2406
9

"Światomówstwo" - Rozdział I "Wezwanie"
10 3 7

72
"Światomówstwo" - Rozdział I "Wezwanie"
Hej, Dzidki. W sumie nie wiedziałam do końca, gdzie to wstawić, gdyż nie jest to pasta, a moje autorskie gryzmoły. A że moim hobby jest między innymi pisanie, to dochodzę do wniosku, że może właśnie powinno znaleźć się w dziale "Hobby". W każdym razie życzę miłej lektury, jeśli komuś zechce się czytać fantasy, które zwykle wypisuję "do szuflady", żeby oderwać się czasami od obowiązków i porobić coś, co lubię.
Rozdział I

"Wezwanie"


Obejrzała się przez ramię rzucając spojrzenie podążającego za nią w deszczu kotu. Nie tyle wyglądał na głodnego, co na spragnionego wrażeń.

„Dziwne – pomyślała mimowolnie – Być może koty wyczuwają obecność wiedźm.”
Odwróciła się w kierunku zwierzęcia rzucając mu gniewne spojrzenie.
Kot, nieporuszony jej reakcją, z dużą dozą ignorancji podążył w jej stronę, prezentując Syldze swoją godność i zdecydowanie.

- Dobra – rzekła szarej przybłędzie w czarne pręgi – Możesz iść, ale na swoją własną odpowiedzialność.
Jej słowa nie wywarły na kocie żadnego wrażenia. Podążał dalej na przód, po czym wyprzedziwszy Sylgę o kilka kocich kroków, obejrzał się za siebie i zaczął wymachiwać coraz bardziej nerwowo ogonem, jakby chciał jej zakomunikować: „Idziesz, czy będziemy dalej tak sterczeć?”.

Kobieta cicho roześmiała się, po czym podążyła przed siebie starając się nie wywrócić o włóczęgę plączącego się jej pod nogami. Z daleka widniało akwamarynowe światło dobiegające z głębi lasu. Niewidoczne dla zwykłego śmiertelnika, jednak Sylga wiedziała, że wezwanie jest nadzwyczaj pilne. Zapewne musiała zaistnieć komplikacja, której nie przewidziała Rada.
Przyspieszyła kroku. Nadal nie była pewna, czy powinna była pozwolić kotu podążyć za sobą. Mogła go zabić, jednak nie wyczuła w nim Zmiennokształtnego. Nawet, jeśli nim był, musiał dysponować tak silną magią, której nie mogła wyczuć. Jak nauczyło ją doświadczenie – z silniejszą magią nie można bezmyślnie igrać, jeśli masz jeszcze powody do życia.

„Jeśli to rzeczywiście Zmiennokształtny, uśmiercą go członkowie Rady” – pomyślała w duchu na uspokojenie, podążając pewnym krokiem po skrzypiącej pod jej butami grubej warstwie wielotygodniowego śniegu.
***


Tajemnicze szmery wypełniały pustkę nocy prowadząc Sylgę w kierunku sygnału nadanego przez Radę Łączników, kiedy gęste krzewy zasłaniały bijące z niego światło. Łkanie umarłych. Ich ciche jęki przeklinały władających magią. I nic dziwnego – najczęściej pozostawiali za sobą zgliszcza po spokojnym życiu śmiertelnych.
O ile Sylga miała problem z przemierzaniem gęstego lasu, o tyle kot wydawał się być dobrze zaznajomiony z tym miejscem, podążając pewnie dwa kroki przed wiedźmą.

- No, no. Skąd ty znasz takie miejsca? – zapytała. Kot spojrzał na nią ze zmarniałym wyrazem pyska, jakby ktoś zapytał sprzedawcę ryb o cytryny.

Pomimo zaistniałej sytuacji wydawało się, że kot wie, dokąd idą. Trudno było stwierdzić, czy prowadzi go instynkt czy naprawdę jest Zmiennokształtnym. Pomimo przemyśleń, ani kobieta ani kot nie zwalniali kroku. W końcu światło stawało się coraz wyraźniejsze, dzieliły ją już tylko kroki, kiedy zobaczyła siwobrodego Aegira i pokrytego bliznami, potężnego Gorma rozmawiających ze sobą.

Obaj mężczyźni zebrali się tutaj na wezwanie Rady. Kiedy pojawiła się Sylga, starszy mężczyzna skinął z lekka głową delikatnie marszcząc brwi, podczas gdy ten potężny jak niedźwiedź, nie przerywając swojej opowieści, objął kobietę z szerokim uśmiechem niknącym w gęstej, czarnej brodzie i uniósł ją, jakby nic nie ważyła. Odstawiając ją na ziemię powitał ją donośnym, tubalnym głosem:

- Sylga, kopę lat, staruszko! Nie widzieliśmy się już chyba 16 pełni!
- 14 – poprawiła go kobieta. – Czy ktoś oprócz nas został wezwany przez Radę? – rzuciła bardziej w stronę Aegira, niż Gorma.
- Tak. – rzekł spokojnie, z lekkim smutkiem - Rada od tego nieszczęsnego wydarzenia w Dolinie Greyleaf zaczęła wysyłać czteroosobowe grupy na zwiady większej wagi. Podobno przydzielili nam adepta.
- Jak to? – zapytała niezadowolona kobieta. – Dlaczego przy tak ważnym wezwaniu Rada nie wyśle kogoś bardziej doświadczonego? Przecież kodeksy ustalone przez Radnych zabraniają wysyłania na zwiady niedoświadczonych młodzików.
- Niestety – rozpoczął starzec zerkając na przyglądającego się mu kota spoczywającego nieopodal stojącej Sylgi, po czym ponownie nawiązał kontakt wzrokowy z kobietą – W przeciągu ostatniego roku podczas zwiadów zaginęło jedenastu Naznaczonych. Nie mają już kogo posyłać. Zaczyna brakować nam ludzi, a nie rodzą się nowi Naznaczeni. Poszukiwaliśmy, jednak wszystkie nowonarodzone dzieci to zwyczajni śmiertelnicy. Jeśli tak dalej pójdzie, Zakon upadnie.

- Przepraszam? – przerwał z oddali niepewny, męski głos należący do jakiegoś młodzika. – Czy znajdę tutaj Sylgę?
- Tak – rzuciła z lekkim wyrzutem kobieta o siwych już ze starości włosach.
- Przyniosłem pismo polecające z Zakonu. Mam niezwłocznie rozpocząć praktykę. – rzekł nieco zdenerwowany, po czym podał pismo coraz bardziej niezadowolonej wiedźmie.
Sylga rozwinęła pismo zdecydowanym, płynnym ruchem, po czym zatopiła się w lekturę skupiając na sobie jak zwykle uparte spojrzenie Gorma.
***


Ku niezadowoleniu Sylgi, zgodnie z treścią zawartą na przekazanym zwitku, nie dość, że miała poprowadzić zwiad w okolicy trzech osad rozsianych po całej Vyrvienbergii, krainie pod rządami szarych elfów, to jeszcze mieć na oku młodzika, za którego pierwszą praktykę była odpowiedzialna.

- No, lala, masz teraz pełne ręce roboty. Dobrze, że nie padło na mnie, nie mam cierpliwości do uczenia młodych – odparł z charakterystycznym dla siebie nietaktem i beztroską Gorm, który przeczytał pismo polecające przez ramię Sylgi i skomentował je, zanim ta w ogóle zdążyła skończyć je czytać.
Spojrzała na młodzieńca i starając się zachować swoją pełną godność zdobywaną przez lata jako Naznaczona zapytała go szorstko:

- Jak cię zwą? – młodzieniec przerażony szorstkością wiedźmy tylko się wzdrygnął zaskoczony. – Czy może nie nosisz żadnego imienia i czcigodny Hallvard przysłał mi bezpańskiego psa.

W tym momencie Gorm parsknął śmiechem. Jeśli komuś tutaj dopisywał humor w takiej sytuacji, to mógł być tylko ten rubaszny krasnolud.

- Styr – młodzieniec wyprostował się i przedstawił przeskakując spojrzeniem to na Sylgę to na milczącego od dłuższego czasu Aegira. Kot usiadł pod jego stopami i zamiauczał próbując skupić na sobie uwagę zajętej teraz czym innym wiedźmy.
- Dobrze, Styr. Posłuchaj mnie teraz. Czasy są niepewne i Naznaczeni zaczynają znikać, są zabijani w niewiadomych dla nas okolicznościach. Co dziwniejsze, nie przychodzą na świat nowi albo nie mamy takich informacji. Musimy udać się do krain szarych elfów, by tam odszukać ostatnio zaginionych, chociaż prawdopodobnie zostały po nich ciała. – Sylga wzięła wdech i kontynuowała wypowiedź. – Kiedy odszukamy ciała, będziemy je musieli zabezpieczyć do badań i przetransportować niezauważenie, aby ustalić przyczynę zgonu. Bardzo ostrożnie będziemy badać okoliczności, w jakich te osoby straciły życie. Tak aby wzbudzić jak najmniej podejrzeń. Czy wszystko zrozumiałeś?
- Tak.
- To dobrze. I jeszcze jedno – cokolwiek się stanie, zaufaj mi i rób co mówię. Nigdy nie poddawaj się wpływowi chwili ani swoim emocjom, nawet jeśli któreś z nas zginie, pamiętając, że powodzenie naszego zadania zależy od działania według zleconych przez Radę wytycznych.
- Tak, rozumiem – odpadł młodzik wyraźnie zaskoczony bezwzględnością kobiety. Ale Sylga wiedziała swoje, była już na niejednych zwiadach i nieraz ktoś zginął, podczas gdy inni musieli starać się ujść z życiem i zakończyć zlecenie.
- To świetnie. W takim razie ruszamy. Nie ma czasu do stracenia.

Mężczyźni przytaknęli zgodnie, kot wstał, przeciągnął się wysuwając pazury i podążył wraz z innymi za wiedźmą. Wyposażeni w zabrany z domostw najbardziej potrzebny ekwipunek wyruszyli. Noc jest dobrym sprzymierzeńcem dla tych, którzy chcą ukryć się w ciemnościach.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
1000
1000
400
100
+59

Latający Holender – Fenomen statków widmo
25 5 6

22
Latający Holender – Fenomen statków widmo
Dzidki, wśród morskich opowieści krąży wiele mitów, jak chociażby te o Krakenie, syrenach czy wężach morskich. Jednak najczęściej pojawiający się w nich motyw dotyczy statków widmo. Najsłynniejszym z nich stał się jednak Latający Holender, którego zobaczenie miało przywołać nieszczęście, a w niektórych wypadkach być nawet zwiastunem śmierci dla załogi okrętu. Legendy o statkach widmo mają swój początek w XVII wieku i jako jedna z pierwszych była właśnie o Latającym Holendrze – okręcie pod dowództwem Hendrika Van der Deckena, który był nie tylko doświadczonym wilkiem morskim, ale również jego odwaga była powszechnie znana na morzach i lądach, gdyż przewodził wielu niebezpiecznym ekspedycjom. W jakich okolicznościach zaginął wspomniany okręt i co sprawiało, że było wielu świadków, którzy zarzekali się, że go widzieli, a najczęściej były to rozbitkowie odratowani z zatopionych okrętów? Co ukształtowało tą legendę i ile może być w niej prawdy biorąc pod uwagę zachodzące na morzu zjawiska?
Latający Holender – Fenomen statków widmo
Legenda o Latającym Holendrze

Jednym z najsłynniejszych kapitanów holenderskich w XVII wieku był Hendrik Van der Decken, który zasłynął z tego, że przewodził wielu ryzykownym rejsom, które zawsze bezpiecznie doprowadzał do portu. Był on jednym z najlepszych w tamtym czasie doświadczonych wilków morskich – jego sława sięgała daleko poza granice jego kraju, co z czasem sprawiło, że kapitan stał się bardzo pewny siebie i zarozumiały, co miało z czasem przynieść zgubę. Pewnego razu miał on przewodzić rejsem statku zwanego Latającym Holendrem, który rozpoczynał podróż od portu nieopodal Amsterdamu w 1676 roku, a miał zakończyć go w Batawii (dzisiejszej Dżakarcie) na Jawie. Powierzono mu to zadanie, ponieważ nie było lepszego kandydata w całej Holandii, który mógłby poprowadzić tak długą i pełną wyzwań ekspedycję. Kapitan wraz z załogą wyruszyli w rejs, który przebiegał bezproblemowo aż do Przylądka Dobrej Nadziei w Afryce.

