Ojciec i dziecię akt II cz3
6
O: Mnie? O nic takiego. Chciałbym coś kupić lecz nie wiem czy możesz mi to dać.
K: A cóż takiego?
O To nie takie proste. Nie powiem nim nie zrozumiem co się dzieje.
K: To co widać. Kieruję stąd dusze pragnące odmiany do innych kręgów.
O: Dość to odrażające i po co?
K: Serio pytasz? To piekło. Tu wszystko jest odrażające. Nie wyglądasz mi na przygłupa co przez przypadek wpadł do Styksu i nie na tą stronę co trzeba przepłynął.
O: Być może. Czy to ważne?
K: To akurat mnie nie obchodzi. Wiele widziałem a Ty wcale nie jesteś najdziwniejszy. Kiedy Cię rozgryzę zapłacisz nawet bez pytania za swoją arogancję.
Kierownik uśmiecha się drapieżnie. Tymczasem dziecko wybiega zza autobusu powodując chwilowy chaos któremu oboje się przyglądają.
K: Moi pomocnicy nic są niewarci. Odpady... Ale trudno na to stanowisko o porządnego upadłego.
O: Nie dziwię się. Nudno tak chyba?
K: Nudno? Tysiące tysięcy lat rutyny a ty mówisz nudno???
Ojciec wygląda na solidnie zdziwionego.
O Tysiące tysięcy? Przecież piekło nie istnieje aż tak długo!
Kierownik się śmieje przez chwile.
K: Widzisz te dusze?
O: Widzę przecie.
K: Skazane na wieczne błąkanie się po kręgu piekła. Kilka domów, podwórka, droga wychodząca spośród nich i biegnąca nad rzeczką przez pola. A gdybyś tak poszedł nią to po chwil wchodzisz między domy od drugiej strony i widzisz że wróciłeś do punktu wyjścia. Nic nie pamiętają bo nim tu trafią muszą zapomnieć o czasie.
O: To brzmi nudnie.
K: O tak. I takie jest. W nieskończoność. Tyle że nie wszystkie dusze to załamie. Większość tak... Przestają walczyć. Rozpływają się w rozpaczy. Zanikają. Przestają walczyć. Mistrz wygrywa. Ale to trwa... Musi trwać. A nawet jeśli trwa to nie wszystkie można tak zniszczyć. Są dusze harde. Na nie to nie działa. Albo może zbyt wolno? Nie znam się na tym. Ja tylko wożę.
O: Skoro tak to po cóż wozisz je?
Pojawia się dziecko i sytuacja się powtarza. Nim znika za autobusem panuje chwilowe zamieszanie wokoło kramu.
K: To Twój chłopak?
O: Tak, to moje dziecko.
K Ładny. Żywy...
O. Zauważyłeś?
K: Dziwne nie spostrzec. Nawet ospałe dusze czują życie i do niego lgną. Budzą się w nich wspomnienia. Wprowadziłeś zamieszanie, które będzie kosztowało krąg całe eony.
O: Nie mam zamiaru płacić.
K: Raczej nie ty zadecydujesz.
O: Ale co z tymi Eonami?
K: Z czasem?
O: Tak. Jak to możliwe?
K: Czas tu rzadko zagląda. Czy raczej prawie wcale.
O: Nie ma tu czasu?
K: O nie. Jest. Musi być. Inaczej wszystko by zamarło i nic by się nie zmieniało. Ale upływa leniwie. Sto lat na każdy dzień w świecie żywych? A może i tysiąc? Czasami tak, czasami owak. Dużo miejsca by zapomnieć o wszystkim. Nie ma ucieczki bo nie wiesz nie tylko gdzie jesteś ale i kiedy jesteś. A jeśli nie wiesz kiedy to i nie wiesz dokąd.
Ojcowi rozszerzają się oczy ze zrozumienia. Widząc to kierownik uśmiecha się triumfująco.
O: Rozumiem teraz! Dusze tu uwięzione po wieczność rozpływają się w nicość. A ty te, które się opierają zabierasz stąd gdzie indziej?
K: Nie inaczej.
