O końcówce
Świat
7 m
9
Dorastaliśmy gdzieś z boku
Wśród szarych bloków
Uśmiech wciąż bladł
Jak niebo dziecięce
Latami całymi iskry znikały
Nie ma już czym ognia rozpalić
Młodość beztroska choć próżna i prosta
Koiła wciąż trudy brudnego rzemiosła
Szarość, pstrokatość i lipne nadzieje
Zmieniły płomienie w chłodne zawieje
Co rano jest szaro
A po powrocie
Myśli me grzęzną w plugawym błocie
Patrząc na innych pielgrzymów z oddali
Nikt już nikogo nigdy nie ocali
Zmienili nam słońce i księżyc młodości
W podły labirynt pełny szarości.
Wśród szarych bloków
Uśmiech wciąż bladł
Jak niebo dziecięce
Latami całymi iskry znikały
Nie ma już czym ognia rozpalić
Młodość beztroska choć próżna i prosta
Koiła wciąż trudy brudnego rzemiosła
Szarość, pstrokatość i lipne nadzieje
Zmieniły płomienie w chłodne zawieje
Co rano jest szaro
A po powrocie
Myśli me grzęzną w plugawym błocie
Patrząc na innych pielgrzymów z oddali
Nikt już nikogo nigdy nie ocali
Zmienili nam słońce i księżyc młodości
W podły labirynt pełny szarości.