Niedługo później zastał ich dosyć nagły i bardzo silny sztorm, który nie tylko zrywał żagle, ale również mocno wzburzał powierzchnię morza tworząc ogromne fale kołyszące chaotycznie statkiem. Członkowie załogi w obawie przed katastrofą mieli prosić kapitana Van der Deckena, żeby ten zawrócił do portu, aby mogli przeczekać sztorm i wyruszyć, kiedy warunki będą bardziej sprzyjające, jednak Hendrik zachłyśnięty swoją międzynarodową sławą i nienadszarpniętą reputacją kazał utrzymać kurs chcąc jak najszybciej dotrzeć do Zatoki Stołowej w Batawii. Legenda mówi, że Van der Decken sypał obelgami na członków załogi, którzy próbowali mu się sprzeciwić i nakłonić do zmiany decyzji, kiedy sytuacja ulegała coraz bardziej pogorszeniu.
Latający Holender – Fenomen statków widmo
Klątwa Latającego Holendra

Morskie opowieści mówią, że to właśnie wtedy kapitan miał nabluźnić Bogu, zaś zesłany do niego niebiański wysłannik, który miał próbować nakłonić go do posłuchania rozsądku, jednak kapitan do niego strzelił chcąc przepędzić zjawę, w efekcie czego statek miał zatonąć i zostać przeklęty na wieki, przez co jego załoga nie mogła przekroczyć bramy do zaświatów i musiała tułać się po morzach. Załoga została zamieniona w nieśmiertelne szkielety niewrażliwe na polecenia swego kapitana, wykonujące w milczeniu swoje obowiązki, zaś ich wycie słyszane jest jedynie podczas sztormów, niesione z wiatrem pośród morskich fal. Zaś nieumarły kapitan Hendrik Van der Decken miał przewodzić niezniszczalnym już Latającym Holendrem aż do końca świata - grabiąc i zatapiając inne okręty, nie znajdując ukojenia w swoim cierpieniu i próbując zapełnić swoją żądzę dominacji na wszystkich morzach i oceanach licząc, że jego sława obiegnie cały świat. Jednak po dziś dzień żadna ilość nieszczęść sprowadzonych na inne statki nie jest w stanie zapełnić pustki w sercu bezwzględnego kapitana statku-widmo skazanego wraz ze swoją załogę na wieczną tułaczkę po rozległych wodach.
Latający Holender – Fenomen statków widmo
Latający Holender – Fenomen statków widmo
Ewolucja legendy o Latającym Holendrze i jego załodze

Legenda o przeklętym statku-widmo przewodzonym przez nieumarłego kapitana Hendrika Van der Deckena zaczęła obiegać cały świat i rozprzestrzeniać się wśród marynarzy z różnych portów. Przekazywana z ust do ust jej pierwotna wersja ulegała przekształceniu. To Latający Holender miał wypłynąć nie z portu nieopodal Amsterdamu, a z Terneuzen w prowincji Zelandia. Inne przekazy mówią, że kapitan zmagał się ze sztormem niedaleko Przylądka Dobrej Nadziei aż przez 9 tygodni, zanim statek uległ zatonięciu w wyniku jego błędnych decyzji i głupiego uporu. Według innych opowieści, miał wyrzucić w gniewie za burtę sternika ze słowami: "Bóg czy Diabeł, a ja przepłynę Przylądek - choćbym miał płynąc do dnia sadu ostatecznego!" w wielkanocny poranek, co doprowadziło do nałożenia na kapitana i jego statek klątwy przez niebiańskie istoty, dlatego Latający Holender błąka się aż po dzień dzisiejszy i tak do samego końca świata łupiąc i zabijając inne załogi oraz zatapiając czy podpalając ich okręty. Podobno ofiary nieumarłych szkieletów i kapitana z Latającego Holendra wraz ze swoimi statkami, które nie uległy spaleniu czy zatonięciu same stawały się statkami-widmo i siały postrach na morzu.
Latający Holender – Fenomen statków widmo
Legenda o Latającym Holendrze jako pirackim statku

Inna legenda głosi z kolei, że Latający Holender był statkiem pirackim okrytym najgorszą sławą, który podczas swoich rejsów napadał na inne statki, zaś jego załoga wątpliwej reputacji dopuszczała się grabieży na dużą skalę, licznych mordów i gwałtów, co było przyczyną zstąpienia sił niebiańskich, które przeklęły kapitana Hendrika Van der Deckena wraz z całą jego załogą zmieniając ich w nieśmiertelne szkielety błąkające się po morzu i wyczekujące dnia Sądu Ostatecznego, aby zostać skazani na wieczne potępienie w piekielnych czeluściach zwijając się z bólu pod wpływem najstraszliwszych tortur. Motyw tej wersji legendy wykorzystali przede wszystkim twórcy serii „Piratów z Karaibów” w następujących częściach: „Piraci z Karaibów: Skrzynia umarlaka”, „Piraci z Karaibów: Na krańcu świata” oraz „Piraci z Karaibów: Zemsta Salazara”.
Latający Holender – Fenomen statków widmo
Uzupełnienie legendy w czasie II Wojny Światowej

Legenda o Latającym Holendrze i jego nieśmiertelnej załodze doczekała się uzupełnienia w czasie II Wojny Światowej o motyw niemieckiego krążownika Essen, który przysłużyć miał się do zatopienia licznych statków państw neutralnych, a także rozstrzeliwać statki rozbitków wiozących kobiety i dzieci oraz statki szpitalne przewożące rannych. Miał on niszczyć je przy użyciu torped. Pewnego dnia miał on napotkać ledwo widoczny stary żaglowiec ukryty we mgle. Biorąc go za statek Aliantów kapitan wydał rozkaz i posłał kilka torped, po czym Latający Holender uległ zniszczeniu, zaś jego załoga miała pójść na dno wraz ze złupionymi skarbami. Podobno aż po dzień dzisiejszy, jeśli ktoś znajdzie w morzu skrzynię ze skarbami, musi uważać, gdyż mogą pilnować jej nieumarłe szkielety z roztrzaskanego pokładu statku-widmo, zaś jego wraku ma strzec sam kapitan Hendrik Van der Decken mający przynosić śmierć każdemu, kto się do niego zbliży poprzez rozstrzelanie nieszczęśnika czy przebicie go starym, pirackim sejmitarem.

Inna wersja legendy mówi, że Essen miał przynieść Latającemu Holendrowi nie zagładę, a wyzwolenie, gdyż wcześniej miał on pływać po morzach aż do dnia nastania Sądu Ostatecznego, przez co dusze szkieletów i nieumarłego kapitana mogły już odejść w zaświaty. Zaś klątwa Latającego Holendra miała przejść na krążownik Essen, który stał się kolejnym statkiem-widmo, co miało być początkiem powstawania nowych statków-widmo (w tym hitlerowskich U-Bootów). Co ciekawe, podobno twórcy „Sky Sharks” (mający na swoim koncie serię filmów klasy B „Sharknado”), sequela filmu „Iron Sky”, zainspirowali się legendami o nieumarłej, bezwzględnej załodze Essen, na którą spadła klątwa Latającego Holendra.
Latający Holender – Fenomen statków widmo
Statki widmo to nie do końca legenda?

Warto również wspomnieć, że chociaż wiele osób uznawało Latającego Holendra i inne statki widmo za legendy, pojawiało się w historii wiele osób, które uważały, że widziały któreś z nich na własne oczy – czasami nawet całe załogi po 30 osób, przez co wykluczano pijaństwo jako jedną z możliwości przywidzeń przy tak licznej grupie. Między innymi unoszący się nad powierzchnią wody statek-widmo i kapitana Hendrika Van der Deckena widziała w lutym 1857 roku załoga statku "Joseph Somers" u brzegów wyspy Tristan da Cunha na południowym Atlantyku. Wkrótce na statku "Joseph Somers" wybuchł pożar, w którym straciło życie wielu członków załogi. Statki widmo są również często widywane w okolicach Przylądka Dobrej Nadziei, gdzie często kończy się to tragediami. Również jedna z relacji załogi holenderskiego frachtowca „Straat Malakka” wspomina o tym, że widziano pięciomasztową wersję statku-widmo, który powoli dryfował po morzu, pozbawiony całkowicie załogi. Wiele relacji z Cieśniny Meksykańskiej wskazuje, że widziało Latającego Holendra w oddali i to pod bezchmurnym, czystym niebem.

Kolejną tego typu tragedią miała dotyczyć okrętu HMS Baccante na wodach australijskich nieopodal Melbourne i Sydney, która miała miejsce 1 lipca 1881 roku, kiedy to książę Jerzy (później król brytyjski Jerzy V) wraz z 13 innymi osobami widział Latającego Holendra z pokładu innego statku – HMS Inconstant, po czym opisał całe zdarzenie w swoim dzienniku pokładowym. Podobno statek-widmo lśnił dziwną, czerwoną poświatą, zaś jego reje, maszty i żagle były bardzo dobrze widoczne, a sam statek unosił się w powietrzu. Według dziennika, to książę jako pierwszy wypatrzył Latającego Holendra, a marynarz, który uważał inaczej poniósł śmierć na miejscu spadając z masztu kolejnego dnia, co miało potwierdzać prawdziwość jego relacji.
Latający Holender – Fenomen statków widmo
Latający Holender – Fenomen statków widmo
Naukowe wyjaśnienie fenomenu statków-widmo

Naukowcy tłumaczą zjawisko ledwo widocznych okrętów mających być rzekomo statkami-widmo jako miraże jednostek widzianych z oddali. Odpowiedzialne jest za to zjawisko fatamorgany (nazwa powstała od czarodziejki z legendy o królu Arturze i mieczu w kamieniu – Morgany Le Fay), która powstaje w wyniku wystąpienia różnych współczynników załamania światła w powietrzu o mocno zróżnicowanej temperaturze, co wpływa na jego różną gęstość, przez co światło ulega załamywaniu się. Miraże dzieli się na górne o dolne – o ile na pustyni spotyka się głównie miraże dolne, o tyle na morzu są to górne, które obejmują właśnie zjawisko wielokrotnego załamywania się światła w kilku warstwach powietrza o różnej gęstości, co sprawia, że światło rozchodzi się po linii krzywej. W przypadku, kiedy obserwator znajdzie się w miejscu, gdzie dochodzi światło odbite od statku, na przedłużeniu promieni wpadających do jego oka zobaczy prosty obraz statku na tle nieba. Zwłaszcza, że wedle wielu tych relacji, statki-widma (zwłaszcza Latający Holender) unosiły się w powietrzy, tak, jakby latały nad powierzchnią wody. Jeśli zaś chodzi o same tragedie, naukowcy twierdzą, że mogły być one przez nieuwagę załogi, którą ogarnęła panika po ujrzeniu czegoś tak nieprawdopodobnego, jak unoszący się w powietrzu statek (kiedyś zjawisko mirażu górnego nie było tak dobrze znane).

Warto tutaj dodać, że miejscem, w którym najwięcej razy zaobserwowano miraże górne jest Cieśnina Meksykańska. Czasami zdarzało się, że pojedynczy członkowie załóg statków twierdzili, że widzieli okręt-widmo z innej epoki, ale zazwyczaj wersje te nie pokrywały się z relacjami większej części załogi, dlatego takim obserwatorom przypisywano stan upojenia alkoholowego podczas obserwacji mirażu.
Latający Holender – Fenomen statków widmo
Latający Holender – Fenomen statków widmo
Latający Holender – Fenomen statków widmo
Latający Holender – Fenomen statków widmo
Latający Holender w kulturze

Sama legenda o Latającym Holendrze na dobre zakorzeniła się w kulturze wysokiej i niskiej stanowiąc inspirację do wielu powieści o tematyce marynistycznej (jak „Okręt widmo” Fredericka Marryat’a czy „Castaways of the Flying Dutchman” i jej sequel „The Angels Command” autorstwa Briana Jacquesa), będąc motywem przewodnim w operze Richarda Wagnera „Latający Holender” z 1843 roku, licznych filmów (o tytule „Latający Holender” czy też w serii „Piratów z Karaibów”, animacji (np. w jednym odcinku „Scooby-Doo”, „Spongebob Squarepants” czy w anime „One Piece” – zwłaszcza w 526 odcinku), gier komputerowych (np. „Alone in the Dark 2”), komiksów, noweli, utworów muzycznych, książek dla dzieci czy parodii, a nawet na jej cześć skonstruowano atrakcję wesołego miasteczka „Latający Holender” będącej statkiem, który wprawiony w ruch wahadłowy w końcu obraca się o 360 stopni. Czasami pseudonim „Latający Holender” przypisywany jest niektórym niderlandzkim sportowcom z różnych dziedzin (piłka nożna, kickboxing, Formuła 1 i inne).
Latający Holender – Fenomen statków widmo
Latający Holender – Fenomen statków widmo
Dodatkowe źródła dla zainteresowanych:

1.https://www.tawernaskipperow.pl/czytelnia/ciekawostki/latajacy-holender/952
2.https://home.agh.edu.pl/~joanna/harpiun/enigma.htm
3.http://portalmarynarski.pl/latajacy-holender-i-inni/
4.https://www.wiatrak.nl/9765/latajacy-holender
5.https://mysteriesrunsolved.com/pl/2021/08/flying-dutchman.html
6.https://wikideck.com/pl/Lataj%C4%85cy_Holender
7.https://militaryhistorynow.com/2018/05/03/the-ghost-raiders-how-fears-of-nazi-auxiliary-cruisers-caused-panic-in-distant-oceans/
8.https://ririro.com/pl/latajacy-holender/
9.https://historyczni2013.blogspot.com/2014/02/legenda-o-latajacym-holendrze.html
10.https://innemedium.pl/wiadomosc/legenda-latajacego-holendra-czy-po-oceanach-grasuje-statek-widmo
11.https://www.mojaniderlandia.pl/ciekawostki/ile-jest-prawdy-w-legendzie-o-latajacym-holendrze-i-co-wiemy-o-jego-kapitanie-4125.html
12.https://thestrip.ru/pl/smoky-eyes/letuchii-gollandec-frazeologizm-letuchii-gollandec-otryvok-harakterizuyushchii/
13.https://przekroj.pl/nauka/niesmiertelny-latajacy-holender-adam-weglowski
14.https://piracizkaraibow.fandom.com/wiki/Lataj%C4%85cy_Holender
15.https://www.wikiwand.com/pl/Mira%C5%BC
16.https://polarpedia.eu/pl/miraz-gorny/
17.https://sites.google.com/site/zjawiskaoptycznewprzyrodzie/home/miraz-gorny
18.https://glossary.ametsoc.org/wiki/Superior_mirage
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
1000
1000
400
100
+127

Połknięcie człowieka przez wieloryba
30 7 4

37
Połknięcie człowieka przez wieloryba
Dzidki, czy wiecie, że często zadawane na lekcjach biologii przez dzieci pytanie, czy wieloryby mogą połknąć ludzi (po usłyszeniu, że te żywią się wyłącznie planktonem – co nie jest wcale do końca prawdą, gdyż dieta wielu gatunków wielorybów obejmuje także inne pożywienie – ale wciska się dzieciom bajki, że jest to tylko plankton, który wprawdzie jest głównym pożywieniem, ale nie tylko, bo często obejmuje również wodorosty czy niewielkie ryby, a nieliczne gatunki połykają również ptaki). I o ile za dzieciaka pewnie część z nas słyszała, że to zupełnie niemożliwe, gdyż nie zmieścilibyśmy się do paszczy wieloryba, jest to stek bzdur. Chociaż wieloryby nie żywią się ludźmi, zdarzają im się połknięcia człowieka. Czy jest zatem szansa na przeżycie? I co dzieje się z połkniętym przez walenia człowiekiem?