O: Więc po cóż zapłata i dokąd idą?
K: A cóż takiego?
O To nie takie proste. Nie powiem nim nie zrozumiem co się dzieje.
K: To co widać. Kieruję stąd dusze pragnące odmiany do innych kręgów.
O: Dość to odrażające i po co?
K: Serio pytasz? To piekło. Tu wszystko jest odrażające. Nie wyglądasz mi na przygłupa co przez przypadek wpadł do Styksu i nie na tą stronę co trzeba przepłynął.
O: Być może. Czy to ważne?
K: To akurat mnie nie obchodzi. Wiele widziałem a Ty wcale nie jesteś najdziwniejszy. Kiedy Cię rozgryzę zapłacisz nawet bez pytania za swoją arogancję.
Kierownik uśmiecha się drapieżnie. Tymczasem dziecko wybiega zza autobusu powodując chwilowy chaos któremu oboje się przyglądają.
K: Moi pomocnicy nic są niewarci. Odpady... Ale trudno na to stanowisko o porządnego upadłego.
O: Nie dziwię się. Nudno tak chyba?
K: Nudno? Tysiące tysięcy lat rutyny a ty mówisz nudno???
Ojciec wygląda na solidnie zdziwionego.
O Tysiące tysięcy? Przecież piekło nie istnieje aż tak długo!
Kierownik się śmieje przez chwile.
K: Widzisz te dusze?
O: Widzę przecie.
K: Skazane na wieczne błąkanie się po kręgu piekła. Kilka domów, podwórka, droga wychodząca spośród nich i biegnąca nad rzeczką przez pola. A gdybyś tak poszedł nią to po chwil wchodzisz między domy od drugiej strony i widzisz że wróciłeś do punktu wyjścia. Nic nie pamiętają bo nim tu trafią muszą zapomnieć o czasie.
O: To brzmi nudnie.
K: O tak. I takie jest. W nieskończoność. Tyle że nie wszystkie dusze to załamie. Większość tak... Przestają walczyć. Rozpływają się w rozpaczy. Zanikają. Przestają walczyć. Mistrz wygrywa. Ale to trwa... Musi trwać. A nawet jeśli trwa to nie wszystkie można tak zniszczyć. Są dusze harde. Na nie to nie działa. Albo może zbyt wolno? Nie znam się na tym. Ja tylko wożę.
O: Skoro tak to po cóż wozisz je?
Pojawia się dziecko i sytuacja się powtarza. Nim znika za autobusem panuje chwilowe zamieszanie wokoło kramu.
K: To Twój chłopak?
O: Tak, to moje dziecko.
K Ładny. Żywy...
O. Zauważyłeś?
K: Dziwne nie spostrzec. Nawet ospałe dusze czują życie i do niego lgną. Budzą się w nich wspomnienia. Wprowadziłeś zamieszanie, które będzie kosztowało krąg całe eony.
O: Nie mam zamiaru płacić.
K: Raczej nie ty zadecydujesz.
O: Ale co z tymi Eonami?
K: Z czasem?
O: Tak. Jak to możliwe?
K: Czas tu rzadko zagląda. Czy raczej prawie wcale.
O: Nie ma tu czasu?
K: O nie. Jest. Musi być. Inaczej wszystko by zamarło i nic by się nie zmieniało. Ale upływa leniwie. Sto lat na każdy dzień w świecie żywych? A może i tysiąc? Czasami tak, czasami owak. Dużo miejsca by zapomnieć o wszystkim. Nie ma ucieczki bo nie wiesz nie tylko gdzie jesteś ale i kiedy jesteś. A jeśli nie wiesz kiedy to i nie wiesz dokąd.
Ojcowi rozszerzają się oczy ze zrozumienia. Widząc to kierownik uśmiecha się triumfująco.
O: Rozumiem teraz! Dusze tu uwięzione po wieczność rozpływają się w nicość. A ty te, które się opierają zabierasz stąd gdzie indziej?
K: Nie inaczej.
O: Więc po cóż zapłata i dokąd idą?
Kierownik parska śmiechem.
