Ruda siła

1
Harry stał naprzeciw Rona, różdżka w dłoni drżała, jakby miała zaraz eksplodować. "Avada Kedavra!" - wrzasnął, a zielony błysk śmiercionośnego zaklęcia przeciął powietrze. Wydawało się, że wszystko idzie zgodnie z planem – zaklęcie, błysk, cisza. Tylko że Ron… nadal tam stał. Żywy. Rude włosy nieporuszone, oczy puste, twarz niewzruszona jak zawsze.

Harry poczuł zimny dreszcz przerażenia. "Jak to możliwe?! Ron, ty… ty nie masz duszy!" – zawołał, a w jego głosie słychać było desperację. Przecież wszyscy wiedzą, że rudzi nie mają duszy! To dlatego Avada Kedavra nie zadziałała. Przeklęty, rudowłosy demon, pusty jak kieszenie Dursleyów po zakupach w Tesco.

Ron uśmiechnął się szeroko, ukazując dziwnie ostre zęby. "Och, Harry… Avada Kedavra to dla mnie jak mała czkawka po kremowym piwie. Moje rudości chronią mnie lepiej niż jakikolwiek patronus. Ale wiesz, co mnie naprawdę podnieca?" - nachylił się, szepcząc prawie jakby mówił do ucha kochanki. "Myślałeś kiedyś, jak by to było zamienić cię w jednego z nas?"

Harry'emu zrobiło się niedobrze. Nie chodziło o to, że Ron żył, ale o coś znacznie gorszego – jego głos był pełen czegoś… dzikiego. Coś, co miało smak krwi i rdzawego metalu. Coś, co krzyczało w nocy na Pokątnej, kiedy nikt nie patrzył. W głębi duszy Harry wiedział, że był świadkiem narodzin czegoś mroczniejszego niż sam Voldemort.

Ron zaczął powoli zdejmować szatę, odsłaniając tors pokryty tajemniczymi runami, które pulsowały czerwonym światłem. "To są znaki czystokrwistego Rudzielca, Harry. Magia, którą czciliśmy przed wiekami, zanim przyszli ci wszyscy czarodzieje i zaczęli robić z tego coś… cywilizowanego. Nie można zabić tego, co jest już martwe… Albo nigdy nie miało duszy."

Harry uniósł różdżkę, gotów do kolejnego zaklęcia, ale zanim zdążył je rzucić, poczuł na sobie lodowaty dotyk dłoni Rona. "Nie martw się, Harry. Chcę ci tylko pokazać, co to znaczy być prawdziwie wolnym…" – i zanim Harry zdążył zareagować, Ron wgryzł się w jego szyję, jakby sączył nie tylko krew, ale i resztki zdrowego rozsądku.

Wszystko zamieniało się w chaos. Głosy w głowie Harry’ego stały się głośniejsze, niektóre brzmiały jak Hermiona, która próbowała go uratować, inne jak Voldemort śmiejący się z jego słabości. Przez mgłę widział twarz Rona, teraz groteskowo zdeformowaną – jego usta były szerokie jak u hipogryfa, oczy świeciły się złowrogim światłem.

"Powitaj nowe światło, Harry" – mruknął Ron, kiedy magia zaczęła wypełniać pokój, rozdzierając rzeczywistość na strzępy. Czuł, jak jego ciało rozszczepia się na kawałki, jak jego serce przestaje bić, by następnie zapłonąć czymś nienaturalnym, czymś rdzawym, czymś... rudym.

I nagle wszystko stało się jasne. Harry zawsze był zbyt słaby, zbyt przywiązany do swoich ideałów, ale teraz – z rudym Ronem w jego głowie, w jego ciele – odkrył prawdziwą moc. Bo nie potrzebował duszy, nie potrzebował miłości. Potrzebował tylko Rudzielca.

A Rudzielec nie umiera. Rudzielec się tylko rozprzestrzenia.
0.040218114852905