Pijackie przemyślenia Vol.8

74
Wiem, że forma pijackich przemyśleń ostatnio podupadła. Wiem, że ostatnio za bardzo daję targać sobą emocjami. Wiem.
Wiem też, że są tacy, którzy lubili ten format (przynajmniej na moim starym koncie).

Może za dużo chlam ostatnio; Czy chleję. Jak kto woli...

Zawsze starałem się poruszać kwestie ważne, dające do myślenia i życiowe. Przyświecało mi bycie pewnego rodzaju filozofem swych czasów... (Wiem jak chujowo to brzmi)

Do puenty, czy, jak ktoś woli, pointy:

Czy istnieje prawdziwa miłość?

Jest to głównie pytanie do dzidówek (Wiem, kurwa, że istniejecie!)

Czy można kogoś poznać i być pewnym - Tak, to jest ta osoba, my się nigdy nie pokłócimy, my się zawsze dogadamy, będzie kolorowo, chuje muje, dzikie węże... - że będzie zawsze dobrze?

Zbędne pierdolenie - zresztą, jak zawsze:

Poznałem ostatnio dziewczynę. Idealna. W każdym calu. Mój typ, mój rodzaj, moje poczucie humoru, sportowe piersi, lekko przy sobie (nie gruba - kształtna), innymi słowy:

Ideał.

No i tu zaczynają się schody.
Poznałem ją przez przyjaciela - gruby, brudny i obleśny typ - ale jest dobrym kumplem, a takich się nie traci.

Na początku spoko, wszystko git, a potem wszystko się wydało... W sensie, jej przeszłość.

Ja nie jestem święty. Nigdy nie byłem. Nawet mogę się pochwalić, że w technikum byłem popularny i z niejednego pieca chleb jadłem.

Ale to był dla mnie szok.
Trójkąt.
Z moim najlepszym przyjacielem.
(Wtedy jeszcze jej nie znałem)
I jakąś tam typiarą.
Nie raz.
Nie dwa.
Całe trzy, jebane, dni...

Pierdolona orgia, alkoholizowanie i kurwa parzenie się jak... zwierzęta...

Nie wiem, co konkretnie do niej czuję, ale wiem, że "coś". Wiem, że sam nie jestem święty, ale kurwa... Niektóre rzeczy mogą człowieka przerosnąć.

Pytam głównie pań (wiem, że istniejecie, mam dowody...), ale i waszego zdania, pedały, jestem ciekaw:

Czy jest sens, tyle o tym myśleć, czy lepiej skupić się na sobie nawzajem i zaangażować?
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Pijackie przemyślenia Vol. 7

28
Tak sobie siedzę i myślę:

Kiedyś, dawno, dawno temu, żyli sobie ludzie. Potem się rozwijali. Powoli. Wtedy znalazł się ktoś, kto pomyślał:
- A może zgromadzę wokół siebie więcej ludzi i razem będziemy żyć, dzięki pracy innych ludzi?

Jak pomyślał, tak zrobił.
Zaczął organizować ludzi wokół siebie, a tych którzy nie chcieli, zmuszał do posłuszeństwa.
Lata mijały.
Ludzie żyli w przekonaniu, że taki jest porządek - jeden rządzi, reszta służy.
Człowiek, który zniewolił wokoło siebie dość dużo ludzi pomyślał:
- Muszę być bezpieczny. Ludzie, którzy mi służą, też muszą czuć się bezpieczni, aby byli posłuszni.

Tak powstały wioski. Więc ludzie zaczęli się organizować w.g. miejsca pochodzenia. Rozwijali się dalej. Doskonalili się, tworzyli, żyli własnym życiem.
Istniała kasta, piramida - z jedną osobą na szczycie. Wtedy człowiek na szczycie tej piramidy pomyślał sobie:
- Otacza mnie zbyt dużo ludzi. Potrzebuję kogoś, kto będzie nimi rządził za mnie.

Tak powstały miasta. Ludzie wokół Pana, dalej żyli po swojemu. Mieli pomysły, idee... Chcieli by każdy miał łatwiej w tym krótkim życiu. Wtedy człowiek ma szczycie pomyślał:
- Skoro moi słudzy mają dobrze, to ja muszę mieć jeszcze lepiej. 

Tak powstało społeczeństwo...

A dziś jesteś ty. Zwykła szara komórka społeczeństwa. Prosty trybik - z zastępem kolejnych, którzy zastąpią cię w każdej chwili.
Dajmy na ten przykład, że jesteś hydraulikiem. Kładziesz i naprawiasz rury.
Po co?
By ludzie mieli bieżącą wodę.
Po co?
By mogli się umyć i napić.
Po co?
By mogli żyć.
Po co?
By mogli pracować.
Po co?
By istniało społeczeństwo.
Po co?
By ludzie na szczycie, mogli cieszyć się życiem...

