Manna z nieba
Po skończonej nocnej zmianie
Chęć mnie naszła na fapanie
Choć kiepskim jestem raperem
Oraz niszowym streamerem
Zrobię dzisiaj widowisko
I wsadzę ptaka w mrowisko
Bo mam własne w swoim domu
O którym nie mówię nikomu
Bo gdyby się dowiedzieli
Pod mój adres polecieli
Jakieś chore zwierzoluby
Czy inne pieprznięte czuby
Stanowiłyby dla mnie utrapienie
A dla biednych owadów zagrożenie
Jakieś zjeby oglądają
I donejty mi wpłacają
Kiedy odchylam napleta
Spada na nie moja feta
Później plecy swe prostuję
Nad mrowiskiem masturbuję
Staję nad nimi okrakiem
Robię grupowe bukkake
Mrówki wcinają ze smakiem
Jak dziecko drożdżówkę z makiem
Lub angielski brzdąc gdy trzeba
Zjeść trochę budyniu z chleba
Gdy spadną jakieś łoniaki
To z tym nie ma jakiejś draki
Robotnice je zbierają
Jako budulec używają
Myślą ludzie równi wiekiem,
Że żałosnym jestem człekiem,
Lecz przez moich tu poddanych
Jestem całkiem ukochany
Moja życiowa esencja
To ich bytu kwintesencja
Daję ja im mannę z nieba
Ma ona co im potrzeba
Do przetrwania ciężkich czasów
Gdy nie mają rarytasów
Gdy jakaś mróweczka staje się za stara
Biorę ją na łyżkę i wsadzam do gara
Nie jestem jednak taki bez serca w ogóle
I w drodzę do kuchni mówię do niej czule:
"Mróweczko malutka jak cię użyć wiem
Gdyż jesteś wiekowa po prostu Cię zjem
Po śmierci do nowych pokoleń powrócisz
Ze spermy powstałeś i w nią się obrócisz"
Chęć mnie naszła na fapanie
Choć kiepskim jestem raperem
Oraz niszowym streamerem
Zrobię dzisiaj widowisko
I wsadzę ptaka w mrowisko
Bo mam własne w swoim domu
O którym nie mówię nikomu
Bo gdyby się dowiedzieli
Pod mój adres polecieli
Jakieś chore zwierzoluby
Czy inne pieprznięte czuby
Stanowiłyby dla mnie utrapienie
A dla biednych owadów zagrożenie
Jakieś zjeby oglądają
I donejty mi wpłacają
Kiedy odchylam napleta
Spada na nie moja feta
Później plecy swe prostuję
Nad mrowiskiem masturbuję
Staję nad nimi okrakiem
Robię grupowe bukkake
Mrówki wcinają ze smakiem
Jak dziecko drożdżówkę z makiem
Lub angielski brzdąc gdy trzeba
Zjeść trochę budyniu z chleba
Gdy spadną jakieś łoniaki
To z tym nie ma jakiejś draki
Robotnice je zbierają
Jako budulec używają
Myślą ludzie równi wiekiem,
Że żałosnym jestem człekiem,
Lecz przez moich tu poddanych
Jestem całkiem ukochany
Moja życiowa esencja
To ich bytu kwintesencja
Daję ja im mannę z nieba
Ma ona co im potrzeba
Do przetrwania ciężkich czasów
Gdy nie mają rarytasów
Gdy jakaś mróweczka staje się za stara
Biorę ją na łyżkę i wsadzam do gara
Nie jestem jednak taki bez serca w ogóle
I w drodzę do kuchni mówię do niej czule:
"Mróweczko malutka jak cię użyć wiem
Gdyż jesteś wiekowa po prostu Cię zjem
Po śmierci do nowych pokoleń powrócisz
Ze spermy powstałeś i w nią się obrócisz"