciężkie straty poniosła włoska 6. Armia. W ciągu pół roku trzy z dziesięciu włoskich armii zostały praktycznie zniszczone. Na domiar złego Alianci wzmogli naloty na włoskie miasta. Codziennie fale bombowców atakowały Neapol, Turyn, Mediolan i wreszcie - Rzym. Nastroje antywojenne sięgały zenitu - Alianci byli u bram Włoch.
Jak Niemcy mordowali Włochów
W nocy z 24 na 25 lipca 1943 r. Wielka Rada Faszystowska zdymisjonowała Benito Mussoliniego z funkcji premiera. Nowym premierem został marszałek Pietro Badoglio, który zaczął potajemne rozmowy z Aliantami o zmianie stron. Przez następny miesiąc Włochy nadal walczyły oficjalnie po stronie Niemiec, ale 8 września 1943 r. ogłosiły kapitulację i dołączenie do Aliantów. Miało się to odbyć równocześnie z desantem Aliantów w kontynentalnych Włoszech, zaś amerykańscy spadochroniarze mieli wylądować w Rzymie i pomóc Włochom go przejąć. Nic z tego jednak nie wyszło.
Jak Niemcy mordowali Włochów
W praktyce milionowa włoska armia została z dnia na dzień pozostawiona sama sobie. Alianci odmówili udzielenia jej pomocy, a nowy premier, wraz z królem Wiktorem Emanuelem, uciekli na aliancką stronę. Tymczasem włoskie garnizony rozsiane były od Sardynii i południowej Francji po Grecję. Dowódcy i żołnierze nie wiedzieli co robić - czy poddać się Niemcom, czy przejść na ich stronę, czy walczyć z nimi. Dla odmiany, Niemcy byli doskonale przygotowani i włoskie plany przejrzeli na miesiące wcześniej. We Włoszech znalazło się 17 niemieckich dywizji, w tym elitarne dywizje pancerne SS. 8 września 1943 r. Niemcy przystąpili do operacji „Achse” - „Oś”, ironicznie nazwaną od sojuszu włosko-niemieckiego.
Jak Niemcy mordowali Włochów
Włosi reagowali różnie. Wiele jednostek, w tym weterani frontu wschodniego, poddawali się Niemcom bez walki i przechodzili na ich stronę. Inni, jak żołnierze 4. Armii we Francji, dezerterowali w góry i tworzyli oddziały partyzanckie. Inni, jak żołnierze 7. Armii na froncie, usiłowali przejść na stronę Aliantów. Największa jednak tragedia wydarzyła się na Bałkanach - na Dodekanezie i Wyspach Jońskich - dziś popularnych miejscach turystycznych.
Jak Niemcy mordowali Włochów
Na Dodekanezie u brzegów Grecji walki trwały dwa miesiące. Bitwę wydała tam Niemcom włoska 50. Dywizja Piechoty „Regina”. Brytyjczycy dostrzegli w tym szansę na lądowanie na Bałkanach i nakłonienie Turcji do wejścia do wojny. Wysłali więc siły by wesprzeć Włochów. Zrobili to jednak za późno i w zbyt małej liczbie. Niemcy przerzucili na archipelag elitarne oddziały komandosów pułku "Brandenburg" oraz spadochroniarzy i do listopada 1943 r. zgnietli włosko-brytyjski opór. Była to ostatnia zwycięska kampania III Rzeszy w II wojnie światowej. Po zajęciu wysp Niemcy zamordowali 103 włoskich oficerów. Jeśli będzie chęć, mogę opisać tę kampanię w osobnej dzidce.
Jak Niemcy mordowali Włochów
Ale najbardziej tragiczną odsłonę te dni miały na malowniczych Wyspach Jońskich u brzegów Grecji - Korfu i Kefalonii, słynących z oliwek, winorośli i fig, o prześlicznych plażach, pokrytych kwitnącymi oleandrami. Bajkowa sceneria jednak stała się miejscem istnego horroru...
Jak Niemcy mordowali Włochów
Wyspy te były matecznikiem 33. Dywizji Piechoty „Acqui”. Dywizja od 1941 roku pełniła funkcje garnizonowe i nie brała udziału w walce. Liczyła 11 500 żołnierzy i 525 oficerów. Na wyspie Kefalonia stacjonowały jej 17. i 317. pułki piechoty oraz część 33. pułku artylerii. Dowódcą dywizji był gen. Antonio Gandin, mianowany w czerwcu 1943 roku, weteran Frontu Wschodniego, odznaczony niemieckim Krzyżem Żelaznym.
Jak Niemcy mordowali Włochów
Na wyspie poza Włochami był też niemiecki 966. pułk forteczny płk  Johannesa Barge. Generał Gandin, jak wielu włoskich dowódców, nie wiedział co zrobić. Negocjował z Niemcami rozwiązanie pokojowe, by uniknąć walki. Wiedział, że jego dywizja nie ma szans na wypadek walki. Włosi nie mieli ani zapasów amunicji, by walczyć, ani wsparcia skądkolwiek. Dlatego generał próbował rozwiązania pokojowego, by odesłać dywizję do Włoch.