P. S. Ostrzegam wrażliwe osoby o znajdujących się dalej otwartych żołądkach wielorybów i ich zawartości, scenach połykania ludzi oraz wielorybich ekskrementach. Chociaż według mnie to nie są mocne czy obrzydliwe sceny, raczej normalne, ale wolę uprzedzić na zaś bardziej wrażliwe na takie widoki jednostki (chociaż nie ma tego wiele).
Połknięcie człowieka przez wieloryba
Połknięcie człowieka przez wieloryba
Czym żywią się wieloryby?

Chociaż większość gatunków wielorybów żywi się głównie zooplanktonem (głównie krylem) oraz fitoplanktonem – warto również zaznaczyć, że jako wieloryby najczęściej fiszbinowce, ale również zębowce z rodziny kaszalotowatych (tutaj warto podkreślić, że orki nie są zaliczane do wielorybów, chociaż też są zębowcami – należą do rodziny delfinowatych, co czyni z nich największymi delfinami). Ale badania przeprowadzone przez ostatnie 20 lat wykazały (oprócz tego, że dorosłe płetwale błękitne zjadają nie 4 tony pożywienia, a pomiędzy 12 a 16 ton), że do tej pory wielu naukowców się myliło – w żołądkach zmarłych waleni znaleziono również inne nie do końca strawione pokarmy świadczące o znacznie bardziej urozmaiconej diecie, niż dotychczas przypuszczano – między innymi wykazano, że chętnie żywią się wodorostami, skorupiakami, rybami, kałamarnicami i fokami (które są zwłaszcza przysmakiem kaszalotów, ale tymi pierwszymi nie pogardzą również wieloryb grenlandzki, humbak czy płetwal błękitny, gdyż ich mięso jest łatwe do strawienia), a nawet podpływając bliżej dna są w stanie odławiać mięczaki. Co ciekawe, niektóre z wielorybów (zwłaszcza humbak i płetwal błękitny) wynurzając się, żeby zaczerpnąć powietrza atmosferycznego mogą również połknąć nieduże ptactwo pływające po powierzchni oceanu czy znajdujące się nad taflą wody – mewy, albatrosy, alki, rybitwy i inne. To właśnie wtedy może dojść do połknięcia pływających nieopodal ludzi czy nurków wypływających na powierzchnię wody.
Połknięcie człowieka przez wieloryba
Co się dzieje z połkniętym przez wieloryba człowiekiem?

W przypadku połknięcia przez zębowca, jak chociażby kaszalot, nie trzeba dużo tłumaczyć, co może stać się z człowiekiem – może zostać przytrzymany zębami i przedziurawiony gdzie nie gdzie. Następnie trafia do żołądka, gdzie zostaje strawiony, a następnie to, co nie uległo strawieniu wraz z ubocznymi produktami przemiany materii zostaje wydalony z ciała zwierzęcia. Ale co dzieje się z człowiekiem, który został połknięty przez fiszbinowca, jak humbaki, wieloryby grenlandzkie, płetwale błękitne, walenie małe, pływacze szare, walenie biskajskie, płetwal zwyczajny, długopłetwiec oceaniczny bądź inny gatunek? Wtedy sprawa robi się bardzo zagmatwana – nie tylko dla samego połkniętego, ale również biednego fiszbinowca, któremu człowiek wpadł do japy.

Fiszbinowce pozbawione są zębów, dlatego też najczęściej po połknięciu starają się pozbyć takiego intruza wypluwając go z powrotem do oceanu. Jednak warto tutaj zaznaczyć, że może to zająć trochę czasu i zależne jest również od rozmiaru zwierzęcia, które połknęło taką niesmaczną, ludzką istotę (w dodatku często z ubraniami, które podrażniają delikatny układ pokarmowy walenia). W przypadku niewielkiego osobnika wyplucie następuje dosyć szybko i sam człowiek jest ciężki do połknięcia – najczęściej utyka na fiszbinach, z których może się dosyć łatwo oswobodzić, jeśli zachował przytomność, a fiszbinowiec nie zanurkował zbyt głęboko – inaczej dochodzi do utopienia w wyniku braku tlenu lub uduszenia, jeśli człowiek wisi brzuchem lub klatką piersiową na fiszbinach i dochodzi do zgniecenia płuc lub żołądka przez zamykające z większą siłą paszczę zwierzę (ale to jest zależne od masy zwierzęcia oraz gatunku – nie wszystkie mają silny ścisk). W przypadku większego fiszbinowca może minąć sporo czasu, zanim ten odkryje, że połknął coś, czego nie może strawić i to wypluje, gdyż połykają takie przypadkowe ofiary razem z dużą ilością wody (której przefiltrowanie z planktonu zajmuje sporo czasu).
Połknięcie człowieka przez wieloryba
A w tym czasie nie dość, że może dojść do uduszenia się człowieka wewnątrz wieloryba, to jeszcze kiedy ten zanurkuje głęboko – jest bardzo niewielka szansa wydostania się na powierzchnię tak, aby starczyło tlenu (największą szansę przeżycia mają więc nurkowie wyposażeni w nabite butle tlenowe). I chociaż połknięcie przez wieloryba nie zdarza się często, skutkuje wieloma ofiarami śmiertelnymi – zmarłymi z powodu braku tlenu czy zmiażdżenia narządów wewnętrznych bądź przebicia ich przez złamane kości. Pomimo tego, że finalnie większość fiszbinowców wypluwa człowieka, najczęściej zostają z niego już tylko zwłoki. Warto dodać, że chociaż same fiszbiny nie są w stanie wyrządzić większej krzywdy, o tyle siła ścisku szczęki walenia już tak. W przypadku zranienia fiszbinem na ciele pozostaje sporo niezbyt głębokich ran, które chociaż same w sobie nie stanowią zagrożenia, krwawienie może zwiększyć zainteresowanie innych znajdujących się nieopodal drapieżników, jak rekiny.

Jednak czasami zdarza się, że dochodzi całkowicie do połknięcia człowieka przez większego osobnika, zwłaszcza, jeśli ten nie ma na sobie odzieży lub ma jej naprawdę niewiele – jak kąpielówki czy jakieś bikini. Wtedy może się zdarzyć, że trafi do żołądka fiszbinowca, gdzie zaczną go trawić kwasy żołądkowe, a to, czego nie będą w stanie rozpuścić, zostanie przetransportowane wraz z produktami ubocznymi przemiany materii przez jelito na zewnątrz wieloryba. Na pocieszenie warto dodać, że poza nurkami większość ludzi nie dożyje trawienia kwasami żołądkowymi, ponieważ zdąży udusić się przez brak dostępu do tlenu jeszcze zanim dotrze do żołądka, więc co najmniej ominą ich okropne katusze, jak bycie trawionym żywcem. Gorzej niestety z nurkami wyposażonymi w butle tlenowe.
Połknięcie człowieka przez wieloryba
Połknięcie człowieka przez wieloryba
Połknięcie człowieka może skutkować śmiercią wieloryba

Co ciekawe, dla samego walenia to również nic przyjemnego – zwłaszcza ubrany rybak nurek, którego sprzęt do nurkowania czy odzież jest ciężka do wydalenia i pozostaje już raczej w żołądku wieloryba, a nawet może stanowić przyczynę jego śmierci. Jest to dla niego tak samo groźne, jak nagromadzony plastik czy inne śmieci z metalu lub tworzyw sztucznych, których ten nie jest w stanie pozbyć się z układu pokarmowego poprzez wydalenie czy wyplucie – po prostu pozostają w jego wnętrzu stanowiąc często przyczynę zgonu. W końcu wiele odzieży do pływania nie jest w pełni z włókien naturalnych, a wrażliwe żołądki waleni nie są w stanie ich strawić.
Połknięcie człowieka przez wieloryba
Połknięcie człowieka przez wieloryba
Czy da się przeżyć połknięcie przez wieloryba?

O ile szanse na przeżycie w przypadku połknięcia przez kaszalowate są bardzo niskie (ale nie niemożliwe, o ile szybko chwyci się zęba i uda mu się wypłynąć), o tyle w przypadku fiszbinowców sprawa wygląda bardziej optymistycznie, gdyż najczęściej te same wypluwają niechcianego „pasażera na gapę”. Inna sprawa, jak bardzo poturbowany i czy w ogóle żywy będzie wypluty przezeń człowiek. Co ciekawe, kiedy człowiek już trafi do żołądka, ma strasznie niskie szanse na przeżycie – w takim przypadku, jeśli posiada płetwy lub jest dobrym pływakiem, powinien starać się od momentu połknięcia wypłynąć najszybciej, jak to tylko możliwe z paszczy wieloryba – podpływając do fiszbinów znacząco zwiększa swoje szanse na przeżycie, gdyż samo zwierzę wtedy będzie również współpracowało, oby tylko wypluć niechciany obiekt. Warto też podkreślić fakt, że jeśli zostaniecie połknięci przez fiszbinowca – najlepiej zwinąć się w kłębek, gdyż wtedy znacząco ułatwiacie mu zadanie wyplucia niechcianego intruza, a dodatkowo chronicie swoje organy wewnętrzne, które mogłyby zostać podziurawione przez fiszbiny, gdyby doszło zaczepienia o nie, a także zmniejszacie ryzyko zgniecenia ich przez ścisk szczęki walenia.
Połknięcie człowieka przez wieloryba
Połknięcie człowieka przez wieloryba
Ludzie, którzy przeżyli połknięcie przez wieloryba

