Lyra: Puls Nowej Ziemi - Rozdział II - Zbliżenie

3
Lyra stała przy oknie obserwacyjnym "Cygnusa", wpatrując się w rosnącą sylwetkę Nowej Ziemi. Planeta powoli wypełniała widok, jej powierzchnia mieniła się odcieniami błękitu i zieleni, przywodząc na myśl dawno utracony dom ludzkości. Kobieta oparła czoło o chłodną powierzchnię okna, czując lekkie wibracje statku. W odbiciu dostrzegła swoje zmęczone, zielone oczy i kilka niesfornych, srebrzysto - jasnych loków, które wymknęły się z ciasnego koka.

"Komputerze, rozpocznij analizę atmosferyczną," poleciła Lyra, odgarniając włosy z czoła. Jej głos, lekko zachrypnięty od długiego milczenia, odbił się echem w pustej kabinie.

"Analiza atmosferyczna rozpoczęta. Szacowany czas: 15 minut," odpowiedział monotonny głos komputera pokładowego.

Lyra odwróciła się od okna i w trzech długich krokach pokonała odległość do panelu sterowania. Jej smukłe palce przebiegły po holograficznym interfejsie, wywołując strumień danych. Kobieta zmarszczyła brwi, studiując odczyty.

"To niemożliwe," mruknęła do siebie, wpatrując się w ekran. "Komputerze, potwierdź dane dotyczące pola grawitacyjnego planety."

"Potwierdzam. Pole grawitacyjne wykazuje nietypowe fluktuacje. Wykryto anomalie w regularnych interwałach czasowych."

Lyra opadła na fotel pilota, jej szczupłe ciało napięło się z niepokoju. Przez lata poszukiwań nauczyła się, że nietypowe zjawiska rzadko zwiastowały coś dobrego. Jednak tym razem było inaczej - czuła to w kościach, w pulsie starożytnego kompasu, który nigdy nie opuszczał jej szyi.

Wyjęła artefakt zza kołnierza kombinezonu. W słabym świetle kabiny jego powierzchnia zdawała się lśnić własnym, wewnętrznym blaskiem. Delikatne rysy na metalu układały się w skomplikowane wzory, przypominające żywe, pulsujące linie.

"Babciu," szepnęła Lyra, przesuwając kciukiem po chłodnej powierzchni kompasu. "Co chciałaś mi przekazać?"

Wspomnienia zalały jej umysł - ciepły uśmiech babci, zapach ziół w jej gabinecie, tajemnicze opowieści o dawnych czasach i obietnica lepszej przyszłości. Lyra potrząsnęła głową, odpędzając nostalgię. Teraz nie był czas na sentymenty.

"Kapitanie," głos komputera wyrwał ją z zadumy. "Wykryto anomalię na powierzchni planety. Sugeruję natychmiastowe zbadanie."

Lyra wyprostowała się w fotelu, jej oczy zwęziły się w skupieniu. "Pokaż."

Na głównym ekranie pojawiło się powiększenie fragmentu powierzchni planety. Pośród gęstej, szmaragdowej dżungli widniała ogromna, geometryczna struktura. Jej krystaliczne ściany odbijały światło pobliskiej gwiazdy, tworząc hipnotyzujący spektakl kolorów.

"To... niemożliwe," wyszeptała Lyra, pochylając się nad konsolą. "Komputerze, czy to ta sama struktura, którą spotkaliśmy w przestrzeni?"

"Negatywne. Obiekt wykazuje podobne właściwości, ale jest znacznie większy i bardziej złożony."

Lyra poczuła, jak jej serce przyspiesza. Czyżby odkryła coś więcej niż tylko nowy dom dla ludzkości? Czy ta planeta kryła tajemnice, które mogłyby zmienić wszystko, co wiedziała o kosmosie i życiu?