Jednak dowódca XXII. Korpusu Górskiego, który okupował Grecję, gen. Hubert Lanz, wydał rozkaz płk Bargemu natychmiastowego rozbrojenia dywizji „Acqui” i opuszczenia przez nią pozycji. Niemcy postawili Włochom ultimatum - do 13 września (potem przedłużono do 15 września ) 1943 r. dywizja ma złożyć broń.
Jak Niemcy mordowali Włochów
Generał Gandin wynegocjował opuszczenie pozycji pod warunkiem, że Niemcy nie ściągną więcej oddziałów. Jednak nawet jeśli generał chciał pokoju, to "doły" się nie zgadzały. Prym wśród bojowo nastawionych oficerów wiedli kapitanowie artylerii - Renzo Apollonio i Amos Pampaloni. Żądali stawienia oporu i odmówienia zdania Niemcom ciężkiego uzbrojenia dywizji, nawet za cenę walki. 13 września 1943 r. do Argostoli - stolicy wyspy - przypłynął niemiecki konwój, naruszając umowę. Artyleria kpt. Apolloniego, osłaniająca port, samowolnie go ostrzelała i zatopiła dwa statki.
Jak Niemcy mordowali Włochów
Generał załagodził jeszcze ten incydent, a w nocy w dywizji przeprowadzono "referendum" - czy walczyć z Niemcami, czy się im poddać. Większość żołnierzy wybrała walkę. Gorąco popierali ich greccy partyzanci z ELAS, odwiedzający włoskie pozycje, obiecując wsparcie i pomoc. Na zdjęciu: ostatni apel dywizji „Acqui”.
Jak Niemcy mordowali Włochów
15 września 1943 r. o 12:30, wraz z upływem terminu ultimatum, na wyspę spadły niemieckie bombowce nurkujące Ju-87, które zbombardowały włoskie pozycje wokół Argostoli. O 14:00 gen. Gandin kazał podjąć walkę z Niemcami. Włochom udało się nawet wziąć 500 niemieckich jeńców.

Ale Niemcy, tak jak na Dodekanezie, na Kefalonię rzucili absolutną elitę Wehrmachtu - oddziały zaprawionej w boju 1. Dywizji Górskiej, szarotkowych zakapiorów z Polski, Ukrainy i Kaukazu, dowodzonych przez stuprocentowego nazistę, majora Haralda von Hirschfelda, ochotnika oddziałów górskich od przedwojnia.
Jak Niemcy mordowali Włochów
Z weteranami von Hirschfelda Włosi nie mieli już żadnych szans. Doskonale dowodzeni strzelcy górscy, osłaniani przez Stukasy, zaczęli wypychać Włochów z kolejnych pozycji. Jednocześnie Włochom zaczęła wyczerpywać się amunicja, a Alianci nie pozwolili na pomoc oblężonej dywizji, skazując ją na śmierć.

To, co wydarzyło się między 15, a 22 września 1943 roku przypominało okładanie młotkiem osłabionego człowieka. Niemcy zrzucali ulotki nawołujące do poddania się, ale żadnego Włocha nie brali do niewoli. 21 września koło miasteczka Franagata zamordowali 405 jeńców, następnego dnia koło wsi Troianata - 316. Wiedzieli, że Włochom kończy się amunicja i mogą bez przeszkód rozstrzeliwać jeńców.
Jak Niemcy mordowali Włochów
„Zabijali wszystkich, którzy nawinęli im się pod lufy”, jak wspominał włoski ocalały, Marco Botti. On sam przeżył pod zwałami trupów kolegów. Nie wiadomo, ilu jeńców Niemcy zamordowali - szacuje się, że od co najmniej 2500 do 5155. Ich ciała porzucano w płytkich grobach, albo wrzucano do morza.

Wielu ze strzelców górskich pochodziło z Austrii i obsesyjnie nienawidzili Włochów za zajęcie południowego Tyrolu. Choć rozkaz rozstrzelania wydał sam Adolf Hitler jako „karę za zdradziecką postawę”, to strzelcy górscy nie mieli oporów z wykonaniem go.
Jak Niemcy mordowali Włochów
23 września 1943 roku resztki dywizji „Acqui” poddały się. Zginęło 1316 Włochów, z czego wielu zamordowanych. Niemcy stracili 54 zabitych, 23 zaginionych i 156 rannych. Następnego dnia Niemcy zamordowali 137 oficerów dywizji. Pierwszego zamordowano gen. Gandina. Ich ciała wyrzucono do morza na rozkaz gen. Lanza.

Bliźniacze wydarzenia nastąpiły na sąsiedniej wyspie Korfu, gdzie stacjonował 18. pułk dywizji „Acqui”. 24 września Niemcy zaczęli operację „Zdrada” i zgnietli Włochów w jeden dzień. Tam zamordowano 280 jeńców z dowódcą, płk Lusignianim. Zginęło 5 Niemców, było 27 rannych.
Jak Niemcy mordowali Włochów
Pozostałym jeńcom Niemcy łaskawie darowali życie i uznali ich za jeńców. Tysiące z nich - nie tylko z Kefalonii, ale też z Dodekanezu - załadowano na statki i zabrano do Europy. Jednak od ataków alianckich i min zatonęły trzy z nich: „Sinfra”, „Mario Roselli” i „Ardena”.

