Ojciec i dziecię akt II cz1.
1
![](/images/coins/comment_wyp.png)
0
Akt 2
Osoby
O i D: Ojciec i dziecię jak w Akcie 1.
SK: Strażnik Kręgu. W akcie tym wystąpi jako przypomnienie jak w pierwszym akcie ale i jako karzące ramię prawa przybrawszy aspekt i atrybut zwyczajowy dla jego postaci w prawie zapisany.
K: Kierownik- Wysoki i pociągły na twarzy. Z rozbieganym wzrokiem.
PK1 i PK2- Pomocnik Kierownika. Dwóch osiłków w fartuchach skórzanych i koszulach z podwiniętymi rękawami. Buty gumowe.
Statyści- Spory i rosnący tłumek zwykłych dusz. Tym razem do dusze krążące. Ludzie różni z twarzami zastygłymi w grymasie przyjaznym acz budzącym niepokój gdyż nie zmienia się w czasie. Gdy mówią ustami nie poruszają ani innymi mięśniami. Najgorsze zdają się jednak oczy wyglądające niczym ugotowane na twardo kurze jaja- nawet oczy epileptyka gdy je wywróci białkiem do góry nie wyglądają tak martwo i matowo. Skóra ich blada lecz nie biała- zachowuje resztki naturalnego koloru. Chodząc bardziej wydają się unosić nieznacznie tylko zginając nogi w stawach choć chód ten jest powolny i mało zwrotni są w nim to krążą dość nieubłaganie z rzadka tylko się zatrzymując.
Scena: Tak jak było.
Scenografia
Ulica obskurnych kamienic z kamiennymi płytami chodnika i kocim łbem wyłożona ulica. Wszędzie nieodłączna mgła kłebiąca się pod nogami i w zaułkach. Krzywo wbity znak przystanku autobusowego przy jezdni- zamazany przez rdzawe nacieki.
Ojciec i Dziecię pojawiają się w wyjściu z podwórka kamienicy. Ojciec przyklęka przy dziecku przytrzymując je. Poprawia przesiąknięta krwią opaskę na oczodole. Obserwuje ulicę po której snuje się smętnie kilka dusz.
D: Ojcze. Co się stało z Twoim okiem?
Ojciec poprawia znów opaskę nie spuszczając z oka ulicy.
O: Nic takiego. Nie przejmuj się moje kochane. Nic mi nie będzie. Musimy wracać do domu.
D: Do domu? A gdzie to?
Ojciec odwraca wzrok i przez chwilę mierzy niespokojnym spojrzeniem swoje dziecko. Szepce bardziej do siebie niż do niego.
O: Niedobrze. To miejsce nie jest dla duszyczek. Nawet tak czystych. Mgła zaczyna przesłaniać Ci pamięć. Tym bardziej musimy wracać.
D: Do domu?
O: Tak. Ale to nie łatwe. Pamiętaj nie pytaj tu nikogo o nic. Nawet o rzeczy błahe bo wszystko tu kosztuje a zwłaszcza ciekawość. Wszystko może mieć cenę której nie chcemy płacić. Czy rozumiesz?
D; Tak ojcze.
O: Zatem słuchaj. Czekamy. Niebawem powinien zjawić się transport.
D: Transport Ojcze?
O Dziecię... Spróbuj nie pytać choć przez chwilę. Nawet mnie.
Dziecko zakłopotane kręci butem kółko na kamieniach.
D: Przepraszam.
Ojciec przytula je ostrożnie do siebie nie chcąc zakrwawić jego ubranka.
O: Nie przepraszaj. Wiem że Ci trudno. Ale musisz być grzeczne. I robić co ci każę a niedługo będziemy w domu.
D: Dobrze Ojcze.
Osoby
O i D: Ojciec i dziecię jak w Akcie 1.
SK: Strażnik Kręgu. W akcie tym wystąpi jako przypomnienie jak w pierwszym akcie ale i jako karzące ramię prawa przybrawszy aspekt i atrybut zwyczajowy dla jego postaci w prawie zapisany.
K: Kierownik- Wysoki i pociągły na twarzy. Z rozbieganym wzrokiem.
