O dżumie w Polsce i ogólnie słów dużo, a nawet sporo
W dzisiejszych czasach uważa się, że dżuma nazywana ,,czarną śmiercią", która spustoszyła Europę w XIV wieku (1346-1353) ominęła Polskę rządzoną przez Kazimierza Wielkiego, co jest nieprawdą, a na ten temat słów kilka.
Jeszcze kilka lat temu międzynarodowe środowiska naukowe toczył spór w kwestii tego jaką była dokładna identyfikacja choroby, która pochłonęła życia kilkudziesięciu milionów mieszkańców średniowiecznej Europy. Przełomem w tej sprawie okazał się rok 2000, gdy zespół francuskich naukowców odkrył ślady bakterii Yersinia pestis (pałeczka dżumy) w miazdze zębowej szkieletów z Montpellier.
Do wyników badań Francuzów podchodzono z dużym sceptycyzmem, aż do roku 2010, gdy znalazły one potwierdzenie w wyniku prac międzynarodowego zespołu z ośrodkiem w Moguncji. Ma to wielkie znaczenie, gdyż dzięki temu można było odrzucić hipotezy wiążące średniowieczną plagę z wąglikiem lub ebolą.
Do wyników badań Francuzów podchodzono z dużym sceptycyzmem, aż do roku 2010, gdy znalazły one potwierdzenie w wyniku prac międzynarodowego zespołu z ośrodkiem w Moguncji. Ma to wielkie znaczenie, gdyż dzięki temu można było odrzucić hipotezy wiążące średniowieczną plagę z wąglikiem lub ebolą.
Ale, ale głupi autorze, skąd pomysł, że Polskę ominęła plaga czarnej śmierci, przecież wiadomo, że przez całą Europę się ona przetoczyła, a wyjątki, gdzie dżumy nie było można zaliczyć na palcach stopy, otóż nie do końca. Zamieszanie związane z plagą i ziemiami Polski, wynika z roku 1962, gdy na stronach czasopisma ,,Annales" ukazał się artykuł, którego autorką była Elisabeth Carpentier i podsumowała ona w nim ówczesne badania nad czarną śmiercią. Tekst ten opatrzono mapą, na której wyróżniała się zielona wyspa wolna od plagi, a tą wyspą były królestwa Czech i Polski. Pomimo tego, że autorka mówiła o prowizorce owej mapy, to mapę tę czekała długa i owocna kariera, gdyż na przestrzeni lat trafiła ona do wielu międzynarodowych tekstów na temat czarnej śmierci, nawet do tych bardziej prestiżowych, czego przykładem może być załączenie jej w bestsellerze Philipa Zieglera pt. ,,The Black Death".
Jak to bywa w przypadku mitów historycznych, trzeźwe głosy logiki i rozsądku krytyków zostały zagłuszone i zignorowane. Niecały rok po publikacji tekstu Pani Carpentier, nieznany wówczas František Graus przedstawił materiały źródłowe świadczące o wybuchu epidemii w Królestwie Czeskim, w roku 1350. Pomimo tego, że zaraza miała prawdopodobnie łagodniejszy przebieg niż u zachodnich sąsiadów, to wracała nad Wełtawę jeszcze kilka razy, aby osiągnąć tam swoje opus magnum w roku 1980, a na dokładne przyjrzenie się sprawie dżumy na ziemiach polskich trzeba było trochę poczekać.
Najlepiej ekspansję dżumy obrazuje książka Ole Benedictowa pt. ,,The Black Death 1346-1353. The Complete History" wydana w 2004 roku. Wśród tez Norwega kontrowersje wywołało podniesienie przez niego śmiertelności z ówczesnych 40% do aż 60%, interesujące jest to, według tych obliczeń niemożliwym jest, to aby jakikolwiek większy obszar Europy uniknął plagi. Sama zaraza najlepiej przemieszczała się drogą morską, czyli szlakami handlowymi docierała do portów, skąd łatwo wdzierała się w głąb lądu spławnymi rzekami do ośrodków handlu i lokalnymi szlakami wokół targów, które były organizowane cyklicznie. Jeśli spojrzymy na mechanizm przemieszczania się plagi z perspektywy Królestwa Polskiego, to późną jesienią roku 1349 pierwsze ogniska dżumy odnotowano w Elblągu i Fromborku. Po skończeniu zimy i nadejściu wiosny zaraza wkroczyła do Gdańska, skąd wyruszyła szlakiem handlowym w górę Wisły, aby w 1451. r dotrzeć do Torunia. W owym czasie zbierała ona krwawe żniwo na zachodnich granicach we Frankfurcie nad Odrą, który był znacznym ośrodkiem handlu pomiędzy Niemcami, Polską i Rusią, warto dodać też, że przypadki choroby były odnotowane na Śląsku i na Węgrzech, skąd szli nie tylko kupcy, ale również biczownicy, więc śmiało można powiedzieć, że Polska była atakowana z trzech stron.
