Waco, czyli historia tego jak coś spierdolić, aby wszyscy się posrali.
16
851
186
186




W końcu udało mi się przezwyciężyć lenia i zdecydowałem się opisać zajście w Waco. Przy czym będę musiał czytających z początku ostrzec – to będzie najdłuższa jak do tej pory dzida odnośnie wpadek służb federalnych stanów zjednoczonych. Jak się okazuje, tyle jest w niej kurewsko głupich rzeczy, że aż żal cokolwiek ominąć. Tak więc jak ktoś ma jakąś awersję do czytania, nie mówcie, że nie ostrzegałem.
Zanim w ogóle przejdziemy do obgadania tego burdelu, chciałbym tylko wspomnieć, że oblężenie w Waco jest czymś, z czym wielu z was mogła mieć styczność, ale nie zdaliście sobie z tego sprawy. Każdy rasowy dzidowiec pewnie kojarzy taką gierkę o nazwie Postal 2, gdzie jest sobie taka postać imieniem Wujek Dave. Był on liderem sekty, no i w pewnym momencie na chatę wjebało mu się ATF. Jeśli przeszliście tę misję to tak na dobrą sprawę wiecie mniej więcej co się odjebało w Waco, bo mimo swojej satyrycznej otoczki to Postal 2 naprawdę nieźle oddał absurd całej tej sytacji. Niemniej jednak, jest co dopowiedzieć.
Zanim w ogóle przejdziemy do obgadania tego burdelu, chciałbym tylko wspomnieć, że oblężenie w Waco jest czymś, z czym wielu z was mogła mieć styczność, ale nie zdaliście sobie z tego sprawy. Każdy rasowy dzidowiec pewnie kojarzy taką gierkę o nazwie Postal 2, gdzie jest sobie taka postać imieniem Wujek Dave. Był on liderem sekty, no i w pewnym momencie na chatę wjebało mu się ATF. Jeśli przeszliście tę misję to tak na dobrą sprawę wiecie mniej więcej co się odjebało w Waco, bo mimo swojej satyrycznej otoczki to Postal 2 naprawdę nieźle oddał absurd całej tej sytacji. Niemniej jednak, jest co dopowiedzieć.

W tej historii nie ma bohaterów… Jest w niej za to pełno zjebów. Władze federalne, w szczególności ATF oraz FBI wiedziały doskonale, że po Ruby Ridge ich reputacja była w bardziej opłakanym stanie niż silnik w aucie przeciętnego Seby. Oczywiście nigdy się to tego publicznie nie przyznali, ale wewnętrznie wiedzieli, że zjebali gdzie tylko można. Potrzebowali czegoś, co zmieni opinię publiczną, co ukaże, że mimo tej katastrofalnej porażki dalej są użyteczni, dalej można im ufać. Kiedy kult w Waco w stanie Texas zaczął maczać palce w broni palnej, wywęszyli okazję, aby się wykazać. Tak więc, jak im poszło?

…Ale nie uprzedzajmy faktów.
Sekty religijne – jest to coś, co w Stanach Zjednoczonych jest niemalże odwieczną udręką, ale nie tylko tam. Prawie w każdym kraju znajdzie się jakaś sekta, mniej lub bardziej pierdolnięta. U nas w Polsce też istnieją takowe organizacje. Dobrym przykładem jest sekta Niebo, która pomogła Januszowi Ochnikowi spierdolić z zakładu psychiatrycznego w 1994 roku. Sekty w głównej mierze działają na zasadzie kopiuj-wklej – mamy charyzmatycznego lidera, który przy pomocy różnych taktyk zrobił papkę z mózgu swoim wierzącym, ojebał ich z kasy, przekonał wszelakie kobiety aby go wyruchały (bonusowe punkty spierdolenia jeśli dobierał się do nieletnich), no i zazwyczaj to wszystko kończy się grupowym samobójstwem.
Sekty religijne – jest to coś, co w Stanach Zjednoczonych jest niemalże odwieczną udręką, ale nie tylko tam. Prawie w każdym kraju znajdzie się jakaś sekta, mniej lub bardziej pierdolnięta. U nas w Polsce też istnieją takowe organizacje. Dobrym przykładem jest sekta Niebo, która pomogła Januszowi Ochnikowi spierdolić z zakładu psychiatrycznego w 1994 roku. Sekty w głównej mierze działają na zasadzie kopiuj-wklej – mamy charyzmatycznego lidera, który przy pomocy różnych taktyk zrobił papkę z mózgu swoim wierzącym, ojebał ich z kasy, przekonał wszelakie kobiety aby go wyruchały (bonusowe punkty spierdolenia jeśli dobierał się do nieletnich), no i zazwyczaj to wszystko kończy się grupowym samobójstwem.

The Branch Davidians (w tłumaczeniu na język polski oznacza to „Gałąź Dawidowa”. Żeby nie było, że będę się jebał z tłumaczeniem tak jak ostatnio, dla uproszczenia nazwijmy ich Dawidowcami) jako organizacja narodziła się w 1955 roku, aczkolwiek w rzeczywistości był to odłam innego kultu – powstałej w 1934 roku sekty pod nazwą… Pała Pasterza (ja pierdole XD), która z kolei powstała, bo jej założyciel został wypierdolony z jeszcze innej sekty zwanej „Seventh-day Adventist Church” (Siedmiodniowy… Adventowy… Pierdole to, wiecie o co chodzi). Pały skupiały się na księdze objawień i przybyciu Jezusa Chrystusa, który zabrałby wierzących ze sobą do nieba. Victor Houteff, założyciel sekty zdecydował, że odkryje tożsamość wszelakich osób z księgi objawienia i będzie się przygotowywał na przyjście Chrystusa. Sporządził swój manuskrypt, który następnie przekazał wszelakim liderom w tej oryginalnej sekcie, aczkolwiek nie miał zbyt wielkich polotów – tudzież został wyjebany za herezję. W 1935 roku zakupił kawałek ziemi niedaleko Waco w teksasie który przezwał „Górą Carmel”, na cześć miejsca ze starego testamentu, gdzie Eliasz wzywał Izraelczyków do nawrócenia się. Z czasem doszło więcej ludzi, no i się rozbudowali. Victorowi szło nawet nieźle, ponieważ z początkiem lat pięćdziesiątych szacowana ilość członków sekty wynosiła jakieś 100,000 ludzi.

W 1946, człowiek imieniem Benjamin Roden wstąpił w szeregi sekty. Miał on dosyć unikalne podejście do interpretacji nauk – skupiał się on bowiem na nadchodzącej apokalipsie (możemy to sobie odkreślić z bingo), przez co wiele osób zainteresowało się tym, co miał do powiedzenia.
Wtedy to 5 lutego 1955 roku doszło do nieoczekiwanego wydarzenia. Mimo dobrego stanu zdrowotnego, Victor Houteff zmarł na niewydolność serca. Jego żona, Florence, próbowała przejąć zarządzanie kultem, ale ze względu na różnice w wierze, doszło do rozłamu. Wtedy to Benjamin utworzył Dawidowców.
Pewnego dnia, Florence oznajmiła, że miała wizję od Boga – koniec świata miał mieć miejsce 23 Kwietnia 1959 roku. Jej wierni przybyli wraz z nią do głównego budynku i oczekiwali tego końca świata… Który nigdy nie nadszedł. Po tej wtopie wierni zaczęli się wykruszać, no i Benjamin wykupił budynek oraz ziemię, na którym się znajdował. W przeciwieństwie do Pał, Dawidowcy nie mieli porównywalnych rozmiarów – mieli mniej niż 100 członków.
22 października 1978 roku, Benjamin zmarł (nie byłem w stanie znaleźć przyczyny śmierci), po czym podobnie jak w przypadku Victora, jego żona, Lois, przejęła stery i zarządzała sektą… Do czasu. W 1981 roku szeregi sekty zasilił mężczyzna imieniem Vernon Wayne Howell.
Wtedy to 5 lutego 1955 roku doszło do nieoczekiwanego wydarzenia. Mimo dobrego stanu zdrowotnego, Victor Houteff zmarł na niewydolność serca. Jego żona, Florence, próbowała przejąć zarządzanie kultem, ale ze względu na różnice w wierze, doszło do rozłamu. Wtedy to Benjamin utworzył Dawidowców.
Pewnego dnia, Florence oznajmiła, że miała wizję od Boga – koniec świata miał mieć miejsce 23 Kwietnia 1959 roku. Jej wierni przybyli wraz z nią do głównego budynku i oczekiwali tego końca świata… Który nigdy nie nadszedł. Po tej wtopie wierni zaczęli się wykruszać, no i Benjamin wykupił budynek oraz ziemię, na którym się znajdował. W przeciwieństwie do Pał, Dawidowcy nie mieli porównywalnych rozmiarów – mieli mniej niż 100 członków.
22 października 1978 roku, Benjamin zmarł (nie byłem w stanie znaleźć przyczyny śmierci), po czym podobnie jak w przypadku Victora, jego żona, Lois, przejęła stery i zarządzała sektą… Do czasu. W 1981 roku szeregi sekty zasilił mężczyzna imieniem Vernon Wayne Howell.