Ja, ty, ten co przeczytał to przed tobą i ten po tobie... 
Nic nie znaczymy... Nasze życie i nasza śmierć nie znaczy nic. Nasze życie ma wartość tylko dla nas samych.

A to jest w chuj smutne...
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Pijackie przemyślenia Vol.6

20
Co się stało z dzidą, że zamiast twardego traktowania, mamy tutaj stowarzyszenie brata Alberta, nie wiem...
(Szarak to ma chuja do gadania...)
Czy każdy z nas ma szansę na szczęście?
Nie.
(Minusy się posypią jak chuj)
Czy każdy z nas jest wartościowy?
Nie.
(Wypierdalajki też zapewne)
Czy każdy z nas jest ciekawy?
Ni chuja...
(Ale prawda boli najbardziej....)
Staram się zrozumieć, kiedy dzida zmieniła się ze strony z memami, w grupę wsparcia.
Jak jesteś ulanym knurem, który nic nie robi ze sobą, nic nie potrafi, nie ma celu w życiu, a jedynie liczy na łud szczęścia, to gówno osiągniesz, niezależnie od tego co ci dzidowcy życzą.

Życie płynie, a ty jesteś jak rekin - albo płyniesz z nim, albo toniesz...

Wypierdalaj, zrób coś ze sobą.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Pijackie przemyślenia Vol.5

14
Dzisiaj najebałem się pierwszy raz od ok. miesiąca. Wyczyn prawie że chwalebny...

I znów mnie wzięło na politykę:
PiS czy PO?;
Prawa czy lewa?;
Czy konfa ma rację bytu?;

Dość często słucham muzyki na YT. Polskiej, rosyjskiej (Tak, tak, jestem onucą...), ukraińskiej (...Ale działam na dwa fronty), amerykańskiej i ogólnie, co mi w duszy gra.

Tak sobie myślę:
Jak to jest, że tam ludzie w komentarzach mają do siebie tyle szacunku i miłych słów, niezależnie od kraju pochodzenia?

Dlaczego możemy się zgodzić, że jakaś piosenka jest dobra, pomimo iż różni nas język, przekonania, kultura i chuj wie co jeszcze?

Skoro tak się dzieje, to dlaczego we własnym kraju Polak z Polakiem nie może dojść do porozumienia? Czemu nie możemy osiągnąć jakiegoś tam konsensusu?

Ano dlatego, że każdy z nas (Każdy) wychodzi z założenia, że to on ma rację. 

Jakoś rok-dwa temu, któryś z adminów wrzucił posta o tym, że żyjemy w bańce. Oczywiście został przez nas wyśmiany, a przeze mnie szczególnie. Wtedy jakoś tego nie rozumiałem.

No bo co? Ja żyję w bańce? Ja?! Typ, który ogarnia, jak wygląda rzeczywistość; który ma odpowiedni kompas moralny; który widzi, co się dzieje dookoła?
Ja nie mam racji?!

Jakoś ostatnio zacząłem to rozumieć.

Zalało nas dużo normictwa z kwejka, z chamsko, z jeja, i z innych gówno-stron. Na początku sam z tym walczyłem, ale potem jakoś mi się odechciało. Dziś widzę, że było to pewnego rodzaju błogosławieństwo...
My rzeczywiście żyliśmy w bańce. W bańce samoadoracji. Pomimo tylu różnych zdań, tylu różnych przekonań, dalej zgadzamy się w jednym:
- jebać czarnych;
- jebać żydów;
- jebać lgbtqwerty+optimusprime.
(No... W kilku rzeczach...)

Więc czemu nie możemy się zgodzić w tym, aby nie rządzili nami złodzieje i idioci?

Dlaczego jesteśmy na tyle inteligentni, by rozumieć na czym polega życie, by walczyć i kombinować, aby żyło się nam dobrze, ale z drugiej strony na tyle głupi, by dać się dzielić na frakcje, które się dosłownie nienawidzą?

Bo nienawiść i strach to uczucia które najbardziej na nas wpływają. Uczucia, które najłatwiej wywołać.

Lecz ciągle nie rozumiem:

Jak naród cwaniaków i kombinatorów dał się tak zmanipulować?

Jak potomkowie husarii; państwa, które odrodziło się z niczego; powstańców; kultywatorów braterstwa i jedności, dali sobie wmówić, że ich sąsiad zza płota jest ich wrogiem?

Nie wiem...
Nie rozumiem...

Czy mu naprawdę potrzebujemy wspólnego wroga, żeby wreszcie rozumować jednomyślnie?
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
0.14725589752197