Przełomowa decyzja Sądu Najwyższego w USA! Koniec faworyzowania przez uczelnie przedstawicieli mniejszości rasowych

35
Sąd Najwyższy USA wydał w czwartek przełomową decyzję zakazującą faworyzowania przez uczelnie przedstawicieli dyskryminowanych mniejszości rasowych w ramach rekrutacji. Odwrócił w ten sposób funkcjonującą od dekad politykę „akcji afirmatywnej” (affirmative action) mającą na celu wyrównywanie szans.

Sąd uznał, że programy rekrutacyjne uniwersytetów Harvarda i Karoliny Północnej przyznające dodatkowe punkty w rekrutacji dla czarnoskórych, latynoskich i indiańskich studentów są niezgodne z 14. poprawką do konstytucji, gwarantującą równą ochronę prawa dla wszystkich obywateli. Poprawka ta została przyjęta po wojnie secesyjnej, by zagwarantować prawa wyzwolonych czarnoskórych niewolników. Mimo że decyzja dotyczy dwóch instytucji, ma jednak zastosowanie dla wszystkich uczelni w kraju.

Student musi być traktowany w oparciu o swoje doświadczenia jako osoba - nie w oparciu o jego rasę. Wiele uniwersytetów od zbyt dawna robiło coś odwrotnego. I robiąc to, skonkludowało mylnie, że kryterium tożsamości osoby stanowi nie to, jakie pokonała wyzwania, nabyła umiejętności i jakie przeszła lekcje, ale kolor jej skóry. Nasza historia konstytucyjna nie toleruje takiego wyboru

— oznajmił prezes Sądu John Roberts w opinii większości.

Sąd przyjął decyzję stosunkiem głosów 6-3, wedle ich podziałów ideologicznych - konserwatywna szóstka powołana przez republikańskich prezydentów zagłosowała za, sędziowie powołani przez Demokratów przeciwko. Reprezentująca liberalną mniejszość Sonia Sotomayor - pierwsza latynoska sędzia SN w historii - stwierdziła, że swoją decyzją „Sąd obala konstytucyjną gwarancję równej ochrony poprzez dodatkowe umocnienie rasowych nierówności w edukacji, samej podstawie naszego demokratycznego państwa i pluralistycznego społeczeństwa”.

„Akcja afirmatywna”
Czwartkowy wyrok stanowi odwrócenie dotychczas wydawanych przez sąd decyzji w podobnych sprawach, ostatnio w 2016 r. Zapowiada też koniec trwającej od dekad, lecz wywołującej kontrowersje polityki „akcji afirmatywnej”, nazywanej też wcześniej pozytywną dyskryminacją. Jej zwolennicy twierdzą, że wyrównuje ona szanse historycznie dyskryminowanych mniejszości, krytycy - że dyskryminuje większość, a także uczniów o azjatyckich korzeniach.

Część uczelni i stanów już wcześniej zrezygnowała z tej polityki. Jak pisze portal Axios, po tym jak stan Michigan zakazał takich praktyk, liczba przyjmowanych Afroamerykanów dramatycznie spadła.

Wyrok wywołał sprzeczne reakcje polityków. Lider Demokratów w Senacie stwierdził, że decyzja „postawiła gigantyczną przeszkodę w marszu naszego kraju ku sprawiedliwości rasowej”. Republikański spiker Izby Reprezentantów Kevin McCarthy pochwalił sąd, twierdząc, że „teraz studenci będą mogli konkurować w oparciu o równe standardy i indywidualne zasługi” i uczyni to proces rekrutacji bardziej sprawiedliwym
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Chcemy, żeby Polska była nie tylko bezpieczna. Chcemy, żeby była Polską dobrobytu. To sytuacja, w której wszyscy wygrywają

87
Brzezinski: amerykańskie firmy widzą w Polsce coś wyjątkowego

Brzezinski o inwestycjach amerykańskich w Polsce


Sztuczna inteligencja służy do tworzenia deepfejków, ale może też je rozpoznawać. "Musimy bardzo uważać"

Brzezinski o inwestycjach amerykańskich w Polsce
Chcemy, żeby Polska była nie tylko bezpieczna. Chcemy, żeby była Polską dobrobytu. To sytuacja, w której wszyscy wygrywają - stwierdził w rozmowie z TVN24 BiS ambasador USA w Polsce Mark Brzezinski. Dodał, że klimat dla amerykańskich inwestycji nad Wisłą jest teraz "superpozytywny".