Niedługo po wstąpieniu do sekty, Vernon zaczął spędzać coraz to więcej czasu z Lois. W swojej książce z 1999 roku zatytułowanej „Miejsce zwane Waco” jeden z członków sekty któremu udało się przeżyć oblężenie, David Thibodeau, spekulował, że doszło między nimi do kontaktów seksualnych. Przy czym chłop wtedy miał 22 lat na karku, Lois miała 65, tak więc… No… Wyobrażenia odnośnie tego jak to wyglądało pozostawiam wam. Ponoć po kryjomu Vernon miał twierdzić, że dziecko jakie razem będą mieli będzie „wybrańcem”. To była raczej kiepska przepowiednia, ze względu na taką jedną rzecz zwaną menopauzą.
Vernon, oprócz swojego talentu do muzyki okazał się być bardzo charyzmatycznym mówcą. Przekonał do siebie wielu członków kultu. Niemniej jednak, dalej musiał się liczyć z przeciwnikami. Jednym z nich był syn Lois i Benjamina, George Roden. George nienawidził Vernona – uważał jego nauki za bezsensowne (tak, jeden sekciarz spinał się na drugiego). W 1983 roku George Roden przejął dowództwo nad sektą. Jego pierwszym celem było usunięcie Vernona z szeregów Dawidowców. Nie było to łatwe – ze względu na słabe panowanie Lois oraz jej faworyzowanie Vernona zaczynało dochodzić do kolejnego rozłamu. Ich nienawiść względem siebie nie znała granic – kiedy w 1984 roku doszło do pożaru w którym spłonął budynek administracyjny, a szkody sięgnęły pół miliona dolarów, George obwinił za to Vernona. Vernon zaś stwierdził, że to była robota Boga, który nienawidził Georga. Doszło do długiej kłótni. W pewnym momencie George nie wytrzymał – on i jego zwolennicy wyciągnęli broń i kazali Vernonowi i jego pobratymcom wynosić się z budynku. Jak im kazali tak zrobili – Vernon i jego wierni odeszli, po czym George zmienił nazwę ośrodka z Góry Carmel na Georgeville.
Przez 3 lata żyli po oddzielnych krańcach miasta i dochodziło między nimi do różnego rodzaju sprzeczek. Sytuacja na nowo eskalowała w 1987, rok po śmierci Lois, kiedy Vernon wrócił do ośrodka. Doszło między nimi do kolejnej kłótni, która poskutkowała tym, że przenieśli się na cmentarz który znajdował się obok ośrodka, gdzie George zaczął odkopywać kultystę który zdechł jakieś 20 lat temu. I teraz na sakramentalne pytanie „Po chuj?”, odpowiedź jest tak głupia, że aż śmieszna. Otóż George wyzwał Vernona na pojedynek aby sprawdzić, który z nich będzie wstanie wskrzeszać zmarłych. George oczywiście w późniejszych wywiadach i zeznaniach wypierał się tego, tłumacząc, że po prostu przenosił ciała… Ale powodu dla którego to robił już nie podał. Vernon zdecydował się nie podjąć wyzwania, zamiast tego wybrał się do biura szeryfa, gdzie oskarżył swojego rywala o zbezczeszczenie zwłok. Szeryf mu powiedział, że nie będą mogli przeprowadzić śledztwa tylko na podstawie jego zeznań, potrzebowaliby czegoś bardziej rzetelnego, jak na przykład zdjęć. Kilka miesięcy później, w listopadzie 1987 roku, Vernon i 7 jego wiernych włamało się do ośrodka na nowo, tylko tym razem byli uzbrojeni. Według nich, chcieli tylko uzyskać dowody obciążające Georga, aczkolwiek nigdy nie zabrali ze sobą żadnego aparatu ani kamery. Inni twierdzą, że śmierć Lois pozwoliła mu na pełne przejęcie kultu przy użyciu siły. Pech chciał, że akurat wtedy George robił sobie przechadzkę i złapał ich na gorącym uczynku. Doszło do wymiany ognia. Zarówno George jak i Vernon zostali ranni, ale zanim ktokolwiek zginął na miejsce przybyła policja.
Vernon, oprócz swojego talentu do muzyki okazał się być bardzo charyzmatycznym mówcą. Przekonał do siebie wielu członków kultu. Niemniej jednak, dalej musiał się liczyć z przeciwnikami. Jednym z nich był syn Lois i Benjamina, George Roden. George nienawidził Vernona – uważał jego nauki za bezsensowne (tak, jeden sekciarz spinał się na drugiego). W 1983 roku George Roden przejął dowództwo nad sektą. Jego pierwszym celem było usunięcie Vernona z szeregów Dawidowców. Nie było to łatwe – ze względu na słabe panowanie Lois oraz jej faworyzowanie Vernona zaczynało dochodzić do kolejnego rozłamu. Ich nienawiść względem siebie nie znała granic – kiedy w 1984 roku doszło do pożaru w którym spłonął budynek administracyjny, a szkody sięgnęły pół miliona dolarów, George obwinił za to Vernona. Vernon zaś stwierdził, że to była robota Boga, który nienawidził Georga. Doszło do długiej kłótni. W pewnym momencie George nie wytrzymał – on i jego zwolennicy wyciągnęli broń i kazali Vernonowi i jego pobratymcom wynosić się z budynku. Jak im kazali tak zrobili – Vernon i jego wierni odeszli, po czym George zmienił nazwę ośrodka z Góry Carmel na Georgeville.
Przez 3 lata żyli po oddzielnych krańcach miasta i dochodziło między nimi do różnego rodzaju sprzeczek. Sytuacja na nowo eskalowała w 1987, rok po śmierci Lois, kiedy Vernon wrócił do ośrodka. Doszło między nimi do kolejnej kłótni, która poskutkowała tym, że przenieśli się na cmentarz który znajdował się obok ośrodka, gdzie George zaczął odkopywać kultystę który zdechł jakieś 20 lat temu. I teraz na sakramentalne pytanie „Po chuj?”, odpowiedź jest tak głupia, że aż śmieszna. Otóż George wyzwał Vernona na pojedynek aby sprawdzić, który z nich będzie wstanie wskrzeszać zmarłych. George oczywiście w późniejszych wywiadach i zeznaniach wypierał się tego, tłumacząc, że po prostu przenosił ciała… Ale powodu dla którego to robił już nie podał. Vernon zdecydował się nie podjąć wyzwania, zamiast tego wybrał się do biura szeryfa, gdzie oskarżył swojego rywala o zbezczeszczenie zwłok. Szeryf mu powiedział, że nie będą mogli przeprowadzić śledztwa tylko na podstawie jego zeznań, potrzebowaliby czegoś bardziej rzetelnego, jak na przykład zdjęć. Kilka miesięcy później, w listopadzie 1987 roku, Vernon i 7 jego wiernych włamało się do ośrodka na nowo, tylko tym razem byli uzbrojeni. Według nich, chcieli tylko uzyskać dowody obciążające Georga, aczkolwiek nigdy nie zabrali ze sobą żadnego aparatu ani kamery. Inni twierdzą, że śmierć Lois pozwoliła mu na pełne przejęcie kultu przy użyciu siły. Pech chciał, że akurat wtedy George robił sobie przechadzkę i złapał ich na gorącym uczynku. Doszło do wymiany ognia. Zarówno George jak i Vernon zostali ranni, ale zanim ktokolwiek zginął na miejsce przybyła policja.

