Dzida merytorycznie: Słowo o nadchodzacej suszy. Zachęcam do lektury

25
Nie ma nawet połowy wiosny. Prezydent RP apeluje o "oszczędne podlewanie ogródków". Minister rolnictwa apeluje o to samo, bo w przeciwnym razie może zabraknąć wody do produkcji żywności. A nawet, jak mówi, do potrzeb komunalnych, to taki ładny eufemizm, że zabraknie wody pitnej w kranie.

A ja się pytam, co panowie robili przez ostatnie lata? Mieli własne "teorie", sprzeczne z ustaleniami nauki, na temat zmian klimatycznych? Pan minister zrobił cokolwiek w ramach zadań i środków swojego resortu, żeby uniknąć suszy rolniczej? Wspierał odtwarzanie oczek wodnych, stawików, zadrzewień śródpolnych, miedz, zagajników? Dotował różnorodne rolnictwo? Czy raczej wielki agrobiznes, monokultury po horyzont, wielkie pola, z których woda spływa nawet gdy spadnie deszcz, bo nic jej nie zatrzymuje na setkach hektarów wygolonych do zera lub obsadzonych jednym gatunkiem? Odtwarzanie małej retencji, szczególnie tej drobnej i naturalnej, jak robiona przez bobry, czy raczej strzelanie do tych zwierząt? A może któryś z panów był przeciw temu, co wyczyniają Lasy Państwowe, tnące co popadnie i gdzie popadnie? A może mieliście jakieś uwagi krytyczne w kwestii masowego wycinania drzew w miastach, przy drogach, na posesjach? Bo jakoś sobie nie przypominam. Więc nie apelujcie, nie przerzucajcie winy i odpowiedzialności na obywateli, na podlewanie ogródków itd., bo to wy macie w rękach moce decyzyjne i finansowe. Nie my. My nic nie możemy poza patrzeniem na to, jak na początku wiosny mamy suszę zamiast wszechobecnej wilgoci.

Od razu też dodam, żeby KODziarzom nie było za wesoło, że poprzednie rządy robiły właściwie to samo. Może mniej bezczelnie, może z lepszym PRem, może z opowieściami o Unii i ekologii, ale kierunek był podobny. Wiem, bo nie jestem świeżo narodzonym ekologiem, lecz siedzę w tym od ćwierćwiecza. Za drugich rządów SLD byłem redaktorem ekologicznego miesięcznika – co miesiąc mieliśmy nadmiar materiałów o wycinkach, dewastacjach, betonowaniach, odstrzałach itd. Pamiętam też, jak media liberalne i twórcy utworzonych po roku 2015 ich "obywatelskich" przybudówek, które teraz troszczą się o środowisko i przyrodę, popierali za poprzednich rządów, z niewielkimi wyjątkami, taki dewastacyjny kierunek "rozwoju". Epitety "eko-oszołomy", "eko-terroryści", "eko-faszyści" itd., to nie jest wymysł polskiej prawicy, to jest bełkot, który w latach dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych był szeroko używany przez liberalne media wobec ekologów.

Mamy kolejny sezon suszy. Nie robi się z tym na serio nic, poza opowieściami o programach retencyjnych, które miałyby kiedyś tam być wdrożone, a polegać znowu na betonowaniu. Czyli nie dać prawdopodobnie żadnych efektów lub znikome, szczególnie że problem suszy i zwiększonych temperatur będzie narastał.

Nie ma tu jednego winnego, bo to, co się dzieje, to wiele dekad dewastacji środowiska planety, a w Polsce dewastacji środowiska lokalnego ponad politycznymi podziałami. Ale może być ktoś, kto zapisze się na kartach historii jako ten, o kim będzie w przyszłości mowa przy użyciu dość pretensjonalnego zwrotu "mąż stanu". To będzie ktoś taki, kto w obliczu problemu wysychania Polski powie stop regulacji i betonowaniu rzek i potoków, stop zabijaniu bobrów i meliorowaniu, stop zabudowywaniu terenów nadrzecznych i start pozwalaniu wodzie na rozlewanie się po nich, stop wycinaniu drzew (nasza przyszłość jest ważniejsza niż tarcica dla Ikei i płyty wiórowe na eksport), reorientacja Lasów Państwowych z wycinania i "produkcji drewna" na rzecz sadzenia i pielęgnowania lasów, stop ogromnym uprawom monokultur i solidne dotowanie rolników odchodzących od modelu przemysłowego w rolnictwie. I tak dalej.

Przestańcie słuchać wielkich koncernów rolnych, starych kretynów i cwaniaków z sitwy zawodowych leśników-wycin
0.042649984359741