- Klimat dla amerykańskich inwestycji w Polsce teraz jest superpozytywny. Popatrzmy na przykład na oświadczenie sprzed dwóch tygodni Intela. Inwestycja o wartości czterech miliardów dolarów w półprzewodniki we Wrocławiu - powiedział ambasador USA.

Brzezinski o amerykańskich inwestycjach w Polsce
Brzezinski wspomniał również o inwestycjach takich firm jak Visa czy PepsiCo. - Inwestycje po inwestycjach przychodzą do Polski. Dlaczego? Dlatego, że polscy pracownicy są bardzo pracowici i bardzo lojalni. Amerykańskie firmy widzą w Polsce coś wyjątkowego, również w kontekście kryzysu w Ukrainie - stwierdził.

Wskazał, że chodzi o "mobilizację Polaków w reakcji na to, co się wydarzyło", a także "zdolność improwizacji".

Ambasador USA w Polsce odniósł się również do kwestii ewentualnych obaw firm związanych z inwazją rosyjską na sąsiednią Ukrainę. - Nie, obaw nie ma. Polska jest bezpieczna. Prezydent Joe Biden mówił wielokrotnie, że będziemy bronić każdego centymetra kwadratowego terytorium NATO, również Polski. Tysiące amerykańskich żołnierzy znajdują się w Polsce, ramię w ramię z żołnierzami polskimi - podkreślił Brzezinski.

"To sytuacja, w której wszyscy wygrywają"
Jego zdaniem "nie ma żadnych wątpliwości, że inwestorzy przybywający do Polski są bezpieczni", ale również są "przyciągani do Polski".

- Dlaczego szef amerykańskiego programu kosmicznego na początku miesiąca przyjechał do Polski? Dlatego, że jest coś niesamowicie innowacyjnego, jeżeli chodzi o polski sektor technologiczny, naukowy. Jest to naprawdę coś, w co warto się zaangażować. Coraz częściej słyszymy o tym w Ameryce - stwierdził ambasador USA.

Dodał też: - Jest tutaj wspólny cel. Chcemy, żeby Polska była nie tylko bezpieczna. Chcemy, żeby Polska była Polską dobrobytu, by kwitła, ponieważ to pomaga Polakom, ale również pomaga to także amerykańskim inwestorom. To sytuacja, w której wszyscy wygrywają.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

BusinessInsider: Brytyjski tygodnik: Starej Europy już nie ma, inicjatywę przejmują Wielka Brytania i Polska

43
Wojna w Ukrainie złamała francusko-niemiecką oś, która niegdyś definiowała Europę, a teraz inicjatywę przejmują Wielka Brytania i Polska — pisze w najnowszym numerze brytyjskiego tygodnika "The New Statesman" prof. Maurice Glasman, politolog z St Mary's University w Londynie.

Jak wskazuje, inwazja Rosji na Ukrainę zburzyła dotychczasowy porządek w Europie, w tym wewnątrz Unii Europejskiej, która miała wspólne przywództwo Francji i Niemiec, przy czym Francja odgrywała dominującą rolę w kwestiach wojskowych i dyplomatycznych, a Niemcy — gospodarczych. Dodaje, że ramy prawne opierały się na prymacie prawa UE w państwach członkowskich, co doprowadzało do znacznych napięć zarówno na wschodzie, jak i na zachodzie Europy, przejawiających się z jednej strony wystąpieniem z UE Wielkiej Brytanii, a z drugiej sprzeciwem Polski i Węgier w kwestiach społecznych.