W procesie odnośnie tej strzelaniny, Vernon tłumaczył się, że był na miejscu ponieważ usłyszał, że George planuje przeciwko niemu „podejrzane działania”, więc chciał sam sprawdzić, ile w tym prawdy. Twierdził, że podczas strzelaniny strzelał w niebo, nie chcąc nikogo zabić. Ludzie Vernona zostali uniewinnieni, a sam proces względem niego unieważniony. Tymczasem George narobił sobie wrogów – został skazany za obrazę sądu ze względu na groźby z jego strony odnośnie sędziego oraz prawników. Po opuszczeniu aresztu dowiedział się, że wielu z jego wiernych opuściło szeregi jego odłamu sekty i przeszło na stronę Vernona. Z każdym dniem George wkurwiał się coraz bardziej. Cała ta złość miała kulminację w 1989 roku, kiedy to jeden z wiernych jego własnego odłamu przyszedł do niego twierdząc, że miał objawienie od Boga. George zabił go siekierą, ponieważ był przekonany, że był to agent działający na usługach Vernona chcący go ośmieszyć. Efekt tego zajścia był do przewidzenia – jego wierni go opuścili, a sam poszedł do szpitala psychiatrycznego ze względu na wyrok o niepoczytalności.
Vernon wykupił ziemię i budynek pod swoje imię. No i jak się przechadzał po ośrodku, w piwnicy znalazł… Laboratorium metaamfetaminy. George albo któryś z jego odłamka sekty produkował metę. Więc co zrobił Vernon? Zadzwonił do szeryfa, poinformował go o tym, po czym biuro szeryfa to uprzątnęło. Zapamiętajcie to, bo będzie ważne.
Vernon wykupił ziemię i budynek pod swoje imię. No i jak się przechadzał po ośrodku, w piwnicy znalazł… Laboratorium metaamfetaminy. George albo któryś z jego odłamka sekty produkował metę. Więc co zrobił Vernon? Zadzwonił do szeryfa, poinformował go o tym, po czym biuro szeryfa to uprzątnęło. Zapamiętajcie to, bo będzie ważne.
Vernon triumfował. Znowu przybył do ośrodka, ale tym razem jako nowy władca tej sekty. Przemianował nazwę z powrotem na „Górę Carmel”, a samemu zmienił imię… Na David Koresh.
David głosił, że nie tylko Jezus nosi nazwisko Chrystus, lecz każdy syn Boży, który głosi jego objawienia. Twierdził, że on też był takim Chrystusem. Głosił, że to właśnie jego wierni będą walczyć z armią Babilońską, która będzie ich otaczać z każdej strony podczas ich ostatnich dni. David chciał stworzyć armię, która będzie walczyła aż do samego końca (o ironio…). Stąd też dostali lekkiego pierdolca na punkcie broni i zaczęli ją gromadzić.
W 1989 David twierdził, że doznał kolejnego objawienia od Boga, w którym ten mu kazał spłodzić dokładnie 24 dzieci, które podczas tych ostatnich dni ludzkości będą sędziami. Tudzież kobiety z sekty rozłożyły przed nim nogi aby ziścić tą przepowiednię. Cosi nie pykło, ponieważ miał jedynie 16 dzieci, ale jeszcze młody chłop, mógł sobie dorobić z czasem. Skoro w tematach ciężarnych jesteśmy – David miał wiele żon jak to przystało na lidera sekty. Co prawda jego „oficjalną” żoną była Rachel Jones, ale nie powstrzymywało go to od posiadania innych małżonek. Przy czym… Oprócz samej poligamii, wśród jego żon znalazła się… 14 letnia dziewczyna. Według prawa w Teksasie, 14 latka może wziąć ślub jeśli rodzice się na to zgodzą… Ale ja mam wyjebane na prawo. To i tak jest odrażające. Czyli nie dość, że chłop rucha kogo popadnie oraz był istnym bluźniercą, to jeszcze pedofil. Mamy bingo na karcie lidera kultu!
Dobra, właśnie przez parę stron opisałem historię kultu, który zrodził inny kult, który zrodził jeszcze inny kult w którym doszło do odłamu, który spowodował, że jego władcą został jebnięty pedofil. To teraz takie pytanie, dlaczego o tym wspominam?
…Bo chciałem.
David głosił, że nie tylko Jezus nosi nazwisko Chrystus, lecz każdy syn Boży, który głosi jego objawienia. Twierdził, że on też był takim Chrystusem. Głosił, że to właśnie jego wierni będą walczyć z armią Babilońską, która będzie ich otaczać z każdej strony podczas ich ostatnich dni. David chciał stworzyć armię, która będzie walczyła aż do samego końca (o ironio…). Stąd też dostali lekkiego pierdolca na punkcie broni i zaczęli ją gromadzić.
W 1989 David twierdził, że doznał kolejnego objawienia od Boga, w którym ten mu kazał spłodzić dokładnie 24 dzieci, które podczas tych ostatnich dni ludzkości będą sędziami. Tudzież kobiety z sekty rozłożyły przed nim nogi aby ziścić tą przepowiednię. Cosi nie pykło, ponieważ miał jedynie 16 dzieci, ale jeszcze młody chłop, mógł sobie dorobić z czasem. Skoro w tematach ciężarnych jesteśmy – David miał wiele żon jak to przystało na lidera sekty. Co prawda jego „oficjalną” żoną była Rachel Jones, ale nie powstrzymywało go to od posiadania innych małżonek. Przy czym… Oprócz samej poligamii, wśród jego żon znalazła się… 14 letnia dziewczyna. Według prawa w Teksasie, 14 latka może wziąć ślub jeśli rodzice się na to zgodzą… Ale ja mam wyjebane na prawo. To i tak jest odrażające. Czyli nie dość, że chłop rucha kogo popadnie oraz był istnym bluźniercą, to jeszcze pedofil. Mamy bingo na karcie lidera kultu!
Dobra, właśnie przez parę stron opisałem historię kultu, który zrodził inny kult, który zrodził jeszcze inny kult w którym doszło do odłamu, który spowodował, że jego władcą został jebnięty pedofil. To teraz takie pytanie, dlaczego o tym wspominam?
…Bo chciałem.

Po tym jak już uporali się z tą małą wojną domową w swoich szeregach, to los chciał, że nastał nowy problem – dawni członkowie kultu, którzy odeszli czy to z powodu nauk Davida, czy to Ci co w końcu poszli po piątą klepkę do głowy, zdecydowali się pójść na policję oraz do różnych gazet z informacją, że w ośrodku kultu dochodzi do znęcania się nad dziećmi. Przy czym nie tylko David był tutaj winien temu znęcaniu – ponoć kilku dorosłych znęcało się nad dziećmi, z których niektóre miały raptem 8 lat. Czy te historie były prawdziwe? Niektóre były przekolorowanym wymysłem osób, które miały na pieńku z kultem – dobrym przykładem jest Marc Breault, „prorok” z Hawajów który został wyjebany z siedziby kultu po tym, jak próbował obalić Davida. Po jego wydaleniu, zaczął rozsiewać plotki o wszelakich zbrodniach, jakich dopuścił się David oraz inni członkowie. Oczywiście, pomimo takich przekoloryzowanych zeznań, nie zmieniało to faktu, że przynajmniej David miał swoje za uszami. Cała sprawa była na tyle nagłośniona, że opieka społeczna zdecydowała się przeprowadzić śledztwo na terenach ośrodku. Nie byli w stanie znaleźć żadnych dowodów na takowe znęcanie się, co nie zmieniło faktu, że opinia publiczna względem Dawidowców zaczęła się zmieniać.
Innym problemem okazało się posiadanie broni. Tak, przypierdolili się do nich za posiadanie broni w Teksasie. Jak się okazało, jeden z Dawidowców posiadał własny sklep z bronią. Produkował ją własnoręcznie, sprzedawał ją, prowadził spis klientów oraz inwentarza, a po tym wpłacał część zarobków na konto kultu. Cały ten proces był legalny – posiadał wszelakie uprawnienia pozwalające na produkcję oraz sprzedaż broni, prowadził spisy jakie miał prowadzić i rejestrował broń, którą własnoręcznie tworzył. Jednakże pewnego dnia, kiedy dostawca UPS dostarczał paczkę pod adres podany przez właściciela sklepu, paczka mu upadła, otworzyła się, przez co zauważył w środku granaty treningowe oraz proch strzelniczy. Jak na ironię, to też nie było nielegalne ani też dziwne – członkowie kultu powiązani ze sprzedażą broni często jeździli na wszelakie pokazy oraz strzelnice, na których używa się takowych granatów treningowych. Ładowali też własną amunicję, tudzież proch strzelniczy nie był też niczym dziwnym. Jednakże ten kurier z UPS zdecydował się pójść z tym do biura szeryfa i kiedy poinformował go, że w paczce znajdowała się podejrzana zawartość, sprawę przekazano do… ATF. I myślę, że możecie się już pokapować, gdzie wszystko poszło się jebać.
Innym problemem okazało się posiadanie broni. Tak, przypierdolili się do nich za posiadanie broni w Teksasie. Jak się okazało, jeden z Dawidowców posiadał własny sklep z bronią. Produkował ją własnoręcznie, sprzedawał ją, prowadził spis klientów oraz inwentarza, a po tym wpłacał część zarobków na konto kultu. Cały ten proces był legalny – posiadał wszelakie uprawnienia pozwalające na produkcję oraz sprzedaż broni, prowadził spisy jakie miał prowadzić i rejestrował broń, którą własnoręcznie tworzył. Jednakże pewnego dnia, kiedy dostawca UPS dostarczał paczkę pod adres podany przez właściciela sklepu, paczka mu upadła, otworzyła się, przez co zauważył w środku granaty treningowe oraz proch strzelniczy. Jak na ironię, to też nie było nielegalne ani też dziwne – członkowie kultu powiązani ze sprzedażą broni często jeździli na wszelakie pokazy oraz strzelnice, na których używa się takowych granatów treningowych. Ładowali też własną amunicję, tudzież proch strzelniczy nie był też niczym dziwnym. Jednakże ten kurier z UPS zdecydował się pójść z tym do biura szeryfa i kiedy poinformował go, że w paczce znajdowała się podejrzana zawartość, sprawę przekazano do… ATF. I myślę, że możecie się już pokapować, gdzie wszystko poszło się jebać.