K: Zaprawdę twoje pytania lepsze są od opłaty. To jest piekło. Dusze nie mają stąd ucieczki. Wożę je do innych kręgów. Co najwyżej zamienią jedną katownię na inną.
O: Nie wiedzą o tym?
K: Wiedzą pewnie. Cóż z tego? Czyż za płotem trawa nie jest zawsze zieleńsza? Czyż nie dlatego nie może ich złamać monotonia iż właśnie mają iskrę nadziei? Po milionie lat spoglądania na te kamienice we mgle każdy gotów jest oddać cząstkę siebie w zamian za odmianę.
O: Rozumiem. A opłata?
K: Skoro zrozumiałeś co robię to i zrozumiałeś czemu nie darmo.
O: Bo nic w piekle nie ma darmo?
K: Nic, nigdzie darmo nie ma. Dobrowolnie oddają mi cząstkę siebie. Skoro nie może im nuda i beznadzieja odebrać to muszą z własnej woli się pozbyć.
O: Zaprawdę... Nic nie zostawione przypadkowi.
K: Mistrz nie lubi przypadku. Dlatego nie gra w kości. I nie lubi gdy mu się żywi plączą pośród zmarłych... Ale, ale. Chyba moi pomocnicy skończyli już sprzedawać bilety. Jak to czas czasem szybko mija choć go nie ma... Chodźmy już.
Kierownik podchodzi do kramu a za nim Ojciec gdy tymczasem zza autobusu wybiega dziecko. Ojciec woła je do siebie więc pędzi pomiędzy stolnicą a beczką i wpadłszy na Ojca chwyta go za nogi. Tłumek spory dusz skonsternowany zatrzymuje się przed kramem krzykami rozpędzany przez pomocników Kierownika. Niechętnie ale rozprasza się.
O: Nie zmęczyłaś się dziecino?
D: Ani trochę Ojcze!
K. Nic dziwnego. Czasu nie ma to i zmęczyć się nie ma kiedy. Ale dobrze że już przestał biegać. Niebawem wrócimy do niego a tymczasem dokończmy interesy...
Ojciec chowa dziecko za siebie
O: Nie wiem o czym mówisz jeśli chodzi o dziecko ale interes rzeczywiście do dokończenia. Już wiem czego mi trzeba a opłata wniesiona.
K: Co???
Kierownik zatyka usta dłonią a zdębiali pomocnicy udają że niczego nie słyszeli. Jeden skonsternowany spogląda do wnętrza beczki a drugi łapie za kawał łańcucha i rozpędza pozostałe dusze.
O: Nie troskaj się Kierowniku. Wszak jeszcze nie zakończyliśmy umowy o rozmowie.
Kierownik robi się czerwony na twarzy.
K: Wiem o tym! Alem się przez Ciebie przed ludźmi ośmieszył pytając!
O: Nie moja to wina!
K. Jak inaczej skoro mi suponujesz iż zapłacone za moją usługę kiedy nawet jej jeszcze nie określiłeś!
O: Bo tak jest. Racz sprawdzić.
K. Sprawdzę! Jak tylko się dowiem co!
O Niech tedy zdadzą sprawę ile dzisiaj zarobiłeś Twoi pomocnicy.
Kierownik spogląda na nich ze złością. Struchlały PK1 wyciąga pomięty i zaplamiony zeszyt spod stolnicy i wodząc paluchem po stronie czyta.
PK1: Dłoni dwadzieścia i cztery, stóp dwanaście, jedna noga i jeden skalp. Do tego ucho i język. Trochę drobnych.
Spoglądając na Ojca który uniósł brwi:
PK1: Drobne to to co wypadnie z duszy podczas opłaty pobrania. Sprzątamy wszystko żeby nic się nie zmieniało na przystanku. Nikt tego nie liczy.
K: Nieważne! Więc czekam aż mi wskażesz gdzie twoja zapłata!
O: Tam gdzie reszta- w beczce!
K: Kłamca! Nic nie oddałeś!
Kierownik spogląda na pomagierów.
SK1 i 2 zgodnie: Tak jest!
O: Tedy liczymy!
K: Remanent!