Na tonących statkach wybuchła straszliwa panika. Przerażeni włoscy jeńcy, stłoczeni pod pokładami, usiłowali się ratować i wyjść. Niemcy do nich strzelali i obrzucali granatami, nie pozwalając im zająć szalup. Zamykano ładownie i pozwolono im utonąć. Zginęło tak ok. 3 000 Włochów.
Jak Niemcy mordowali Włochów
Historia ta pewnie nie ujrzałaby światła dziennego w morzu niemieckich zbrodni, gdyby nie trzęsienie ziemi na Kefalonii w sierpniu 1953 roku, które odsłoniło tysiące zmasakrowanych szkieletów. Włochy na prośbę Grecji przysłały ekipę ekshumacyjną, by zebrać szczątki żołnierzy.
Jak Niemcy mordowali Włochów
Identyfikacja nie była możliwa, szkielety były przemieszane, więc uznano, że szczątki spoczną z honorami w masowej mogile. Powrót żołnierzy 33. Dywizji „Acqui” do domu witały w Bari dziesiątki tysięcy ludzi. Ich kolegów, znajomych, członków rodzin, przedstawicieli władz.
Jak Niemcy mordowali Włochów
Niemieccy mordercy w mundurach nie ponieśli praktycznie żadnej odpowiedzialności. Mjr von Hirschfeld zginął na Przełęczy Dukielskiej 18 stycznia 1945 roku, już jako generał. Także płk Barge nie trafił za kraty. Osądzono jedynie gen. Lanza, skazując na 12 lat więzienia, ale odsiedział tylko 3...
Jak Niemcy mordowali Włochów
Niemieccy zbrodniarze z 98. pułku strzelców górskich i załóg statków nigdy nie stanęli przed sądami. Dożywali w spokoju swoich dni. Spotykali się w Austrii i Bawarii, wspominając swój „Kameradenschaft”, traktowani z estymą, jako dobrzy żołnierze „rycerskiego” Wehrmachtu.

Włoskie sądy usiłowały ścigać niemieckich zbrodniarzy, ale osądzono zaocznie tylko jednego - podoficera Alfreda Storka. Ten jednak nie wykazał honoru i zmarł na wolności w 2021 roku. Na samej Kefalonii niemieccy turyści do dzisiaj nie są zbyt przyjaźnie widziani.
Jak Niemcy mordowali Włochów
O tragedii dywizji „Acqui” opowiada film „Kapitan Corelli” z Nicolasem Cagem i Penelope Cruz w rolach głównych z 2001 roku na motywach powieści Louisa de Bernièresa.

Tak zamknęła się historia zapomnianej włoskiej dywizji. Kolejnego kamyczka obalającego brednie o „tchórzliwych makaroniarzach”.

To tyle, pozdrawiam, II wojna światowa w kolorze.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

100 lat od powstania Korpusu Ochrony Pogranicza

6
100 lat od powstania Korpusu Ochrony Pogranicza
Sporo Wam pisałem o Kresach i długo myślałem nad nowym tematem. Stwierdziłem, że w kontekście wydarzeń na granicy polsko-białoruskiej warto będzie przypomnieć bardzo podobną historię z przeszłości. I upamiętnić bohaterów - tak ówczesnych, jak współczesnych - broniących polskich granic. Jeśli dzidka się spodoba, za kilka dni pojawi się kontynuacja.
100 lat od powstania Korpusu Ochrony Pogranicza
18 marca 1921 roku traktatem ryskim i wytyczeniem granicy polsko-sowieckiej zakończyła się wojna polsko-bolszewicka. Jednak jeśli ktoś myśli, że zapanował wówczas pokój, to się srodze myli. Związek Radziecki nigdy nie pogodził się z granicami Polski, a traktat ryski uważał za rozwiązanie tymczasowe. Już w 1920 roku zlecono Zarządowi Wywiadowczemu Sztabu Generalnego Armii Czerwonej (zwany Razwieduprem) i wydziałowi zagranicznemu bezpieki OGPU (zwanej Zakordatem) przygotowanie działań dywersyjnych po polskiej stronie granicy.
100 lat od powstania Korpusu Ochrony Pogranicza
Główną bazą szkoleniową terrorystów był Mińsk, leżący po sowieckiej stronie. Tam formowano oddziały dywersyjne, które przerzucano nad granicę. Następnie po jej przekroczeniu dywersantów zasilali lokalni sympatycy i członkowie partii komunistycznych, oraz wszelkiej maści przestępcy, pełniący też rolę przewodników i tłumaczy. Poza napadami, bandy dywersyjne zajmowały się też agitacją i propagandą komunistyczną, kreując się na "ludowych mścicieli". Celem Sowietów było wzniecanie stałego poczucia zagrożenia i stworzenia bolszewickiego ruchu partyzanckiego na Kresach, a następnie oderwanie ich od Polski.

Ot, takie "zielone ludziki" A.D. 1921.
100 lat od powstania Korpusu Ochrony Pogranicza
Pogranicze kusiło nie tylko sowieckich dywersantów. Po wojnie polsko-bolszewickiej Kresy Wschodnie przypominały prerie Dzikiego Zachodu. Były to tereny biedne, wyniszczone i rozgrabione wskutek wielu lat walk od 1914 roku. W dodatku - w wielu miejscach, jak widać na mapie - słabo zaludnione. W dużej mierze pozbawione dobrych dróg, za to pełne gęstych lasów i mokradeł. Długa na 1412 kilometrów granica była słabo strzeżona, z nielicznymi posterunkami Policji Państwowej i jednostkami wojska.
100 lat od powstania Korpusu Ochrony Pogranicza
Pogranicze kusiło nie tylko sowieckich dywersantów. Po wojnie polsko-bolszewickiej Kresy Wschodnie przypominały prerie Dzikiego Zachodu. Były to tereny biedne, wyniszczone i rozgrabione wskutek wielu lat walk od 1914 roku. W dodatku - w wielu miejscach, jak widać na mapie - słabo zaludnione. W dużej mierze pozbawione dobrych dróg, za to pełne gęstych lasów i mokradeł. Długa na 1412 kilometrów granica była słabo strzeżona, z nielicznymi posterunkami Policji Państwowej i jednostkami wojska.
100 lat od powstania Korpusu Ochrony Pogranicza
Wiele pisał o tym Sergiusz Piasecki (na zdjęciu), jeden z najlepszych polskich powieściopisarzy, którego książki były zakazane w PRL. On sam po wojnie polsko-bolszewickiej tułał się, pozbawiony majątku i wykształcenia. Imał się różnych zająć - grał w karty, fałszował czeki, był nawet w branży porno. Znał jednak świetnie pogranicze, oraz języki białoruski i rosyjski. Jego zdolności dostrzegł polski wywiad i zatrudnił go. Jednak dochód ze służby był zbyt mały, więc Piasecki sam zaczął zajmować się przemytem. Uzależnił się jednak od narkotyków i pod wpływem kokainy napadł z bronią na dwóch kupców. Trafił za to do więzienia, gdzie napisał swoją najsłynniejszą powieść - ''Kochanek Wielkiej Niedźwiedzicy'', oraz autobiografie: ''Piąty etap" i "Bogom nocy równi". Jak sam zaczął swoją książkę:

''Wódkę piliśmy szklankami. Kochały nas ładne dziewczyny. Chodziliśmy po złotym dnie. Płaciliśmy złotem, srebrem i dolarami. Płaciliśmy za wszystko: za wódkę i za muzykę. Za miłość płaciliśmy miłością, nienawiścią za nienawiść...''
100 lat od powstania Korpusu Ochrony Pogranicza
Poza Sowietami i przemytnikami, niespokojnie było też na granicy z Litwą, oraz na Wołyniu i w Galicji. Na tej pierwszej kwitł przemyt i dywersja sponsorowane przez litewski wywiad w zemście za zajęcie przez Polaków Wilna, na tych drugich - terroryzm nacjonalistów ukraińskich z Ukraińskiej Organizacji Wojskowej (UWO). Ukraińców zresztą mocno wspierali pieniędzmi i bronią i Litwini, i Sowieci, i Niemcy - ci ostatni zresztą prowadzili z Polakami wojnę celną i bojkotowali polskie towary. Słowem - ludność polska żyła w stałym zagrożeniu. Nierzadko urzędnicy i ziemianie sami musieli pełnić rolę policji w swoich rejonach, śpiąc z bronią dosłownie pod ręką, na wypadek zbrojnego napadu. Nieprzypadkowo więc granice wschodnie nazywano "Meksykiem".
100 lat od powstania Korpusu Ochrony Pogranicza
Ataki sowieckich band dywersyjnych zaczęły się na przełomie 1921/1922 roku. W samych latach 1921-1923 dokonali 259 ataków terrorystycznych. Przykładowo, w styczniu 1923 roku banda sowiecka napadła na miasteczko Czuczewicze, gdzie zrabowała 14 mln marek polskich, rozbiła posterunek Policji, a wójta wysmagała batem za "ciemiężenie ludności".

Chociaż polska Policja i Straż Graniczna reagowały, jak mogły (aresztowano 313 osób, z czego 199 skazano na karę śmierci), to widać było, że radzą sobie coraz gorzej. Brakowało infrastruktury - strażnic, posterunków, dróg do nich, kabli. Policjanci z braku kwater mieszkali w chłopskich chatach, więc wszyscy wiedzieli o ich planach i działaniach. Polskie siły reagowały za wolno. W dodatku były to siły zbyt szczupłe do pilnowania absolutnie wszystkiego na Kresach.
100 lat od powstania Korpusu Ochrony Pogranicza
W 1924 roku doszło do przełomu. Tylko w tym roku doszło do aż 189 ataków terrorystycznych i 28 sabotażowych. Zginęły 54 osoby, a z 1000 dywersantów - ujęto tylko 146.

Trzy z ataków były wyjątkowo bezczelne. Pierwszy miał miejsce w nocy 18 na 19 lipca na miasteczko Wiszniew, gdzie banda sowiecka otoczyła miasteczko, rozbiła posterunek Policji, zabijając jej komendanta i zaczęła plądrować miejscowość. Potem dokonała rajdu po okolicznych wsiach, ograbiła je i urządziła komunistyczny wiec. Była to jedynie przygrywka.
100 lat od powstania Korpusu Ochrony Pogranicza
W nocy z 3 na 4 sierpnia 150 terrorystów, uzbrojonych nawet w karabiny maszynowe, uderzyło na miasteczko Stołpce. Chociaż polskim policjantom udało się odeprzeć szturm na starostwo powiatu, gdzie była kasa skarbowa, oraz komendę Policji, to bandyci zajęli stację telegrafu, podpalili dworzec kolejowy, ograbili wszystkie sklepy i magazyny, a na koniec rozbili więzienie, skąd uwolnili przetrzymywanych tam komunistów. Na koniec jeszcze rozbili ścigającą ich grupę policyjną i uciekli za granicę sowiecką. Zginęło 7 policjantów i 1 urzędnik.
100 lat od powstania Korpusu Ochrony Pogranicza
Kolejny atak miał miejsce na pociąg do Łunińca w rejonie stacji Łowcza 23 września. Sowiecka banda, przebrana w kolejarskie mundury, rozkręciła tory i ostrzelała pociąg. Następnie wtargnęła do niego i ograbiła wszystkich pasażerów. Wśród nich byli wojewoda poleski, Stanisław Downarowicz; komendant okręgowy Policji, Józef Mięsowicz i senator Bolesław Wysłouch. Bolszewicy wszystkim zabrali ubrania, każąc im jechać w kalesonach, a na zagrabione mienie wystawili ''pokwitowania''. Potem odczepili lokomotywę i odjechali nią na sowiecką stronę. Podobny napad miał miejsce na pociąg do Baranowicz 3 listopada, gdy bolszewicy - dobrze uzbrojeni w karabiny, pistolety i granaty - zatrzymali go, po czym obrabowali wagony pocztowy i bagażowy, zabijając jednego policjanta. Następnie odczepili lokomotywę i odjechali.