ATF niemalże natychmiastowo rozpoczęło śledztwo. 9 czerwca 1992 roku zaczęli prześwietlać sektę, a 30 lipca tego samego roku wysłali dwóch agentów do lokalnych sklepów z bronią, aby Ci wypytali właścicieli o Dawidowców. Właściciele tych sklepów jak się okazało nigdy nie mieli z nimi żadnych problemów – wszystkie rachunki się zgadzały, nie było żadnych nieścisłości w księgach, nic. ATF nie ufało im, więc wybrali się do szeryfa. Wtedy to szeryf zadzwonił do Davida Koresha, przy czym ten… Zgodził się na przeszukanie ośrodka przez ATF i szeryfa. David dał im zezwolenie na przeczesanie całego ośrodka, przeczytanie każdego spisu, sprawdzenie każdej broni. O tyle co Szeryf chciał się zgodzić to z jakiegoś powodu ATF odmówiło tej ofercie. Tak, ATF miało szansę załatwić to polubownie, wysłać tam tylu agentów ile było potrzeba z obstawą od szeryfa, prześwietlić cokolwiek tylko chcieli. No i z tej szansy nie skorzystali. Zamiast tego, agenci ATF pod przykrywką zaczęli wynajmować dom po drugiej stronie ulicy od ośrodka skąd prowadzili obserwację. Jako przykrywkę podali, że są grupą studentów, którzy wynajęli sobie domek na semestr. Ta przykrywka… Była fatalna. Wszyscy mieli po 30+ lat, nie chodzili na zajęcia i jeździli takimi samymi pojazdami (które były w fenomenalnym stanie). Przecież każdy by się domyślił. Jednym z agentów był Robert Rodriguez. Jego zadaniem było wniknięcie w szeregi kultu aby rozpracowanie ich od środka… A przynajmniej chcieli, aby to tak wyglądało. W rzeczywistości przechodził przez ulicę, nasłuchał się kilku kazań, po czym wracał. No po prostu genialna robota. Jak się później okazało, David rozpracował Roberta dosyć szybko – pokapował się, że był agentem pod przykrywką. Co David postanowił z tym zrobić? Absolutnie kurwa nic. Niechaj sobie łazi gdzie chce, pyta kogo chce, słucha czego chce, może po pewnym czasie mu się znudzi.
Po pewnym czasie Robert zdał raport, w którym powiedział że na terenie ośrodku znalazły się sztuczne granaty oraz komory spustowe do karabinu typu AR-15. Nie było w tym nic dziwnego, ponieważ znowu – Dawidowcy rejestrowali to wszystko. Tylko ATF uznało, że może do tej pory nie używali tej broni do jakiś zbrodniczych celów, ale teraz będą chcieli. W sensie ubzdurali sobie, że uszkadzają te komory celowo, aby przestawić karabiny z pół-automatu na pełną serię. Nie mieli żadnych podstaw, aby to podejrzewać – Robert nie sprawdził żadnej z tych części osobiście, zawarł jedynie swoje przypuszczenia. Przy czym nawet jakby sprawdził te komory to i tak pewnie nie wiedziałby na co patrzy, bo jak się okazało, Robert w ogóle nie zna się na broni palnej (chuj, że pracuje w organizacji, która powinna takiego czegoś wymagać), ponieważ w tym samym raporcie napisał, że zauważył komory spustowe i komory zamkowe do… AK-47. Kałachy w przeciwieństwie do AR mają tylko jedną komorę. Znaczy, istnieje taka kałachopodobna broń która posiada komory spustowe i zamkowe, M10X. Tylko to powstało w 2015 roku…
W każdym razie, ten idiotyczny raport wraz ze skargą na hałas wystarczyło aby ATF otrzymało nakaz przeszukania… Wiecie, ten nakaz który nigdy nie był im potrzebny, ponieważ David się zgodził na przeszukanie. Przy czym warto tutaj wspomnieć – ta skarga na hałas pochodziła od sąsiada, który zadzwonił do szeryfa twierdząc, że słyszy broń w pełni automatyczną. ATF zapomniało wspomnieć w swoim pozwoleniu o nakaz, że biuro szeryfa to sprawdziło, przy czym okazało się że po prostu kilku chłopów strzelało sobie na przemian i brzmiało to jak w pełni automatyczna broń. No ale to nie dobre jest, więc po co o tym gadać. Jeszcze odnośnie tego spierdolenia ATF, pamiętacie, jak David znalazł to laboratorium mety i zadzwonił z tym do szeryfa? No to ATF użyło tego jako uzasadnienia, że mogą tam jeszcze dalej produkować narkotyki… Tak, produkować narkotyki za pomocą laboratorium… Po poprzednikach… Które sami zgłosili… Które szeryf uprzątnął… Ja pierdole…
Po pewnym czasie Robert zdał raport, w którym powiedział że na terenie ośrodku znalazły się sztuczne granaty oraz komory spustowe do karabinu typu AR-15. Nie było w tym nic dziwnego, ponieważ znowu – Dawidowcy rejestrowali to wszystko. Tylko ATF uznało, że może do tej pory nie używali tej broni do jakiś zbrodniczych celów, ale teraz będą chcieli. W sensie ubzdurali sobie, że uszkadzają te komory celowo, aby przestawić karabiny z pół-automatu na pełną serię. Nie mieli żadnych podstaw, aby to podejrzewać – Robert nie sprawdził żadnej z tych części osobiście, zawarł jedynie swoje przypuszczenia. Przy czym nawet jakby sprawdził te komory to i tak pewnie nie wiedziałby na co patrzy, bo jak się okazało, Robert w ogóle nie zna się na broni palnej (chuj, że pracuje w organizacji, która powinna takiego czegoś wymagać), ponieważ w tym samym raporcie napisał, że zauważył komory spustowe i komory zamkowe do… AK-47. Kałachy w przeciwieństwie do AR mają tylko jedną komorę. Znaczy, istnieje taka kałachopodobna broń która posiada komory spustowe i zamkowe, M10X. Tylko to powstało w 2015 roku…
W każdym razie, ten idiotyczny raport wraz ze skargą na hałas wystarczyło aby ATF otrzymało nakaz przeszukania… Wiecie, ten nakaz który nigdy nie był im potrzebny, ponieważ David się zgodził na przeszukanie. Przy czym warto tutaj wspomnieć – ta skarga na hałas pochodziła od sąsiada, który zadzwonił do szeryfa twierdząc, że słyszy broń w pełni automatyczną. ATF zapomniało wspomnieć w swoim pozwoleniu o nakaz, że biuro szeryfa to sprawdziło, przy czym okazało się że po prostu kilku chłopów strzelało sobie na przemian i brzmiało to jak w pełni automatyczna broń. No ale to nie dobre jest, więc po co o tym gadać. Jeszcze odnośnie tego spierdolenia ATF, pamiętacie, jak David znalazł to laboratorium mety i zadzwonił z tym do szeryfa? No to ATF użyło tego jako uzasadnienia, że mogą tam jeszcze dalej produkować narkotyki… Tak, produkować narkotyki za pomocą laboratorium… Po poprzednikach… Które sami zgłosili… Które szeryf uprzątnął… Ja pierdole…
Pomijając już skurwysyństwo ATF (głupotą tego nie nazwę, bo wiedzieli doskonale co robią), na chuj agencja zajmująca się tytoniem, alkoholem i bronią palną podejrzewa kogoś o produkcję narkotyków i nie przekazuje tej sprawy do DEA?
A na taki chuj, że potrzebowali kozła ofiarnego po Ruby Ridge, więc tak samo jak w przypadku Ruby Ridge napierdolili różnych głupot w raportach, aby uzyskać ten nakaz, żeby to oni wyglądali na tych dobrych. Już sobie wyobrażali te nagłówki gazet – ATF aresztuje członków sekty, która nielegalnie produkowała broń, sprzedawała narkotyki i znęcała się nad dziećmi. Desperacko potrzebowali tego… No i zdecydowali się to wszystko zjebać, jeszcze gorzej niż poprzednio.
W tej prośbie o nakaz uzasadnili, że powodem dla którego chcą zrobić najazd na ośrodek było to, że David Koresh nigdy go nie opuszcza… Nie zaskoczę was kiedy powiem, że to uzasadnienie było kłamstwem – najgłupszym kłamstwem jakie tylko mogli wymyślić. David notorycznie łaził po lokalnych barach i kanjpach gdzie grał muzykę (nawet nie żadną kultową muzykę o dziwo, popularne kawałki z tych lat), a to tu pracował, a to tu się przeszedł. Przy czym ATF wiedziało o tym, bo go obserwowali i jeszcze mieli tam tego tępego tajniaka. Ale chcieli z tego zrobić jeden wielki teatrzyk. Zamiast traktować to niczym rutynowe przeszukanie, agenci ATF trenowali miesiącami na akcję nalotową pokroju najazdu na posiadłość kartelu. Nigdy nie chcieli załatwić tego pokojowo. W końcu otrzymali nakaz, który musieli wykonać do 28 lutego 1993 roku.
Wjazd na chatę rozpoczął się rankiem 28 lutego. Pewien lokalny reporter dostał cynk, że najazd się odbędzie za niedługo, po czym wsiadł do samochodu i zaczął jechać w stronę ośrodka. Nie znał jednak dokładnej drogi, więc zatrzymał się na poboczu i zapytał listonosza o drogę. Kiedy listonosz zapytał się czemu tam jedzie, odpowiedział mu, że ATF za niedługo rozpocznie najazd. Reporter powiedział mu, że „będzie głośno i będzie jatka”. Jak się okazało, listonosz którego zapytał się o drogę był szwagrem Davida Koresha. Tak więc listonosz rzucił roznoszenie listów w cholerę, sam wskoczył do auta i zapierdalał do kwater sekty aby wszystkich ostrzec. Kiedy tylko powtórzył to co powiedział mu reporter ludzie zaczęli lekko panikować. Po tym, jak David dowiedział się o sytuacji, pobiegł natychmiast do Roberta Rodrigueza, który dalej znajdował się na terenach ośrodka działając pod przykrywką. David powiedział mu, że zdaje sobie sprawę z tego, że jest agentem pod przykrywką, więc błagał go aby odwołano ten najazd. Robert oczywiście udawał głupiego, po czym spierdolił przednim wyjściem. Twierdził, że wszyscy modlili się kiedy wychodził. Wtedy w ośrodku znajdowało się 126 ludzi.
A na taki chuj, że potrzebowali kozła ofiarnego po Ruby Ridge, więc tak samo jak w przypadku Ruby Ridge napierdolili różnych głupot w raportach, aby uzyskać ten nakaz, żeby to oni wyglądali na tych dobrych. Już sobie wyobrażali te nagłówki gazet – ATF aresztuje członków sekty, która nielegalnie produkowała broń, sprzedawała narkotyki i znęcała się nad dziećmi. Desperacko potrzebowali tego… No i zdecydowali się to wszystko zjebać, jeszcze gorzej niż poprzednio.
W tej prośbie o nakaz uzasadnili, że powodem dla którego chcą zrobić najazd na ośrodek było to, że David Koresh nigdy go nie opuszcza… Nie zaskoczę was kiedy powiem, że to uzasadnienie było kłamstwem – najgłupszym kłamstwem jakie tylko mogli wymyślić. David notorycznie łaził po lokalnych barach i kanjpach gdzie grał muzykę (nawet nie żadną kultową muzykę o dziwo, popularne kawałki z tych lat), a to tu pracował, a to tu się przeszedł. Przy czym ATF wiedziało o tym, bo go obserwowali i jeszcze mieli tam tego tępego tajniaka. Ale chcieli z tego zrobić jeden wielki teatrzyk. Zamiast traktować to niczym rutynowe przeszukanie, agenci ATF trenowali miesiącami na akcję nalotową pokroju najazdu na posiadłość kartelu. Nigdy nie chcieli załatwić tego pokojowo. W końcu otrzymali nakaz, który musieli wykonać do 28 lutego 1993 roku.
Wjazd na chatę rozpoczął się rankiem 28 lutego. Pewien lokalny reporter dostał cynk, że najazd się odbędzie za niedługo, po czym wsiadł do samochodu i zaczął jechać w stronę ośrodka. Nie znał jednak dokładnej drogi, więc zatrzymał się na poboczu i zapytał listonosza o drogę. Kiedy listonosz zapytał się czemu tam jedzie, odpowiedział mu, że ATF za niedługo rozpocznie najazd. Reporter powiedział mu, że „będzie głośno i będzie jatka”. Jak się okazało, listonosz którego zapytał się o drogę był szwagrem Davida Koresha. Tak więc listonosz rzucił roznoszenie listów w cholerę, sam wskoczył do auta i zapierdalał do kwater sekty aby wszystkich ostrzec. Kiedy tylko powtórzył to co powiedział mu reporter ludzie zaczęli lekko panikować. Po tym, jak David dowiedział się o sytuacji, pobiegł natychmiast do Roberta Rodrigueza, który dalej znajdował się na terenach ośrodka działając pod przykrywką. David powiedział mu, że zdaje sobie sprawę z tego, że jest agentem pod przykrywką, więc błagał go aby odwołano ten najazd. Robert oczywiście udawał głupiego, po czym spierdolił przednim wyjściem. Twierdził, że wszyscy modlili się kiedy wychodził. Wtedy w ośrodku znajdowało się 126 ludzi.