"Status quo opierał się na porozumieniu w sprawie eksportu gazu (a także ropy i węgla) z Rosji do Niemiec, przede wszystkim za pośrednictwem gazociągu Nord Stream. Berlin i Moskwa ponownie trzymały los Europy Środkowej w swoich rękach. Niemieckie interesy gospodarcze były dominujące, częściowo dlatego, że UE nie opracowała własnej jednolitej strategii wojskowej. To właśnie sprawiło, że status Ukrainy był tak zapalny. Jej integracja z UE lub NATO nie leżała w interesie Niemiec. Będąc jedyną poważną gospodarką przemysłową w UE, która opierała się na imporcie taniej energii z Rosji, podważyłoby to ich interesy gospodarcze" — wyjaśnia Glasman.

"Polska przewodziła reakcji Europy Wschodniej"
Zwraca uwagę, że inwazja na Ukrainę przeniosła punkt ciężkości ze sfery gospodarczej na wojskową, w której Niemcy były zarówno słabsze, jak i której były bardziej niechętne, zaś Francja podzielała tę niechęć. Konfrontacja militarna z Rosją spowodowałaby przesunięcie siły i zasobów do NATO, co doprowadziłoby do odrodzenia się wpływów USA (i Wielkiej Brytanii) w Europie.

"W dyskursie akademickim i w elitach politycznych powszechnie zakładano, że brexit doprowadzi do marginalizacji Wielkiej Brytanii w Europie i konsolidacji osi francusko-niemieckiej w UE. Stało się wręcz przeciwnie. Po inwazji na Ukrainę Wielka Brytania zajęła jednoznaczne stanowisko udzielania militarnego i politycznego wsparcia oblężonemu państwu ukraińskiemu. Podczas gdy Stany Zjednoczone oferowały prezydentowi Wołodymyrowi Zełenskiemu azyl, Wielka Brytania natychmiast przekazała broń i przewodziła zachodnioeuropejskiej reakcji politycznej, wprowadzając bezprecedensowy szereg sankcji gospodarczych wobec Rosji. Wyglądało, że brexit wzmocnił swobodę działania w czasie wojny. Równolegle Polska przewodziła reakcji Europy Wschodniej. Otworzyła swoje granice dla uchodźców i przekazała broń. Sojusz między Polską a Wielką Brytanią przekształcił NATO i UE" — pisze p
Prezes PFR wskazuje rolę Polski w odbudowie Ukrainy. Podaje kwotę potrzebnych inwestycji
Dodaje, że do tej brytyjsko-polskiej koalicji dołączyły państwa bałtyckie, a także Finlandia i Szwecja, które porzuciły politykę neutralności, co odizolowało Niemcy w Europie Północnej. W efekcie też Stany Zjednoczone zaczęły dostarczać Ukrainie potężniejsze uzbrojenie i dzielić się informacjami wywiadowczymi. "W ciągu pierwszych dziewięciu miesięcy wojny prezydent Emmanuel Macron prowadził rozmowy telefoniczne z Władimirem Putinem, podczas gdy Niemcy niechętnie dostarczały cokolwiek więcej niż hełmy.

Polski rząd publicznie krytykował Niemcy, posuwając się nawet do żądania reparacji za szkody gospodarcze z czasów II wojny światowej" — zauważa autor.

Wyjaśnia, że kluczowe było objawienie się Ukrainy jako aktora wojskowego i to, że wbrew obawom nie została zmiażdżona przez Rosję w ciągu trzech dni. Jak wskazuje, to otworzyło przestrzeń dla brytyjsko-polskiego sojuszu, szczególnie że dwustronny dialog między tymi krajami był dobrze ugruntowany, a Wielka Brytania pogłębiała sojusz wojskowy z Ukrainą od czasu rosyjskiego podboju Krymu.



.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

ale to musi być kłamstwo.

41
Chciwość firm napędziła inflację? Poznaliśmy konkretne liczby

Międzynarodowy Fundusz Walutowy pokazuje, że wzrost zysków firm odpowiada prawie za połowę wzrostu inflacji w Eurolandzie. To potwierdza tezę o spirali marżowo-cenowej i tzw. chciwej inflacji. Eksperci ostrzegają, że tolerowanie jej może doprowadzić do końca kapitalizmu.

