Tej strony już nie ma

26
Poszedłem kiedyś do Empiku, czy tam Empika, i zacząłem się włóczyć między książkami. Włóczyłem tu, tam i siam. Nic ciekawego. Aż znalazłem książkę o Annie Dymnej. Och, nie. Tylko nie Anna Dymna, pomyślałem. Tylko nie ona. Wziąłem tę książkę do ręki, zacząłem przeglądać. Jezu drogi, zdjęcia. W środku były zdjęcia młodej Anny Dymnej. Zacząłem się ślinić. Jak pies. Jak wilk dziki. Zjadłbym ją, pomyślałem. Jak Boga kocham, zjadłbym. I zacząłem jeść. Wyrywałem strony z książki, te ze zdjęciami, jedna po drugiej, wkładałem sobie do ust i jadłem. Jakaś kobieta zatrzymała się i patrzyła na mnie. Ja jadłem Dymną. A ta kobieta patrzyła przez chwilę, a potem podeszła i zapytała:
- Przepraszam bardzo - zapytała. - Czy pan jest chory psychicznie? Czemu pan je książkę?
Spojrzałem na nią. Spojrzałem z rozbawieniem. I pokazałem, co jem.
- Anna Dymna - powiedziałem. - Młoda, naga.
- Och, Jezu. A to przepraszam bardzo - odrzekła ta kobieta. - Nie zauważyłam.
- Nic nie szkodzi - uśmiechnąłem się. I polizałem kolejną stronę. I ugryzłem ją. I wyszarpałem zębami z książki. I zjadłem. Annę Dymną.
Tej strony już nie ma
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Klasyka gatunku

14
Piszę tę historię ku przestrodze wszystkim tym, którzy nie rozgryzają mentosów od razu po włożeniu do ust.

Otóż ja i moja dziewczyna poszliśmy na studia do różny miast. Po miesiącu rozłąki zdecydowaliśmy się wreszcie spotkać, a jako że byłem bardzo szczęśliwy z tego powodu, postanowiłem zrobić jej minetę.

Zawsze mi się to podobało, ale tym razem z jakiegos powodu jej cipka śmierdziała jak martwy papież, a smakowała jeszcze gorzej. Nie chciałem ją urazić, więc wziąłem mentosa. W trakcie lizania, przez przypadek wepchnąłem go w nią, ale na całe szczęście mam zręczne palce i szybko go wygrzebałem, włożyłem z powrotem do ust i rozgryzłem. Niestety to co znalazło się w moich ustach nie było mentosem. Był to guzek rzeżączki.

(Należy tutaj zauważyć, że ów guzek był wielkości pierdolonego mentosa)

Zamiast lodowej świeżości moje usta wypełniły się ropą. Zacząłem krzyczeć, rzygać i rzucać się po całym pokoju. Kiedy juz nie miałem czym już bełtać i przepłukałem usta, zażądałem żeby powiedziała mi o co tu kurwa chodzi. Okazało się że głupia suka zdradziła mnie z jakimś kolesiem w tydzień po wyjeździe i nawet nie miała pojęcia, że coś z nią nie tak.

Od tamtego czasu siedzę w mojej piwnicy, lecząc rzeżączkę w ustach i edukuję ludzi na temat prawidłowej konsumpcji mentosów.

Niech młodzież wie. Niech wie.. 
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Praca w handlu

9
"Gruba i grubszy":

  Stoję na kasie i kasuję klientów. Czas mija powoli, no bo to sklep. W pewnym momencie coś przykuwa moją uwagę. Do sklepu weszła gruba baba. Ale nie, "zwykła gruba baba", tylko GRUBA BABA...
  Tak gruba baba, że miała własną orbitę grawitacyjną.
  Tak gruba baba, że wcześniej tego dnia, musiała zjeść na obiad inną grubą babę, żeby się najeść.
  Tak gruba baba, że jak szła, to półki uginały się w jej stronę...
  Tak gruba baba, że nie szło oderwać od niej wzroku.
  No ale chuj... "Czas na przyjemności, to po programie"... A klientów kasować trzeba.
  Nagle gruba baba odwraca się w stronę wejścia i mówi:
- JESTEM ZŁYM TROLLEM, A TO OD DZISIAJ JEST MOJA JASKINIA...
  Nie no XD. Chuj wie co gadała, bo jak wspomniałem, kasowałem klientów. Ale coś powiedziała w stronę drzwi wejściowych i przysięgam: BRZMIAŁA JAK JABBA...
  Mijają dwie sekundy i wchodzi chłopiec. Max. 12 letni.
  O głowę niższy od niej.
  Jakimś, kurwa, cudem, jeszcze grubszy niż ta baba... Nie umiem tego wyjaśnić, ale był bardziej okrągły niż ona. Na pewno syn.
  Młody miał w ręku "grześka" - wafelka.
Otwartego.
Nadgryzionego.
Bez papierka...
  Cała ręka ujebana w czekoladzie. Jakby to był mój syn, to poświęciłbym wszystko, żeby zmieścić gnoja do okna życia...
Klienci mi się skończyli, nie mam kogo kasować, więc chuj - Obserwuję słonie w składzie porcelany.
  Matka poszła na sklep, oglądać co tam mamy fajnego, a młody stoi przy kasie i ogląda okulary (I wpierdala grześka).
  Jeden gryz...
Drugi gryz...
Trzeci.. O KURWA!!!
  Młody źle gryznął i połowa tego co mu zostało się ułamała i spadła na glebę.
  Nigdy nie widziałem w oczach żadnego człowieka większego bólu.
  Dla niego to było takie przeżycie, jak dla Japończyków Nagasaki. Albo jak dla Amerykańców 11 września...
  Widziałem, jak młody umiera od środka.
  Czułem jego ból...
  I teraz zaczyna się prawdziwe kuriozum.
  Młody się obejrzał "gdzie jest matka".
Znalazł...
  Matka nic nie widziała - Czyli opierdolu nie będzie.
  Widziałem jak patrzył na tego wafelka na ziemii i widziałem, jak jego dwie ostatnie, spasione komórki mózgowe się ze sobą komunikują:
- Mam plan.
- Jaki?
- Kurwa... Sprytny...