Kobiety i dzieci ukryły się po pokojach. Niektórzy mężczyźni sięgnęli po broń. Około 9:45, agenci ATF przybyli na miejsce i zaczęli otaczać wejście. David wyszedł z rękami w górze. Błagał ich, aby przestali, ponieważ w środku są kobiety i dzieci. Wszyscy zaczynają krzyczeć, po czym słychać wystrzał. Oczywiście, ATF twierdziło, że jeden z Dawidowców strzelił, ale jak możecie się domyśleć, po całym zajściu okazało się, że to właśnie ATF oddało pierwszy strzał. Są dwie teorie odnośnie dlaczego – albo jeden z agentów ATF zobaczył kultystę trzymającego broń w oknie, po czym oddał do niego strzał, albo to ich zespół do zabijania psów (nie, nie żartuje, oni faktycznie mają specjalne zespoły do mordowania psów) zdecydowali się zajebać psy sekty (a dokładniej mów malamuta… Oraz jej szczenięta…). Jak się można domyślić, ATF zaczęło strzelać gdzie popadnie, przez co David został trafiony w brzuch i rękę. Po tym jak został ranny, wrócił do środka budynku, po czym zabarykadowano drzwi. W drzwiach pozostały dziury po kulach. Te same drzwi po całym zajściu… Zaginęły. Lewe drzwi, które były nietknięte pozostały w magazynie dowodowym, aczkolwiek prawe drzwi z dziurami po kulach które świadczyłyby o tym, że to ATF oddało pierwsze strzały w kierunku Davida zniknęły. Jeden z agentów w późniejszych zeznaniach twierdził, jak widział grupę śledczych, którzy zapakowali te drzwi do ciężarówki transportowej. Nigdy nie zostały odnalezione.

Dawidowcy znajdujący się na górnych piętrach odpowiedzieli ogniem. Jeden z członków sekty, Wayne Martin, zadzwonił na policję aby Ci skontaktowali się z agentami, prosząc o wstrzymanie ognia. Twierdził, że to agenci ATF jako pierwsi zaczęli strzelać. Wtedy to też pierwszy agent ATF został postrzelony – próbował wejść do ośrodka od tyłu, ale Dawidowcy go nakryli i ostrzelali. Helikoptery zaczęły przelatywać blisko ośrodka aby odciągnąć uwagę Dawidowców od agentów na ziemi. Jednakże późniejsze zeznania osób, które ocalały sugerują, że z helikopterów również prowadzony był ostrzał.