Miarka się jednak przebrała i Polska zareagowała twardo, a dni bandytów były policzone... ale o tym w następnej części.

To na razie tyle, pozdrawiam, II wojna światowa w kolorze.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Bitwa pod Rząbcem 1944 - pogrom komunistów

14
Bitwa pod Rząbcem 1944 - pogrom komunistów
Witam wszystkich ponownie, znowu z rocznicowym postem.

Wczoraj, 8 września, minęła 80. rocznica bitwy pod Rząbcem (powiat włoszowski) stoczonej 8 IX 1944 r. - największej bitwy Brygady Świętokrzyskiej Narodowych Sił Zbrojnych i największego zwycięstwa polskiego podziemia nad komunistyczną partyzantką.
Bitwa pod Rząbcem 1944 - pogrom komunistów
Brygada Świętokrzyska powstała 11 sierpnia 1944 r. na Kielecczyźnie. Jej dowódcą był ppłk Antoni Szacki "Bohun" (na zdjęciu). W 1944 r. liczyła 822 ludzi w dwóch pułkach - 202. Ziemi Sandomierskiej i 204. Ziemi Kieleckiej. Jednostka wywodziła się z tego odłamu NSZ, który nie scalił się z AK - Związku Jaszczurczego. Związek Jaszczurczy uznawał bowiem, że Armia Krajowa postępuje bardzo lekkomyślnie, współdziałając z Sowietami i ujawniając przed nimi swoje struktury. Doprowadzało to do masowych aresztowań i wywózek. NSZ-ZJ uważał zaś Sowietów za wrogów równych Niemcom i traktował ich jako okupantów, których trzeba niszczyć.
Bitwa pod Rząbcem 1944 - pogrom komunistów
Tak się złożyło, że w rejon działania Brygady trafił tam również oddział Armii Ludowej - komunistycznej partyzantki. Armia Ludowa słynęła z napaści, podpaleń, grabieży, morderstw i gwałtów. Na koncie miała także liczne mordy na Żydach (np. pogrom w Ludmiłówce, gdzie zamordowali ponad 100 Żydów!) i żołnierzach Armii Krajowej, czy Narodowych Sił Zbrojnych (np. mordy w Owczarni, czy Drzewicy), a także kolaborację z Gestapo. Była to de facto sowiecka agentura w Polsce i sporą część jej członków stanowili instruktorzy z sowieckiego wywiadu GRU i NKGB. Poza nimi liczni byli też Żydzi i pospolici kryminaliści, skazywani często jeszcze przed wojną. Jej głównym zadaniem, poza grabieżą i mordami, było zwalczanie polskiego podziemia niepodległościowego i przygotowywanie Polski do sowietyzacji.
Bitwa pod Rząbcem 1944 - pogrom komunistów
Oddział, o którym mowa, dowodzony był przez Tadeusza Grochala "Tadka Białego" (na zdj.). Grochal był znanym w okolicy mordercą i bandytą, którego oddział już rok wcześniej rozbiła AK, a o pomoc przed nim ludność błagała nawet Niemców! Gdy tylko jego banda pojawiała się w okolicy, okoliczni chłopi ściągali niemiecką żandarmerię i wraz z nią tropili komunistów.

28 października 1943 r. na polecenie mjr Mieczysława Tarchalskiego "Marcina" oddziały AK w pow. włoszczowskim przystąpiły do rozprawy z bandą Grochala. Gdy ten zaczął rabować i palić wieś Karczowice, został otoczony przez oddział AK. Gdy banda nie chciała się poddać, AK-owcy prawie wszystkich wystrzelali. Sam Grochal zdołał zbiec i odtworzyć bandę. Do bandy Grochala w lipcu 1944 r. dokooptowano 11-osobową grupę spadochroniarzy NKGB "Szturm" dowodzoną przez mjr Iwana Karawajewa. Oddział zasiliło wielu dezerterów z niemieckich policyjnych formacji wschodnich, odpowiedzialnych za liczne zbrodnie za okupacji - Rosjan, Ukraińców, Azerów. Oddział liczył w sumie ok. 200-250 ludzi.
Bitwa pod Rząbcem 1944 - pogrom komunistów
8 września 1944 r. oddział Grochala i Karawajewa pod Rząbcem pojmał 12-osobowy patrol z Brygady Świętokrzyskiej ppor. Franciszka Bajcera "Sanowskiego" (na zdj.). Ci udawali się do młyna, by kupić mąkę dla oddziału. Jeńców pobito i ograbiono, a następnie zapędzono ich, by wykopali sobie groby. Ppor. Bajcer - przywiązany do drzewa i bity kolbami przez komunistów - poprzysiągł sobie, że jeśli to przeżyje, to zostanie księdzem. Jeden z nich zdołał zbiec i powiadomić dowództwo Brygady Świętokrzyskiej.
Bitwa pod Rząbcem 1944 - pogrom komunistów
W odpowiedzi na to, ppłk Szacki zarządził alarm i natychmiastowe uderzenie na zgrupowanie komunistyczne znajdujące się w leśniczówce Henryków pod Rząbcem. Z samego rana oddziały Brygady - w sumie ok. 800 ludzi - okrążyły komunistów z trzech kierunków i zaczęły atak tuż przed egzekucją jeńców. W ataku wzięły udział oba pułki Brygady - 202. i 204., zasypując wroga gradem pocisków z broni maszynowej i granatami.