PK1 i PK2- Pomocnik Kierownika. Dwóch osiłków w fartuchach skórzanych i koszulach z podwiniętymi rękawami. Buty gumowe.
Statyści- Spory i rosnący tłumek zwykłych dusz. Tym razem do dusze krążące. Ludzie różni z twarzami zastygłymi w grymasie przyjaznym acz budzącym niepokój gdyż nie zmienia się w czasie. Gdy mówią ustami nie poruszają ani innymi mięśniami. Najgorsze zdają się jednak oczy wyglądające niczym ugotowane na twardo kurze jaja- nawet oczy epileptyka gdy je wywróci białkiem do góry nie wyglądają tak martwo i matowo. Skóra ich blada lecz nie biała- zachowuje resztki naturalnego koloru. Chodząc bardziej wydają się unosić nieznacznie tylko zginając nogi w stawach choć chód ten jest powolny i mało zwrotni są w nim to krążą dość nieubłaganie z rzadka tylko się zatrzymując.
Scena: Tak jak było.
Scenografia
Ulica obskurnych kamienic z kamiennymi płytami chodnika i kocim łbem wyłożona ulica. Wszędzie nieodłączna mgła kłebiąca się pod nogami i w zaułkach. Krzywo wbity znak przystanku autobusowego przy jezdni- zamazany przez rdzawe nacieki.
Ojciec i Dziecię pojawiają się w wyjściu z podwórka kamienicy. Ojciec przyklęka przy dziecku przytrzymując je. Poprawia przesiąknięta krwią opaskę na oczodole. Obserwuje ulicę po której snuje się smętnie kilka dusz.
D: Ojcze. Co się stało z Twoim okiem?
Ojciec poprawia znów opaskę nie spuszczając z oka ulicy.
O: Nic takiego. Nie przejmuj się moje kochane. Nic mi nie będzie. Musimy wracać do domu.
D: Do domu? A gdzie to?
Ojciec odwraca wzrok i przez chwilę mierzy niespokojnym spojrzeniem swoje dziecko. Szepce bardziej do siebie niż do niego.
O: Niedobrze. To miejsce nie jest dla duszyczek. Nawet tak czystych. Mgła zaczyna przesłaniać Ci pamięć. Tym bardziej musimy wracać.
D: Do domu?
O: Tak. Ale to nie łatwe. Pamiętaj nie pytaj tu nikogo o nic. Nawet o rzeczy błahe bo wszystko tu kosztuje a zwłaszcza ciekawość. Wszystko może mieć cenę której nie chcemy płacić. Czy rozumiesz?
D; Tak ojcze.
O: Zatem słuchaj. Czekamy. Niebawem powinien zjawić się transport.
D: Transport Ojcze?
O Dziecię... Spróbuj nie pytać choć przez chwilę. Nawet mnie.
Dziecko zakłopotane kręci butem kółko na kamieniach.
D: Przepraszam.
Ojciec przytula je ostrożnie do siebie nie chcąc zakrwawić jego ubranka.
O: Nie przepraszaj. Wiem że Ci trudno. Ale musisz być grzeczne. I robić co ci każę a niedługo będziemy w domu.
D: Dobrze Ojcze.
O: Więc słuchaj. Transport powinien się pojawić niedługo. Gdy przybędzie mam dla Ciebie zadanie. Na mój znak pójdziesz bawić się z tymi ludźmi na ulicy.
D: Z tymi smutnymi? A oni w ogóle się bawią?
Ojciec wzdycha ciężka ale kontynuuje.
O: Teraz nie. Ale kiedy ich zaprosisz zaczną. Możesz być pewne.
D: A w co będziemy się bawić?
O: W berka. Lubisz się bawić w berka?
D: Chyba, tak?
O: Pewnie że tak! I oni też. Tylko o tym nie wiedzą. Ale kiedy dam Ci znać podbiegniesz do jednego. Klepniesz go i krzykniesz berek! A później nie dasz się złapać. Oni nie są zbyt szybcy i zwinni. Z łatwością byś im uciekło. Ale musisz być blisko mnie rozumiesz? I transportu. Musisz im uciekać i wymykać się tak blisko jak się da ale nie dać się złapać. To ważne! Czy rozumiesz?