Norweski historyk zauważył też, że na znaczny spadek demograficzny w Królestwie Polskim wskazuje wzrost wynagrodzeń dla robotników Krakowskich i towarzyszący temu jednoczesny spadek cen zbóż. Pokrywałyby to się z regionami dotkniętymi zarazą w Anglii i Francji, gdzie duża śmiertelność oznaczała brak rąk do pracy, ale również spore nadwyżki żywności. Jednak z drugiej strony o niewielkich rozmiarach epidemii na terenach Małopolski może świadczyć wielkość daniny pobieranej przez papieży od chrześcijańskich mieszkańców Korony, tzw. świętopietrza. Wysokość wpłat z diecezji Krakowskiej roku 1346 znacząco różni się od tych z roku 1352, co świadczyć może o tym, że dżuma obeszła się dosyć łagodnie z południową częścią Polski. Nie można odmówić Benedictowi logicznego myślenia i zdrowego rozsądku, gdyż wystarczy spojrzeć na mapę Polski z tamtego okresu, by zobaczyć, że nie była ona odizolowaną wyspą, z nieprzekraczalnymi granicami. Było wręcz przeciwnie ponieważ na ziemiach polskich przecinały się dwa ważne szlaki handlowe , napływali koloniści, biczownicy oraz Żydzi, należy pamiętać również o tym, że dżuma była ważną częścią kryzysu biologiczno-cywilizacyjnego w XIV-wiecznej Europie.
O fakcie, że Polska była narażona na choroby zakaźne świadczy przekaz Długosza, jakoby w roky 1294 na naszych ziemiach wystąpił pomó hir bydła, który przywędrował z Azji. Prawdopodobnie była, to ta sama choroba, która w latach 1314-1325 zdziesiątkowała bydło u naszych zachodnich sąsiadów. Ziem nadwiślańskich nie ominęła również klęska głodu, czyli wzrost śmiertelności spowodowany nieurodzajem w latach 1310-1325, a zadaniem historyków mogła uczynić niedożywioną, a co za tym idzie osłabioną populację podatną na pierwszą falę dżumy. Kulminacja głodu w Polsce przyszła w 1319 roku, gdy jak donoszą kronikarze, rodzice nie tylko zabijali i pożerali swoje dzieci, ale też widziano ogryzione ciała wisielców.
Skoro wiadomo, że Polska została spustoszona przez dżumę, to rodzi się pytanie, dlaczego kronikarze pozostawili tak mało informacji o tym okresie. Zacząć można od piszącego sto lat po epidemii Długosza, który przekonuje że Królestwo Polskie padło ofiarą zarazy w roku 1348, wskazując przy tym dwie formy choroby: płucną i dymieniczną.
Tak wczesna data oraz precyzyjna wiedza lekarska wskazują, że Długosz aby zilustrować epidemię w Polsce posłużył się relacją z jej przebiegu na dworze papieskim w Awinionie autorstwa chirurga Gui Chauliaca. Jeśli połączyć tę teorię z odległością czasu od opisywanych zdarzeń, to wiarygodność Długosza drastycznie maleje. W kolejnych zapisach idzie on zgodnie z utartym wówczas schematem relacjonowania dżumy, według którego w roku 1349 ofiarami moru padała zarówno szlachta jak i zwykły lud. Pustoszały chaty, wsie, miasta i miasteczka, a ludzie uciekający przed morem wysyłali prośby ku niebiosom i biczowali się przy tym w nadziei, że miłosierny Pan rozgoni zarazę i morowe powietrze.
Tak wczesna data oraz precyzyjna wiedza lekarska wskazują, że Długosz aby zilustrować epidemię w Polsce posłużył się relacją z jej przebiegu na dworze papieskim w Awinionie autorstwa chirurga Gui Chauliaca. Jeśli połączyć tę teorię z odległością czasu od opisywanych zdarzeń, to wiarygodność Długosza drastycznie maleje. W kolejnych zapisach idzie on zgodnie z utartym wówczas schematem relacjonowania dżumy, według którego w roku 1349 ofiarami moru padała zarówno szlachta jak i zwykły lud. Pustoszały chaty, wsie, miasta i miasteczka, a ludzie uciekający przed morem wysyłali prośby ku niebiosom i biczowali się przy tym w nadziei, że miłosierny Pan rozgoni zarazę i morowe powietrze.
