Miłość siebie, czyli co trzeba osiągnąć by wejść w szczęśliwy związek

20
Kiedy słyszymy, by kochać siebie samego, wnioskujemy, że jest to istota emocjonalnego i duchowego rozwoju. Tak jest naprawdę. Kto nie kocha samego siebie, jest całkowicie uzależniony od miłości innych. Jego poczucie własnej wartości i tożsamość są uwarunkowane tym, co inni o nich myślą i mówią. Zdrowa miłość własna, obejmuje poczucie własnej godności, zaufanie i wiarę w siebie.

Małżeństwo to nie tyle doświadczenie bycia kochanym, ile doświadczenie kochania. Być zdolnym do miłości oznacza kochać siebie, umieć radzić sobie z nieporozumieniami wynikającymi z różnic, ze sprzeczkami, niesnaskami i trudnościami, które są udziałem każdego związku. Dreszcz niepokoju chwyta mnie, kiedy słyszę coś takiego: „Czuję się kimś, ponieważ ona mnie kocha". Innymi słowy: „Bez jej miłości jestem bezwartościowy".

Zdrowa miłość własna przetrwa ból i zranienia, nieuniknione w każdym związku. Być może jestem skrzywdzony, ale nie jestem zniszczony. Jeśli kochasz siebie, zniesiesz rany. Możesz cierpieć ból, tolerować niewygodę czy też znosić dziwactwa innych, ale nie pozwalaj ludziom, by wykorzystywali cię lub wyniszczali. Miłość własna wymaga samoobrony.

Często pytałem kobiety: „Dlaczego pozwalałaś na psychiczne (lub fizyczne) znęcanie się nad tobą twojego męża?” Odpowiedź często brzmiała; „Myślałam, że się zmieni". Ale on stawał się tylko gorszy, ponieważ ona „podsycała" i wzmacniała ten problem. A prawdziwą przyczyną był brak u tej kobiety miłości własnej, brak poczucia godności własnej, dlatego nie mogła stanąć we własnej obronie i zdusić w zarodku chore zachowanie męża. Niekiedy kobieta uważa nawet, że zasłużyła sobie na takie traktowanie. Dlatego jeżeli małżeństwo przegrywa, dwoje ludzi przegrywa.

Muszę kochać siebie samego, zanim będę mógł kochać kogoś drugiego. Nasz podstawowy związek stanowimy sami ze sobą i jeśli nie jest on zdrowy, nie będzie zdrowy z nikim innym.

Motyw przewodni chrześcijaństwa zwięźle ukazują słowa: „Kochaj Boga, a bliźniego swego jak siebie samego". Te trzy miłości są nierozerwalnie związane ze sobą. Jedna nie może istnieć bez pozostałych, inaczej miłość jest podejrzana. Czasami słyszymy, jak ludzie opowiadają o tym, jak bardzo kochają Pana Boga, ale ich postępowanie przeczy temu: nie dbają o swoje zdrowie psychofizyczne.

Miłość własna sprawia, iż czynimy to, co jest najlepsze dla naszego życia. Najlepsze niekoniecznie znaczy najłatwiejsze: nie to, co przynosi mi dobre samopoczucie, co jest przyjemnością, czy też to, co robią wszyscy inni; często jest to dokonywanie tego, co trudne, co wymaga czasu, energii i pieniędzy. „Kto chce znaleźć swe życie, straci je". Często wymaga to samodyscypliny i poświęcenia, umiejętności zniesienia zawodu dzisiaj - żeby wygrać jutro. Często oznacza to stawanie twarzą w twarz z rozbiciem i cierpieniem po to, by zdobyć większe uznanie dla siebie: nie od innych, ale od samego siebie.

Miłość własna jest powrotem do świata zewnętrznego, wyjściem ku drugiemu. Jednak, zanim zacznę obdarowywać innych, muszę najpierw obdarzyć siebie. Muszę być zdolny do rozpoznawania swoich potrzeb, by trafnie rozpoznać potrzeby innych. Autentyczna miłość własna dostarcza nam siły i odwagi do wychodzenia naprzeciw innym. Jezus powiedział: „Jeżeli ziarno wpadłszy w ziemię obumrze, przynosi plon obfity". Zanim zakiełkuje, musi ulec przeobrażeniu.

Miłość własna zwraca się ku swemu wnętrzu tylko po to, by powrócić na zewnątrz ku innym. Jeśli pokochamy siebie, będziemy się troszczyć o siebie, o własny rozwój, o kontakt z innymi. Jezus oddalał się samotnie w góry. Wiedział, kiedy jest Mu potrzebny odpoczynek, zmiana tempa życia. Wsłuchiwał się w swój organizm. Znał potrzebę samotności, jak również powracał do innych.

reszta artykułu
http://www.przemiana.biblia.pl/index.php?page=09&id=09-01&sz=&nr=87
0.039470911026001