Jest na świecie parę osób, które przeżyły połknięcie przez wieloryba, chociaż wiele z nich skończyło poturbowanych i w ciężkim stanie trafiło do szpitala. W 2019 roku Rainer Schimpf podczas nurkowania u wybrzeży Republiki Południowej Afryki – do połknięcia doszło przy tak zwanym „szlaku sardynek”, kiedy to nurek trafił do paszczy wieloryba próbując sfotografować znajdujące się nieopodal delfiny. W krótkiej chwili zobaczył ciemność, zaś jego miednica była miażdżona mocnym naciskiem szczęk zwierzęcia (na szczęście niewielkiego), po czym wieloryb zanurkował i po paru minutach wypluł nurka, który obolały ledwo wypłynął na powierzchnię. Operator jego łodzi uchwycił moment połknięcia w obiektywie fotografując taflę oceanu z góry – jest to pierwszy na świecie przypadek, kiedy udało się uchwycić w obiektywie moment połykania człowieka przez wieloryba. Rainer Schimpf został zawieziony do szpitala, gdzie musiał czekać na zrośnięcie się pękniętej miednicy i zdezynfekowano jego rany powstałe w wyniku niedużych pokłuć wywołanych przez fiszbiny. Chociaż wieloryby rzadko atakują ludzi, zdarzają się sytuacje, że połykają ich w wyniku poczucia zagrożenia, aby później wypluć, ale też… z ciekawości lub przypadkiem. Ze względu na to, że sytuacje są nieliczne, nadal trwają badania na temat zagadkowego zachowania waleni.
Połknięcie człowieka przez wieloryba
Kolejną udokumentowaną ofiarą, którą sfotografowano i której udało się przeżyć był doświadczony nurek Michael Packard, który został połknięty w 2021 roku u wybrzeży Kalifornii przez wieloryba (też fiszbinowca) podczas połowu homarów, którymi handlował, został połknięty wraz z nimi przez walenia, który prawdopodobnie planował je zjeść. Atak nastąpił od tyłu, toteż nurek widział jedynie ciemność. Relacjonował, że został połknięty w całości i w przypływie paniki próbował płynąć w kierunku, w którym ostatni raz widział światło, co skutkowało wypluciem go przez zwierzę, którego wnętrze otworu gębowego prawdopodobnie zostało podrażnione gwałtownymi ruchami mężczyzny. Na szczęście ten nie doznał znacznych obrażeń (tylko te zadane przez fiszbiny podczas wypływania i wyplucia przez wieloryba), ale u zwierzęcia zaobserwowano nerwowe zachowanie. Oceanolodzy stwierdzili, że humbak doznał silnego stresu po nieprzyjemnych przeżyciach z próbującym za wszelką cenę wydostać się z jego otworu gębowego nurkiem.
Połknięcie człowieka przez wieloryba
Pierwszą nagraną na filmie ofiarą połknięcia przez wieloryba jest Julie McSorley. Sytuacja miała miejsce u wybrzeży Kalifornii w 2020 roku, kiedy to kobieta przepływała kajakiem ze swoją koleżanką  Liz Cottriel. Podczas wynurzania się na kajak została połknięta przez humbaka (jej koleżanka szybko zeskoczyła z łodzi i udało jej się uniknąć incydentu dzięki refleksowi), po czym zwierzę zanurzyło się razem z nią i wypluło dopiero kilkaset metrów od przewróconego kajaka. Mimo odległości, kobieta nie była w stanie zlokalizować swojego położenia i czekała, aż znajdzie ją straż przybrzeżna – na szczęście byli również inni świadkowie zdarzenia na swoich łodziach, którzy dosyć szybko zgłosili incydent, a jeden z nich nagrywał wtedy filmik i uchwycił całe zdarzenie. Kobieta miała nieco podziurawiony fiszbinami brzuch, ale żaden z nich nie przebił ani nie spowodował zmiażdżenia narządów wewnętrznych.
Połknięcie człowieka przez wieloryba
Według nieudokumentowanych fotografiami opowieści znana jest historia angielskiego marynarza, Jamesa Bartley’a, który w lutym 1891 roku w odległości 200 mil morskich na wschód od Falklandów na Oceanie Atlantyckim został połknięty przez dużego wieloryba. W zapisie z dziennika pokładowego znajdowała się informacja, jakoby marynarz przeżył około 15 godzin w brzuchu zwierzęcia walcząc o przeżycie. Jednak wnikliwsze badania nad ofiarami połkniętymi przez wieloryby dowodzą, że mogły być to tylko mrzonki spisane przez załogę albo… jedyny w swoim rodzaju cud.
Znanych jest również bardzo wiele przypadków, kiedy wieloryb niemalże połknął jakiegoś surfera, nurka czy kajakarza. W Internecie można znaleźć parę nagrań, kiedy ktoś uszedł o krok od takiego zdarzenia. Dlatego władze wybrzeży, gdzie dochodzi do takich incydentów apelują do osób pływających w oceanie o zachowanie szczególnej ostrożności w przypadku, kiedy blisko znajdują się większe walenie. Chociaż wiadomo, że ciężko przewidzieć takie zdarzenie, a tym bardziej szybko się oddalić.
Dodatkowa literatura dla zainteresowanych:

1.https://whatifshow.com/how-to-survive-getting-swallowed-by-a-whale/
2.https://stoneageman.com/avoiding-whale-attacks-and-aggression/
3.https://www.tawernaskipperow.pl/czytelnia/wiesci-z-oceanow/nurek-polkniety-przez-wieloryba/7130
4.https://www.tawernaskipperow.pl/czytelnia/wiesci-z-oceanow/czlowiek-w-paszczy-wielorybaznowu/8351
5.https://www.prawdziwefakty.pl/2020/02/przezy-pokniecie-przez-wieloryba.html
6.https://fotoblogia.pl/kobieta-nagrala-jak-zjada-ja-wieloryb-wszystko-widac-na-filmie,6794329794254977a
7.https://4fun.tv/news/wieloryb-prawie-polknal-kobiety-wideo-nagranie
8.https://forscubadivers.com/aquarium-diving/survive-killer-whale-encounters-tips/
9.https://www.livescience.com/55639-humpbacks-protect-when-killer-whales-attack.html
10.https://whatifshow.com/what-if-you-were-swallowed-by-a-whale/
11.http://magazyn.salamandra.org.pl/m19a04.html
12.https://www.focus.pl/artykul/mit-morderczego-wieloryba-czy-walen-moze-pragnac-ludzkiej-krwi
13.https://www.national-geographic.pl/artykul/wedlug-najnowszych-badan-walenie-jedza-nawet-3-razy-wiecej-niz-do-tej-pory-przypuszczano
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
1000
1000
400
100
+171

Czy Wiedźmini żyli naprawdę - Inspiracje wiedźmińskie w polskich wierzeniach ludowych
30 6 2

24
Czy Wiedźmini żyli naprawdę - Inspiracje wiedźmińskie w polskich wierzeniach ludowych
Drogie Dzidki, czy zastanawialiście się kiedyś, jak to by było parać się niewdzięcznym fachem wiedźmina albo czy w ogóle żyli naprawdę? Jak zapewne wiecie, w serii książek Sapkowskiego można znaleźć wiele nawiązań do mitologii słowiańskiej (chociaż często zmienianej na potrzeby jego dzieła literackiego), polskiego folkloru czy naszych rodzimych wierzeń ludowych albo regionalnych legend czy przekazów. Oczywiście przełożyło się to także na serię gier CD Project Red czy nawet na polski film, w którym rolę Wiedźmaka grał Michał Żebrowski (umówmy się, że produkcja Netflixa nie istnieje, nie będę o niej wspominać) czy też w końcu… w polskim, fanowskim filmie niskobudżetowym z 2019 roku pt. „Pół wieku poezji później”, w którym ponownie można spotkać Zbigniewa Zamachowskiego w roli Jaskra, zaś główną rolę, czyli Lamberta, odegrał Mariusz Drężek. Warto tutaj podkreślić, że wprawdzie typowych wiedźminów nie było w naszym folklorze czy wierzeniach, ale za to były liczne profesje, które parały się podobnymi zadaniami, co Biały Wilk. Które elementy z naszych rodzimych wierzeń i tradycji wpłynęły na wykreowanie postaci Wiedźmina, którego co najmniej kojarzy większość Polaków?
Czy Wiedźmini żyli naprawdę - Inspiracje wiedźmińskie w polskich wierzeniach ludowych
Czy Wiedźmini żyli naprawdę - Inspiracje wiedźmińskie w polskich wierzeniach ludowych
Owczarz, czyli dawne wierzenia dotyczące bacy

Wiedźminowi blisko do dawnych owczarzy, czyli pastuchów tatrzańskich zwanych bacami – chodziło nie tylko o ich nadprzyrodzone zdolności, ale również… model ekonomiczny polegający na pobieraniu opłat za świadczone usługi, które dzisiaj można zaobserwować w twórczości Sapkowskiego – był on niezwykle podobny do stosowanego przez Geralta z Rivii. Znany etnograf, Karol Mátyás, zauważył, że aż do końca XIX wieku wierzono, że owczarze posiadają zdolności nadprzyrodzone umożliwiające im przepędzanie swego rodzaju zjaw i upiorów… oczywiście nie za darmo (co zostało do dzisiaj – spojrzałeś na konika, to teraz płać). Zazwyczaj swoją wiedzę o zjawiskach nadprzyrodzonych, sposobach ich przepędzania oraz leczenia nietypowych schorzeń o podłożu magicznym czy zdejmowaniu uroków baca czerpał ze starych aptekarskich poradników czy gospodarskich zapisków pozostawionych w spuściźnie nowym pokoleniom owczarzy – niekiedy w takich zapiskach znajdowały się również cenniki opłat za leczenie poszczególnych schorzeń, lekarstwa czy zdejmowanie uroków. Często ich wiedzę uzupełniała znajomość roślin leczniczych, na które natykali się podczas wypasu owiec czy też wypatrywanie złych omenów wiążących się ze zmianą pogody.

Podobnie, jak fachem wiedźmina, bacami bardzo pogardzano jednocześnie korzystając z ich usług, które wydawały się niezbędne – zwłaszcza w górach, gdzie był ciężki dostęp do różnych znachorów czy specjalistów od egzorcyzmów. Ale warto podkreślić, że nie było to wywołane o tyle modelem ekonomicznym czy wysokimi niekiedy cenami usług odbieranymi nie tylko w formie monet, ale również handlu wymiennym, co po prostu radykalnymi metodami stosowanymi przez owczarzy do przepędzania złych mocy. Między innymi częste obawy budziło wykorzystywanie… zwłok zmarłych. Według przekazów, aż do końca XIX wieku bacowie mieli stosować fragmenty zwłok do gotowania leczniczych wywarów do leczenia chorób o podłożu magicznym czy wykorzystywali je do rzucania zaklęć, żeby przepędzać złe zjawy i czarty. W tym celu często dochodziło do okradania grobów ze zwłok, co budziło w okolicznych mieszkańcach strach i niesmak. Wykorzystywali również swoje owczarskie baty do smagania niewidzialnych demonów czy strzyg w celu przepędzenia ich z domostw. Poza zwłokami, kolejną rzecz budzącą obawy przed owczarzami była skradziona hostia wykorzystywana przez nich w rytuałach. Ze względu na specyfikę wykorzystywanych praktyk, posądzano ich o zawarcie paktu z diabłem… co bacowie chętnie wykorzystywali jako straszak w przypadku nieuiszczenia należytej opłaty za swoje usługi. Mimo to nie brakowało im chętnych, którzy chcieli pozbyć się złych mocy z własnych domostw, ale również chcieli, aby po skończonej robocie owczarz szybko opuścił ich gospodarstwa.
Czy Wiedźmini żyli naprawdę - Inspiracje wiedźmińskie w polskich wierzeniach ludowych
Czy Wiedźmini żyli naprawdę - Inspiracje wiedźmińskie w polskich wierzeniach ludowych
Baczowie jak legendarni wiedźmacy

Wartym wspomnienia był fakt, że baczowie, którzy w odróżnieniu od baców byli to zamożni chłopi, którzy nie prowadzali owiec na wypas, a trudnili się jedynie przepędzaniem złych demonów i zjaw, ziołolecznictwem oraz odczynianiem uroków. W przeciwieństwie do baców znani byli również ze swoich praktyk wampirycznych – o ile na co dzień zajmowali się podobnymi praktykami, co normalni owczarze, wyróżniały ich szczególne rytuały związane z zapobieganiem zmiany zmarłych w wąpierze (w demonologii słowiańskiej były to żądne krwi upiory, w które zmieniali się żądni zemsty zmarli, podobni do znanych z innych wierzeń wampirów – powstawali z niepogrzebanych lub niespalonych zwłok zmarłych). W każdej kulturze śmierć i życie pozagrobowe stanowiło swoiste tabu i nie inaczej było również na ziemiach polskich, gdzie niektóre z tych wierzeń wykorzystywane były do zarobku – właśnie tym głównie zajmowali się baczowie, którzy mieli domykać sprawy umarłych, aby opuścili ten świat i nie nawiedzali już żywych czy nie wyrządzali im krzywd. Między innymi przybijali trupy do ziemi dwoma dużymi gwoździami, rozpalali ogniska i odprawiali rytuały, dzięki którym odsyłali dusze w zaświaty. Baczowie trudnili się w pochówkach wampirycznych mających na celu pozbycie się upiora. Zwani byli również „wiedźminami” łemkowskimi, którzy zyskali sławę głównie na Łemkowszczyźnie. Dwóch baczów cieszyło się aż taką sławą, że w kulturze ludowej stali się niemalże legendarni – mowa tutaj oczywiście o Baczy z Kreckovec (który był tak sławny, że postanowił przyjąć nazwę swojego fachu „bacza” jako nazwisko rodowe) oraz Gyrda z Blechnarki – są to postaci historyczne, które istniały naprawdę, opisywane przez licznych historyków i etnografów, dostępne jest również wiele zapisków i dokumentów potwierdzających ich pochodzenie oraz prowadzoną działalność.
Czy Wiedźmini żyli naprawdę - Inspiracje wiedźmińskie w polskich wierzeniach ludowych
Czy Wiedźmini żyli naprawdę - Inspiracje wiedźmińskie w polskich wierzeniach ludowych
Kościelni i klechowie z Białorusi zwani… wiedźmakami

Chyba nikogo nie dziwi, że podobnym fachem, jak Geralt z Rivii, Lambert czy inni wiedźmini trudnili się na kresach wschodnich duchowni – nie tylko wyznania rzymskokatolickiego, ale również prawosławnego. Często metody religijne były łączone z wierzeniami ludowymi, co zwłaszcza w mniejszych miejscowościach, gdzie rodzimowierstwo czy regionalne wierzenia ludowe były nadal żywe, było odbierane jako bardziej wiarygodne. Nie dziwi fakt, że do przepędzania czartów, demonów, zjaw czy innych zmór wykorzystywano święte obrazki, symbole religijne, modlitwy czy wodę święconą czy też odprawiano egzorcyzmy. Jednak często rytuały te łączono z innymi praktykami, jak wbijanie kołków w serce (najczęściej wykonanych z drewna osikowego lub dębu), ucinanie głów strzygoniom czy nawet toporkami, co miało swój początek u jednego znanego brata zakonnego, który do walki z upiorami w klasztornych kryptach i innych miejsc pochówku zabierał spory toporek… jednak mówił, że swoją skuteczność walki z upiorami zawdzięcza nie tyle pobożności, co… zmianom w swoim ciele, które miały czynić go paradoksalnie żywym upiorem. To właśnie to ostatnie zapoczątkowało przekonanie o tym, że zakonnicy walczący ze złymi upiorami sami mieli się nimi stać po śmierci, co powodowało konieczność zamówienia usług u kolejnego duchowego pogromcy, a także w obawie o to nie odbierano im życia – zabity klecha przemieniony w upiora budził spore obawy. Warto także zaznaczyć, że z bronią białą do zwalczania zjaw i upiorów w domostwach wybierali się zwykle białoruscy zakonnicy, których często określano właśnie mianem „wiedźmaków” – co w późniejszych czasach było używane również wobec ludowych czarowników i znachorów. Duchowni pobierali opłaty za swoje usługi na rozwój kościołów i zakonów na zasadzie „ile dadzą”, jednak istniały pewne niepisane reguły, ile powinna wynosić taka opłata, co było przekazywane między mieszkańcami miejscowości czy sugerowane przez podróżnych.
Czy Wiedźmini żyli naprawdę - Inspiracje wiedźmińskie w polskich wierzeniach ludowych
Podlaskie szeptuchy, czyli żeńskie wiedźminki