Zastanawiające jest to, że Rocznik Miechowski opisuje jedynie zarazę na Węgrzech, skupiając się na ponurych, ociekających krwią pokutnikach, którzy wzywali do ukorzenia się przed Bogiem. Na tym kończą się zapisy o epidemii w Królestwie Polskim lat 1349-1350 i nie sposób za wiele się z nich dowiedzieć.
Osoby zajmujące się badaniem dżumy uczulają, aby przyjmować wszelkie informacje ówczesnych kronikarzy z przymrużeniem oka i ostrożnością, ta krytyka mogła wziąć się z fantastycznych liczb zgonów dziejopisarzy. Wśród zapisów historycznych można dopatrzeć się chorobliwej rywalizacji o to, który klasztor czy miasto widziało najtragiczniejsze wydarzenia, ponadto dowiedziono, że nawet milczenie miejscowych kronik nie stanowi dowodu na brak plagi w danym miejscu, znane bowiem są przypadki z Norwegii i miast niderlandzkich, gdzie pomimo wysokiej śmiertelność jest brak śladów epidemii w zapiskach historycznych.
Czy Król Kazimierz Wielki, jako wybitny władca i gospodarz odizolował swoje królestwo i poddawał nadciągających przybyszów kwarantannie? Przypisywanie zasług tego typu, temu wybitnemu władcy nie ma oparcia w źródłach historycznych. Realizacja takiego planu byłaby niewykonalna, a w tamtych czasach idea kwarantanny jaki środka zapobiegającego rozprzestrzeniu się zarazy rodziła się w północnej Italii i przez długi czas była nieskuteczna. Pewna pół legenda, pół prawda, pół nieprawda czyli przekaz mówi o tym, jak bezwzględny pan Mediolanu uratował miasto, nakazując zamurowanie pierwszych ofiarą wraz z rodzinami w ich własnych domach i o dziwo w pierwszej fali miasto odniosło straty ludności w wysokości 10-15%, lecz dziesięć lat później ten sam Mediolan rządzony tą samą twardą ręką został praktycznie spustoszony przez dżumę. W czasie pierwszej zarazy niepodległa Pistoia wprowadziła kwarantannę, zakazując swym mieszkańcom kontaktów w objętymi zarazą Pizą i Lukką, ale pomimo ograniczeń i przepisów sanitarnych Pistoia straciła niemal 40% ludności. Więc o ile improwizowane próby izolacji w miastach otoczonych murami było możliwe, to na rozległych terenach było to niemożliwe, o czym przekonał się władca Aragonii Pedro IV, który pomimo podjęcia próby walki z zarazą zanim ta dotarła do jego królestwa, mógł tylko patrzeć na starty ludności sięgające niemal połowy mieszkańców królestwa, na skuteczniejsze próby walki z chorobami, czyli kordony sanitarne, paszporty zdrowotne i rozbudowaną biurokrację trzeba było do XVII wieku.
Oprócz ograniczeń logistycznych błędem podstawowym średniowiecznych praktyk izolacji było niezrozumienie etiologii choroby. Środki sanitarne podejmowane na szybko zazwyczaj ograniczały się do przepędzania ubogich, palenia wonnych ziół oraz zabijania zbłąkanych zwierząt, a w najlepszych przypadkach ograniczania przepływu ludzi i towarów, nie zwracając kompletnie uwagi na podstawowych nosicieli czyli na gryzonie i insekty. Co prawda informacje o zarazie spływały na dwory królewskie szybko, niekiedy wyprzedzając pierwsze zachorowania o tygodnie, ale były one zupełnie nieistotne. Francuscy informatorzy wspomnianego wcześniej władcy Aragonii ostrzegali go przed zarazą , która była roznoszona wodą dzięki odlewaniu do niej trucizny przez zbrodniarzy udających pielgrzymów i zakonników. Według informatorów działali oni z rozkazu Żydów, którzy przysięgli wybić wyznawców Chrystusa. I istotnie, tam gdzie brakowało wyznawców judaizmu zabijano ich rzekomych agentów. Przykładem tego może być Visby na wyspie Gotland, gdzie w roku 1350 jednym z pierwszych środków zapobiegawczych było spalanie na stosie ,, żydowskich sługusów".
