Był taki koleś w naszej wsi, co to każdy mówił na niego po prostu Wampir, ponoć miał na imię Mieczysław. Typowy gość po czterdziestce, łysy, z długim płaszczem, co wyglądał, jakby zgubił drogę na zlot cosplayowców w 2001 i nigdy nie wrócił. Ten chłop był jebanym fanatykiem. Nie wędkarstwa, nie leczo, lecz kurwa wampirzych lordów z hirosków trójki.
Widziałem go raz, jak stał pod Żabką, patrzył w niebo i mruczał coś pod nosem. Myślałem, że modli się do słońca, albo może je przeklina, bo w końcu jest wysłannikiem nocy hehe, ale nie – on wyliczał, ile zgarnie szkieletów ze szkieletorni z całego przyrostu Wrót Żywiołów. “152 szkielety... a może 137, kurwa ile było tych rusałek… a ty, Andrzej, nawet nie umiesz zrozumieć, co to znaczy być nieśmiertelnym”, rzucił wtedy mimochodem do sąsiada, który zapytał, czy ma ognia.
Gość spał w trumnie. Poważnie. Przerobił sobie wersalkę na trumnę i nakleił sobie plakat Vokiala na drzwiach od kibla. Dzieciaki mówiły, że jak staniesz pod jego oknem i powiesz, że magogi dobre, a stackowanie demonów jest w mecie, to przyleci i powie ci, czemu Inferno to gówno i że tylko debile grają demonami.
Ogólnie gość się cholernie wkurwiał na te ksywe wampir, bo on to jest kurwa wampirzym lordem, a nie jakimś pizdo-wampirkiem, różnice potrafił tłumaczyć godzinami, mimo że chodziło mu tylko o ładniejszy szlafrok i jakąś perke leczącą.
Najlepsze było jednak to, co odjebał na wiejskim weselu. Otóż Mietek dostał zaproszenie na ślub kuzyna. Przychodzi cały w czerni, z kielichem, który sam przyniósł. No i się zaczęło.
W trakcie oczepin kazał DJ-owi puścić motyw z Nekropolii. Jak nie puścił, to Mietek wyjął telefon, puścił to z YouTube i zagłuszał. Jak się Pan młody ze świadkiem nie wkurwili, tylko go wzięli za chabety i wyjebali z Sali. Przy okazji solidnie się obił. Wrócił po dobrych piętnastu minutach, trochę się zakradł i po prostu upierdolił Pannę Młodą w szyję, ale nie leciutko, wygryzł kawał mięcha. Wszystko upierdolone krwią, Pani Młoda straciła przytomność i zabierała ją karetka. W tamtej chwili już nikt go z sali nie wyrzucił, bali się podejść. A on tak na środku parkietu, ujebany krwią, żując mięso, wyjął laptopa. Odpalił jakąś mapę z generatora sam na 7, XL, 200% i Nekro na Vokialu, ponoć przed przyjazdem psów, jeszcze zdążył to wygrać. Na policji się tłumaczył, że taka jego natura i musiał uleczyć rany.
Trudno powiedzieć, czy gnije w więzieniu, czy w jakimś innym wariatkowie, ale jak ktoś u nas wybiera Nekro, to wspominamy tego pojeba.