„Pożyczone z pracy”

6
Ostatnio moi rodzice mieli ekipę, która zakładała im nowy dach, pracowało ich 4 przez tydzień. Na poprzedniej robocie zgubili jakąś drogą wkrętarkę, szef się wkurwil - bo nie mogą znaleźć - to zgodnie z wewnętrzną umową między nimi: każdy się składa, więc po 250 zł z pensji idzie na sprzęt. 

Wkurwieni, ale umowa to umowa, więc po prostu będą pilnować następnym razem - tylko jeden, a właściwie jego żona miała pretensje do właściciela (żona sąsiada, który na siłę został przydzielony do ekipy, bo tacy biedni i każdy pieniądz się przyda), że musi się składać. 

Tu plot twist: jeden z chłopaków zajrzał na olx i znalazł identyczną wkrętarkę w lombardzie 25 km od ich miasta. Zajechał i tu zaskoczenia nie będzie: to ich wkrętarka. 

Zgadnijcie kto ją tam zastawił? Otóż szanowna małżonka sąsiada, tego złodzieja co był zatrudniony z dobroci serca. 

Policja wezwana, mops wjechał na chatę na pełnej kurwie w tym samym dniu, 3 czy 4 dzieci, bo okazało się, że zarobione siano (plus to co nakradli) idzie na fajki i alko (zero zaskoczenia kurwa), a szanowny pracownik jest magikiem i zamienia regularnie pół litra na przemoc domową, w tandemie z malzowinką.

Były pracownik jeszcze tego samego dnia wziął sznur i poszedł w chuj, ale ostatecznie miał za mało odwagi i się nie powiesił. 

Dzieciaki zabrane, sprawy na policji, złodziej i małżonka znani już w całej okolicy, czekają na wyrok, który i tak pewnie ze względu na dobro dzieci będzie symboliczny. Jedynie niesmak pozostaje bo szef ekipy dostał opierdol od policji i mops, że nie interesuje się losem sąsiadów, a "tam som dzieci bite przecie". Zgodnie z prawdą powiedział, że ma to w dupie, oficjalnie próbował im pomóc dając pracę, a przecież ścianę w ścianę bezpośrednio nie mieszkali, więc przemocy nie słyszał, a złodziej najwbany na dach nie wchodził.
0.04093599319458