Niegdyś na Podlasiu silne było wierzenie w nadnaturalne zdolności i znachorskie umiejętności szeptuch, zwanych również szeptunkami, zaś później również wiedźminkami (rzadziej spotykało się ich męskie odpowiedniki, czyli szeptuni zwani wiedźminami). Określenie „wiedźmaków” przyszło oczywiście do Polski z Białorusi, gdzie początkowo było to określenie klechów, zaś w późniejszym okresie także znachorów czy ludowych czarowników i czarownic. Najbardziej przyjęło się ono na ziemiach dzisiejszego województwa podlaskiego i północnej części lubelskiego, gdyż to właśnie tutaj szeptucha funkcjonowała jako pełnoprawny zawód. Ze względu na ich magiczne powiązania posądzano je często o konszachty z diabłami czy demonami, dzięki którym miały uzyskać swoje magiczne zdolności. Wierzono również, że są potomkiniami czarownic (zwanych na tych terenach czarnokniżnicami), stąd ich dobra znajomość magii i zdolności znachorskie oraz ziołolecznictwo. Warto tutaj wspomnieć, że ich moce były określane jako pomiędzy boskimi a piekielnymi – mimo stosowania czarów czy roślin, którym przypisywano magiczne zdolności, nie mogli oni pobierać opłat (jak w przypadku bacy czy duchownych), gdyż nadana im moc miała służyć ludziom w potrzebie, a pobranie opłaty wiązało się z jej utratą. Za to w ramach wdzięczności można było ugościć szeptunkę lub szeptuna odżywczą strawą, aby mogli zregenerować swoje moce czy noclegiem – zwłaszcza w zimne noce, aby zapobiec utracie ich zdolności magicznych. Jeśli zostanie dana opłata pieniężna, szeptucha musi ją oddać na cerkiew, żeby zachować swoje zdolności. Mimo ich dobrych intencji i nieodpłatnej pomocy, często budziły obawę ze względu na posądzanie ich o kontakty z diabłami czy demonami oraz za wierzenia, że były potomkami czarownic. Najczęściej szeptunkami zostawały bezdzietne kobiety w podeszłym wieku, które podobno swoją mądrość i życiowe doświadczenie potrafiły przełożyć na czary, a także robiły za znachorki potrafiące wyleczyć różne choroby, również te pochodzenia magicznego. Często wykonywały też nieduże miotełki z suszonych ziół, którymi przepędzały strzygi i zjawy. Niektóre z ich praktyk budziły grozę, jak chociażby stosowanie popiołu z drzew spalonych przez uderzenie pioruna do rozdzielania zakochanych (zwłaszcza pochodzących z innych klas społecznych), a także krwi menstruacyjnej dziewcząt w zupach leczniczych w celu wyleczenia pociągu do alkoholu. Do leczenia chorób o podłożu magicznym najczęściej wykorzystywały świece, źdźbła lnu, wełnę, białe, lniane ściereczki, sól oraz wosk pszczeli. To wszystko było połączone z wykonywaniem znaku krzyża świętego podczas odczyniania uroków, co budziło mieszane uczucia. Dlatego właśnie szeptunki były określane jako znachorki, które utknęły miedzy przekleństwem a świętością, między tym, co niebiańskie a diabelskie. Warto również wspomnieć, że fach szeptuchy nie odszedł w zapomnienie, chociaż jest na wymarciu – jest pełniony raptem przez kilka starych babinek na Podlasiu.
Czy Wiedźmini żyli naprawdę - Inspiracje wiedźmińskie w polskich wierzeniach ludowych
Dodatkowe źródła dla zainteresowanych:

Wiedźmińskie inspiracje w folklorze:

1.https://histmag.org/Wiedzmin-i-mitologia-slowianska-14906
2.https://ciekawostkihistoryczne.pl/2016/07/11/wiedzmini-istnieli-naprawde/
3.https://www.national-geographic.pl/artykul/czy-wiedzmini-istnieli-naprawde-tak-w-dawnej-polsce-zwalczano-upiory
4.https://cdaction.pl/publicystyka/weekend-z-wiedzminem-prawdziwi-wiedzmini-fragment
5.https://pismofolkowe.pl/artykul/jak-chorobe-zaszeptac-czyli-magiczne-rytualy-w-medycynie-ludowej-3616

Owczarze i baczowie:

6.http://www.moremaiorum.pl/wp-content/uploads/2016/03/Owczarze_dodatek_specjalny.pdf
7.https://cbr.gov.pl/index.php/bazy-danych/item/1010-domowi-uzdrowiciele-znachorzy-zielarze-ich-znaczenie-dla-mieszkancow-dawnej-wsi-polskiej.html
8.https://ryneklubelski.pl/2021/05/czarownik-owczarz-z-abramowic/
9.http://www.magurskiewyprawy.pl/2019/01/jak-na-emkowszczyznie-z-wampirami.html
10.https://nikidw.edu.pl/2022/04/07/dzien-pracownika-sluzby-zdrowia-miedzy-nauka-a-tradycja-rozwoj-medycyny-jako-dyscypliny-naukowej-a-medycyna-ludowa-w-polsce/
11.https://www.kimonibyli.pl/owczarze-moi-najstarsi-ojczysci-przodkowie-markowscy/
12.http://www.historycy.org/index.php?s=e02c87ea1732556acaf5c3eb72414430&showtopic=73159&st=75&p=1847269&#entry1847269
13.http://wtg-gniazdo.org/forum/viewtopic.php?f=5&t=19684
14.http://www.grupabieszczady.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=42:pochowki-wampiryczne&catid=4:miejscowoci-nieistniejce&Itemid=47

Szeptuchy:

15.https://rodzimowiedzma.pl/kim-jest-szeptucha/
16.https://akademiaducha.pl/szeptuchy-znachorki-ludowi-lekarze/
17.https://www.szeptucharytualyzaklecia.pl/?p=166
18.https://czarownice.com/szeptuchy-spadkobierczyie-czarownic/
19.https://jaktodaleko.pl/szeptuchy-na-podlasiu-historie-ludzi/
20.https://plus.gazetalubuska.pl/cala-prawda-o-szeptuchach/ar/10122336

Wąpierz:

21.https://historiamniejznanaizapomniana.wordpress.com/2015/08/21/wapierz-demon-zadny-krwi/
22.https://www.slawoslaw.pl/wapierze-i-upiory-demony-nocy/

Ziołolecznictwo i uroki w wierzeniach ludowych:

23.Anna Engelking, „Rytuały słowne w kulturze ludowej. Próba klasyfikacji”, Język a kultura, t. 4 1991 s. 75-85.Jowita Flankowska, „Szepty na biesy”, Polityka nr 4 2008 s. 116.
24.Włodzimierz Piątkowski, „Naturalne sposoby leczenia”, Wrocław 1984.
25.Elżbieta Szot-Radziszewska, „Sekrety ziół. Wiedza ludowa, magia, obrzędy, leczenie”, Warszawa 2005.
26.Beata Walęciuk-Dejneka, „Magiczne sposoby leczenia w tradycyjnej medycynie ludowej. Symbolika słów i gestów w aktach zażegnywania, zaklinania i zamawiania choroby”, Między literaturą a medycyną. Red. nauk. Eugenia Łoch, Grzegorz Wallner, Lublin 2005 s. 67-76.

Inne:

27.https://innpoland.pl/156651,jak-robi-sie-film-z-niskim-budzetem-film-fanowski-o-wiedzminie-na-youtube
Czy Wiedźmini żyli naprawdę - Inspiracje wiedźmińskie w polskich wierzeniach ludowych
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
1000
1000
400
100
+115

Drukpa Kunley – Szalony, buddyjski jogin z fallusem zamiast broni
4 3

6
Drukpa Kunley – Szalony, buddyjski jogin z fallusem zamiast broni
Dzidki, czy słyszeliście kiedyś o Drukpie Kunley’u? Buddyjskim joginie z niewyobrażalnie długim i grubym fallusem, którym tłukł demony po głowie tak mocno, że aż te uciekały w podskokach? To bohater narodowy Buthanu żyjący na przełomie XIV i XV wieku, którego dokonania zostały rozsławione nie tylko w tym kraju, ale również wpłynęły na same nauki buddyjskie Diamentowej Drogi. Był on aż tak sławny, że… postawiono ku jego czci świątynię pełną penisów. Brzmi jak jakiś gruby żart? Ale to prawda – więc jeśli ktoś będzie odwiedzał Buthan zapewne warto zajrzeć do świątyni poświęconej dokonaniom buddyjskiego jogina z wywalonym na wierzch fallusem w stanie niemalże ciągłej erekcji, który w imię nauk nawet sypiał z żonami wiernych. Nie ma co, chłop wiedział, jak się ustawić…
Drukpa Kunley – Szalony, buddyjski jogin z fallusem zamiast broni
Drukpa Kunley przeciwko buddyjskiemu konserwatyzmowi

W latach 1455-1529 żył w Tybecie dosyć osobliwy mnich buddyjski - Drukpa Kunley. Nazywany był często Boskim szaleńcem ze względu na bardzo niekonwencjonalne metody głoszenia nauk i styl życia, jaki wiódł w przeciwieństwie do innych mnichów buddyjskich. Zaliczany jest często do grupy mnichów określanej jako Nyönpa, czyli "szaleńców". Uczył się w klasztorze Ralung pod okiem Pemy Lingpy. Głównie szerzył nauki Vajrayany, czyli Diamentowej Drogi (najbardziej swobodnej ze wszystkich trzech w buddyzmie tybetańskim, w której nie obowiązuje celibat) na terenie Buthanu i Tybetu jako jogin. Często uznawał nauki buddyjskie jako zbyt konserwatywne i ograniczające, dlatego dodawał dramatyzmu i obsceniczności do sposobu, w jaki je szerzył nauczając w bardzo niekonwencjonalny, a nawet wręcz skandaliczny - między innymi odbywając stosunki seksualne z wieloma kobietami (w tym nawet z żonami swoich sponsorów i dobroczyńców, którzy chętnie dawali mu możliwość przespania się ze swoimi partnerkami w celu szerzenia nauk).
Drukpa Kunley – Szalony, buddyjski jogin z fallusem zamiast broni
O obscenicznych dokonaniach Kunley’a – Lejemy na bogato

Istniało wiele przekazów mówiących o dokonaniach Drukpy Kunley'a. Między innymi sytuacja, w której po ujrzeniu thanki, czyli malowanego lub haftowanego zwoju o tematyce religijnej, która przedstawiała jego osobę, rzekł do mnicha, że jest zbyt nudna, po czym wyjął swoje prącie i skropił obraz moczem. Legenda głosi, że mnich poskarżył się przełożonemu, że jakiś wariat nasikał na święty obraz, zanim został on oddany do błogosławieństwa, tym samym niszcząc go. Nauczyciel rozwinął zwój i w miejscu, w którym Kunley oblał obraz moczem, mieniło się na złoto, po czym rzekł, że thanka już została pobłogosławiona. W wielu dziełach przedstawia się Kunley'a jako jogina, który zwalcza zło przy pomocy swojego wielkiego fallusa, gdyż jak głosiły przekazy - miał on jedno z większych prąci, łatwo dochodzące do wzwodu. Niektóre legendy głosiły, że uderzał złe duchy w głowę swoim penisem tym samym je poskramiając, a także wypędzał zło z kobiet przy pomocy stosunków seksualnych, jakie z nimi odbywał. Inne podania mówią, jak oszukiwał demony leżąc na plecach z przyrodzeniem w stanie erekcji – jego fallus był tak wielki, że demony bały się go jeść, kiedy jogin odpoczywał. Uważały, że tak wielkie przyrodzenie nie jest zdrowe. Co lepsze, fallus Drukpy Kunley’a został rozsławiony pod nazwą Piorun Płomiennej Mądrości (ang. Thunderbolt of Flaming Wisdom), co pojawia się w niektórych pieśniach szalonego jogina opisującego swoje przygody.
Drukpa Kunley – Szalony, buddyjski jogin z fallusem zamiast broni
Drukpa Kunley – Szalony, buddyjski jogin z fallusem zamiast broni
Drukpa Kunley – Szalony, buddyjski jogin z fallusem zamiast broni
Pieśni erotyczne – Gorszymy buddyjskich mnichów

Często układał pieśni, w których zawierał treści, na które nie nakładał żadne cenzury - zwane dzisiaj Erotycznymi Pieśniami Drukpy Kunley'a. Miały one przeciwdziałać bigoterii oraz uprzedzeń w kręgach buddyjskich. Często wspominał o tematach, uważanych wtedy za tabu, chociażby o szerokości łóżka czy pochwie:
"Łóżko jest pracownią seksu,
Więc powinno być szerokie i wygodne;
Kolana są wysłannikiem seksu,
I powinny być wystawione na pokaz;
Ramiona są narzędziami seksu,
Więc powinno się je klepać delikatnie;
Pochwa jest dla seksu żarłokiem.
To jest nauka o konieczności."