Dziecko przez chwile drapie się w głowę.
D: Rozumiem Ojcze choć nie wiem co to ten transport.
O: Tego to i ja nie wiem ale wkrótce się dowiemy. Tutaj czas nawet jeśli płynie to nie tak jak w domu. Musimy czekać. Tymczasem pamiętaj- na mój sygnał zaczniesz grę i nie skończysz aż Ci nie każę.
Po tych słowach Ojciec milknie a i dziecko przykuca i razem obserwują ulicę. Tymczasem podczas rozmowy dusze musiały wyczuć iż coś dziwnego czai się w pobliżu bo zaczęły żwawiej się ruszać, choć w ich przypadku niewiele to zmienia. Ot, bardziej nerwowy ruch tu czy tam i dwa kroki szybsze niż inne nim znów wrócą do swojego powolnego rytmu. Z wolna podczas rozmowy grupują się w okolicy wyjścia z bramy. Na szczęście (albo nieszczęście w zależności czyje) pojawia się transport. Jest to stary, rozklekotany autobus w typie tak zwanego ogórka. Skrzypi trzeszczy tocząc się na rozchwianych osiach kopcąc obficie z rury dymem który niechętnie miesza się z oparami snującymi się po ulicy jak gdyby uważał się za lepszy od nich. Autobus sapiąc dotacza się w okolice znaku przystankowego gdzie uderza w plecy jedną ze snujących się dusz. Ta pada bez słowa na bruk a autobus przekrzywia się wjeżdżając jej na plecy i przyszpilając do ziemi. Dusza niemrawo niczym przypięty do kartonu szpilą okaz żuka próbuje wydostać się bez skutku spod koła drapiąc kocie łby palcami i odpychając się stopami. Tymczasem drzwi harmonijkowe się rozsuwają i po przekrzywionych schodach schodzi Kierownik. Spogląda pod koło na gramolącą się duszę z zaciekawieniem marszcząc nos. Za nim pojawia się Ekipa Kierownika. Pierwszy taszczy złożony stół który rozstawia obok autobusu a wtedy okazuje się że to wielka, ciężka stolnica na nogach, drugi w tym czasie rozciąga łańcuch od autobusu do znaku drogowego. Wracają do środka wynosząc kolejne akcesoria. Wielką śmierdzącą bekę stawiając obok stolnicy, piły, noże, tasaki i haki które rozwieszają na łańcuchu a na koniec starą kasę biletową którą wieszają na ścianie autobusu. W ten sposób rozstawiają coś w rodzaju kramu tworząc ścieżkę prowadzącą do drzwi autobusu. Ojciec przygląda się temu jeszcze chwilę po czym odwraca do dziecka.
O: Biegnij i zacznij zabawę. Tylko nie daj się złapać!
Dziecko wybiega i klepie pierwszą lepszą duszę krzycząc niepewnie „Berek!”. Dusza wygląda na skonsternowaną. Obraca się niepewnie. Dziecko przystaje równie niepewne. Ale po chwili dusza zawraca i rusza za nim. Dziecko biegnie dookoła autobusu omijając z daleka Kierownika i jego ekipę zajętych swoimi sprawami i nie zwracających na nie uwagi.
K: Niemrawie strasznie dzisiaj.
Ekipa spogląda na swojego szefa. Ten dalej obserwuje duszę uwięzioną pod kołem.
K: Nie będzie dużo roboty. Już nawet nie wiedzą co się dookoła dzieje.
PK1: To tak jak zawsze.
Kierownik rzuca mu kwaśne spojrzenie.
K: Może. Może tylko tak mi się wydaje. Może czas na urlop...
PK2: E tam, Kierowniku. Nie ma nikogo kto by cię zastąpił.
K: A to niech się góra o to martwi.
D: Z tymi smutnymi? A oni w ogóle się bawią?
Ojciec wzdycha ciężka ale kontynuuje.
O: Teraz nie. Ale kiedy ich zaprosisz zaczną. Możesz być pewne.
D: A w co będziemy się bawić?
O: W berka. Lubisz się bawić w berka?
D: Chyba, tak?