Mimo kryzysu firmy zwiększyły zyski, podbijając inflację.
Mimo kryzysu firmy zwiększyły zyski, podbijając inflację. 
W Polsce i w wielu innych krajach w czasie szalejących wzrostów cen toczyły się debaty o tym, kto i w jakim stopniu odpowiada za drożyznę. Na naszym podwórku padały hasła "putinflacji", sugerujące, że całą odpowiedzialność za wysoką inflację ponosi Rosja i wojna wywołana przez ten kraj. Inni mówili o błędach rządu i NBP.

W zagranicznych mediach od pewnego czasu pojawiają się też tezy, sugerujące nakręcanie inflacji przez przedsiębiorstwa, które wykorzystały okazję do podniesienia swoich marż. Tego typu opinie były jednak wcześniej mało eksponowane. Teraz, jak zauważają ekonomiści Banku Pekao, teza o spirali marżowo-cenowej trafia do ekonomicznego mainstreamu.

Zobacz także: Banki muszą zaakceptować niewygodną prawdę. "Ryzykujemy utrwalenie się inflacji"

Najnowszy raport Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW) pokazuje, że wzrost zysków firm odpowiada za 45 proc. wzrostu inflacji w Eurolandzie w ostatnich dwóch latach. Do tego dochodzą utrzymane w podobnym tonie komentarze przedstawicieli EBC.

"Kiedy koszty rosną, rosną też zyski? Nie tak powinien działać kapitalizm, ale taki jest ostatnio trend" — pisał niedawno amerykański magazyn "Fortune". Wskazał, że rosnące koszty nie przeszkodziły korporacjom w osiągnięciu rekordowych zysków. Tylko w ubiegłym roku firmy z listy Fortune 500 wygenerowały rekordowy zysk w wysokości 1,8 bln dol. przy przychodach w wysokości 16,1 bln dol.

Magazyn przytoczył m.in. komentarz Alberta Edwardsa, globalnego stratega w Société Générale, który opisał zjawisko "chciwej inflacji". Opisał w ten sposób podejście korporacji, szczególnie w gospodarkach rozwiniętych, takich jak USA i Wielka Brytania, które wykorzystały rosnące koszty surowców w związku z pandemią i wojną na Ukrainie jako "wymówkę" do podniesienia cen i zwiększenia marż zysku.

Edwards przyznał, że w ciągu czterech dekad pracy w finansach nigdy nie widział czegoś takiego. "Koniec chciwej inflacji z pewnością musi nadejść. W przeciwnym razie możemy mieć do czynienia z końcem kapitalizmu" — ostrzegł. "To ważna kwestia dla decydentów politycznych, której po prostu nie można dłużej ignorować".
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

upadek teorii 4 czołgów, mimo że większość sprzętu to ciężarówki

17
Bunt w Rosji. Wagnerowcy mieli tysiąc pojazdów
Ponad tysiąc sztuk sprzętu miała transportować Grupa Wagnera w swoim marszu na Moskwę - podaje rosyjski The Insider, który powołuje się na telegramowy profil Baza. W pierwszej kolumnie jechało dziewięć czołgów, wyrzutnia rakietowa Grad, armata, cztery pojazdy opancerzone Tigr, kilkadziesiąt ciężarówek i setki aut osobowych.

Kolejny konwój wyruszył z Woroneża w sobotę rano. W stronie wojskowego lotniska w Buturlinowce zmierzało nim 357 sztuk sprzętu. Trzecią kolumnę wyposażono w 100 sprzętów, w tym trzy czołgi, dwa działa przeciwlotnicze, autobusy, ciężarówki i samochody osobowe. W czwartej, ostatniej już kolumnie, przewożono 212 jednostek wojskowego wyposażenia.
Pucz Grupy Wagnera w Rosji
Bunt wagnerowców wybuchł w piątkowy wieczór. W oświadczeniu opublikowanym w tym czasie w mediach społecznościowych Jewgienij Prigożyn oskarżył rosyjską armię o atak na siły wagnerowców. Jak przekazał, obóz jego jednostki miał się stać ofiarą ataku rakietowego przeprowadzonego przez wojska rosyjskie. W wyniku napaści śmierć miało ponieść wielu żołnierzy.