Walka trwała niecałą godzinę. Pierwsi pękli Rosjanie-dezerterzy, którzy zaczęli się poddawać, gdy partyzanci NSZ wpadli do obozowiska. Widząc to, Karawajew i Grochal zarządzili odwrót. Zdołali się przebić przez okrążenie, ale ponieśli ciężkie straty. Uciekli tylko oni i dziesięciu ludzi.
Bitwa pod Rząbcem 1944 - pogrom komunistów
Zginął jeden żołnierz NSZ, a jeden został ranny, po drugiej stronie było 34 poległych i 30 rannych, oraz 40 wziętych do niewoli AL-owców i 67 Rosjan. Zdobyto 2 ciężkie karabiny maszynowe, radiostację, moździerz, 50 pepesz i 120 karabinów. Znaleziono też listy proskrypcyjne ludności do rozstrzelania przez komunistów - urzędników, ziemian, członków podziemia, bogatszych chłopów...

4 członków AL rozstrzelano za zbrodnie na cywilach, 13 wcielono do Brygady, resztę zwolniono. Wśród wcielonych był Władysław Machejek (na zdj.) - późniejszy gorliwy komunista i pisarz-grafoman. Został nawet ordynansem płk Szackiego, lecz zbiegł później. Po wojnie bardzo chciał odkupić swoje winy, wysyłając liczne donosy i zostając konfidentem UB. Znany jest także ze sfałszowania dziennika Józefa Kurasia "Ognia", w którym zawarł niewydarzone brednie obciążające partyzanta, które do dzisiaj są traktowane jako... autentyczne źródło historyczne.
Bitwa pod Rząbcem 1944 - pogrom komunistów
Nie wiedziano, co zrobić z Rosjanami. Byli zbyt niepewni, obawiano się, że znowu zdezerterują. Ponadto, wielu z nich uczestniczyło w zbrodniach na ludności cywilnej. Zdecydowano, że zostaną rozstrzelani. Nim to jednak nastąpiło, wieczorem 8 września doszło wśród nich do buntu, podczas którego zginęło 2 żołnierzy Brygady. 67 Rosjan zginęło w trakcie jego tłumienia.

Po wojnie komunistyczni autorzy, jak Ryszard Nazarewicz i Józef Garas, ex-członkowie Armii Ludowej, którzy sami ledwo umknęli Brygadzie, a także byli milicjanci, wypisywali niestworzone brednie, jak to pod Rząbcem NSZ atakowało wspólnie... z niemieckimi czołgami i razem z Gestapo rozstrzeliwało bohaterskich komunistów. Bitwa ta wywoływała niesłychaną wściekłość komunistów przez kolejne dekady w PRL i była główną przyczyną nienawiści do Brygady Świętokrzyskiej. Wszak Brygada położyła trupem pod Rząbcem (i nie tylko) wielu kolegów rządzących po wojnie Polską ludzi...

Na miejscu jej stoczenia postawiono pomnik, gloryfikujący Armię Ludową i Sowietów. Pomnik ten co roku - dopóki nie został rozebrany w 2018 roku - bardzo chętnie odwiedzali politycy lewicowi, a także przedstawiciele... Rosji i Białorusi. Pomnik na szczęście zmieniono i obecnie upamiętnia on zwycięstwo Brygady.

A podporucznik Bajcer? Dotrzymał słowa. Po wojnie ukończył studia w Rzymie i został księdzem. Zamieszkał w RPA, gdzie zmarł w 1960 roku.
Bitwa pod Rząbcem 1944 - pogrom komunistów
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Przyjaciele Polaków na Wołyniu

296
Przyjaciele Polaków na Wołyniu
Dawno mnie tu nie było, więc witam ponownie z historycznym postem. Jeśli dzidka się spodoba, za kilka dni przygotuję kolejną.
Wiele mówi się o Wołyniu, o ludobójstwie Polaków, o polskiej samoobronie. Jednak mało znanym aspektem tej tragedii jest to, jak Polaków ratowali żołnierze Królestwa Węgier.
Przyjaciele Polaków na Wołyniu
Węgrzy, jak inne kraje Osi, wzięły udział w inwazji na ZSRR od 27 czerwca 1941 r. po zbombardowaniu przez Sowietów Koszyc. Do inwazji wyznaczono jednostki tzw. Węgierskiego Korpusu Szybkiego - formacji złożonej z dwóch brygad zmotoryzowanych, dwóch batalionów pancernych, brygady górskiej, jednostek rowerowych itp. Atak posuwał się stosunkowo szybko. Jednostki węgierskie walczyły na południowym odcinku frontu, obejmującym polskie Kresy Wschodnie i Ukrainę.
Przyjaciele Polaków na Wołyniu
Sympatie Węgrów szybko stały się jasne. Przykładem jest sytuacja z lipca 1941 r. kilku Polaków zostało aresztowanych przez ukraińską milicję OUN w Korczynie k. Stryja, stacjonujący opodal Węgrzy wpadli na posterunek, zdemolowali go i uwolnili aresztowanych, krzycząc: "Jaka Ukraina?! Tu nie ma żadnej Ukrainy! Tu jest Polska!".