"Komputerze, znajdź bezpieczne miejsce do lądowania w pobliżu tej struktury," poleciła, czując rosnące podekscytowanie. "Czas odkryć, co ta planeta ma nam do zaoferowania."

Gdy "Cygnus" zaczął schodzić w atmosferę Nowej Ziemi, Lyra nie mogła powstrzymać uczucia, że stoi na progu czegoś wielkiego. Cokolwiek czekało na nią na powierzchni, wiedziała jedno - nic już nie będzie takie samo.
Statek drżał, przedzierając się przez gęste warstwy atmosfery. Lyra siedziała przypięta do fotela pilota, jej dłonie pewnie spoczywały na elementach sterowania. Przez iluminator obserwowała, jak błękit nieba stopniowo ciemniał, przechodząc w głęboką zieleń bujnej roślinności pokrywającej powierzchnię planety.

"Cygnus" łagodnie wytracał prędkość, zbliżając się do wybranego miejsca lądowania - niewielkiej polany w pobliżu tajemniczej kryształowej struktury. Kiedy statek w końcu dotknął gruntu, Lyra poczuła lekkie szarpnięcie, a potem nastała cisza.

"Lądowanie zakończone powodzeniem," oznajmił komputer. "Warunki zewnętrzne: temperatura 24°C, wilgotność 78%, ciśnienie atmosferyczne w normie. Powietrze zdatne do oddychania."

Lyra wzięła głęboki oddech, czując jak jej serce bije szybciej z podniecenia i niepewności. Powoli odpięła pasy i wstała, kierując się w stronę śluzy powietrznej. Przez chwilę zawahała się przed przyciskiem otwierającym drzwi, po czym zdecydowanym ruchem go nacisnęła.

Z sykiem powietrza, rampa statku zaczęła się opuszczać. Lyra przymrużyła oczy, oślepiona intensywnym światłem dwóch słońc Nowej Ziemi. Gdy jej wzrok przyzwyczaił się do jasności, zobaczyła przed sobą widok, który zaparł jej dech w piersiach.
Stała na skraju rozległej polany, otoczonej gęstym lasem, którego drzewa sięgały niebotycznych wysokości. Ich pnie mieniły się odcieniami fioletu i srebra, a liście przypominały delikatne, świecące płatki w kolorach tęczy. Trawa pod jej stopami była miękka i sprężysta, o barwie głębokiego szafranu.

Lyra zrobiła kilka niepewnych kroków, czując jak jej buty zapadają się lekko w miękkiej glebie. Powietrze było ciepłe i wilgotne, wypełnione zapachami, których nigdy wcześniej nie czuła - słodkie i ostre jednocześnie, z nutą czegoś metalicznego.
W oddali, ponad koronami drzew, wznosiła się majestatyczna kryształowa struktura. Z bliska wydawała się jeszcze bardziej imponująca. Jej ściany lśniły i pulsowały delikatnie, jakby w rytm niewidocznego serca planety.

Lyra rozejrzała się dookoła, zauważając dziwne rośliny rosnące na skraju polany. Ich kwiaty przypominały delikatne fraktale, zmieniające kolor w zależności od kąta padania światła. W powietrzu unosiły się małe, świecące organizmy, przypominające skrzyżowanie motyli z meduzami.

Nagle, ziemia pod jej stopami lekko zadrżała. Lyra zachwiała się, instynktownie chwytając za kompas na szyi. W tym samym momencie, kryształowa struktura w oddali rozbłysła intensywnym światłem, a polana wypełniła się delikatnym, pulsującym dźwiękiem.

"Co to było?" wyszeptała Lyra, rozglądając się z mieszaniną strachu i fascynacji.