Agenci ATF zaczęli wspinać się na dach do górnych pięter, ponieważ według raportów Roberta, to właśnie tam znajdowała się broń. Sekciarze zaczęli strzelać do trzech agentów, którzy ustawili się obok okna. Pomimo wrzucenia do środka granatu byłskowo-hukowego, strzelanina dalej trwała. Na nagraniach (których nie pokażę, ponieważ nie chcę, aby ta dzida trafiła na Harda… Aczkolwiek łatwo je idzie znaleźć) widać, jak czwarty agent zostaje postrzelony i spada z dachu. ATF twierdzi, że po wejściu do budynku jeden z ich agentów został zabity, po czym w odwecie pozostali zastrzelili Dawidowca odpowiedzialnego za to, ale to zajście nigdy nie zostało nagrane. Podczas szukania broni agenci zostali zaskoczeni przez kolejnego sekciarza – ranił dwóch agentów, ale sam został zabity. Agenci po tym wyszli przez okno… Przy czym jeden walnął głową o framugę i spadł na dach (na miłość Boską…). Po odwrocie, agenci schowali się za pojazdami i ostrzelali budynek przez prawie 3 godziny. Szeryf oraz inni świadkowie twierdzą, że jedynym powodem dla którego ATF przerwało ostrzał był fakt, że skończyła im się amunicja. Po tej początkowej strzelaninie, Dawidowcy oświadczyli, że ATF może zabrać swoich zabitych i rannych. Po stronie ATF zginęło 4 agentów, a 16 zostało rannych. Po stronie Dawidowców było natomiast 5 zabitych, oraz około 20 rannych, łącznie z Davidem. Kilku kultystów zdecydowało się pochować zabitych na cmentarzu. Po pochówku, kiedy wracali do budynku… Jeden z nich został zastrzelony przez agenta ATF. Według ATF, ten mężczyzna odwrócił się i zaczął strzelać, aczkolwiek nigdy tego nie potwierdzono.
Sytuacja zainteresowała uwagę mediów – reporterzy zaczęli się zjeżdżać z całego kraju. Natomiast na szczeblu federalnym, FBI przyłączyło się do akcji ze względu na martwych agentów federalnych. Wysłano zespół do ratowania zakładników, przy czym… Jakimś kurwa cudem… Wysłano dokładnie ten sam zespół, który znajdował się w Ruby Ridge…
…Śmiałbym się, gdyby nie fakt, że wiem co oni później odjebali…
David zaczął dzwonić po mediach, opowiadając im swoją wersję wydarzeń. Oczywiście utrzymywał, że to ATF zaczęło strzelać jako pierwsze. W odpowiedzi na to… FBI przecięło linie telefoniczne. W ten sposób, David nie mógł rozmawiać z nikim. Jedynym sposobem komunikacji była specjalna linia, która prowadziła prosto do negocjatorów. David mógł rozmawiać z nimi i tylko nimi. Niemniej jednak, media dowiedziały się na tyle dużo od Davida, że wystarczyło aby wywołać istny szał. Po raz już kolejny, siły federalne otworzyły ogień jako pierwsze. Po raz kolejny, ludzie musieli się przed nimi bronić.
Przez kilka dni, David rozmawiał z negocjatorami. Spędził setkę godzin nad telefonem, rozmawiając o wszelakich pierdołach. Warto tutaj wspomnieć, że w trakcie jednej z rozmów David błagał, aby federalnie nie zabijali nikogo w ośrodku i nie podpalili budynku… Kurwa, może chłop faktycznie był jasnowidzem.
FBI oczekiwało, że prędzej czy później Dawidowcy coś odpierdolą. Spodziewali się jednej z dwóch rzeczy – albo popełnią masowe samobójstwo, albo zdecydują się odejść z hukiem. Ale ku ich zaskoczeniu, po kilku dniach żadna z tych opcji się nie ziściła. Kultyści po prostu… Siedzieli na dupach. Jakby nie było, ta sekta akurat przygotowywała się na walkę z armią babilońską… A to oznacza w piździec jedzenia i wody w spiżarce.
David zadzwonił do negocjatora i powiedział, że ma wiadomość dla Amerykanów. Jeśli puszczą ją w radiu, dobrowolnie się podda. O dziwo, FBI zdecydowało się puścić tę wiadomość. Była to jego interpretacja woli Bożej, w której podano mu możliwość rozszyfrowania księgi objawień.
Sytuacja zainteresowała uwagę mediów – reporterzy zaczęli się zjeżdżać z całego kraju. Natomiast na szczeblu federalnym, FBI przyłączyło się do akcji ze względu na martwych agentów federalnych. Wysłano zespół do ratowania zakładników, przy czym… Jakimś kurwa cudem… Wysłano dokładnie ten sam zespół, który znajdował się w Ruby Ridge…
…Śmiałbym się, gdyby nie fakt, że wiem co oni później odjebali…
David zaczął dzwonić po mediach, opowiadając im swoją wersję wydarzeń. Oczywiście utrzymywał, że to ATF zaczęło strzelać jako pierwsze. W odpowiedzi na to… FBI przecięło linie telefoniczne. W ten sposób, David nie mógł rozmawiać z nikim. Jedynym sposobem komunikacji była specjalna linia, która prowadziła prosto do negocjatorów. David mógł rozmawiać z nimi i tylko nimi. Niemniej jednak, media dowiedziały się na tyle dużo od Davida, że wystarczyło aby wywołać istny szał. Po raz już kolejny, siły federalne otworzyły ogień jako pierwsze. Po raz kolejny, ludzie musieli się przed nimi bronić.
Przez kilka dni, David rozmawiał z negocjatorami. Spędził setkę godzin nad telefonem, rozmawiając o wszelakich pierdołach. Warto tutaj wspomnieć, że w trakcie jednej z rozmów David błagał, aby federalnie nie zabijali nikogo w ośrodku i nie podpalili budynku… Kurwa, może chłop faktycznie był jasnowidzem.
FBI oczekiwało, że prędzej czy później Dawidowcy coś odpierdolą. Spodziewali się jednej z dwóch rzeczy – albo popełnią masowe samobójstwo, albo zdecydują się odejść z hukiem. Ale ku ich zaskoczeniu, po kilku dniach żadna z tych opcji się nie ziściła. Kultyści po prostu… Siedzieli na dupach. Jakby nie było, ta sekta akurat przygotowywała się na walkę z armią babilońską… A to oznacza w piździec jedzenia i wody w spiżarce.
David zadzwonił do negocjatora i powiedział, że ma wiadomość dla Amerykanów. Jeśli puszczą ją w radiu, dobrowolnie się podda. O dziwo, FBI zdecydowało się puścić tę wiadomość. Była to jego interpretacja woli Bożej, w której podano mu możliwość rozszyfrowania księgi objawień.
Puszczono ją zgodnie z żądaniami, ale mimo tego, David zdecydował się nie dotrzymać swojej części umowy – nie poddał się, ponieważ Bóg mu powiedział, żeby poczekał. Niektórzy myślą, że David leciał sobie w chuja z FBI. Inni twierdzą, zachowanie FBI wpłynęło na tę decyzję. Mimo tego wszystkiego, David pozwolił kilku osobom na opuszczenie budynku – było to kilka matek łącznie z 19 dziećmi w przedziale wiekowym od 5 miesięcy do 12 lat. W budynku pozostało łącznie 96 osób, z czego 28 to dzieci. Niemalże natychmiast matki zostały aresztowane, a dzieci wzięto do pokoju przesłuchań. Próbowano ustalić, czy dzieci które pozostały w budynku faktycznie są torturowane. Przy czym nie chodziło tutaj o praworządność – FBI potrzebowało naprawdę dobrego PR-u, ponieważ wiedzieli, że na rękach robi im się kolejny pierdolnik. Mimo rzekomego potwierdzenia o znęcaniu się kultystów nad dziećmi, nie ostały się żadne zapiski ani nagrania z przesłuchań. Co więcej, wiele z tych dzieci kiedy dorosły zeznało, że śledczy starali się ich naprowadzić na odpowiedzi które chcieli uzyskać.
9 dnia oblężenia, David zażądał kamery, aby nagrać siebie i swoich wierzących, aby świat wiedział co tak naprawdę się tam działo. Na nagraniu, David pokazuje kilka ze swoich dzieci i mocno krytykuje działania ATF. Później, niektórzy członkowie kultu mówią dlaczego do niego wstąpili, oraz odczucia względem obecnej sytuacji. FBI, po otrzymaniu tej taśmy… Zdecydowało się nie publikować nagrania z obawy, że ludzie odczuliby sympatię względem Dawidowców.
Tymczasem, z powodu kiepskich wyników, wewnątrz FBI doszło do kłótni pomiędzy negocjatorami a oddziałem taktycznym. Negocjatorzy rozmawiali z Davidem i innymi członkami. Zdawali sobie sprawę, że takie metody są czasochłonne ale do tej pory przyniosły efekty, nawet jeśli znikome. Ale zespół od ratowania zakładników stwierdził, że to wszystko trwało za wolno. Chcieli to przyśpieszyć. Ich rozwiązaniem było… Wzięcie czołgu i rozjechanie wszystkich aut należących do członków sekty… Oraz cmentarza…
9 dnia oblężenia, David zażądał kamery, aby nagrać siebie i swoich wierzących, aby świat wiedział co tak naprawdę się tam działo. Na nagraniu, David pokazuje kilka ze swoich dzieci i mocno krytykuje działania ATF. Później, niektórzy członkowie kultu mówią dlaczego do niego wstąpili, oraz odczucia względem obecnej sytuacji. FBI, po otrzymaniu tej taśmy… Zdecydowało się nie publikować nagrania z obawy, że ludzie odczuliby sympatię względem Dawidowców.
Tymczasem, z powodu kiepskich wyników, wewnątrz FBI doszło do kłótni pomiędzy negocjatorami a oddziałem taktycznym. Negocjatorzy rozmawiali z Davidem i innymi członkami. Zdawali sobie sprawę, że takie metody są czasochłonne ale do tej pory przyniosły efekty, nawet jeśli znikome. Ale zespół od ratowania zakładników stwierdził, że to wszystko trwało za wolno. Chcieli to przyśpieszyć. Ich rozwiązaniem było… Wzięcie czołgu i rozjechanie wszystkich aut należących do członków sekty… Oraz cmentarza…