Młody, kurwa, w mgnieniu oka zasłonił ten kawałek wafelka, co leżał na glebie butem, tak, że jak matka spojrzy, to nic nie zobaczy, a resztę, co mu została w ręku, dojadł z prędkością większą, niż benzyna wpierdala styropian.
Schylił się po ten kawałek z podłogi, rozejrzał dookoła i zobaczył...
Zobaczył mnie...
  Spojrzał mi prosto w oczy. Przeszył mnie wzrokiem. Czułem się nieswojo W CHUJ.
  Pokonał mnie... Jebany grubas. Spojrzał na mnie tak, jakbym mu zabił całą rodzinę. Odwróciłem wzrok. Przegrałem...
A-ale, kurwa, nie ze mną te numery...
  Mam przy kasie dwa lustra. I w jednym widziałem grubasa. No tak... Wjebał wafelka. Nie wytarł go o spodnie, nie wrzucił do śmietnika. Zwyczajnie go zeżarł...
A mi się wtedy przypomniało, kiedy ostatnio myliśmy podłogi...
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Xxx

7
Leżę zawinięty w prześcieradło na podłodze i słyszę, jak dzwoni telefon. Ale nie komórkowy, tylko stacjonarny. Nie wiedziałem, że wciąż mam telefon stacjonarny. Zaczynam czołgać się po salonie zawinięty w prześcieradło. Czołgam się, czołgam jak pędrak. Szukam telefonu. Czołgam się, czołgam jak mszyca. Wreszcie znajduję go. Leży pod tapczanem. Leży i dzwoni. Gapię się, nie wiem co zrobić. Wystawiam rękę przez okno, łamię kawałek gałęzi drzewa i tą gałęzią, tym patykiem, trącam telefon jak zdechłego kota. Słuchawka spada na podłogę, a ja podpełzam do niej i przykładam głowę.
- Mulder, to ja - mówi jakaś kobieta.
- Scully? - pytam.
- Mulder, gdzie jesteś?
- W salonie-bawialni. Leżę na podłodze.
- Mulder, czemu mówisz po polsku?
- Nie wiem. Czemu ty mówisz po polsku?
- Nie wiem. Mulder, Skinner pytał, kiedy złożymy mu raport.
- Jaki raport?
- Ze śledztwa.
- Jakiego śledztwa?
- W sprawie wampirzycy nimfomanki. Ja biegam po szpitalach i kroję trupy jej ofiar, a ty miałeś ją poderwać i dowiedzieć się, kogo jeszcze planuje wyssać.
- No, tak. No, może i miałem.
- Poderwałeś ją, Mulder?
- Poderwałem. Jeszcze jak poderwałem. Kazała mi się do siebie wprowadzić.
- Co?
- Mieszkam u niej, Scully. Mieszkam u wampirzycy. Już chyba miesiąc u niej mieszkam. Jesteśmy już jak małżeństwo. Jak rodzina Addamsów.
- I co, czego się dowiedziałeś?
- Że można źle odstawić karton mleka do lodówki.
- Mulder, czy dowiedziałeś się, kogo ta wampirzyca planuje wyssać?
- Tak. Mnie. He, he.
- Mulder.
- Mnie planuje wyssać.
- He, he. Głupi jesteś.
- He, he. Wyssać, rozumiesz?
- Tak. He, he. Napiszesz to w raporcie?
- Tak. A co z tą substancją, którą pobrałaś na miejscu pierwszego morderstwa mojej żony? Przyszły wyniki z labu?
- Mówisz o tej substancji z klubu nocnego, gdzie twoja żona wyssała kierowcę ciężarówki?
- No, tak.
- Mówisz o tej substancji z kibla?
- Tak.
- Tej, którą pobrałam z deski klozetowej?
- Tak.
- Mam wyniki, Mulder. To gówno.
- Gówno?
- Tak.
- Napiszesz to w raporcie?
- Tak.
- To będzie zajebisty raport.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
0.11220908164978