Kompas w jej dłoni ożył, jego wskazówka zaczęła wirować jak szalona. Lyra poczuła, jak przez jej ciało przechodzi dziwne mrowienie, wychodzące od ziemi i przebiegające wzdłuż jej smukłych nóg, docierając aż do szyi i wywołując gęsią skórkę.
Lyra stała nieruchomo, próbując zrozumieć, co właśnie się wydarzyło. Drżenie ziemi ustało, a kryształowa struktura powróciła do swojego normalnego, delikatnego blasku. Kompas w jej dłoni również się uspokoił, choć nadal wydawał się cieplejszy niż zwykle.

"To musiało być jakieś zjawisko sejsmiczne," mruknęła do siebie, starając się racjonalnie wytłumaczyć to, czego doświadczyła. "Może związane z aktywnością geologiczną planety?"

Otrząsnąwszy się z początkowego szoku, Lyra postanowiła dokładniej zbadać otoczenie. Wyciągnęła z kieszeni kombinezonu małe urządzenie skanujące i zaczęła analizować najbliższe rośliny.
Zbliżyła się do jednego z fraktalowych kwiatów, którego płatki mieniły się odcieniami błękitu i fioletu. Gdy wyciągnęła rękę, by go dotknąć, kwiat delikatnie się skulił, jakby reagując na jej obecność.

"Fascynujące," wyszeptała Lyra, notując obserwacje w swoim datapadzie. "Rośliny wykazują wysoki stopień wrażliwości na bodźce zewnętrzne."

Kontynuowała swoje badania, poruszając się powoli po polanie. Zauważyła, że świecące organizmy unoszące się w powietrzu zdawały się podążać za nią, tworząc delikatne wzory światła wokół jej sylwetki.

"Komputerze," zwróciła się do małego komunikatora na nadgarstku, "rozpocznij szczegółową analizę składu atmosfery i gleby. Zwróć szczególną uwagę na obecność nieznanych związków chemicznych i potencjalnych form życia mikroskopijnego."

Gdy komputer rozpoczął skanowanie, Lyra skierowała swoją uwagę na odległą kryształową strukturę. Mimo że pozostała na skraju polany, czuła dziwne przyciąganie do tego tajemniczego obiektu. Wyciągnęła z plecaka małą lunetę i zaczęła studiować szczegóły budowli.

Przez szkła optyczne zobaczyła, że powierzchnia struktury nie była gładka, jak początkowo sądziła. Pokrywały ją delikatne wzory i symbole, przypominające nieco te, które zdobiły jej kompas.

"Czy to możliwe...?" zastanawiała się na głos, porównując wzory na kompasie z tymi na odległej strukturze. "Czy istnieje jakiś związek między tym miejscem a kompasem babci?"

Nagle jej rozmyślania przerwał ostry dźwięk alarmu z komunikatora.

"Ostrzeżenie," oznajmił głos komputera. "Wykryto zbliżającą się anomalię atmosferyczną. Zalecane jest natychmiastowe schronienie się w statku."

Lyra spojrzała w niebo i zobaczyła, jak na horyzoncie formują się ciemne, wirujące chmury. Powietrze nagle stało się gęste i naelektryzowane.

"Cholera," mruknęła, szybko pakując swój sprzęt. "Wygląda na to, że pierwsza lekcja o Nowej Ziemi będzie dotyczyć jej pogody."

Rzucając ostatnie spojrzenie na kryształową strukturę, Lyra pobiegła w kierunku "Cygnusa". Gdy rampa statku zamykała się za nią, poczuła, jak pierwsze podmuchy wiatru uderzają w kadłub.
Siedząc bezpiecznie w kokpicie, Lyra obserwowała przez iluminator, jak nad polaną przetacza się burza o intensywności, jakiej nigdy wcześniej nie widziała. Błyskawice w kolorach, których nawet nie potrafiła nazwać, rozświetlały niebo. Chmury koloru od intensywno różowego do ciemno fioletowego, wręcz purpurowego poruszały się po niebie z dużo większą prędkością, niż te, do ka ntórych przywykła Lyra. Wypluwały z siebie duże, soplowate krople wody - "Ale czy na pewno wody?" -  z impetem rozpryskujące się na ziemi.
Lyra obudziła się, widząc nad głową metalowy kadłub "Cygnusa", tak jak setki, jeśli nie tysiące razy wcześniej. Najwyraźniej mocny szum deszczu obijającego się o statek musiał zadziałać usypiająco. "Nie było czasu do stracenia - trzeba zacząć działać" - z taką myślą Lyra ponownie postawiła stopę na obcej planecie.

