Pasta
Humor
1 r
6
Szukając dzisiaj jednej umowy trafiłem na prawie zapomnianą pamiątkę, tak - wyrok w sprawie rozwodu.
To była późna wiosna 2013 roku. Całkiem przez przypadek poznałem Ją - silną, niezależną i starszą ode mnie kobietę. Zakochałem się bez pamięci, mimo że tak wiele nas dzieliło - ja wtedy sekretarzyłem w lokalnej strukturze palikociarni, ona - biuro promocji PiS-u. W domu naklejki na meblach "Lech Kaczyński - mój prezydent". Moja miłość do niej sprawiła, że nie zwracałem na to wszystko uwagi - była tylko ona. Po pierwszym naszym spotkaniu pojechałem do pracy, ona mnie odebrała i pojechaliśmy do mnie, rano znowu pojechałem do pracy, znowu mnie odebrała, zabrała do siebie i zaproponowała, żebym się do niej wprowadził. Odkąd pierwszy raz się spotkaliśmy - spędziliśmy ze sobą 3 dni, tyle właściwie trwało nasze pierwsze spotkanie.
Wzięliśmy ślub po dwóch miesiącach znajomości, pamiętam jakby wydarzyło się to wczoraj. 6 lipca, dzień po moich urodzinach, wieżowiec PAST-y w samym centrum Warszawy, na tarasie którego odbywało się nasze wesele, a my piękni, młodzi i jeszcze bardziej w sobie zakochani.
Wesele miało bardzo kameralny charakter - z uwagi na to że nie minął rok od śmierci jej mamy. Było magicznie przez trzy miesiące po naszym ślubie. Pewnego dnia moja ukochana przyszła do mnie z pewną prośbą. "Kochanie, jutro mija rok od śmierci mojej mamy, msza była zamówiona już dawno temu. Chciałabym, żebyś poszedł dzisiaj ze mną do spowiedzi, a jutro żebyś razem ze mną przyjął komunie na mszy za nią." Co się właśnie odjebało? Tłumaczyłem jej, że palikociarz here, apostazja, to będzie nieuczciwe wobec Ciebie i pamięci Twojej mamy. Pokłóciliśmy się, pojechała do tego kościoła sama.
Minęła godzina, moja żona wraca do domu cała zapłakana, nie wiedziałem co robić, byłem wściekły... Po chwili opowiedziała mi co się wydarzyło "Nie dostałam rozgrzeszenia, bo mamy ślub cywilny, błagałam o to rozgrzeszenie, powiedziałam nawet, że kościelny mamy w planach, nie mogę pójść jutro do komunii...". I wtedy ryknąłem trochę śmiechem bezwarunkowo jakoś, tak samo. Zapytałem "Płaczesz, bo jakiś szmaciarz w sukience nie dał Ci rozgrzeszenia? To ma być powód, który doprowadził Cię do takiego stanu? Kurwa, myślałem, że ktoś zrobił Ci krzywdę, a Ty przychodzisz załamana z czymś takim?" Strasznie się o to pokłóciliśmy, poleciały wyzwiska, szyderstwa, doszło na końcu do szarpaniny... no ale wiecie - standardowe przejścia ze skrajności w skrajność w związkach... Zaczęliśmy uprawiać seks, zwierzęcy, pełen emocji, niesamowity... No i kurwa stało się, Łukasz Ty jebany debilu... Po jakiejś godzinie jak chciałem kończyć robiła mi loda. 3 sekundy przed spustem wpadłem na najgorszy pomysł w swoim życiu. Pomyślałem sobie "no chuj, skoro nie pójdziesz jutro do tej jebanej komunii i nie przyjmiesz tego pierdolonego wafelka, to ja Ci dzisiaj zapodam komunie". Sekundę przed spustem trzymając ją za włosy resztkami sił - wykrztusiłem z siebie "Ciało Chrystusa". Jak możecie się domyślić - moje małżeństwo nie przetrwało tej komunii. Chciała coś powiedzieć, cała się opluła, a ja dostałem w mordę. Wybiegła z domu, po kilku godzinach wróciła ze swoim ojcem i poinformowała mnie, że wyprowadza się do niego, a ja do końca tygodnia mam się spakować i wynieść... zapamiętajcie - każda religia jest zła. Antyteizm jedyną drogą do szczęścia...
