Wiersze dzidowca #4

3
Numero cuatro, piękny poranek, pięknego dnia...

Rafał przyjacielu, jakby Ci to powiedzieć

Nie wyspałem się, ziewam, nie chce mi się tu siedzieć

Wolałbym leżeć, na kocyku, albo na jakiejś plaży

Chociaż tydzień na równiku teraz mi się kurewsko marzy

Słońce, palemki, zimne piwko albo pigwówka

I na ramieniu, jakiejś koleżanki urocza, pachnąca główka

Zapach morza, szum palm, chrzęst piasku pod stopami

Taki obrazek własnie teraz moją głowę cudownie mami

A co widzę? Japierdolę, praca i bzdety mulące

Kurwie się za pieniądze, jakie to wszystko jest drwiące

Daje życiowej dupy, mają mnie na haczyku

Bo kurwa trzeba żyć, a inflacja szaleje bez liku

Więc wstaję dzień po dniu, pobudka rano o czwartej

Uśmiecham się jak joker, bo moje życie jest żartem

Praca, zdychanie, samotność, kręci się karuzela

Jak wrzód na dupie dokucza, zagoi się do wesela

Albo i nie? Bo co jak wesela nie będzie?

Co jeśli z tą nadzieją umrę w okrutnym błędzie?

Co jeśli zdechnę, i okaże się że nie wszystko mi jedno?

Będę zdychał całą wieczność, to jedno już wiem na pewno
0.043462991714478