W swoich pieśniach poruszał również tematy mniej popularne w tamtych czasach, zwłaszcza wśród prostego ludu, jak chociażby wzmianki o łechtaczce czy mosznie:
"Chociaż łechtaczka jest odpowiednio trójkątna,
Ona nie nadaje się na diabelskie pożywienie,
Dla uczczenia lokalnych bóstw.
Chociaż sok nie wyschnie nigdy w słońcu,
Jest nieodpowiedni do herbaty dla ugaszenia pragnienia.
Chociaż moszna może zwisać bardzo nisko,
Nie jest odpowiednia na worek dla wiktuałów pustelnika.
Chociaż penis ma zdrowe stylisko i dużą głowę,
Nie jest on młotkiem do przybicia gwoździa."
Drukpa Kunley – Szalony, buddyjski jogin z fallusem zamiast broni
Motywy falliczne w Buthanie i ich symbolika

Dlatego też nic dziwnego, że na niektórych budynkach w Buthanie (zwłaszcza w wiosce Punakha) można znaleźć malowidła na domach przedstawiające symbol Drukpy Kunley'a - wielki fallus w stanie erekcji z wytryskiem owinięty świętą mgłą. Ma to odstraszać złe duchy z domostw, w których mieszka dużo kobiet. Sprzedaje się także pamiątki przedstawiające fallusy z demonicznym wyrazem twarzy (mające na celu odstraszać wszelakie złe duchy, które słyszały o Drukpie Kunley'u lub zostały przez niego pokonane przy pomocy jego legendarnego prącia) lub zwyczajne, ale bardzo duże, które mają wspomóc płodność w domostwie, zaś same kobiety przybliżyć do zgłębiania nauk buddyjskich. Nic dziwnego, że motyw falliczny przyjął się tak dobrze (zwłaszcza w wiosce Punakha, gdzie mieści się również świątynia poświęcona joginowi), gdyż sam Drukpa Kunley jest uznawany za bohatera narodowego tego kraju, który przepędził niezliczoną ilość demonów swoim ogromnym fallusem będącym niemalże zawsze w stanie erekcji – to podobno jego lękał się niejeden demon płci męskiej i żeńskiej obawiając się, że dostanie nim po głowie. Trochę działało to jak straszak. Dlatego nie dziwi fakt, że w samym Buthanie również część mieszkańców umieszcza falliczne motywy na domostwach lub stawia drewniane penisy w oknach w nadziei, że przepędzi to potencjalne demony – zwłaszcza czyhające na ich żony czy córki czy pragnące pożywić się ich ciałami, kiedy Ci będą spać. Wystawia się również sztuki przedstawiające walkę Drukpy Kunley’a z demonami przy pomocy jego Pioruna Płomiennej Mądrości.
Drukpa Kunley – Szalony, buddyjski jogin z fallusem zamiast broni
Drukpa Kunley – Szalony, buddyjski jogin z fallusem zamiast broni
Drukpa Kunley – Szalony, buddyjski jogin z fallusem zamiast broni
Drukpa Kunley – Szalony, buddyjski jogin z fallusem zamiast broni
Drukpa Kunley – Szalony, buddyjski jogin z fallusem zamiast broni
Drukpa Kunley – Szalony, buddyjski jogin z fallusem zamiast broni
Ancient Penis Monastery – Kiedy penisom stawia się świątynie

W Buthanie w wiosce Punakha znajduje się nawet Starożytna Świątynia Penisa (Ancient Penis Monastery) poświęcona w całości naukom głoszonym przez Drukpę Kunley'a, przekazom jego dokonań oraz twórczościom w formie pieśni, obrazów i statuetek fallicznych. To właśnie w tym miejscu jest największe nagromadzenie pamiątek po samym Drukpie Kunley’u, jego zwojów, a także wszelkiego rodzaju statuetek i malowideł przedstawiających najsłynniejszy fallus w Buthanie, który przepędził niejednego demona. Ponadto w Buthanie fallus symbolizuje również narodzenie osoby na nowo – pozbawionej wstydu czy poczucia winy za to, co jest ludzkie. Jeśli kiedykolwiek odwiedzicie Buthan, Dzidki, warto odwiedzić świątynię i dowiedzieć się czegoś więcej o szalonym joginie, Drukpie Kunley'u, jaki wkład miał w nauki buddyzmu Diamentowej Drogi, motywach fallicznych, jakie dzięki niemu zostały wprowadzone do buddyzmu oraz o zwyczajach, które wywodzą się z jego dokonań i praktykowane są po dziś dzień.
Drukpa Kunley – Szalony, buddyjski jogin z fallusem zamiast broni
Drukpa Kunley – Szalony, buddyjski jogin z fallusem zamiast broni
Drukpa Kunley – Szalony, buddyjski jogin z fallusem zamiast broni
Drukpa Kunley – Szalony, buddyjski jogin z fallusem zamiast broni
Drukpa Kunley – Szalony, buddyjski jogin z fallusem zamiast broni
Drukpa Kunley – Szalony, buddyjski jogin z fallusem zamiast broni
Drukpa Kunley – Szalony, buddyjski jogin z fallusem zamiast broni
Dodatkowa literatura dla zainteresowanych:

1. Lama Ole Nydahl, "Szalony Jogin Drukpa Kunley", wyd. Hung
2.https://treasuryoflives.org/biographies/view/Drukpa-Kunle/TBRC_P816
3.https://www.badassoftheweek.com/drukpa-kunley
4.http://keithdowman.net/books/divine-madman.html#lore
5.http://keithdowman.net/books/divine-madman.html#converting-demons
6.https://www.wikiwand.com/en/Drukpa_Kunley
7.https://www.e-budda.pl/vpage/1800/rozprawa-o-ziemskiej-przyjemno
8.http://keithdowman.net/books/divine-madman.html#teaching
9.https://theculturetrip.com/asia/bhutan/articles/how-and-why-bhutan-came-to-worship-the-phallus/
10.https://www.tripoto.com/asia/trips/the-story-behind-bhutans-obsession-with-phallus-5c44b865d78a4
11.https://www.theculturemap.com/drukpa-kunley-penis-bhutan/
12.https://www.himalayan-dreams.com/the-bhutanese-phallus-the-divine-madman-and-his-legacy
13.https://www.atlasobscura.com/places/chimi-lhakhang
14.https://www.messynessychic.com/2018/03/14/a-pilgrimage-to-the-ancient-penis-monastery/
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
1000
1000
400
100
+43

Syreny – Pomiędzy fantazją a urzeczywistnieniem
218 62 47

214
Syreny – Pomiędzy fantazją a urzeczywistnieniem
Dzidki, syreny w mitach pojawiały się już od starożytności – w mitologii greckiej była to pół-kobieta i pół-ptak, zaś w rzymskiej początkowo ryba z kobiecą głową, później zaś kobieta z rybim ogonem od pasa w dół. To właśnie ten ostatni obraz najmocniej przyjął się w kulturze. Syreny stanowiły często motywy w sztuce (obrazy, ryciny, rzeźby, freski), były bohaterkami morskich opowieści marynarzy wracających z dalekich wypraw czy w końcu stanowiły motyw w fantastyce. Występowały już chociażby w Odysei czy w micie o Złotym Runie i Argonautach, gdzie ich śpiew mamił przepływających nieopodal żeglarzy, przez co mogli stracić zmysły. Pojawiają się w licznych opowieściach morskich i folklorze na terenie Europy, Azji czy Afryki. Niekiedy słyszy się, że są dowody na istnienie syren – na różnych portalach można znaleźć o tym wzmianki. A jak było naprawdę? Czy syreny naprawdę istniały? Czy też były tylko wytworem wyobraźni marynarzy, którym na głębokich wodach brakowało towarzystwa kobiety? Jak ukształtował się mit dotyczący tych przepięknych uwodzicielek o niebiańskim głosie, które porywały ze sobą nieszczęśników i topiły ich w głębinach oceanu?

P. S. Niektóre z podrozdziałów mogą być dla niektórych trochę obrzydliwe i drastyczne, a także wątpliwej etyki, dlatego ostrzegam osoby o nieco słabszych nerwach, żeby zastanowiły się dobrze przed kontynuowaniem lektury.
Syreny – Pomiędzy fantazją a urzeczywistnieniem
Syreny w morskich opowieściach

Opowieści o syrenach zostały najbardziej rozpowszechnione przez morskie opowieści marynarzy wracających z dalekich podróży, w książkach o tematyce marynistycznej czy poprzez dzienniki pokładowe, w których wspominano o spotkaniach członków załogi z syrenami. Na ich temat powstało wiele opowieści – podobno posiadały przepiękny głos, który uwodził marynarzy, sprawiał, że tracili dla nich zmysły, przez co zeskakiwali z okrętów, po czym byli topieni przez zdradzieckie pół-kobiety, pół-ryby o zniewalającej urodzie i młodym obliczu. Podobno syreny gardziły ludźmi brzydkimi i starymi, porywały zazwyczaj młodych mężczyzn o znośnej aparycji. Kojarzy się je najczęściej z utonięciami, zatapianiem łodzi, a niekiedy nawet całych statków przez kilka osobników, a także wywoływaniem powodzi, burz czy sztormów. Podobno krew syreny była niezwykle niebezpieczna. Mówiono, że czasami zakochiwały się w ludziach, a niemożność związania się z jednym z nich powodowała, że zamieniały się w rafy. W mitach o syrenach występuje również ich męski odpowiednik, czyli syren, jednak jest on znacznie mniej spopularyzowany, niż ich żeńskie wersje.
Syreny – Pomiędzy fantazją a urzeczywistnieniem
Syreny – Pomiędzy fantazją a urzeczywistnieniem
Morskie opowieści z Karaibów i innych rejonów

Najwięcej doniesień o zwodniczym i zgubnym śpiewie syren pochodzi z Morza Karaibskiego, dlatego od pewnego momentu uważano, że syreny żyją głównie na Karaibach zwodząc zarówno marynarzy, jak i piratów. Miały powodować wyskakiwanie marynarzy za burtę czy zatapianie statków. Można znaleźć je również w historycznych relacjach, jak chociażby tych głoszonych przez Krzysztofa Kolumba, który miał zaobserwować w oddali syrenę podczas eksplorowania Karaibów w 1493 nieopodal Hispanioli. Czy chociażby informacje zawarte w dzienniku pokładowym brytyjskiego odkrywcy, Henry’ego Hudsona, który w 1608 roku miał ujrzeć syrenę na Oceanie Arktycznym. W 1614 roku opisany został przypadek spotkania syreny przez kapitana Johna Smitha, który miał spotkać syrenę przy wybrzeżu Nowej Fundlandii i się w niej zakochać. Wierzono również, że syreny spotyka się na innych morzach, a nawet niektórzy przypuszczali, że mogą być jedną z przyczyn zaginięć statków przepływających przez Trójkąt Bermudzki.

Około 1700 roku bardzo wiele doniesień o syrenach pojawiało się w okolicach zachodniej części Indii, zaś w 1730 roku opublikowano chińską opowieść o mężczyźnie, który został porwany przez syrenę na Wyspę Lantau. W latach 1870-1880 w Vancouver w Kanadzie upowszechniła się lokalna legenda o rybaku, który widział syrenę nieopodal Point Grey, co opublikowano w wielu kanadyjskich gazetach. Kolejne z doniesień o spotkaniu prawdziwej syreny pochodzi z 1881 roku z Pensylwanii w USA, gdzie rybak Henry Loucks opowiedział o swoim spotkaniu z syreną, zaś jego relację opublikowano w The York Daily. Kolejne doniesienia dotyczą syrena, czyli męskiej wersji syreny, którego rzekomo lokalni mieszkańcy zaobserwowali nieopodal Wysp Kai w Indonezji w 1943 roku – było to pierwsze doniesienie o spotkaniu z męskim odpowiednikiem syreny. Kolejne doniesienia o spotkaniu syreny pochodzą z relacji pasażerów statku przepływającego przez cieśninę Active Pass w Kanadzie w 1967 roku. Pierwsze ujrzenie syreny przez nurka miało mieć miejsce w 1998 roku w Kaiwi Point na Hawajach. Dwa najświeższe doniesienia o spotkaniu syreny pochodzą z 2009 roku z Zatoki Hajfy w Izraelu, gdzie rzekomo widziano syrenę, zaś lokalni mieszkańcy zaoferowali aż 1 milion dolarów dla osoby, która dostarczy dowody (nagrody nigdy nie odebrano) oraz z 2012 roku z Zimbabwe, gdzie hydraulicy opowiadali, że syrena pojawiła się podczas instalacji pompy wodnej (odmówili powrotu do miejsca pracy, na miejsce wezwano egzorcystę, który miał przepędzić syrenę).
Syreny – Pomiędzy fantazją a urzeczywistnieniem
Co mogło powodować przekonanie o spotkaniu z syreną?