To była późna wiosna 2013 roku. Całkiem przez przypadek poznałem Ją - silną, niezależną i starszą ode mnie kobietę. Zakochałem się bez pamięci, mimo że tak wiele nas dzieliło - ja wtedy sekretarzyłem w lokalnej strukturze palikociarni, ona - biuro promocji PiS-u. W domu naklejki na meblach "Lech Kaczyński - mój prezydent". Moja miłość do niej sprawiła, że nie zwracałem na to wszystko uwagi - była tylko ona. Po pierwszym naszym spotkaniu pojechałem do pracy, ona mnie odebrała i pojechaliśmy do mnie, rano znowu pojechałem do pracy, znowu mnie odebrała, zabrała do siebie i zaproponowała, żebym się do niej wprowadził. Odkąd pierwszy raz się spotkaliśmy - spędziliśmy ze sobą 3 dni, tyle właściwie trwało nasze pierwsze spotkanie.
Wzięliśmy ślub po dwóch miesiącach znajomości, pamiętam jakby wydarzyło się to wczoraj. 6 lipca, dzień po moich urodzinach, wieżowiec PAST-y w samym centrum Warszawy, na tarasie którego odbywało się nasze wesele, a my piękni, młodzi i jeszcze bardziej w sobie zakochani.
Wesele miało bardzo kameralny charakter - z uwagi na to że nie minął rok od śmierci jej mamy. Było magicznie przez trzy miesiące po naszym ślubie. Pewnego dnia moja ukochana przyszła do mnie z pewną prośbą. "Kochanie, jutro mija rok od śmierci mojej mamy, msza była zamówiona już dawno temu. Chciałabym, żebyś poszedł dzisiaj ze mną do spowiedzi, a jutro żebyś razem ze mną przyjął komunie na mszy za nią." Co się właśnie odjebało? Tłumaczyłem jej, że palikociarz here, apostazja, to będzie nieuczciwe wobec Ciebie i pamięci Twojej mamy. Pokłóciliśmy się, pojechała do tego kościoła sama.
Minęła godzina, moja żona wraca do domu cała zapłakana, nie wiedziałem co robić, byłem wściekły... Po chwili opowiedziała mi co się wydarzyło "Nie dostałam rozgrzeszenia, bo mamy ślub cywilny, błagałam o to rozgrzeszenie, powiedziałam nawet, że kościelny mamy w planach, nie mogę pójść jutro do komunii...". I wtedy ryknąłem trochę śmiechem bezwarunkowo jakoś, tak samo. Zapytałem "Płaczesz, bo jakiś szmaciarz w sukience nie dał Ci rozgrzeszenia? To ma być powód, który doprowadził Cię do takiego stanu? Kurwa, myślałem, że ktoś zrobił Ci krzywdę, a Ty przychodzisz załamana z czymś takim?" Strasznie się o to pokłóciliśmy, poleciały wyzwiska, szyderstwa, doszło na końcu do szarpaniny... no ale wiecie - standardowe przejścia ze skrajności w skrajność w związkach... Zaczęliśmy uprawiać seks, zwierzęcy, pełen emocji, niesamowity... No i kurwa stało się, Łukasz Ty jebany debilu... Po jakiejś godzinie jak chciałem kończyć robiła mi loda. 3 sekundy przed spustem wpadłem na najgorszy pomysł w swoim życiu. Pomyślałem sobie "no chuj, skoro nie pójdziesz jutro do tej jebanej komunii i nie przyjmiesz tego pierdolonego wafelka, to ja Ci dzisiaj zapodam komunie". Sekundę przed spustem trzymając ją za włosy resztkami sił - wykrztusiłem z siebie "Ciało Chrystusa". Jak możecie się domyślić - moje małżeństwo nie przetrwało tej komunii. Chciała coś powiedzieć, cała się opluła, a ja dostałem w mordę. Wybiegła z domu, po kilku godzinach wróciła ze swoim ojcem i poinformowała mnie, że wyprowadza się do niego, a ja do końca tygodnia mam się spakować i wynieść... zapamiętajcie - każda religia jest zła. Antyteizm jedyną drogą do szczęścia...