Banderowcy Węgrów uważali za "worohiw samostijnej Ukrajini" i wzywali do ich niszczenia Wszak Węgry zdławiły istnienie ukraińskiego quasi-państewka - Karpato-Ukrainy w marcu 1939 roku. Jednak OUN nie miała szans z armią Węgier. Ta bardzo szybko rozpędziła ukraińskie milicje i komitety, a komendantów i urzędników OUN aresztowała, lub rozstrzelała. Władzę zaś w wielu miejscowościach przekazali... Polakom.
Przyjaciele Polaków na Wołyniu
Węgrzy jak to Węgrzy, pałali sympatią do Polaków. Jeden z polskich mieszkańców wsi Germakówka wspominał: ''Obozowisko mieli [Węgrzy] w parku. To był dobry czas. W domu nawet nie gotowaliśmy. Wspólnie z siostrą chodziliśmy do ich kuchni i wracaliśmy z wiadrem pełnym ugotowanego mięsa. Tak że wystarczyło dla wszystkich domowników, a i jeszcze dla sąsiadów było.''

Z kolei Wincenty Romanowski, żołnierz AK wspominał: ''Ważnym wydarzeniem w życiu Polaków było obsadzenie wołyńskich garnizonów Węgrami. Mieliśmy w nich prawdziwych przyjaciół i sprzymierzeńców, zarówno w rozgrywkach przeciwko Niemcom, jak i w czasie organizowania ochrony życia przed zakusami nacjonalistów ukraińskich. Ludność polska nawiązała wiele kontaktów z żołnierzami i oficerami garnizonu w Zdołbunowie. W każdą niedzielę duży oddział przychodził do kościoła na mszę. Śpiewali swoje pieśni, których nauczyli się również Polacy. Strofy węgierskiego hymnu narodowego przywoływały wspomnienia polskiej pieśni »Boże, coś Polskę«. Nad prezbiterium przez całą wojnę wisiało godło państwa polskiego – duży biały orzeł na czerwonym polu''
Przyjaciele Polaków na Wołyniu
Do pilnowania porządku na terenach Wołynia i Galicji wyznaczony został węgierski VII. Korpus gen. Istvana Kissa, złożony ze słabszych 111., 123., 124. Dywizji Lekkich, oraz 18. i 25. Dywizji Piechoty. Jednostki te miały pilnować torów kolejowych, mostów, dróg i linii telefonicznych.

Gdy latem 1943 r. UPA rozpoczęła ludobójstwo Polaków na Wołyniu, garnizony węgierskie stały się dla nich schronieniem. Tak było w miasteczku Mizocz, gdzie garnizon węgierski przez całą noc 24/25 sierpnia 1943 r. odpierał ataki UPA przy wsparciu polskiej samoobrony. Po walce Węgrzy pomogli grzebać zabitych, a następnie ewakuowali Polaków. Warto dodać, że nie był to jedyny przypadek walki Polaków i Węgrów przeciwko UPA. Takie bitwy miały miejsce także później, w Małopolsce Wschodniej - zimą i wiosną 1944 roku, np. podczas obrony Siwki Kałuskiej, gdzie Węgrzy rozdali Polakom broń i razem bronili wsi, czy gdy węgierska kompania przybyła na miejsce, ocaliła miasteczko Rożyszcze przed atakiem UPA.
Przyjaciele Polaków na Wołyniu
Raport polskiego podziemia podawał: ''Węgrzy odgrywają dużą rolę w walce z bandami. Członkowie band pochwyceni przez Węgrów są sprowadzani do Lwowa i maszerują z rękami związanymi drutem kolczastym. Wielu z nich ma przywiązane do rąk narzędzia mordu, z którymi ich związano (siekiery, widły itp.)''.

Inny meldunek mówił: ''Wszędzie, gdzie są Węgrzy, stan bezpieczeństwa wybitnie się poprawił. Węgrzy bezwzględnie tępią antypolskie wystąpienia band ukraińskich i zdarzają się często wypadki, że oddziały węgierskie specjalnie udają się do miejscowości, gdzie ludność polska może być zagrożona ze strony band ukraińskich, aby przewieźć ją wraz z mieniem do bezpiecznych ośrodków.''
Przyjaciele Polaków na Wołyniu
Na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej 1943-44 Węgrzy ocalili szereg miejscowości, czy to aktywnie je broniąc, czy ewakuując ich mieszkańców: Felizienthal, Rypne, Sitarówkę, Wiśniowiec, Klewań, Ożenin i Perespę. Zorganizowano także wyjazd 500 pogorzelców ze Zdołbunowa na Węgry.

Węgierscy lekarze udzielali też pomocy rannym i chorym i dostarczali leki, kapelani pomagali grzebać pomordowanych i odprawiali Msze, żołnierze karmili i ubierali pogorzelców. Za mordy na Polakach Węgrzy stosowali odwet na wsiach ukraińskich i pacyfikowali je. Węgierscy dowódcy żądali także od Niemców przeciwdziałania ludobójstwu banderowców na Polakach, co doprowadziło do zadrażnień z Niemcami.
Przyjaciele Polaków na Wołyniu
Warto też dodać, że Węgrzy często współdziałali z 27. Wołyńską Dywizją Armii Krajowej. Ustalali z Polakami trasy przemarszu i sygnały, przepuszczali się nawzajem, udając, że się nie widzą, dostarczali potajemnie broń, chronili rannych Polaków przed Niemcami, a "wziętych do niewoli" partyzantów - wypuszczali. Zdarzało się też, że Węgrzy udawali "walkę" z Polakami, strzelając w powietrze, by potem przekazać AK amunicję i granaty. Walki AK z Węgrami były rzadkie, obie strony starały się jak mogły ich unikać.

