Artykuł o incelach cz 1

30
Incele to temat dla niektórych (m.in. feminiuńków) straszliwie zabawny - takie he he he spierdoliny, których żadna nie chciała, w ogóle patrzcie na tego śmiecia, nikt mu nie popuszcza, jaki ludzki karaluch, jedyną miarą mężczyzny jako człowieka jest ważina he he he... Ja się nie śmieję. Szczerze mówiąc grupa mężczyzn wykluczonych seksualnie jest czymś co mnie przeraża.

Skąd ta refleksja? Przeglądałem sobie wyniki z różnych badań na temat mimowolnego celibatu - ilość mężczyzn, którzy w dorosłość wchodzą bez wcześniejszych kontaktów seksualnych, ilość facetów żyjących w wykluczeniu z życia seksualnego... Skala problemu jest coraz większa, a - co gorsza - ci, których powinno to interesować traktują kwestię jak nie-problem, a wręcz coś strasznie śmiesznego.

Ciężko jest zrozumieć więzienie mentalne, w którym żyje wykluczony mężczyzna. To mroczna i przerażająca pułapka, która zamyka człowieka w błędnym kole wykluczenia. Postaram się przedstawić jak mniej więcej to wygląda, żeby lepiej zobrazować sytuację.

Mamy faceta, który jest niewysoki, niezbyt atrakcyjny, ani nie posiada osobowości gwiazdy rocka mogącej kompensować deficyty fizyczne. Nie interesują się nim panny, bo pokazać się z takim kolesiem to brak prestiżu, a nawet trochę hańba. Przykładowy facet ma kolegów, ale oni randkują, mają inne priorytety i problemy, stopniowo chłop coraz bardziej oddala się od grona znajomych, zaczyna żyć w swoim świecie, z punktu widzenia normika - dziwaczeje. Trudno mu nawiązać relację z ludźmi, bo nie funkcjonuje na współdzielonych płaszczyznach (jak np. życie towarzyskie) i nie rozumie otaczającego go świata, do tego dochodzi frustracja wynikająca z ciągłego odrzucania przez kobiety. Porażka za porażką, chciałby bliskości, ale nie może jej otrzymać. Z każdym dniem oddala się od społeczeństwa, pogrąża w samotności, a jego egzystencja coraz mniej obchodzi otoczenie.

Nie ma na tej świecie osoby bardziej samotnej niż odrzucony, sfrustrowany mężczyzna grzęznący w bagnie swoich własnych porażek i próbujący rozsupłać splot przyczyn, które postawiły go w tym położeniu. Znajomi nie mają czasu, albo już jakiś czas temu po prostu odeszli, zwrócić się o pomoc do rodziny nie wypada, zresztą na pomoc ze strony osób starszych, które nie posiadają doświadczeń pozwalających nawigować w takiej sytuacji próżno liczyć. W pewnym momencie osamotniony mężczyzna zdaje sobie sprawę ze swojego dojmującego osamotnienia - czy to trzeźwiejąc po kolejnej prywatce użalania się nad sobą, czy kiedy dzwoni do kolegi chcąc się spotkać i słyszy "sorry, stary, jestem zajęty pracą i rodziną". Przychodzi otrzeźwienie, a wraz z nim poczucie kompletnej i wszechogarniającej beznadziei.

Aktywność online też dokłada swoje - złośliwe komentarze ze strony kobiet i innych mężczyzn, nawet jeśli zostają rzucone od niechcenia - przywierają. Powolutku, dzień po dniu niszczą te marne resztki godności, które taki upodlony, zmarginalizowany i absolutnie wyniszczony od środka człowiek jeszcze posiada.

Wchodzenie w związki jest cywilizacyjnym standardem. Stety bądź niestety mężczyźni stawiani są w bardzo niedogodnym położeniu petenta. To oni muszą wnioskować o zainteresowanie kobiet, a ich wniosek jest zatwierdzany lub odrzucany i nie mają oni większego wpływu na finalną decyzję. Co więcej - petent nie otrzymuje wiarygodnej informacji zwrotnej, bo kobiety nie mają w zwyczaju tłumaczyć się ze swoich decyzji, albo spuszczają delikwenta na bambus w sposób przedstawiający je w możliwie najkorzystniejszym świetle. "Nie jesteś w moim typie", "nie szukam teraz stałego związku", "jesteś świetnym facetem, ale..." - takich wymówek jest dziesiątki, o ile nie setki i wszystkie łączy jedna cecha - brak rzeczywistej informacji mogącej pomóc w poprawie statusu absztyfikanta. Mężczyzna nie usłyszy, że jest brzydki z tego czy innego powodu, że jest za biedny, za mało popularny. Dostanie cytat z ciasteczka z wróżbą i rzucone od niechcenia życzenie powodzenia w dalszym życiu, ...
0.044107913970947