Tinder cz.22

34
Jedziemy chłopaki z częścią numer dwadzieścia dwa. Tak jak mówiłem opowiem teraz o tej fazie tindera którą nazwałem "stand'upową" z tego względu że wtedy zdecydowanie częściej chodziłem z laskami na stand'upy niżeli w inne miejsca.
Poruszę jeszcze temat chronologii moich opowieści żeby była jasność. Najsampierw zacząłem od fazy "pizzowej" którą na szczęście już mamy za sobą, później była faza "kinowa" w ramach której opisałem tylko jedno spotkanie, niemniej jednak do kina poszedłem z ledwie trzema laskami, także nie bardzo jest o czym pisać. Teraz jest faza "stand'upowa" która jest w zasadzie przedostatnią, ostatnią fazę nazwiemy "inne", a dotyczyć będzie ciekawszych spotkań które nie pasują do schematu "pizza, stand'up i kino". To tak chciałem wyjaśnić żeby trochę usystematyzować moje przygody.
No ale jedziemy. Gdy wymyśliłem temat chodzenia z laskami na stand'upy byłem w niemałym szoku albowiem odzew lasek na moją propozycję pójścia razem na "kabarety" był znacznie większy niżeli moje pytania o pójście na pizzę.
Żeby wam to opisać i oszacować, mniej więcej oczywiście: powiedzmy że napisałem do 10 lasek odnośnie pizzy, mniej więcej 5-6 cokolwiek odpisało, a koło 1-2 maksymalnie było zainteresowanych. Tymczasem w kwestii stand'upów, na 10 lasek, zainteresowanych stand'upem było już bliżej dwóch niż jednej i współczynnik odpisywań również wzrósł do, jak myślę, 6-7, może nawet 8. Gdy zakończymy cały cykl opowieści wrzucę jeszcze kilka "części" w których postaram się przedstawić jakąś statystykę, i oszacować mniej więcej ile tego było i w jakich proporcjach, teraz skupmy się na temacie.
Schemat "randki" stand'upowej był dość prosty i dosyć tani, w porównaniu do pizzy. Bilety kupujemy przez internet, toteż skończyło się kurwa sępienie na biedną studenkę, co to kurwa od dwóch lat ciepłej pizzy w gębie nie miała i musisz M zapłacić. Za stand'upy każdy płaci za siebie, bo skąd mam wiedzieć że randomowa laska z tindera mnie nie wystawi i kasa za jej bilet nie pójdzie w pizdu? Może was to szokować ale NIGDY żadna laska z fazy stand'upowej nie zająknęła się żebym za nią bilet kupił, każda rozumiała bez słowa że musi za siebie zapłacić, co też jest kolejną zaletą bo pozwoliło odsiać roszczeniowe kurwiszony, co to im cały hajs z roboty w grycanie przeżera wynajy pokój w starym budownictwie i żeby cokolwiek zeżreć to musi naciągać frajerów takich jak ja (nie bójmy się tego powiedzieć) żeby im pizzę stawiali w zamian za mglistą i jak się okazało całkowicie nierealną koncepcję potrzymania za cycka, że o ciągnięciu druciąga nie wspomnę.
Taki występ stand'upowy trwa jakieś 1,5-2 godziny, później po piwie i do domu. Jak nic z tego nie wyjdzie, to chuj w to, ja tam lubię takie rozrywki, także wieczora na pewno za nieudany uwazać nie będę, zawsze okazja żeby wyjśc z domu, pośmiać się, i wydać trochę ciężko zarobionej kasy.
Trafiłem pewną laskę. Taką w moim typie. Delikatny plus-size. Byłoby za co chwycić. Naprawdę nazywała się tak jak ta laska co "dzięki niej" pierwszy raz w życiu zaruchałem a która nazwaliśmy "Asia". Tą nazwiemy "Zuzia" (chyba to imię się jeszcze nie pojawiło). Zuzia była pewnym ewenementem, mianowicie jako jedna z niewielu lasek pochodziła z tego samego miasta co ja (większość lasek z tindera w mojej okolicy najprzyjeżdzało się z jakichś wioch na studia z reguły) i była, można w pewien sposób rzecz "gejmerką". Były to czasy że laski gdy grały w gry nie nagrywały się i nie świeciły cyckami, tylko normalnie grały na wyjebce, znaczy istniały też takie co się nagrywały ale to zjawisko jednak nie było tak powszechne jak dzisiaj. I powiem wam szczerze rozmowa się z nią kleiła, taka całkiem normalna dziewczyna. Po występie poszliśmy jeszcze do jednej knajpy gdzie zamówiła taki dziwny drink z solą na szkle (chuj wie jak to się nazywa) i co ciekawe rozmowa przeszła na tematy polityczne, gdzie Zuzia dała mi się poznać jako sceptycznie nastawiona do uwczesnej sceny politycznej. Limit znaków goni także dziś tyle
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Tinder cz.21

24
Dobra, żyję i wróciłem :) Miałem chwilowo gorszy okres, zarówno jeśli chodzi o zdrowię (raczej fizyczne niżeli psychiczne), jak i moją pracę pierdoloną, ciężko mi się było skupić na tyle by sklecić kilka zdań, które brzmiały by sensownie. No ale wracam, postaram się wrócić do niegdysiejszej regularności (tj jedna wrzuta na 2-3 dni), ale nic nie obiecuję, nie chcę was zawieść, chociaż to mogę dla was zrobić. Ale chuj z tym, kontynuujmy.