Spotkania z nimi odnotowywano w dziennikach pokładowych, a także tłumaczono zaginięcia niektórych członków załogi z powodu porwania przez syreny czy wyskoczenia za burtę w wyniku omamienia ich zwodniczym śpiewem. A jak mogło być naprawdę? Nie ukrywajmy, że na morzu alkohol potrafił lać się litrami – zwłaszcza podczas dłuższych rejsów. Nietrzeźwy człowiek mógł wypaść za burtę, nagle zniknąć. Do tego weźmy pod uwagę różne niedobory i chorobę morską, które też mogły powodować osłabienie i spadnięcie takiego marynarza w morską toń. Do tego istnieją podejrzenia, że syreny mogły być tylko wymówką dla łatwiejszego wyjaśnienia zamieszek na pokładach czy pozbywania się buntowników ze statku – tak mogło być po prostu łatwiej. Podejrzewa się też, że statki handlowe transportujące opium mogły być powodem powstawania urojeń u marynarzy. Jest jeszcze jedno logiczne wytłumaczenie, a mianowicie to, że obserwowane z daleka foki, krowy morskie czy manaty mogły być uznawane za syreny ze względu na ich dużą odległość od statku.
Syreny – Pomiędzy fantazją a urzeczywistnieniem
Śpiew syren – Tajemniczy dźwięk z Karaibów

W 2016 roku na Morzu Karaibskim namierzono dźwięk o niezwykle niskim natężeniu, który znajduje się daleko poza zakresem słyszalności ludzkich uszu. Naukowcy z Uniwersytetu w Liverpoolu odbywali w tamtym czasie wyprawę na Ocean Atlantycki, kiedy rejestracja tego dźwięku na Morzu Karaibskim zwróciła ich uwagę. Dzięki aparaturze do pomiaru akustyki podwodnej odnotowano dźwięk przypominający gwizd. Wszystko wskazywało na dźwięk pochodzący od ogromnego obiektu  znajdującego się pod wodą, jednak nie było wiadomo, czy pochodził od żywego stworzenia czy może miał swoje źródło w innym zjawisku, jak osuwanie się niedużych odłamków gór lodowych czy erupcja niezbyt dużych podwodnych wulkanów. Nie był on aż tak głośny, jak sześć słynnych niezidentyfikowanych dźwięków (Bloop, Julia, Upsweep, Train, Whistle, Slowdown).

Bardziej wnikliwa analiza fal akustycznych pomogła szybko ustalić ich źródło. Jednak to, co odkryli zaskoczyło ich – były to fale oceaniczne na tyle duże, że wchodziły w interakcję z dnem. Jest to zjawisko interferencji fal morskich, gdzie dochodzi do powstania dźwięku przypominającego poniekąd śpiew (być może to właśnie dlatego powstała legenda o zgubnym śpiewie syren na Karaibach). Nazywa się je falami Rossby'ego lub falami planetarnymi (druga nazwa wzięła się z tego, że charakterystyczne gwizdy mogą być rejestrowane nawet z kosmosu), gdyż ich dynamika jest związana ze zmianą siły Coriolisa wraz z szerokością geograficzną, przez co uderzając o dno wydają charakterystyczny dźwięk, który podczas przyspieszenia przypomina przyjemny zespół gwizdów, które przypominają niemalże śpiew. Istnieje także przypuszczenie, że dźwięki wydawane przez niektóre walenie mogły być odbierane jako syreni śpiew.
Syreny – Pomiędzy fantazją a urzeczywistnieniem
Dowody na istnienie syren – Czyli wszystko dla rozgłosu i pieniędzy

Już dawniej w prasie pojawiały się doniesienia o mumiach syren, które wyglądały najczęściej jak pół-małpy i pół ryby, ale czasami również pół-ludzie i pół-ryby. Nie trzeba być geniuszem, żeby stwierdzić, że takie „znaleziska” szybko pojawiły się w prasie i szybko zyskały rozgłos. Niekiedy takie eksponaty pojawiają się do dzisiaj w różnych portalach wątpliwej rzetelności, które robią to jedynie dla zyskania rozgłosu i zyskania jak największej sprzedaży nakładu czy zyskania jak największej liczby wyświetleń. Najpopularniejszą mumią tego typu jest tak zwana „syrena z Fiji”. Przez długi czas wierzono, że tego typu znaleziska są prawdziwe czy tak samo odkopane szkielety syren. Szkaradne, zasuszone eksponaty często lądowały w muzeach lub były kupowane przez miliarderów za niemałe pieniądze. Jaka jednak była prawda?
Syreny – Pomiędzy fantazją a urzeczywistnieniem
Syreny – Pomiędzy fantazją a urzeczywistnieniem
Otóż takie „znaleziska” były często dziełem taksydermistów, czyli osób zajmujących się zawodowo reprodukcją i wypychaniem martwych zwierząt w taki sposób, aby mogły być wystawiane na wystawach lub nadawały się do innych celów. Ze zwierząt usuwa się organy, krew i oczy, po czym te ostatnie niekiedy zastępowano szklanymi replikami. Taksydermia już sama w sobie jest niezwykle trudną sztuką wymagającą dobrej znajomości anatomii, autopsji, rzeźbienia, malarstwa oraz garbowania. Często jednak sztukę taksydermii wykorzystywano do imitowania istot mitycznych, które tak naprawdę nie istniały, aby dorobić się fortuny na sprzedaży takiego okazu niczego nieświadomym, zamożnym osobom lub muzeom jako eksponaty i żeby zyskać na tym sławę. Tyczyło się to nie tylko wypychania, ale również preparowania szkieletów czy szczątków, aby wyglądały na autentyczne. Jednak takiego zabiegu mógł podjąć się jedynie uzdolniony taksydermista, aby nie wzbudzić wątpliwości. Dlatego też często łączono po kilka zwierząt, aby uzyskać określony efekt, a często również wysuszano, aby można było wmówić ludziom mumifikację takiej mitycznej istoty i zatrzeć połączenia różnych zwierząt. W tamtych czasach nie było jeszcze badań DNA, na podstawie których możnaby było stwierdzić, czy takie zwierzę jest prawdziwe czy też jest falsyfikatem. Takie łączenie kilku zwierząt w jedno nazywało się chimerami.
Syreny – Pomiędzy fantazją a urzeczywistnieniem
Syreny – Pomiędzy fantazją a urzeczywistnieniem
Dobrym przykładem takiej chimery jest właśnie syrena z Fiji z 1842 roku stworzona przez nieznanego taksydermistę i upowszechniona przez Phineasa Taylora Barnuma oraz jego przyjaciela – profesora Gryffina najpierw w freak show (cyrkach osobliwości), zaś potem sprzedany za grube pieniądze osobie prywatnej. Syrenę z Fiji tworzyła głowa i tułów młodej małpy, które zostały połączone z tylną częścią ryby, po czym wszystko zostało częściowo owinięte papier-mâché i zasuszone, aby imitowało mumię. Było to jedno z większych taksydermicznych oszustw w historii, do którego P. T. Barnum przyznał się dopiero w swojej autobiografii – nie wymieniając z imienia ani nazwiska taksydermisty, który wykonał ów okaz.
Syreny – Pomiędzy fantazją a urzeczywistnieniem
Innymi znanymi chimerami, które okazały się oszustwami na dużą skalę był koziorożec, wolfpetinger, gryf i futrzasta ryba. Aktualnie najsłynniejszym taksydermistą tworzącym chimery jest Japończyk, Takeshi Yamada, którego prace znane są na całym świecie. Warto wspomnieć, że samo NOAA (ang. National Oceanic and Atmospheric Administration) wydało oświadczenie, że istnienie syren jest niemożliwe – zarówno ze względu na to, że musiałyby oddychać skrzelami mając jednocześnie humanoidalną formę połączoną z rybą, jak i pojawiają się trudności dotyczące ich reprodukcji. Warto także wspomnieć, że pojawiały się również repliki pół-ludzi i pół-ryb, jednak taksydermia polegająca na wypychaniu ludzi od zawsze budziła wiele kontrowersji i wymaga zachowania określonych procedur – głównie od strony prawnej. Często była odbierana jako praktyka sprzeczna z szacunkiem dla ciała zmarłej osoby, nawet, jeśli była wykonywana na życzenie klienta. Nawet dzisiaj wypychanie ludzi jest praktykowane, ale przez bardzo wąskie grono taksydermistów i nie jest dozwolone w każdym kraju.
Syreny – Pomiędzy fantazją a urzeczywistnieniem
Syreny – Pomiędzy fantazją a urzeczywistnieniem
Syreny – Pomiędzy fantazją a urzeczywistnieniem
Syreny – Pomiędzy fantazją a urzeczywistnieniem
Syreny – Pomiędzy fantazją a urzeczywistnieniem
Sirenomelia – Zespół syreny

Podobne do syren są również noworodki cierpiące na sirenomelię, czyli tak zwany zespół syreny. Jest to bardzo rzadka wada wrodzona charakteryzująca się zrośnięciem kończyn dolnych w jedną i często ich zniekształceniu. Zazwyczaj takie dziecko przychodzi na świat martwe lub umiera niebawem po urodzeniu w wyniku agenezji nerek. Jest ona charakterystyczna dla najcięższych postaci zespołu regresji kaudalnej. Choroba ta występuje w około 1 przypadku na 100 tysięcy urodzeń. Odnotowano na świecie już dwa przypadki, w których dzieci przeżyły i przeszły z czasem operację rozdzielenia kończyn. Pierwsza seria operacji rozdzielenia kończyn przy zespole syreny dotyczyła urodzonej w 2004 roku w Peru Milagros Cerrón – zakończyła się sukcesem. Po konsultacji z jej lekarzami podobnym zabiegom poddano urodzoną w 1988 roku w Stanach Zjednoczonych Tiffany Yorks, która również dostała szansę na normalne życie.
Syreny – Pomiędzy fantazją a urzeczywistnieniem
Prawdziwe syreny – Krowy morskie

Historyczne relacje o syrenach, takie jak te zgłoszone przez Krzysztofa Kolumba podczas jego eksploracji Karaibów, mogły być obserwacjami krów morskich, manatów lub podobnych ssaków wodnych. Najbardziej prawdopodobnym jest jednak, że były nimi właśnie krowy morskie (Hydrodamalis gigas) zwane również syrenami morskimi. Były to ssaki z rodziny diugoniowatych. Miały one dłuższe i smuklejsze od manatów ciała, zaś ich wystający z wody ogon mógł kojarzyć się z syrenim. Gatunek odkryto w 1741 roku i wytępiono w zaledwie trzy dekady, dlatego szybko został uznany za wymarły. Najbliżej spokrewniony z nimi jest aktualnie żyjący diugoń przybrzeżny. Dorosłe osobniki syren morskich osiągały długość ok. 9 m i wagę od 8 do 20 ton. Były obiektem polowań ze względu na dużą zawartość tłuszczu, smaczne mięso i skóry, dlatego ich populacja drastycznie zmniejszyła się aż do całkowitego wymarcia w bardzo krótkim czasie.
Syreny – Pomiędzy fantazją a urzeczywistnieniem
Dodatkowa literatura dla zainteresowanych:

Syreny:
1.https://www.dutchsharksociety.org/are-mermaids-real/
2.https://www.livescience.com/45733-are-mermaids-real.html
3.https://www.livescience.com/39882-mermaid.html
4.https://blogs.loc.gov/folklife/2018/05/the-mermaid/
5.https://economictimes.indiatimes.com/magazines/panache/everybodys-favourite-slab-amul-gets-quirky-with-new-topical-on-budget-2023/articleshow/97607683.cms

Śpiew Syren:
6.https://www.huffpost.com/entry/caribbean-rossby-whistle_n_576b5b45e4b09926ce5dcab3
7.https://globalnews.ca/news/2779273/caribbean-sea-makes-whistling-sound-that-can-be-heard-from-space/
8.https://www.sciencealert.com/a-strange-low-pitched-sound-is-coming-from-the-caribbean-sea
9.https://link.springer.com/chapter/10.1007/978-1-4684-2985-5_12

Dowody na istnienie syren:
10.https://oceanservice.noaa.gov/facts/mermaids.html
11.https://journals.openedition.org/cve/3188
12.https://www.national-geographic.pl/artykul/przerazajaca-mumia-syreny-odnaleziona-w-japonii-czy-stworzenie-bylo-prawdziwe-220309122134
13.https://www.downtoearth.org.in/blog/wildlife-biodiversity/mermaids-in-japan-from-hideous-harbingers-of-violence-to-beautiful-enchantresses-82081
14.https://pl.frwiki.wiki/wiki/Sir%C3%A8ne_des_Fidji