Na horyzoncie majaczyła znajoma sylwetka kryształowej struktury, teraz bliższa i wyraźniejsza niż kiedykolwiek wcześniej.
Lyra wstała, czując dziwną lekkość w całym ciele. Zrobiła krok w kierunku struktury i nagle poczuła, jak ziemia pod jej stopami ponownie drży. Nie był to jednak nieprzyjemny wstrząs, ale raczej delikatna wibracja, jak gdyby planeta reagowała na jej obecność.

"Geolodzy mieliby tu pełne ręce roboty..." - pomyślała Lyra.

Nagle, kątem oka zauważyła ruch. Odwróciła się gwałtownie i zobaczyła sylwetkę człowieka stojącego na skraju polany. Postać była niewyraźna, jakby otoczona mgłą, ale Lyra poczuła, że jest jej dziwnie znajoma.

"Halo?" zawołała, robiąc krok w kierunku tajemniczej postaci. "Kto tam jest?"

Zamiast odpowiedzi, sylwetka zaczęła się oddalać, wchodząc między drzewa o srebrzystych pniach. Lyra, nie zastanawiając się długo, ruszyła za nią.
Las, przez który biegła, zmieniał się z każdym krokiem. Drzewa stawały się coraz wyższe, ich liście świeciły delikatnym, pulsującym światłem. Gałęzie zdawały się rozstępować przed nią, tworząc ścieżkę.

"Zaczekaj!" krzyczała Lyra, ale tajemnicza postać wciąż się oddalała.

Nagle las się skończył i Lyra znalazła się na krawędzi urwiska. Widok, który się przed nią rozpościerał, zapierał dech w piersiach - bezkresny ocean o wodzie przypominającej płynne srebro, nad którym unosiły się dwa księżyce planety.
Tajemnicza postać stała na samym skraju klifu. Lyra zrobiła krok w jej stronę, wyciągając rękę.

"Kim jesteś?" zapytała, czując, jak jej głos drży z emocji.
Postać powoli się odwróciła. Lyra zobaczyła twarz - lub raczej jej zarys, bo rysy wciąż były niewyraźne, jak za mgłą. Ale te oczy... te oczy znała.

"Babciu?" wyszeptała z niedowierzaniem.
W tym momencie postać rozpłynęła się w powietrzu, a Lyra poczuła, jak ziemia pod jej stopami znika. Zaczęła spadać, ale zamiast strachu czuła dziwny spokój. Ostatnią rzeczą, którą zobaczyła, zanim wszystko pochłonęła ciemność, był jej kompas unoszący się przed nią, jego wskazówka obracała się jak szalona.

Lyra gwałtownie otworzyła oczy, tym razem naprawdę budząc się. Leżała w fotelu pilota w "Cygnusie", serce waliło jej jak młotem. Na zewnątrz wciąż szalała burza, ale jej intensywność zdawała się zmniejszać.

Drżącymi rękami sięgnęła po datapad i zaczęła notować szczegóły snu, zanim wspomnienia zbledną. Coś jej mówiło, że ten sen był ważny, choć nie potrafiła jeszcze powiedzieć dlaczego.

"Co to wszystko może znaczyć?" szepnęła do siebie, zaciskając palce na kompasie.

Wiedziała jedno - Nowa Ziemia kryła w sobie więcej tajemnic, niż mogła sobie wyobrazić. A ona była zdeterminowana, by je wszystkie odkryć.
0.087178945541382