O: Pewnie że tak! I oni też. Tylko o tym nie wiedzą. Ale kiedy dam Ci znać podbiegniesz do jednego. Klepniesz go i krzykniesz berek! A później nie dasz się złapać. Oni nie są zbyt szybcy i zwinni. Z łatwością byś im uciekło. Ale musisz być blisko mnie rozumiesz? I transportu. Musisz im uciekać i wymykać się tak blisko jak się da ale nie dać się złapać. To ważne! Czy rozumiesz?
Dziecko przez chwile drapie się w głowę.
D: Rozumiem Ojcze choć nie wiem co to ten transport.
O: Tego to i ja nie wiem ale wkrótce się dowiemy. Tutaj czas nawet jeśli płynie to nie tak jak w domu. Musimy czekać. Tymczasem pamiętaj- na mój sygnał zaczniesz grę i nie skończysz aż Ci nie każę.
Po tych słowach Ojciec milknie a i dziecko przykuca i razem obserwują ulicę. Tymczasem podczas rozmowy dusze musiały wyczuć iż coś dziwnego czai się w pobliżu bo zaczęły żwawiej się ruszać, choć w ich przypadku niewiele to zmienia. Ot, bardziej nerwowy ruch tu czy tam i dwa kroki szybsze niż inne nim znów wrócą do swojego powolnego rytmu. Z wolna podczas rozmowy grupują się w okolicy wyjścia z bramy. Na szczęście (albo nieszczęście w zależności czyje) pojawia się transport. Jest to stary, rozklekotany autobus w typie tak zwanego ogórka. Skrzypi trzeszczy tocząc się na rozchwianych osiach kopcąc obficie z rury dymem który niechętnie miesza się z oparami snującymi się po ulicy jak gdyby uważał się za lepszy od nich. Autobus sapiąc dotacza się w okolice znaku przystankowego gdzie uderza w plecy jedną ze snujących się dusz. Ta pada bez słowa na bruk a autobus przekrzywia się wjeżdżając jej na plecy i przyszpilając do ziemi. Dusza niemrawo niczym przypięty do kartonu szpilą okaz żuka próbuje wydostać się bez skutku spod koła drapiąc kocie łby palcami i odpychając się stopami. Tymczasem drzwi harmonijkowe się rozsuwają i po przekrzywionych schodach schodzi Kierownik. Spogląda pod koło na gramolącą się duszę z zaciekawieniem marszcząc nos. Za nim pojawia się Ekipa Kierownika. Pierwszy taszczy złożony stół który rozstawia obok autobusu a wtedy okazuje się że to wielka, ciężka stolnica na nogach, drugi w tym czasie rozciąga łańcuch od autobusu do znaku drogowego. Wracają do środka wynosząc kolejne akcesoria. Wielką śmierdzącą bekę stawiając obok stolnicy, piły, noże, tasaki i haki które rozwieszają na łańcuchu a na koniec starą kasę biletową którą wieszają na ścianie autobusu. W ten sposób rozstawiają coś w rodzaju kramu tworząc ścieżkę prowadzącą do drzwi autobusu. Ojciec przygląda się temu jeszcze chwilę po czym odwraca do dziecka.
O: Biegnij i zacznij zabawę. Tylko nie daj się złapać!
Dziecko wybiega i klepie pierwszą lepszą duszę krzycząc niepewnie „Berek!”. Dusza wygląda na skonsternowaną. Obraca się niepewnie. Dziecko przystaje równie niepewne. Ale po chwili dusza zawraca i rusza za nim. Dziecko biegnie dookoła autobusu omijając z daleka Kierownika i jego ekipę zajętych swoimi sprawami i nie zwracających na nie uwagi.
K: Niemrawie strasznie dzisiaj.
Ekipa spogląda na swojego szefa. Ten dalej obserwuje duszę uwięzioną pod kołem.
K: Nie będzie dużo roboty. Już nawet nie wiedzą co się dookoła dzieje.
PK1: To tak jak zawsze.
Kierownik rzuca mu kwaśne spojrzenie.
K: Może. Może tylko tak mi się wydaje. Może czas na urlop...
PK2: E tam, Kierowniku. Nie ma nikogo kto by cię zastąpił.
K: A to niech się góra o to martwi.