Meldunek AK z wiosny 1944 mówił: ''Węgrzy na Wołyniu użyci do akcji wycofują się z natarcia przeciw naszym oddziałom stwierdziwszy, że to Polacy, a nie Ukraińcy, nawiązują z naszymi oddziałami łączność i starają się być pomocni.''
Przyjaciele Polaków na Wołyniu
Banderowcy przestraszyli się udziału Węgrów. Dążyli do porozumienia z nimi i zabiegali o przynajmniej neutralność z ich strony. Mimo rozmów, czasowego zawieszenia broni, a nawet misji UPA do Budapesztu, Węgrzy do samego końca pobytu na Kresach latem 1944 roku zachowali propolską postawę. Z UPA zaś stale dochodziło do zatargów i walk, banderowcy zaś napadali i rozbrajali oddziały węgierskie.

Warto pamiętać o tej mało znanej karcie Wołynia i kolejnym przykładzie przyjaźni polsko-węgierskiej.

To tyle, pozdrawiam, II wojna światowa w kolorze.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Najbardziej Wyklęty - Zygmunt Olechnowicz ''Zygma''

144
Najbardziej Wyklęty - Zygmunt Olechnowicz ''Zygma''
Dawno mnie tu nie było, więc witam ponownie z rocznicowym postem.

Wiele mówi się o więźniach przetrzymywanych w Związku Radzieckim i Rosji po II wojnie światowej. Najbardziej znanym jest węgierski jeniec Andras Toma, którego zwolniono ze szpitala psychiatrycznego w Rosji dopiero w 2000 roku, o którym niedawno była dzidka.

Przypomniało mi to, że tak tragiczny los dotyczył też Polaków. Takim przykładem były losy Zygmunta Olechnowicza ''Zygmy'' (zaznaczony na zdjęciu) - kresowiaka z rodziny o tradycjach patriotycznych, żołnierza IV. batalionu 77. pułku piechoty AK w czasie okupacji niemieckiej, a po wojnie Żołnierza Wyklętego z obwodu 49/67 ''Szczuczyn-Lida'' partyzantki poakowskiej na Kresach.
Najbardziej Wyklęty - Zygmunt Olechnowicz ''Zygma''
Olechnowicz był adiutantem ppor. Anatola Radziwonika ''Olecha'', dowódcy obwodu (na zdjęciu), jednego z najdłużej walczących polskich partyzantów na Kresach, wcielonych do ZSRR. 75 lat temu, 12 maja 1949 roku podczas sowieckiej obławy (szło 300 funkcjonariuszy MGB i milicjantów) koło wsi Raczkowszczyzna (dawne województwo wileńskie, obecnie Białoruś) poległo sześciu polskich partyzantów, w tym sam ''Olech'', zaś trójka - w tym Olechnowicz - dostała się ciężko ranna do niewoli. ''Zygma'' miał wtedy 23 lata.
Najbardziej Wyklęty - Zygmunt Olechnowicz ''Zygma''
Po wyleczeniu i ciężkim śledztwie z torturami (wiadomo, że m.in. bito go pałkami po głowie), Olechnowicza skazano na 25 lat łagru. Zesłano go do Kazachstanu do łagru Dżezkazgan (na zdjęciu poniżej, łagier wyburzono - stan obecny), gdzie spędził 8 lat. W 1957 roku jego i innych więźniów przewieziono do Moskwy, skąd zamierzano ich odesłać do Polski, gdzie mieli odbywać resztę wyroku. Jednak ''Zygmę'' oddzielono od innych więźniów. Wraz z 30 innymi więźniami Olechnowicz został odesłany do łagru. Uważa się, że Sowieci nie chcieli zwalniać ''najbardziej niebezpiecznych'' więźniów. Wyrok odbył w całości. Zwolniono go dopiero w 1974 roku.

Ciekawe, ilu hitlerowskich zbrodniarzy, skazanych za swe czyny, odbywało wówczas swoją karę w więzieniach...
Najbardziej Wyklęty - Zygmunt Olechnowicz ''Zygma''
Gdy wyszedł, wrócił w rodzinne strony do Lidy. Nie miał jednak ani pracy, ani miejsca zamieszkania, ani pieniędzy, ani meldunku. Mieszkał głównie na dworcach. Nie mógł nigdzie znaleźć pracy, szczególnie jako były zek. Za włóczęgostwo i brak dokumentów w ZSRR karano. Chociaż spotkał się z nielicznymi dawnymi znajomymi i byłą dziewczyną, a nawet zdążył nawiązać kontakt z rodziną w Białymstoku, to został szybko aresztowany przez sowiecką milicję, która przekazała go KGB. Trafił na jakiś czas na brutalne śledztwo sowieckiej bezpieki. Stamtąd przeniesiono go na dwa lata do zakładu psychiatrycznego, niewiele lepszego od więzienia. ''Leczenie'' polegało głównie na szprycowaniu psychotropami i trzymaniu w izolatce całymi dniami.
Najbardziej Wyklęty - Zygmunt Olechnowicz ''Zygma''
Potem odesłano go z powrotem do Kazachstanu do zakładu zamkniętego w Karagandzie (na zdjęciu wyżej adres, gdzie się mieścił - stan obecny). Zmarł tam w całkowitym zapomnieniu, na krańcach świata gdzieś w latach 90., gdy w Polsce rządziła już Hanna Suchocka - nikt nie wie kiedy dokładnie. Nie wiadomo też, czy i gdzie go pochowano. Nikt się o niego nigdy nie upomniał. Nie doczekał się nigdy ''chrześcijańskiego wybaczenia'', ani ''grubej kreski'', jakimi w Polsce obdarowano komunistów. Nie otrzymał żadnej rehabilitacji.

Jego jedyną ''winą'' było to, że walczył o Polskę i poniósł za to karę wyższą, niż niejeden unurzany we krwi zbrodniarz wojenny.

To tyle, pozdrawiam, II wojna światowa w kolorze.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
0.1246931552887