Jakby tego było jeszcze mało, to ten zespół przez noc nakurwiał do nich jasnym reflektorem, no i grał głośną muzykę przeplataną z makabrycznymi dźwiękami, takimi jak zarzynane króliki. No i jeszcze na pełnej głośności puszczali odgłosy, jakie wydają z siebie konie i delfiny…
Mamy tutaj pojedynek pomiędzy zespołem FBI a sekciarzami, którzy wierzą w koniec świata z liderem pedofilem… I to FBI wychodzi na bandę chorych pojebów…
Odcięto dostęp do prądu i wody. Niektórzy mieli dość. 11 osób poddało się. Dzieci, które pozostały w budynku bały się wyjść ze względu na fakt, że widziały poprzednio jak rodzice są aresztowani a dzieci zabierane gdzieś w siną dal.
FBI sprowadziło ekspertów od wszelakich kultów, żeby lepiej zrozumieć ideologię oraz tok rozumowania Dawidowców. No i po tym jak Ci eksperci zobaczyli co się tam odpierdala, to zamiast badać psychologię kultu to zaczęli badać psychologię FBI. Stwierdzili wprost – najlepszym sposobem na poradzenie sobie z kultem, który czeka na armię szatana… Jest nie zachowywanie się jak armia szatana.
Sytuacja była bez zmian przez kilka tygodni. W międzyczasie FBI zdecydowało się na odsunięcie wszelakich reporterów oraz kamerzystów na dalszą odległość tak, aby widzieli cały ośrodek, ale nie widzieli tego, co robią agenci. Wynikało to z faktu, że ich zespół taktyczny chyba się nudził, ponieważ padły sugestię aby ustawić snajpera i zastrzelić Davida kiedy tylko będzie przechodził koło okna. Ostatecznie zabroniono im czegoś takiego, ponieważ obawiano się, że inni kultyści popełnią zbiorowe samobójstwo po śmierci Davida.
Jakby tego było jeszcze mało, to cało to zamieszanie wywołało niemały ból głowy w stolicy. Zainteresował się tym bowiem… Prezydent Stanów Zjednoczonych, Bill Clinton. Prokurator generalny Janet Reno, w rozmowie z Prezydentem okłamało go, że akcja szybko wymykała się z pod kontroli i że kultyści znęcają się nad dziećmi każdego dnia. Bill zapytał, czy można to jakoś przeczekać, ale pani prokurator stwierdziła, że to byłoby zbyt kosztowne… Po całym zajściu ktoś miał na tyle jaj, aby zapytać ją dlaczego okłamała prezydenta. Wtedy to powiedziała, iż prawdziwym powodem dla którego chciała zakończyć oblężenie w Waco był strach. Bała się, że jakaś antyrządowa grupka bojówkarzy zleci się, aby odbić ośrodek. W każdym razie, Bill Clinton dał jej zezwolenie na zakończenie sprawy natychmiastowo.
14 kwietnia David Koresh twierdził, iż doznał Boskiego objawienia. Chciał spisać swoje „rozwiązanie” księgi objawień, po czym chciał oddać te wypociny reporterom. Ogłosił, że po tym się podda. Jak się okazało, nie spodobało się to jebniętemu zespołowi taktycznemu, który chciał się jeszcze ponapierdalać.
Odcięto dostęp do prądu i wody. Niektórzy mieli dość. 11 osób poddało się. Dzieci, które pozostały w budynku bały się wyjść ze względu na fakt, że widziały poprzednio jak rodzice są aresztowani a dzieci zabierane gdzieś w siną dal.
FBI sprowadziło ekspertów od wszelakich kultów, żeby lepiej zrozumieć ideologię oraz tok rozumowania Dawidowców. No i po tym jak Ci eksperci zobaczyli co się tam odpierdala, to zamiast badać psychologię kultu to zaczęli badać psychologię FBI. Stwierdzili wprost – najlepszym sposobem na poradzenie sobie z kultem, który czeka na armię szatana… Jest nie zachowywanie się jak armia szatana.
Sytuacja była bez zmian przez kilka tygodni. W międzyczasie FBI zdecydowało się na odsunięcie wszelakich reporterów oraz kamerzystów na dalszą odległość tak, aby widzieli cały ośrodek, ale nie widzieli tego, co robią agenci. Wynikało to z faktu, że ich zespół taktyczny chyba się nudził, ponieważ padły sugestię aby ustawić snajpera i zastrzelić Davida kiedy tylko będzie przechodził koło okna. Ostatecznie zabroniono im czegoś takiego, ponieważ obawiano się, że inni kultyści popełnią zbiorowe samobójstwo po śmierci Davida.
Jakby tego było jeszcze mało, to cało to zamieszanie wywołało niemały ból głowy w stolicy. Zainteresował się tym bowiem… Prezydent Stanów Zjednoczonych, Bill Clinton. Prokurator generalny Janet Reno, w rozmowie z Prezydentem okłamało go, że akcja szybko wymykała się z pod kontroli i że kultyści znęcają się nad dziećmi każdego dnia. Bill zapytał, czy można to jakoś przeczekać, ale pani prokurator stwierdziła, że to byłoby zbyt kosztowne… Po całym zajściu ktoś miał na tyle jaj, aby zapytać ją dlaczego okłamała prezydenta. Wtedy to powiedziała, iż prawdziwym powodem dla którego chciała zakończyć oblężenie w Waco był strach. Bała się, że jakaś antyrządowa grupka bojówkarzy zleci się, aby odbić ośrodek. W każdym razie, Bill Clinton dał jej zezwolenie na zakończenie sprawy natychmiastowo.
14 kwietnia David Koresh twierdził, iż doznał Boskiego objawienia. Chciał spisać swoje „rozwiązanie” księgi objawień, po czym chciał oddać te wypociny reporterom. Ogłosił, że po tym się podda. Jak się okazało, nie spodobało się to jebniętemu zespołowi taktycznemu, który chciał się jeszcze ponapierdalać.

Po 51 dniach od rozpoczęcia oblężenia, rankiem 19 kwietnia FBI ogłosiło, że dają Dawidowcom ostatnią szansę na poddanie się. Po tym ogłoszeniu widzieli, jak jakiś sekciarz wypierdala telefon przez drzwi. Odpowiedź FBI? Wjebali im się czołgiem na chatę. Zadaniem tego czołgu było wpompowanie gazu łzawiącego do środka. Dokładniej mówiąc był to gaz CS. FBI użyło czołgu, aby zagazować budynek, w którym znajdują się dzieci. Doszło do paniki – kobiety i dzieci pobiegły w stronę bunkra, niektórzy ostrzelali czołg, jeszcze inni wzięli białą flagę i zaczęli nią machać z górnych pięter. Koleś który wyjebał ten telefon do negocjacji? Wyczołgał się, aby znowu go wziąć. Jak się okazało, Dawidowcy chcieli na nowo skontaktować się z FBI, ponieważ podczas objazdu, czołg uszkodził wejście do bunkra, co spowodowało, że znajdujące się w nim kobiety i dzieci nie mogły z niego wyjść. Wtedy to pluskwa FBI wychwyciła coś. Jeden z kultystów mówił o wylewaniu czegoś. Niektórzy myślą, że chodziło o benzynę albo inny środek łatwopalny. Zamysłem było podpalenie czołgu który pompował gaz. Jest też inne wytłumaczenie – niektórzy twierdzą, że polano ubrania albo ścierki wodą aby utworzyć budżetowe maski przeciwgazowe.
Po 6 godzinach od zagazowania doszło do pożaru. Szybko się rozprzestrzenił. Ludzie zaczęli wyskakiwać przez okna. 9 osób uciekło z budynku po rozpoczęciu pożaru. Na miejsce przybyła straż pożarna, ale nie została wpuszczona na miejsce. FBI tego zabroniło tłumacząc, że mogą zostać ostrzelani przez Dawidowców. Cały budynek został spalony do ziemi. Ciała były tak zwęglone, że identyfikacja była niemożliwa. Sposób w jaki zwłoki były ułożone sugerował, że większość zginęła próbując ratować kobiety i dzieci z zawalonego bunkru. W samym bunkrze nikt nie przeżył – kombinacja zatrucia gazem łzawiącym oraz czadem zrobiła swoje. To była powolna i bolesna śmierć.
Niektóre ciała miały w sobie dziury po kulach – świadczyło to o tym, że niektórzy zdecydowali się odejść na własnych warunkach w obliczu pożaru. Wśród samobójców byli David Koresh oraz jego asystent, Steven Schneider.
Tego dnia zginęło 76 osób, z czego 28 to dzieci. Łącznie podczas całego oblężenia śmierć poniosło 82 osób.
Jeden z ocalałych wyniósł ze sobą początkowe strony tłumaczenia księgi objawień – oznaczało to, że David próbował wypełnić swoją część umowy.
Czy federalni mieli jakiekolwiek wyrzuty sumienia? Nie. Po tym, jak pożar strawił większość budynku, pośród zgliszczy znaleziono maszt z flagą Dawidowców. Ta flaga została ściągnięta w dół, a na jej miejsce powieszono flagę ATF. Tak, jakby to było przejęcie miasta przez jakieś wojsko…
Po 6 godzinach od zagazowania doszło do pożaru. Szybko się rozprzestrzenił. Ludzie zaczęli wyskakiwać przez okna. 9 osób uciekło z budynku po rozpoczęciu pożaru. Na miejsce przybyła straż pożarna, ale nie została wpuszczona na miejsce. FBI tego zabroniło tłumacząc, że mogą zostać ostrzelani przez Dawidowców. Cały budynek został spalony do ziemi. Ciała były tak zwęglone, że identyfikacja była niemożliwa. Sposób w jaki zwłoki były ułożone sugerował, że większość zginęła próbując ratować kobiety i dzieci z zawalonego bunkru. W samym bunkrze nikt nie przeżył – kombinacja zatrucia gazem łzawiącym oraz czadem zrobiła swoje. To była powolna i bolesna śmierć.
Niektóre ciała miały w sobie dziury po kulach – świadczyło to o tym, że niektórzy zdecydowali się odejść na własnych warunkach w obliczu pożaru. Wśród samobójców byli David Koresh oraz jego asystent, Steven Schneider.
Tego dnia zginęło 76 osób, z czego 28 to dzieci. Łącznie podczas całego oblężenia śmierć poniosło 82 osób.
Jeden z ocalałych wyniósł ze sobą początkowe strony tłumaczenia księgi objawień – oznaczało to, że David próbował wypełnić swoją część umowy.
Czy federalni mieli jakiekolwiek wyrzuty sumienia? Nie. Po tym, jak pożar strawił większość budynku, pośród zgliszczy znaleziono maszt z flagą Dawidowców. Ta flaga została ściągnięta w dół, a na jej miejsce powieszono flagę ATF. Tak, jakby to było przejęcie miasta przez jakieś wojsko…

Jakby tego było mało, pozowali też na zgliszczach ze swoją bronią… Zgliszczach, w których dalej znajdowały się ciała.

