Nie pamiętam już, ile minęło tygodni, kiedy to ostatni raz miałem okazję podziwiać poranne słońce, dostrzec jakąkolwiek strukturę chmur, poza wszechogarniająca, jednolitą szarością, czy po prostu móc spoglądać na błękit wymalowany na powierzchni nieba. Trwało to zdecydowanie zbyt długo. Na ten czas, kompletnie umarłem. Umarłem fotograficznie, wszelki zapał, wena, idee czy radość z robienia zdjęć odeszły w niebyt i zamknęły za sobą drzwi.
Dzisiejszy poranek był momentem, w którym otworzyłem ów drzwi, odwiedziłem tą mroczna krainę, zabrałem co moje i wyruszyłem ponownie na polowanie.
Mogłoby się wydawać, że to tylko słońce. Ot, świecąca kulka na niebie, której wielokrotnie mamy dość podczas okresu letniego. Jednak gdy znika na dłużej, pozostawia po sobie pustkę. Pustkę, która ciężko jest czymkolwiek innym uzupełnić. Dziś na szczęście wróciło. Zapewne na krótko, ale to nie ma znaczenia. Ten krótki czas wystarczy, by na nowo naładować pozytywną energią na długi czas
Poranne, mroźne oblicze Suwalszczyzny, skąpanej w promieniach słońca