Przygoda z Asią zakończona, tak. Pseudo-związek z nią wiele mnie nauczył, i myślę że mocno mnie zmienił, niewątpliwe byłem bardziej odważny, i mniej "napalony" że tak to ujmę. Co mam przez to na myśli? Przez moje rozczarowanie tym czym seks jest, przestałem patrzeć w aż tak "erotyczny" sposób na każdą laskę jaką spotykałem. Po pewnym czasie doszedłem do wniosku że to najlepsze co Asia mogła mi dać. Skończyłem z nocnymi załamkami że "jakieś chujowy z pierdolonych liceów czy gimnazjów ruchają, a ja koleś 20+ nie mogę zaruchać, co ze mną nie tak?".
Zainstalowałem na powrót tindera i postawiłem przed tą aplikacją dwa zasadnicze cele: Po pierwsze, cel terapeutyczny. Nadal byłem nieco nieśmiały, a pewne "konieczności społeczne" że to tak ujmę (mam tu na myśli rozmowę z lekarzem, rozmowę z instruktorem na prawie jazdy i tego typu rzeczy, wtedy zacząłem robić prawko) nadal wywoływały u mnie paniczny strach. Punkt drugi zaś to rozwinięcie moich założeń sprzed czasów jak poznałem Asię, mianowicie znalezienie kogoś do chodzenia do miejsc gdzie głupio pójść samemu, albo po prostu fajniej pójść z kimś. Kwestie erotyczno-romantyczne odeszły na dalszy plan.
Możecie tego nie zrozumieć, także trochę to wyjaśnię, "jak chce gdzieś pójść to niech weźmie kolegę, po chuj mu do tego laska z tindera?". Mimo że od urodzenia mieszkałem w tym mieście i w tym samym bloku co w czasach jak używałem tindera, to ciągle czulem się jakbym kurwa przyjechał z jakieś wiochy spod lublina, kompletnie wyobcowany. Mimo że uwielbiam moje miasto i nigdy nie mam zamiaru wyprowadzać się z niego, to jednak nie czułem się w nim jak "w domu". Miałem kilku kolegów ale to wszystkie moje znajomości. I mam też pracę, w której spędzam 6 dni w tygodniu, a że wtedy z kasą nie miałem co robić to chciałem zaznać trochę przyjemności, chodząc do miejsc do których nigdy nie chodziłem. I jakoś tak się składa że gdy człowiek nie czuje się gdzieś jak w domu to woli iść z drugą osobą, najlepiej też taką co to przyjechała z daleka. A umówmy się, w mojej okolicy 95% lasek przyjechało z daleka, wiadomo, wielkie miasto, studia, te tematy.
Tym razem w zamian za kino pojawiły się stand'upy, które swego czasu namiętnie oglądałem. I nie chodzi mi tutaj o jakieś "elity" tej branży, jak lotek czy inny pacześ pierdolony, którzy, moim zdaniem, więcej wspólnego mają z aktorstwem i show niż ze stand'upem sensu stricte. Ja byłem fanem skromnych, mało znanych stand'uperów, co wcale nie oznacza że początkujących. W centrum mojego miasta była (a pewnie i wciąż jest) taka knajpa mała, a w jej piwnicach (oho) raz w tygodniu odbywały się takie stand'upy, kosztowało to wtedy jakieś śmieszne pieniądze, koło 20 złotych, a zapraszani było zarówno ci początkujący, jak i ci z dużym doświadczeniem którzy jednak jakoś nie zdołali się wybić, ogólnie było fajnie. I właśnie tam postanowiłem chodzić z laskami z tindera. Stand'up brzmi bardziej intrygująco niż jakieś tam kino, a do tego, jeśli nie trafisz rzecz jasna na sztywną cnotkę, to może być nawet śmiesznie. Metoda okazała się być skuteczna, i prawie co tydzień udawało mi się zaprosić jakąś laskę na stand'up do piwnicy. Opiszę wam trzy takie "randki", bowiem właśnie trzy uznałem za ciekawe, a jedna z lasek "stand'upowych" nie skończy się na jednej opowieści. To tyle tytułem zapowiedzi, trzymajcie się i, miejmy nadzieję, niedługo znów coś przeczytacie. Z fartem.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Tinder cz.20

36
No, po raz wtóry miałem krótką przerwę spowodowaną pewnymi problemami zdrowotnymi, ale nie martwcie się, ziemia wszystko wyciągnie. Jedziemy.