Oprócz drzwi o których wspomniałem usunięto też wiele innych dowodów. Starano się zatuszować prawdziwe wydarzenia – media podawały informacje, jakoby Dawidowcy popełnili zbiorowe samobójstwo.
Teraz dochodzimy do ważnego pytanie – kto podłożył ogień? Po dziś dzień są co do tego sprzeczne informacje – jedni myślą, że to Dawidowcy sami się podpalili, umyślnie albo przez przypadek. Audio z podsłuchu może tak sugerować, aczkolwiek słaba jakość utrudnia ustalenie co dokładnie rozlewali. Co więcej, jeśli faktycznie mięliby podłożyć ogień, to czemu większość starała się zdobyć maski przeciwgazowe? Czemu mężczyźni starali się ocalić kobiety i dzieci?
Inni twierdzą, że to FBI i ATF były odpowiedzialne za pożar. Dowodem za tą tezą jest pytanie zadane przez negocjatora do Stevena Schneidera. Zapytał się on, czy w ośrodku znajdują się gaśnice. Kiedy Steven odpowiedział, że tylko jedna, negocjator zasugerował wykupienie ubezpieczenia od pożarów. Co więcej, pomimo zaprzeczania ze strony FBI, po 6 latach okazało się, że użyto materiałów pirotechnicznych – dokładniej mówiąc granatów zapalających.
FBI nie mogło przestać kłamać po całej tej akcji. Tuszowali dowody i zatajali raporty. Początkowo próbowali przekonać sąd, że gaz CS nie jest łatwopalny. Jest, przy czym naprawdę nie trzeba postarać się, aby nieźle się jarał. Później tłumaczyli się, że dobra, jest łatwopalny, ale nie w zamkniętych pomieszczeniach. Gówno prawda. Jak już wspominałem, przez 6 lat kłamali, że nie pożyczyli niczego od wojska (czyli co, ten czołg z gazem CS mieli tak w garażu na poczekaniu?), a dokładniej chodziło o to, że nie pożyczyli granatów zapalających. Kiedy okazało się inaczej, próbowali się tłumaczyć, że oni strzelali do zbiornika wodnego za ośrodkiem. Nagrania z kamery termowizyjnej temu zaprzeczają – doszło do wystrzału w stronę ośrodka… Dokładniej mówiąc trafili w okolice miejsca, w którym pożar początkowo się rozpoczął. A nawet jak się zgodzimy, że ostrzelali ten zbiornik… To po chuj oni w ogóle takie coś robili? Jaka niby miała być logika?
Po całym tym pierdolniku, federalni wzięli 12 osób spośród ocalałych i oskarżyli ich o nielegalną produkcję broni oraz zabójstwo agentów federalnych. Czterech uniewinniono, a pozostałym ośmiu zmieniono zarzuty na użycie broni w trakcie przestępstwa. Poszli siedzieć, ale nie na długo – ostatni wyszedł z więzienia w 2007 roku. Niby tam ATF i FBI znalazło broń i materiały wybuchowe w tym miejscu, ale chuj wie, czy ich nie podłożyli. Raczej by mnie nie zdziwiło.
Lon Horiuchi, snajper z Ruby Ridge, który zabił Vicky Weaver znajdował się również w Waco. Ostatniego dnia ustawił się z karabinem niedaleko ośrodka. Po dziś dzień FBI wypiera się, jakoby strzelano do ludzi, którzy uciekali z ośrodka. Zeznania świadków natomiast twierdzą inaczej – ponoć ostrzelano ośrodek. Jednakże żadna z kul nie mogła być dopasowana do broni Horiuchiego – jak się okazało, niemalże natychmiast wymienił lufę w swoim karabinie po całej akcji. Co więcej, zdjęcia z autopsji i raporty zostały skonfiskowane przez FBI, po czym zaginęły.
FBI i ATF zjebało wszystko, co tylko mogli. To nie mogło pójść gorzej. Przy czym ja tu nie staram się bronić Davida Koresha jako osoby – chuj mu w grób. Jestem niemalże święcie przekonany, że chłop dopuścił się kilku zbrodni tu i ówdzie. Ale kurwa mać, czy to naprawdę było najlepsze, na co federalnych było stać? Już nawet pójdźmy przez chwilę federalnym na rękę i zgódźmy się, że to sekciarze podpali siebie samych – nawet przy tym stwierdzeniu to nie usprawiedliwia wręcz debilnych decyzji. Niemalże na każdym kroku to wszystko mogło się zakończyć inaczej. Gdyby ATF zgodziło się na to oryginalne przeszukanie ośrodka, gdyby nie zrobili tego gigantycznego nalotu, gdyby pochwycili Davida gdzieś w mieście, gdyby FBI nie zagazowało ich, to wszystko potoczyłoby się inaczej. Ale nie ma co gdybać. Chcieli sobie poprawić PR po Ruby Ridge, a tu taki chuj, zrobili coś miliard razy gorszego.
Teraz dochodzimy do ważnego pytanie – kto podłożył ogień? Po dziś dzień są co do tego sprzeczne informacje – jedni myślą, że to Dawidowcy sami się podpalili, umyślnie albo przez przypadek. Audio z podsłuchu może tak sugerować, aczkolwiek słaba jakość utrudnia ustalenie co dokładnie rozlewali. Co więcej, jeśli faktycznie mięliby podłożyć ogień, to czemu większość starała się zdobyć maski przeciwgazowe? Czemu mężczyźni starali się ocalić kobiety i dzieci?
Inni twierdzą, że to FBI i ATF były odpowiedzialne za pożar. Dowodem za tą tezą jest pytanie zadane przez negocjatora do Stevena Schneidera. Zapytał się on, czy w ośrodku znajdują się gaśnice. Kiedy Steven odpowiedział, że tylko jedna, negocjator zasugerował wykupienie ubezpieczenia od pożarów. Co więcej, pomimo zaprzeczania ze strony FBI, po 6 latach okazało się, że użyto materiałów pirotechnicznych – dokładniej mówiąc granatów zapalających.
FBI nie mogło przestać kłamać po całej tej akcji. Tuszowali dowody i zatajali raporty. Początkowo próbowali przekonać sąd, że gaz CS nie jest łatwopalny. Jest, przy czym naprawdę nie trzeba postarać się, aby nieźle się jarał. Później tłumaczyli się, że dobra, jest łatwopalny, ale nie w zamkniętych pomieszczeniach. Gówno prawda. Jak już wspominałem, przez 6 lat kłamali, że nie pożyczyli niczego od wojska (czyli co, ten czołg z gazem CS mieli tak w garażu na poczekaniu?), a dokładniej chodziło o to, że nie pożyczyli granatów zapalających. Kiedy okazało się inaczej, próbowali się tłumaczyć, że oni strzelali do zbiornika wodnego za ośrodkiem. Nagrania z kamery termowizyjnej temu zaprzeczają – doszło do wystrzału w stronę ośrodka… Dokładniej mówiąc trafili w okolice miejsca, w którym pożar początkowo się rozpoczął. A nawet jak się zgodzimy, że ostrzelali ten zbiornik… To po chuj oni w ogóle takie coś robili? Jaka niby miała być logika?
Po całym tym pierdolniku, federalni wzięli 12 osób spośród ocalałych i oskarżyli ich o nielegalną produkcję broni oraz zabójstwo agentów federalnych. Czterech uniewinniono, a pozostałym ośmiu zmieniono zarzuty na użycie broni w trakcie przestępstwa. Poszli siedzieć, ale nie na długo – ostatni wyszedł z więzienia w 2007 roku. Niby tam ATF i FBI znalazło broń i materiały wybuchowe w tym miejscu, ale chuj wie, czy ich nie podłożyli. Raczej by mnie nie zdziwiło.
Lon Horiuchi, snajper z Ruby Ridge, który zabił Vicky Weaver znajdował się również w Waco. Ostatniego dnia ustawił się z karabinem niedaleko ośrodka. Po dziś dzień FBI wypiera się, jakoby strzelano do ludzi, którzy uciekali z ośrodka. Zeznania świadków natomiast twierdzą inaczej – ponoć ostrzelano ośrodek. Jednakże żadna z kul nie mogła być dopasowana do broni Horiuchiego – jak się okazało, niemalże natychmiast wymienił lufę w swoim karabinie po całej akcji. Co więcej, zdjęcia z autopsji i raporty zostały skonfiskowane przez FBI, po czym zaginęły.
FBI i ATF zjebało wszystko, co tylko mogli. To nie mogło pójść gorzej. Przy czym ja tu nie staram się bronić Davida Koresha jako osoby – chuj mu w grób. Jestem niemalże święcie przekonany, że chłop dopuścił się kilku zbrodni tu i ówdzie. Ale kurwa mać, czy to naprawdę było najlepsze, na co federalnych było stać? Już nawet pójdźmy przez chwilę federalnym na rękę i zgódźmy się, że to sekciarze podpali siebie samych – nawet przy tym stwierdzeniu to nie usprawiedliwia wręcz debilnych decyzji. Niemalże na każdym kroku to wszystko mogło się zakończyć inaczej. Gdyby ATF zgodziło się na to oryginalne przeszukanie ośrodka, gdyby nie zrobili tego gigantycznego nalotu, gdyby pochwycili Davida gdzieś w mieście, gdyby FBI nie zagazowało ich, to wszystko potoczyłoby się inaczej. Ale nie ma co gdybać. Chcieli sobie poprawić PR po Ruby Ridge, a tu taki chuj, zrobili coś miliard razy gorszego.
Nikt ze strony federalnej nie został ukarany. Nikt nie poszedł siedzieć, nikt nie stracił roboty, nic. Niemniej jednak, jak to powiedział Isaac Newton, każdej akcji towarzyszy reakcja. Jeśli sądy nic nie robią, zazwyczaj ludzie decydują się wziąć sprawy w swoje ręce. Po wydarzeniach w Ruby Ridge i Waco, kilku ludzi zdecydowało się być ławą przysięgłych, sędziami… I katami. Ale o tej historii opowiem kiedy indziej.