W kolejnych komunikatach szef Grupy Wagnera przekazał, że rusza w kierunku Moskwy. Prigożyn nazwał bunt "marszem sprawiedliwości". Dowodzone przez niego siły wkroczyły w nocy z piątku na sobotę do regionu rostowskiego w południowej Rosji przylegającego do Ukrainy. Następnie bojownicy weszli do Rostowa nad Donem, gdzie doszło do niewielkich starć z siłami rosyjskimi, po czym ogłoszono, że Grupa Wagnera sprawuje kontrolę nad miastem.
W sobotę około godziny 16 czasu polskiego przedstawiciele grupy Wagnera informowali, że do Moskwy mogą dotrzeć w ciągu dwóch godzin. Po godzinie 19 agencja BelTA przekazała, że samozwańczy prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka przeprowadził rozmowy z szefem Grupy Wagnera Jewgienijem Prigożynem. Jak przekazano, "negocjacje trwały przez cały dzień". "W rezultacie doszli do porozumienia w sprawie niedopuszczalności rozpętania krwawej masakry na terytorium Rosji" - czytamy. Jewgienij Prigożyn miał przyjąć propozycję Łukaszenki dotyczącą wstrzymania przemieszczania się uzbrojonych osób Grupy Wagnera w Rosji i podjęcia dalszych kroków w celu deeskalacji napięć. Najemnicy grupy mieli dostać też gwarancje bezpieczeństwa. Agencja TASS przekazała, że przywódca wagnerowców nakazał swoim oddziałom odwrót.
samkcje nie działajom


Gazprom przedstawił nowy plan rozwoju, który nie zawiera już celów rozwoju sprzedaży na rynku europejskim. Kryzys energetyczny podsycany przez Rosjan straszących Europejczyków filmami o zamarzających miastach spowodował, że Gazprom znika z Europy.
Rosyjski Gazprom przewiduje, że dostawy gazociągowe do krajów spoza Wspólnoty Niepodległych Państw, a więc Unii Europejskiej, Chin i Turcji, spadnie do 50 mld m sześc., w tym 22 mld m sześc. do Turcji. Oznacza to, że Rosjanie oficjalnie prognozują spadek eksportu na rynek europejski do około 28 mld m sześc. w 2023 roku, kiedy jeszcze plany strategiczne z 2020 roku zakładały wzrost do 200 mld w 2021 roku. To dane z długoterminowego programu rozwoju na lata 2024-2033.

Rada dyrektorów Gazpromu zatwierdziła nowy plan rozwoju i rekomenduje wykreślenie celu strategicznego zajmującego dotąd pierwsze miejsce na liście, czyli wzrostu udziału na rynku europejskim. Poprzedni program na lata 2023-2032 nie został ujawniony, a powstawał już w czasie inwazji Rosji na Ukrainie.

Gazprom systematycznie ograniczał podaż gazu w Europie od wakacji 2021 roku wywołując rekordowe ceny gazu zwane kryzysem energetycznym, bo przenosiły się na ceny energii ze względu na zależność Europy od tego paliwa w energetyce. Udział Gazpromu na rynku europejskim spadł przez to z ponad 40 procent w 2021 roku do 9 procent w 2022 roku. Będzie spadał dalej w 2023 roku.

Rosyjski koncern przewiduje spadek eksportu gazociągowego z 100 mld m sześc. w 2022 roku (185 mld w 2021 roku) do 50 mld m sześc. w 2023 roku, z czego 22 mld m sześc. mają trafić do Chin, a reszta do Turcji i Europy. Tak zwany hub gazowy mający powstać w Turcji ma transportować 40-45 mld m sześc. gazu rocznie, ale nie wiadomo jaka część z niego będzie rosyjska.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

ogókin się wypowiedział

9
O wkroczeniu bez walki jednostek Grupy Wagnera do Woroneża pisze na swoim kanale w serwisie Telegram Igor Girkin, rosyjski bloger wojskowy, były pułkownik FSB.