W ostatniej części zawarłem głównie moje pierwsze przeżycie erosomańskie, a także przemyślenia związane z ruchańskiem. Nadszedł czas byście się dowiedzieli co było dalej z Asią. Wstaliśmy w niedzielę, godzina koło 10-11, gorąc jak skurwysyn, każdy kurwa spocony, a część także lekko skacowana (mnie jakoś tak wyszło że kac raczej omija). Śniadanie? Zapomnij pan. Może w myśl zasady "jakie ruchanie, takie śniadanie" zasłużyłem tylko na siedzenie o suchym pysku. Nie no, przepraszam, Asia zrobiła kawę, znaczy nie było tak beznadziejnie jak mogłem przypuszczać. Pożegnaliśmy się czule, i razem z tym michałem całym pierdolonym udaliśmy się na dworzec PKP. Mimo niedzieli Michał miał jakąś robotę w moim mieście (które jest centralnym punktem tej aglomeracji), także zabrał się ze mną. Wróciłem do domu, zjadłem, pospałem, tyle z tego weekendu.
Od poniedziałku czułem że coś jest źle. Zazwyczaj spotykałem się z Asią co 2-3 dni, przyjeżdzałem do tej jej wiochy, w tym tygodniu było jednak inaczej. Jakoś tak dziwnie odpisywała na moje wiadomości, jej głos w słuchawce też jakiś mętny. Mówiła że coś tam złapała, i się gorzej czuje, i że nie przyjeżdżaj M. "No dobra, w innym terminie zarucham drugi raz" - możliwe że tak wtedy pomyślałem, ale powiem wam szczerze że coś tam do niej czułem, i to jeszcze przed tą nocą z ruchaniem. Związek z nią był jakiś taki żywszy, i bliższy. Chuj wie z czego to wynika. Ja byłem bardziej śmiały? Może dziewczyna była normalniejsza, bardziej obeznana? No nieważne.
Cały tydzień był taki jak poniedziałek. Jakoś długo mi ten czas zlatywał. Nie wiedziałem czy faktycznie źle się czuje, czy może ja coś zjebałem, a może to kwestia czegoś innego? Byłem wówczas za mało doświadczony w związkowych sprawach żeby zgadywać takie rzeczy.
Aż w końcu przyszła sobota. Asia zaproponowała spotkanie na mieście, żeby gdzieś tam pójść. Dziwne mi się to wydało ale chuj, zgodziłem się, chciałem ją zobaczyć. Umówiliśmy się na dworcu z którego w innej sytuacji wyjeżdżałbym do tej jej mieściny, tym razem jednak to ona miała przyjechać do mojego miasta. Moja podróż tam zajęła słuszną ilość czasu. Im byłem bliżej tym czas zaczął jakby zwalniać, takie uczucie jak idziecie przez pasy i samochód na pełnej kurwie jedzie w waszą stronę. Przeżyję? Nie przeżyję? Zdążę? W takiej sytuacji czas tak samo spowalnia. Byłem zestresowany, nie wiedziałem czego się spodziewać? Normalnego spaceru? A może poważnej rozmowy? A może wogóle rozstania?
Czekałem na Asię na peronie, w swoim stylu byłem kilkanaście minut przed czasem. Doczekałem się. Wyglądała faktycznie tak jak pisała, mianowicie chujowo. Blada, mętna, bywa że trupy lepiej wyglądają. Wyszliśmy z dworca, poszliśmy zapalić. Jednak trzecia opcja. Asia powiedziała że tak sobie myśli i tego, i wogóle i że nie pasujemy do siebie, że nie chce mnie ranić, takie pierdoły. Było mi smutno, nie powiem. Zaproponowałem pójście na kawę. Poszliśmy, wypiliśmy, przytuliliśmy się na pożegnanie. Tyle z moich uczuć i z mojego ruchania.
Powiem wam jednak że nie byłem na nią zły. Rzadko się tak czuję ale wtedy poczułem się jak dorosły, dojrzały człowiek, który w cywilizowany i bardzo kulturalny sposób jest informowany przez swoją partnerkę o końcu związku. Poczułem że ktoś kogo sam zapoznałem obdarzył mnie jakimś szacunkiem i to osoba która wcale nie musiała, bo skoro ma zamiar zerwać to co to kurwa za różnica? Asia zadała sobie w końcu trud i postanowiła godzinę jechać jakimś pierdolonym pociągiem by mi to powiedzieć co usłyszałem. Wróciłem do domu smutniejszy niż jechałem na dworzec i, jak się pewnie domyślacie, po niedługim czasie wróciłem na tindera. Do następnego razu.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Tinder cz.19

41
Witam serdecznie w części dziewiętnastej. Dzisiaj mniej historii, a więcej przemyśleń, kiedyś musiało to nastąpić. Zaczynajmy.