Taksydermia:
15.https://www.mentalfloss.com/article/539358/7-mythical-beasts-created-taxidermy
16.https://www.catawiki.com/en/stories/2143-chimaera-taxidermy-the-weird-and-the-wonderful
17.https://www.ripleys.com/weird-news/gaff-taxidermy/
18.https://pl.frwiki.wiki/wiki/Taxidermie
19.https://hrabiatytus.pl/2021/03/17/uniesmiertelnione-konserwacja-zwierzat-w-imie-wiary-nauki-i-ciekawosci/
20.https://travelerscoffee.ru/pl/radishes/taksidermist-ili-izgotovitel-chuchel-zhivotnyh-taksidermiya--/
21.https://www.vice.com/pl/article/5g7gmd/poznaj-asystentke-doktora-smierci-taksydermistke-preparuajca-ludzkie-ciala
22.https://takeshiyamada.weebly.com/rogue-taxidermy.html
23.https://amusingthezillion.com/2012/11/29/coney-island-taxidermist-takeshi-yamada-in-amc-reality-show/

Sirenomelia:
24.https://chorobyrzadkie.blogspot.com/2012/11/zespo-syreny.html
25.https://www.termedia.pl/Sirenomelia-with-associated-systemic-anomalies-an-autopsy-report-in-a-full-term-neonate,55,50014,1,1.html
26.https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC4367057/

Krowa morska:
27.https://naukawpolsce.pl/aktualnosci/news%2C93472%2Ckrowy-morskie-kiedys-wystepowaly-powszechnie.html
28.https://wiadomosci.dziennik.pl/nauka/artykuly/8606899,syreny-morskie-stellera-ekosystem.html
29.https://www.national-geographic.pl/artykul/kiedys-zyly-tu-krowy-morskie-dzis-jest-pustynia-oto-jak-zmienia-sie-nasza-planeta
30.https://ocean.si.edu/ocean-life/marine-mammals/mermaids-manatees-myth-and-reality
31.https://www.nationalgeographic.com/animals/article/141124-manatee-awareness-month-dugongs-animals-science
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
1000
1000
400
100
+2094

Kaszaloty spermacetowe i ich śmiertelne dźwięki
547 97 88

227
Kaszaloty spermacetowe i ich śmiertelne dźwięki
Dzidki, ocean może wydawać się z powozu miejscem, w którym panuje cisza, jednak wcale tak nie jest, a wręcz przeciwnie – akustyka oceanu jest bardzo bogata i różnorodna, można rzec, że w oceanie panuje ogromny hałas. Rejestrowany jest nie tylko przez systemy SONAR z wykorzystaniem hydrofonów, ale niekiedy zdarza się również, że żyjące w oceanie zwierzęta czy różne zjawiska są słyszane przez człowieka bez jakiejkolwiek pomocy. Wieloryby, wybuchy podwodnych wulkanów, płynące łodzie podwodne i batyskafy, statki, podwodne torpedy i drony, spadające lodowce, ocierające się o siebie ruchy płyt tektonicznych trąby wodne i tsunami, wiry wodne, wybuchy podwodnych min czy nawet testy broni nuklearnej przez jednostki wojskowe różnych krajów (tak, przeprowadza się je zazwyczaj na oceanie, a nie na lądzie) tworzą niezwykle donośną i bogatą kaskadę wszelkich dźwięków. Zarówno na lądzie, jak i w wodzie, najgłośniejszymi żyjącymi zwierzętami są kaszaloty spermacetowe. Co ciekawe, wydawane przez nie dźwięki mogą być śmiertelne.
Kaszaloty spermacetowe i ich śmiertelne dźwięki
Kaszaloty spermacetowe – Krótka charakterystyka

Największym z podrzędu zębowców są kaszaloty. Dorosłe kaszaloty spermacetowe (zwane również potwalem) osiągają długość od 15 do 20 metrów długości i osiągają wagę do około 75 ton. Głowa dorosłego osobnika osiąga aż 1/3 ich ciała, zaś pojedynczy ząb (których mają aż 50) waży około 1 kg. Zęby znajdują się jedynie w dolnej żuchwie i idealnie wpasowują się w otwory znajdujące się w górnej części szczęki. Ich ulubionym pożywieniem są kałamarnice olbrzymie (które kiedyś mogły być uznawane za Krakena) – polowanie na nie powoduje, że głowy kaszalotów pokryte są licznymi bliznami, również od ich niezwykle mocnych przyssawek. Dzioby kałamarnic olbrzymich nie mogą być przez nie strawione, dlatego zalegają w żołądku do końca życia osobnika. Rekordowa ich ilość znaleziona w żołądku jednego osobnika wynosiła ponad 18000. W pościgu za ulubionym przysmakiem mogą zanurkować na głębokość nawet 1,5 km, co czyni z nich zarazem drugimi z najgłębiej nurkujących ssaków. Kaszaloty spermacetowe rodzą tylko jedno młode naraz i samica karmi je mlekiem. Ciąża trwa ok. 14-15 miesięcy. Młode potwala zwane jest cielęciem. Co ciekawe, śpią w grupach w pozycji pionowej.
Kaszaloty spermacetowe i ich śmiertelne dźwięki
Kaszaloty spermacetowe i ich śmiertelne dźwięki
Kaszalory spermacetowe a wielorybnictwo

Niegdyś wykorzystywano w przemyśle kosmetycznym, przez co stanowiły spore zainteresowanie wśród wielorybników. Pozyskuje się z nich spermacet (oleistą masę znajdującą się między kośćmi ich czaszek), który wykorzystuje się do produkcji szminek i kremów oraz ambrę (masa, która powstaje jedynie w jelitach chorych lub martwych osobników), która ze względu na silny aromat o ciekawym zapachu wykorzystuje się w przemyśle perfumeryjnym – jest on niezwykle cennym surowcem, który osiąga wysokie ceny. Były głównym obiektem połowów wielorybników od XVIII do końca XIX wieku. W 1982 roku zakazano całkowicie polowania na kaszaloty spermacetowe i wpisano je do Czerwonej Księgi Gatunków Zagrożonych, gdzie przypisano je do kategorii VU (czyli „narażony na wyginięcie”).
Kaszaloty spermacetowe i ich śmiertelne dźwięki
Introwertyk z umiejętnościami miękkimi

Wykazują bardzo rozbudowany system komunikacyjny między osobnikami, mimo, że są raczej samotnikami i przez większość czasu przebywają w pojedynkę (czyli taki introwertyk z bardzo rozbudowanymi umiejętnościami miękkimi – nie przepadają za towarzystwem innych osobników i często nie wykazują potrzeby przebywania w grupie, ale jak już trzeba radzą sobie naprawdę dobrze). Mają bardzo rozbudowaną sieć zachowań społecznych, które są niemalże aż tak zaawansowane, jak w przypadku delfinów butlonosych, co stanowi często przedmiot badań zoologicznych i oceanologicznych. Na przykład, kiedy w okolicy pojawia się zagrożenie, komunikują się ze sobą ustalając miejsce spotkania, zbierają w grupę i ustawiają formację, które pozwala im chronić cielę lub rannego osobnika. Są bardzo empatyczne, pomagają sobie wzajemnie i tak jakby wyświadczają coś w rodzaju przysługi – kiedy jeden pomoże ochronić młode lub krewnego drugiego kaszalota, ten odwdzięcza się w podobny sposób, kiedy jest potrzeba. Rozpoznają się po wydawanych przez siebie dźwiękach… zwanych kliknięciami.
Kaszaloty spermacetowe i ich śmiertelne dźwięki
Kaszaloty spermacetowe i ich śmiertelne dźwięki
Klik! Klik!

Kaszaloty spermacetowe mają bardzo rozbudowany język. Wydają dźwięki, które brzmią jak kliknięcia. Są one najgłośniejszym dźwiękiem wydawanym przez zwierzę… tak głośnym, że są w stanie uśmiercić człowieka znajdującego się w ich pobliżu (no i maja nauczkę za podsłuchiwanie rozmów kaszalotów). Ich wokalizacje osiągają głośność nawet ok. 236 decybeli. Dla porównania – dźwięk silnika odrzutowego oddalonego o 50 m od uszu człowieka dochodzi do głośności 140 dB. Przy ok. 150 decybelach dochodzi do pęknięcia bębenków usznych, zaś prób śmierci w wyniku zbyt dużego hałasu szacuje się u człowieka na od 180 dB do 200 dB. Warto też zaznaczyć, że dźwięki w wodzie rozchodzą się zupełnie inaczej, niż w powietrzu. Ponieważ woda jest gęstsza niż powietrze, dźwięk w wodzie jest mierzony w innej skali decybeli (co oznacza, że kliknięcia o mocy ponad 200 decybeli są znacznie bardziej wzmacniane, niż na lądzie). W powietrzu kaszalot nadal byłby bardzo głośny, ale znacznie mniej — 174 decybele, co i tak jest wystarczająco głośnym dźwiękiem, aby rozerwać ludziom bębenki uszne.
Te dźwięki są na tyle głośne pod wodą, że nurkowie, którzy znajdowali się za blisko „klikających” kaszalotów nawet nie mieli pękniętych bębenków usznych, a wręcz zostały one całkowicie wydmuchane ze względu na… towarzyszące kliknięciom wibracje. Które z kolei są tak silne, że dosłownie są w stanie sparaliżować człowieka na śmierć i zatrzymać pracę jego serca w wyniku silnych wibracji, które również mogą spowodować wstrząs mózgu. Jeden z nurków badający zachowanie kaszalotów z dość sporej odległości po tym, kiedy jeden z osobników zaczął komunikować się przy pomocy kliknięć, już po krótkiej ekspozycji na wibracje miał całkowicie sparaliżowaną rękę na prawie 4 godziny. Osłonił nią głowę i nie mógł nią później ruszyć. Kaszaloty spermacetowe rzadko używają tych dźwięków do samoobrony – częściej do polowania poprzez unieruchamianie mniejszych ofiar, do komunikowania się, badania otoczenia i poruszania się po wielkim błękicie przy pomocy echolokacji.
Jak potwale generują dźwięk o takiej głośności?

Kaszaloty spermacetowe przepuszczają powietrze przez kanały nosowe, które jest następnie przeciskane przez dwie wargi zwane „wargami małpy” z przodu nosa, tuż pod otworem – dla porównania, wytwarzanie tego dźwięku jest podobne do powietrza przechodzącego przez szyjkę balonu, działa to na podobnej zasadzie. Dźwięk ten jest następnie wzmacniany przez tłusty, wypełniony woskiem narząd zwany spermacetem (wspomniany we wcześniejszej części dzidki – składnik wykorzystywany do produkcji szminek i kremów w przemyśle kosmetycznym), który znajduje się na czubku czaszki zębowca. Następnie kliknięcia odbijają się od części czaszki i są kierowane z powrotem na zewnątrz przez narząd spermacetu. Szacuje się, że dzięki tej technice kaszaloty mogą słyszeć się nawzajem z odległości setek, a może nawet tysięcy kilometrów. Ich rozbudowana komunikacja nadal stanowi przedmiot badań oceanologów, zaś setki różnych kliknięć nadal pozostają niezrozumiałym dla człowieka szyfrem ze względu na poziom jego skomplikowania.
Kaszaloty spermacetowe i ich śmiertelne dźwięki
Kaszaloty spermacetowe i ich śmiertelne dźwięki
Kaszaloty spermacetowe i ich śmiertelne dźwięki
Dodatkowa literatura dla zainteresowanych:

1.https://www.projektpulsar.pl/srodowisko/2101487,1,kultura-waleni.read
2.https://wildexplained.com/are-sperm-whales-dangerous/
3.https://www.smithsonianmag.com/science-nature/the-sperm-whales-deadly-call-94653/
4.https://roaring.earth/sperm-whales-can-vibrate-humans-to-death/
5.https://whalewatchingazores.com/blog/why-do-sperm-whales-use-so-many-types/
6.https://forscubadivers.com/marine-life-for-divers/diving-with-sperm-whales-can-be-painful-or-deadly/
7.https://www.sciencedirect.com/science/article/pii/S2589004222006642
8.https://www.pbs.org/odyssey/odyssey/20010809_log_transcript.html
9.https://whalewatch.co.nz/our-nature/latest-news/how-do-sperm-whales-communicate/
10.https://ocr.org/sounds/sperm-whale/
11.https://www.gsweventcenter.com/GSW_RTC_References/1992_0801_FICON.pdf
12.https://dosits.org/galleries/audio-gallery/marine-mammals/toothed-whales/sperm-whale/
13.https://soundcloud.com/bbc_com/sperm-whale-call-5r-exchange-at-the-onset-of-a-dive
14.https://www.researchgate.net/figure/Three-dimensional-reconstruction-of-the-head-of-an-adult-sperm-whale-The-major_fig1_274674089
15.https://www.gospodarkamorska.pl/niezwykly-sen-wielorybow-wideo-56554
16.https://www.tygodnikprzeglad.pl/samotnosc-kaszalota/
17.https://www.sabbathofsenses.com/2015/10/ambra-zoto-perfumiarzy.html
18.https://www.ripleys.com/weird-news/sperm-whales/
19.https://swiatzwierzat.pl/kaszalot-smakosz-wielkich-kalamarnic-evg
20.https://wieloryby-i-ich-krewni.fandom.com/pl/wiki/Kaszalot_spermacetowy
21.https://kopalniawiedzy.pl/kaszalot-spermacetowy-kaszalot-trzesienie-ziemi-zerowanie-populacja-Marta-Guerra,31590
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
1000
1000
400
100
+3187
0.17011594772339