Girkin jeszcze w nocy pisał, że "rebelia Wagnera jest przedwczesna", ponieważ "front się nie załamał a Ukraińcy nie wygrywają". W jego ocenie w takich warunkach bunt Jewgienija Prigożyna, twórcy Grupy Wagnera, który ogłosił marsz na Moskwę i przejęcie dowodzenia nad armią jest "ciosem w plecy", którego nie poprze armia.
Rebelia Jewgienija Prigożyna: Dlaczego do niej doszło?
Zdaniem Girkina - przedstawiciela ultranacjonalistów - Prigożyn zdecydował się na bunt, ponieważ wkrótce zostałby pozbawiony większości jednostek. Girkin szacuje, że bez wsparcia państwa Prigożyn mógłby, własnym kosztem, utrzymać ok. 30 tys. najemników zaledwie przez kilka miesięcy (w najbardziej optymistycznym scenariuszu).
Jewgienij Prigozyn zapowiedział przejęcie dowództwa rosyjskiej armii
W kontekście ewentualnego szturmu na Moskwę Girkin oceniał w nocy, że będzie on trudny, ponieważ "większość czołgów nie dotrze do Moskwy" na własnych gąsienicach (musiałyby zostać przerzucone koleją - red.), a atakowanie Moskwy lekkimi pojazdami oznacza "ryzyko porażki po drodze".
Girkin oceniał w nocy, że jeśli do rana Grupa Wagnera nie osiągnie znaczącego sukcesu, a jednostki rosyjskiej armii nie przejdą na jej stronie, "rebelia będzie się przeciągać, a każdego dnia jej sukces będzie mniej i mniej prawdopodobny".
Bloger wojskowy przyznał, że bunt Prigożyna jest dla niego zaskoczeniem, bo - choć spodziewał się, że twórca Grupy Wagnera może przygotowywać się do marszu na Moskwę (o czym świadczyła gotowość Grupy Wagnera do obrony granic obwodu biełgorodzkiego, by - w ocenie Girkina - "zbliżyć się" do Moskwy), to jednak bunt w obecnym momencie jest, według blogera, "ciosem w plecy" i "nie może być inaczej postrzegany".
Jak może zakończyć się rebelia Jewgienija Prigożyna?
Girkin uważa też, że dojście do władzy Prigożyna oznacza "rebelię w Czeczenii i trzecią wojnę czeczeńską, prawdopodobne załamanie się frontu na Ukrainie i wejście Ukraińców na Krym oraz utratę przez Rosję obwodów donieckiego i ługańskiego, początek procesu dezintegracji Federacji Rosyjskiej oraz krótki, ale krwawy okres dyktatury w stylu latynoamerykańskim".
FSB wzywa najemników do zatrzymania Jewgienija Prigożyna
Oświadczenia i działania Jewgienija Prigożyna, założyciela Grupy Wagnera, są w rzeczywistości nawoływaniami do rozpoczęcia zbrojnego konfliktu cywilnego - poinformowało w sobotę centrum informacyjne rosyjskiej FSB. W Moskwie i w obwodzie moskiewskim wprowadzono reżim operacji antyterrorystycznej.
Rano Girkin poinformował o zajęciu przez Prigożyna Rostowa i przejęciu kontroli nad sztabem Południowego Okręgu Wojskowego i Wydziałem Spraw Wewnętrznych Obwodu Rostowskiego. "Mówi o trzech zestrzelonych śmigłowcach Federacji Rosyjskiej i obiecuje zestrzelić więcej. Odniósł swój pierwszy sukces. Teraz albo wojna domowa już teraz lub... nieco później" - ocenił. 
Girkin zauważył też, że wojsko negocjuje z Prigożynem co oznacza, że traktuje go jak równego sobie, a to z kolei - jak pisze - oznacza utratę władzy przez władze Federacji Rosyjskiej. "Władza, która nie zachowuje się jak władza, przestaje być władzą" - ocenił.
O 8 rano Girkin podał, że jednostki Grupy Wagnera "bez oporu" weszły do Woroneża. "Jeśli ostatnie informacje o wejściu jednostek Wagnera do Woroneża potwierdzą się, to następnym przystankiem jest Moskwa" - ocenił.

"(Władimir) Putin wciąż milczy" - podsumował Girkin
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
0.15995717048645