Przypomnijmy sobie trochę z ostatniej części. Wyszedłem z Asią z tego chujowej speluny, noc była w pełni, godzina koło 1-2 po północy. W związku z tym że ostatni pociąg już dawno odjechał w siną dal, Asia pozwoliła mi na spędzenie wspólnej nocy. Obydwoje trzeźwi nie byliśmy, wręcz przeciwnie, stan był, jak to się mówi, srogi, co niewątpliwie miało wpływ na decyzję Asi odnośnie pozwolenia mi zostać na noc, wcześniej w takich tematach była nieustępliwa, mimo moich usilnych starań. I jak pamiętacie, przy wyjściu z lokalu kazała mi kupić gumy. Rozwiewając wszelkie wątpliwości chodziło jej o takie gumy o jakich każdy chyba pomyślał, takie co się zakłada na chuja żeby laska w ciążę nie zaszła. "ooo, coś będzie, o ja pierdolę!" - tak pewnie wtedy pomyślałem. Dwadzieścia kilka lat na to czekałem, moment może nie był najlepszy, bo późno, człowiek zmęczony, i wogóle, ale trudno. Kupiłem co miałem kupić, i po jakiś dziesięciu minutach zawinelliśmy się na chatę, oczywiście poza mną i Asią przyszło to spierdolone towarzystwo w postaci Krysi i Michała.
Pierwszy poszedłem pod prysznic, pamiętam że z tych nerw cały się trzęsłem. Jak wypadnę? Czy to nie będzie trwać za krótko? Towarzyszyły mi tego typu pytania. Wróciłem do sypialni, Asia poszła zaraz po mnie. Nie będę opisywał erosomańskich spraw, czym pewnie wielu z was zawiodę. Powiem tylko że zrobiliśmy to. I powiem więcej, trwało to dłużej niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Stres, alkohol, późna pora, zmęczenie, to wszystko miało niewątpliwie na to wpływ. Ale nie powiem ile dokładnie, na zegarek nie patrzyłem. Asia zaraz poszła spać, a ja nie mogłem, myślałem o tym wszystkim. I tutaj dochodzimy (?) do, jednej z bardziej wstrząsających spraw w moim życiu, przynajmniej ja tak na to patrzę.
Tak leżałem i myślałem o tym co zaszło, i czy uczyniło mnie to szczęśliwym? No kurwa jego mać, niestety nie. Ale jak to? Przecież zaruchałem, tego właśnie chciałem, to czemu nie jestem szczęśliwy? O co mi kurwa chodzi? Czy jestem aż tak zjebany że nic już nie sprawia mi szczęścia? No bo skoro zaruchałem, a jakoś lepiej się nie czuję, to co może sprawić że będę zadowolony? Czy to nie ruchanie czyni wygrywów i chadów tym kim są? O co tu kurwa chodzi? Tak wiele pytań, a tak mało odpowiedzi. Może lata spędzone w strefie przegrywu i spierdolenia uczyniły fakt ruchania tak mało znaczącym? Może mój zjebany umysł w odmętach szaleństwa wytworzył życiowy cel jakim było ruchanie, cel prozaiczny i ciężki do spełnienia zarazem, po to tylko żebym miał jakąkolwiek motywację do życia, jakiś cel do spełnienia. A gdy już doszło do ruchania to okazało się że to nic nie zmieni, że dalej jestem taką spierdoliną jaką byłem, ciut bardziej doświadczoną tylko.
Tak sobie leżałem i myślałem i, mówiąc szczerze, starałem sobie wmówić że jestem szczęśliwy, chuja, nic to kurwa nie dawało. Kurwa zajebana mać, skoro zrobiłem to co chciałem zrobić, ale nadal to nie było to czego szukałem, to co mi zostało? Było ciężko zasnąć. I coraz ciężej myśleć, gorąc był wtedy jeszcze jak skurwysyn. Może prawdziwym sensem życia jest netflix, chill, i podróże? Skoro sprawia to przyjemność 3/4 spierdolonym laskom z tindera to może coś w tym jest. Kurwa, co ja pierdole. Jaki kurwa netflix? Uświadomiłem sobie wtedy że może życie ma właśnie tak wyglądać, chwila przyjemności a później długie miesiące szarej spierdolonej rzeczywistości? Bo co więcej można robić? Poza czekaniem na śmierć rzecz jasna. To chyba tyle z tej nocy, trzymajcie się.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
0.11132287979126