Zrozumiałym błędem historii popularnej jest nadmierne skupienie się na okresie 1347-1353. Dziś wiadomo, że społeczeństwo europejskie dość szybko zdołałoby się otrząsnąć z pandemii, gdyby nie nawracający jej charakter. Już w 1361 roku dżuma upomniała się o ocalałych z poprzednich lat, siejąc spustoszenie niewiele mniejsze niż swoja poprzedniczka, a co gorsza, do końca epoki średniowiecza kolejne jej fale dawały o sobie znać w dziesięcioletnich odstępach.
Zrozumiałym błędem historii popularnej jest nadmierne skupienie się na okresie 1347-1353. Dziś wiadomo, że społeczeństwo europejskie dość szybko zdołałoby się otrząsnąć z pandemii, gdyby nie nawracający jej charakter. Już w 1361 roku dżuma upomniała się o ocalałych z poprzednich lat, siejąc spustoszenie niewiele mniejsze niż swoja poprzedniczka, a co gorsza, do końca epoki średniowiecza kolejne jej fale dawały o sobie znać w dziesięcioletnich odstępach.
Żaden z tych nawrotów nie ominął Polski, a co gorsza wiele wskazuje na to, że były one bardziej śmiercionośne niż swoja poprzedniczka. Długosz zapisał, że w roku 1360 morowe powietrze zabrało w Polsce połowę ludności, a inne roczniki szły w swoich szacunkach znacznie dalej. Oczywiście jest to tylko kronikarska skłonność do przesady, ale uderza fakt, że liczba niezależnych od siebie relacji rośnie i są one wzbogacane o nowe oznaki kryzysu. Jeśli wierzyć źródłom historycznym to pod koniec panowania tolerancyjnego Kazimierza Wielkiego doszło do pogromów Żydów, palenia ich i wieszania, gdyż mieli oni celowo roznosić zarazę. Wiele wskazuje na to, że po śmierci Króla (1370. r) w roku 1371 doszło do największej z dotychczasowych epidemii. Długosz zgodnie ze swoim zwyczajem pisze o opustoszałych chatacti osadach, natomiast Janko z Czarnkowa podkreśla, że głównie ofiarami padali młodzi ludzie, co mogłoby wskazywać na tzw. pestis puerorum (zaraza dziecięca) czyli uderzanie w pokolenie, które nie zdążyło nabyć krótkotrwałej odporności w poprzednim ataku choroby.
W przypadku kolejnych fal dżumy można wyjść poza często podkoloryzowane i mgliste przekazy kronikarzy. Od lat bowiem szukano w źródłach czegoś co wskazałoby na druzgocący spadek demograficzny na ziemiach polskich, oczywistym więc korkiem było zagłębienie się w zgony Krakowskich dostojników świeckich i kościelnych w latach 1330-1390. Opublikowane wyniki prac naukowców z Warszawy pozwalają na zauważenie dwukrotnego wzrostu liczby zgonów we wspomnianych grupach w latach 1371-1373, co doskonale pokrywa się z trzecią falą epidemii.
W przypadku kolejnych fal dżumy można wyjść poza często podkoloryzowane i mgliste przekazy kronikarzy. Od lat bowiem szukano w źródłach czegoś co wskazałoby na druzgocący spadek demograficzny na ziemiach polskich, oczywistym więc korkiem było zagłębienie się w zgony Krakowskich dostojników świeckich i kościelnych w latach 1330-1390. Opublikowane wyniki prac naukowców z Warszawy pozwalają na zauważenie dwukrotnego wzrostu liczby zgonów we wspomnianych grupach w latach 1371-1373, co doskonale pokrywa się z trzecią falą epidemii.
Demografia średniowieczna to trudna i niewdzięczna sztuka, gdyż dysponując szczątkowymi danymi historycy próbują przenieść je na szerszy obszar, z konieczności wspierając się wieloma hipotezami i umownymi przelicznikami. Nawet tam, gdzie źródła historyczne są bogatsze, niż te na ziemiach polskich można zauważyć duże zróżnicowanie w wskaźnikach śmiertelność. Przykładem tego może być Londyn, gdzie śmiertelność może się wahać od 25% do nawet 60%, a podejmowane coraz częściej badnia wskazują na jedno, mianowicie skrajne zróżnicowanie rozłożenia śmiertelności w granicach niewielkich obszarów. Badania Martina Nodla w śmiertelności praskiej diecezji w czasie najcięższej zarazy lat 1380-1381 jasno dowodzą, że obszary wokół miasteczka Stříbro w zachodnich Czechach wyszły z epidemii niemal bez szwanku, a już w położonym kilkadziesiąt kilometrów dalej dekanacie Rakowickim życie straciła niemal połowa parafialnego kleru.
