Jest akcja. Na wstępie wyjaśnię że mam sąsiada "ahmeda" generalnie mówi po polsku, ma żonę półkę i jest tak biały że dopuki się nie odezwie to wygląda najwyżej na cygana. Od rana do wieczora gdzieś pracuje więc w sumie nigdy mi nie przeszkadzał, ma 2 dzieci, i te dzieci wiecznie na schodach siedzą i na rodziców czekają wieczorami bo on pracuje a ona huj ją wie. Moja narzeczona ma miękkie serce i tym dzieciakom często jakieś chrupki przynosiła albo kanapki bo tych to czasami do 22 nie było. Z nim gadałem ale mi burknal tylko że on tyra cały dzień, więc do jego żonki z tym poszedłem a ona mnie flądra zwyzywała. Huj z nią ich sprawa. Ale na tym nie koniec niestety.
Parę dni później pod lokalnym spozywczakiem żona Ahmeda, zaczepiła będąc nietrzeźwą moją, narzeczoną i zakupy jej z ręki wytrąciła i ogólnie strasznie zwyzywała że dzieciom jedzenia żaluje itp. się wkurwiłem bo mi zadzwoniła i powiedziała o tym jak byłem w pracy, kazałem jej do siostry pojechać bo akurat weekend się zaczynał. Skończyłem robotę o 18, chwilę później idę do domu i patrzę, dzieciaki siedzą na tych schodach i mnie gniew opuścił - DZIECI NIE SĄ NICZEMU WINNE. Spytałem czy są głodne, no i ewidentnie były ale nie chciały powiedzieć, może wiedziały o konflikcie - mistrzem gotowania nie jestem ale stwierdziłem że pomogę. Zrobiłem spaghetti z kg wieprzowego mielonego i zjadłem razem z małymi głodomorami.
Ogólnie jestem pokurwiony, finał historii skończył się ahmedem nakurwiajacym do moich drzwi młotkiem i jego jebnięta żoną co mi grozi sądem no a ja wale głupa i policji mówię że notorycznie głodują te dzieciaki, żeby nie było że ze mnie huj to nie zadzwoniłem do opieki społecznej.