Siemanko, witam w mojej kuchni

7
Zawsze byłem wielkim fanem Piotra Ogińskiego. Często moje kulinarne inspiracje
czerpałem z raczkującego w tamtych czasach kanału "Kocham Gotować". Podobała mi się
charyzma Piotrka, to jak opowiadał o przygotowywanym przez siebie jedzeniu, to
jak potrafił być żywy, ale zarazem skupiony w kuchni. Na każdym jego filmiku
dawałem łapkę w górę i nie raz pisałem ciepłe słowa w komentarzu.
Na tegoroczny Festiwal Marchwi Polskiej nie miałem ochoty iść. I tak wszystko co
ciekawe zostało zaprezentowane na Targach Niepryskanych Pomidorków. Dowiedziałem
się jednak, że ma się tam pojawić Piotrek z sympatyzowanego przeze mnie kanału.
Zmieniłem oczywiście zdanie i z niecierpliwością czekałem na ów imprezę.
Miała się ona odbyć w Krakowie, na Targu Imbramowskim. Targ ten był mi bardzo
dobrze znany, ponieważ co niedzielę robiłem tam z rodzicami zakupy.
Dzień festiwalu w końcu nadszedł, a ja byłem strasznie podekscytowany perspektywą
spotkania z moim internetowym idolem. Tuż po wyjściu z domu poczułem ssanie w
żołądku. Z tego całego podniecenia, zapomniałem zjeść śniadania. Wiedziałem, że głód
będzie narastał w zastraszającym tempie i nie dotrwam do imprezy bez żadnej przekąski.
Udałem się więc do najbliższego sklepu spożywczego. Przeglądając produkty natrafiłem na
danie tatarskie firmy Sokołów. Moi rodzice może nie często, ale od czasu do czasu
kupowali tatar i zawsze był to tatar owej firmy. Jako, że zawsze lubiłem surowe mięso
przygotowane w ten sposób, to czym prędzej bez zastanowienia wziąłem danie i udałem się
do kasy. Jeszcze nie wiedziałem co mnie przez ten zmielony kawałek wołowiny spotka....
Kiedy dotarłem na miejsce festiwalu zacząłem się rozglądać po stoiskach.
Tak jak myślałem, nic ciekawego. Postanowiłem, że po prostu zacznę się rozglądać za
panem Piotrem, mając wielką nadzieję, że poświęci mi chociaż 2 minuty swojego czasu,
zrobi sobie ze mną zdjęcie, a może nawet uściśnie dłoń. Nie długo musiałem szukać. Po
parunastu metrach dostrzegłem dosyć spore zbiorowisko ludzi uważnie słuchających rad
założyciela fenomenalnego kulinarnego kanału. "....I wtedy wszystko polewacie beszamelowym
sosem i jest lux". Ludzie zaczęli bić brawo, a pan Piotr zszedł z podestu i zaczął
podpisywać fanom autografy. Nie chciałem po prostu podpisu mojego idola, chciałem czegoś
więcej, chociaż dwie minuty rozmowy. Kiedy tłum ludzi się zmniejszył, podszedłem i przywitałem
się. Pan Piotr był bardzo miły. Rozmawialiśmy o tym jakie pieczarki są zabawne. Takie
duże, ale wystarczy je trochę podsmażyć, żeby się nawet pięcio krotnie skurczyły. Kiedy
wyciągnąłem dłoń, aby wykonać uścisk, z mojej torby wypadło puste opakowanie po wcześniej
skonsumowanym daniu tatarskim. Piotr podniósł je, przeczytał etykietę, po czym bez słowa
uderzył mnie z całej siły w brzuch, a następnie wyciągnął z reklamówki nową szpatułkę,
którą najwyraźniej kupił na tegorocznym festiwalu i z mocą tysiąca słońc przypierdolił
mi w tył głowy. Straciłem przytomność.
Obudziłem się w dużym, zimnym i przeraźliwie ciemnym pomieszczeniu. Byłem przywiązany
do niewygodnego metalowego krzesła, a usta miałem zaklejone taśmą. Ze strachu do oczu
naleciały mi łzy. Próbowałem się uwolnić, ale na nic zdały się moje starania.
Po parenastu minutach ktoś wszedł do owego pomieszczenia. Powolne kroki wyłaniającej się
z ciemności sylwetki przyśpieszały bicie mojego serca. "SIEMANKO WITAM W MOJEJ KUCHNI"
ryknął na cały głos Piotr Ogiński. Na twarzy miał wyraz pogardy i wyższości zmieszany
z lekkim uśmieszkiem. Podszedł do mnie i zaczął okładać moją twarz uderzeniami otwartej
dłoni. "TY KURWO, TATARKA SIĘ ZACHCIAŁO, TAK? TAK? TAAAAAAK?!?!?" on był w jakimś amoku.
Nie miałem pojęcia co się dzieję, bałem się bardziej niż kiedykolwiek. Po serii tak
zwanych liści na moją twarz uspokoił się i zapalił światło. Okazało się, że pomieszczenie
w którym mnie trzymał to jego podziemna kuchnia o której wiedział tylko on. Na podłodze
zauważalne były rozległe plamy krwi. Widocznie nie byłem pierwszym, który naprzykrzył się
tej bestii. "LUBISZ MIELONE MIESKO? TO JA TEZ CI COS ZMIELE" powiedział Ogiński, po czym postawił
talerz na podłodze, ściągnął spodnie, kucnął i oddał na niego stolec. Podszedł do mnie
z dosłownie gównem na talerzu, zerwał mi taśmę z ust i oznajmił, że zaraz skonsumuję, jego
kał. To było chore. Wolałem umrzeć na nowotwór odbytu niż jeść fekalia. Wziął na rękę
część wydalonych przed chwilą ekskrementów i chciał mi je wcisnąć w usta, gdy nagle
zadzwonił dzwonek do jego domu. "Siedź cicho, albo Cię rozpierdolę" powiedział Ogiński
z obłędem w oczach. Jako, że usta miałem już wolne, a sznurek którym mnie przywiązano
zaczynał się na moich barkach, to zacząłem go gryźć. Udało się, potem trochę poruszałem
ramionami i już byłem oswobodzony. Wziąłem talerz z odchodami, stanąłem przed drzwiami
i czekałem na mojego adwersarza. Gdy wracając przechodził przez drzwi cisnąłem w niego
talerzem z niespodzianką, kopnąłem z całej siły w krocze i zacząłem biec po schodach
w górę w celu ucieczki. Ogi otarł twarz i oblizał wargi, po czym ruszył w pogoń za mną.
Od razu zlokalizowałem drzwi wyjściowe, już miałem je otworzyć, ale w ostatniej chwili
poczułem lekkie ukłucie w okolicach żeber.
Obudziłem się na śmietniku, za Almą. Na twarzy miałem narysowany penis sosem beszamelowym,
a odbyt mi krwawił. Po całej sytuacji odsubskrybowałem kanał Kocham Gotować.
0.044902086257935