Pomimo powyższych zastrzeżeń można pokusić się o najogólniejsze wniosku, ważne jest jednak, aby nie pójść w nich tak daleko jak Benedictow, który pomimo sugestywnego opisu grzeszy nonszalanckim podjęciem do materiałów źródłowych, mimo to można śmiało stwierdzić, że dżuma dotarlat do Polski już w 1351 roku, a zastanawiający brak źródeł może wskazywać na to, że pierwsza fala u nas była o wiele łagodniejsza niż w przypadku naszych zachodnich sąsiadów. Jeśli podejmowano jakiekolwiek środki zapobiegawcze przeciwko zarazie, to nie miały one większego wpływu na zmniejszenie śmiertelności, zimie polskie najpewniej nie różniły się w tym temacie od Czech, Węgier czy wielkich ośrodkach jak Norymberga czy Augsburg. Być może miejsca te zanotowały mniejszą śmiertelność ze względu na mniejsze natężenie kontaktów międzyludzkich w porównaniu do południowych i Zachodnich wybrzeży Europy, mogło być tak, że w czasie trwających kilka lat wojaży międzykontynentalnych szczep dżumy osłabł w swojej sile zanim dotarł do Europy Środkowej, ale tego na razie nie wiadomo.
Wiadomo natomiast i jest to fakt, że kolejne dwie fale dżumy dotarły do królestwa Kazimierza Wielkiego, co przeczy przesłankom o skuteczniej formie kwarantanny. Rejestrowany w Polsce rytm dżumy wpisuje się w prawidłowość środkowoeuropejską, zarówno w Czechach, ze szczytem śmiertelność w latach 1380-1381, jak i wielu miastach bawarskich przeanalizowanych przez Manfreda Vasolda, to właśnie II i III fala pozostawiły najwyraźniejsze ślady źródłowe po sobie.
Wiadomo natomiast i jest to fakt, że kolejne dwie fale dżumy dotarły do królestwa Kazimierza Wielkiego, co przeczy przesłankom o skuteczniej formie kwarantanny. Rejestrowany w Polsce rytm dżumy wpisuje się w prawidłowość środkowoeuropejską, zarówno w Czechach, ze szczytem śmiertelność w latach 1380-1381, jak i wielu miastach bawarskich przeanalizowanych przez Manfreda Vasolda, to właśnie II i III fala pozostawiły najwyraźniejsze ślady źródłowe po sobie.
Wielu dzidowców odczuwa zapewne niedosyt, no bo co? Tylko tyle? No niestety tak, ale na pocieszenie można dodać, że być może za kilka lat będzie można uzupełnić powyższy obraz ze względu na trwające testy laboratoryjne nad szeregiem kwestii spornych, takich jak zdolność wszy ludzkiej do przenoszenia dżumy, zakres nabytej odporności, czy wreszcie zróżnicowania genetycznego szczepów bakterii występujących w późnośredniowiecznej Europie. Jako ciekawostkę mogę podać, że według szwajcarskich badań z 2009 roku demograficzna katastrofa z XIV wieku, doprowadziła do gwałtownego wzrostu zalesienia na całym kontynencie, co oznacza odwrócenie trendu, który postępował od XI wiku na wycinkę lasów pod pola uprawne i na potrzeby budowlane.
Zalesienie nie ominęło również Polski, co prawda było mało spektakularne, bo wynosiło ok. 10% w roku 1400 w porównaniu do 1350, jednak jest to kolejny dowód na to, że Polska nie uniknęła czarnej śmierci.
A na koniec chciałem polecić piękny utwór związany z tematem czarnej plagi:
GreenWood - Ballada o Czarnej Śmierci / Ballad about The Black Death (eng sub)
Utwór zespołu GreenWood będący parafrazą ludowego podania o pladze dżumy, która w 1585 r. dotknęła Cieszyn. Zmarło wówczas około 3 tys. mieszkańców czyli 2/3...
https://m.youtube.com/watch?v=...