K: Zaprawdę twoje pytania lepsze są od opłaty. To jest piekło. Dusze nie mają stąd ucieczki. Wożę je do innych kręgów. Co najwyżej zamienią jedną katownię na inną.
O: Nie wiedzą o tym?
K: Wiedzą pewnie. Cóż z tego? Czyż za płotem trawa nie jest zawsze zieleńsza? Czyż nie dlatego nie może ich złamać monotonia iż właśnie mają iskrę nadziei? Po milionie lat spoglądania na te kamienice we mgle każdy gotów jest oddać cząstkę siebie w zamian za odmianę.
O: Rozumiem. A opłata?
K: Skoro zrozumiałeś co robię to i zrozumiałeś czemu nie darmo.
O: Bo nic w piekle nie ma darmo?
K: Nic, nigdzie darmo nie ma. Dobrowolnie oddają mi cząstkę siebie. Skoro nie może im nuda i beznadzieja odebrać to muszą z własnej woli się pozbyć.
O: Zaprawdę... Nic nie zostawione przypadkowi.
K: Mistrz nie lubi przypadku. Dlatego nie gra w kości. I nie lubi gdy mu się żywi plączą pośród zmarłych... Ale, ale. Chyba moi pomocnicy skończyli już sprzedawać bilety. Jak to czas czasem szybko mija choć go nie ma... Chodźmy już.
Kierownik podchodzi do kramu a za nim Ojciec gdy tymczasem zza autobusu wybiega dziecko. Ojciec woła je do siebie więc pędzi pomiędzy stolnicą a beczką i wpadłszy na Ojca chwyta go za nogi. Tłumek spory dusz skonsternowany zatrzymuje się przed kramem krzykami rozpędzany przez pomocników Kierownika. Niechętnie ale rozprasza się.
O: Nie zmęczyłaś się dziecino?
D: Ani trochę Ojcze!
K. Nic dziwnego. Czasu nie ma to i zmęczyć się nie ma kiedy. Ale dobrze że już przestał biegać. Niebawem wrócimy do niego a tymczasem dokończmy interesy...
Ojciec chowa dziecko za siebie
O: Nie wiem o czym mówisz jeśli chodzi o dziecko ale interes rzeczywiście do dokończenia. Już wiem czego mi trzeba a opłata wniesiona.
K: Co???
Kierownik zatyka usta dłonią a zdębiali pomocnicy udają że niczego nie słyszeli. Jeden skonsternowany spogląda do wnętrza beczki a drugi łapie za kawał łańcucha i rozpędza pozostałe dusze.
O: Nie troskaj się Kierowniku. Wszak jeszcze nie zakończyliśmy umowy o rozmowie.
Kierownik robi się czerwony na twarzy.
K: Wiem o tym! Alem się przez Ciebie przed ludźmi ośmieszył pytając!
O: Nie moja to wina!
K. Jak inaczej skoro mi suponujesz iż zapłacone za moją usługę kiedy nawet jej jeszcze nie określiłeś!
O: Bo tak jest. Racz sprawdzić.
K. Sprawdzę! Jak tylko się dowiem co!
O Niech tedy zdadzą sprawę ile dzisiaj zarobiłeś Twoi pomocnicy.
Kierownik spogląda na nich ze złością. Struchlały PK1 wyciąga pomięty i zaplamiony zeszyt spod stolnicy i wodząc paluchem po stronie czyta.
PK1: Dłoni dwadzieścia i cztery, stóp dwanaście, jedna noga i jeden skalp. Do tego ucho i język. Trochę drobnych.
Spoglądając na Ojca który uniósł brwi:
PK1: Drobne to to co wypadnie z duszy podczas opłaty pobrania. Sprzątamy wszystko żeby nic się nie zmieniało na przystanku. Nikt tego nie liczy.
K: Nieważne! Więc czekam aż mi wskażesz gdzie twoja zapłata!
O: Tam gdzie reszta- w beczce!
K: Kłamca! Nic nie oddałeś!
Kierownik spogląda na pomagierów.
SK1 i 2 zgodnie: Tak jest!
O: Tedy liczymy!
K: Remanent!