O ANDZI, CO SZATANOWI PORADZIŁA (Legenda Polska - Kurpie)

5
O ANDZI, CO SZATANOWI PORADZIŁA
Pod samiuśkim borem, w starej chacie za wsią, mieszkała sama, jak ten palec tylko jedna, stara Andzia. Nikt do niej nie zaglądał, ona też z chałupy prawie nie wychodziła i tak żyła nieboraczka sama. Najstarsi ludzie gadali, że dawniej z Andzi, to była szykowna dziewczyna. Na gębie rumiana, a włosy białe jak ten len, zawsze w dwa grube warkocze splatała. Jak gdzie jakaś muzyka była, to już ze trzech kawalerów nad wieczorem po zapłociu się plątało, żeby Andzię na nią zabrać. A różni do niej przychodzili. I z Antonii i z Zalasa, nawet i z samego Myszyńca parę razy żelaźniakiem przyjechał taki jeden.
A to albo z którymś poszła, albo tylko się przed domem zakręciła i z powrotem do chałupy. Taka była kapryśna. Ojciec z matką, to już prawie pousychali ze zmartwienia, bo czas by już najwyższy Andzi do żeniaczki, a ona ani słuchać nie chciała. Mnie tam się żaden nie spodobał i już! – mówiła – Jak kto przysłał w rajby, to Andzia zaraz uciekała z chałupy i tyle ją widzieli.
Lata mijały, a naszej Andzi rozumu ani na ćwierć nie przybyło. Nareszcie z tego zmartwienia rodzice poumierali, a Andzia została się sama. Żyła tak nieboraczka parę lat bez żadnej pociechy w tej starej chałupie. Ogarniała swój skromny dobytek jak mogła, a przed zmrokiem zawsze siadywała na ławkę pod szczytem i rozplatała te swoje białe warkocze.
Pewnego razu, a było to w wigilię świętego Jana wieczorem, przyszedł do Andzi kawaler jakiego się nie spodziewała. Na gębie to był taki przystojny, że Andzi aż tchu zabrakło. Ubrany był po miastowemu, ale cały na czarno . Nie zauważyła Andzia, że ten kawaler zamiast nóg to miał kopyta, z tyłu ogon, a na głowie dwa małe różki. Doczekała się nareszcie kawalera szatana. Tak się w nim zakochała, że i duszę obiecała mu za dziesięć lat oddać, aby tylko mężem jej został. Żyli ponoć przez te dziesięć lat, jak te dwa gołąbki. Każdą robotę zawsze przed ludźmi skończyli, choć nie widać było wcale, żeby co robili. Przeważnie to on pole obrabiał i oporządku w oborze pilnował. Każdy wiedział, że Andzia nie z pszennej mąki pieczona i byłe komu rządów swoich wprowadzać nie da. Toteż uwijał się diabeł jak tylko mógł, a czasem i ścierą po tym swoim kręconym czarnym łbie dostał, jak co zaniedbał. Raz to nawet chciał duszy zaniechać i uciec, ale Andzia przytrzymała go za ten czarci ogon i został.
Nareszcie przyszedł czas i szatan zachciał Andziowej duszy. Rada nie rada poszła nasza Andzia z diabłem w te piekielne czeluści. Nie przyszedł tydzień, a diabły z powrotem Andzię na ziemię odesłały. Taką już widocznie miała naturę, że gdzie nie poszła, tam się musiało na jej ostać i już!
I tak do dziś żyje sama w swojej starej chacie pod borem i zawsze przed zmrokiem siada na ławce pod szczytem i rozplata swoje siwe warkocze.
0.056534051895142