Lot 4

7
- Musimy oddać tą walizkę. Zanim to zrobimy, powinniśmy coś przechować, na wszelki wypadek. Jeśli sprawy przybiorą nieprzychylny obrót zawsze lepiej mieć choćby marny wpływ niż żaden.

Wcisnęli wszystko z powrotem do walizki. Zarzucił na nią marynarkę, po czym wyszli z toalety. Spokojnie podszedł do zamroczonego mężczyzny. Wymamrotał przepraszam i położył mu walizkę na kolana. Usiedli na swoich miejscach. Minął kwadrans, zaczęli zbliżać się do wyspy.
- Mówi kapitan, próbujemy nawiązać komunikację z lotniskiem od pół godziny, niestety jednak bezskutecznie. Proszę upewnić się, że wszyscy pasażerowie pozostaną na swoich miejscach oraz zapną pasy.

Po raz kolejny słychać było szum szeptów przerażonych pasażerów. 
- Co tam się dzieje? - zapytała córka.
Głosem, który postawił dęba każdy włos na jego ciele. Wstęgi czarnego dymu owijały się wokół wieży kontroli lotów.
- Będziemy lądować, musimy. Dostańmy się na nasze miejsca, jeśli jakiś samolot został na pasie startowym lub jakiś pojazd obsługi lotniska to nie będzie to miękkie lądowanie. Nie chcę cię straszyć, po prostu chcę żebyś potraktowała mnie poważnie. 
- Miejmy nadzieję że wszystko pójdzie dobrze i wylądujemy w całości. - odparła. Ścisnęła jego dłoń kiedy samolot po raz pierwszy od dawna znacznie obniżył pułap i zadrżał.
- Zaczynamy. - szepnął i wziął kolejną tabletkę.
Kiedy mogli dostrzec budynki przez okna już całkiem wyraźnie, wyjął z kieszeni papierosy i poczęstował ją, po czym sam włożył jednego do ust. Zaciągnęli się kilka razy. Przestała ściskać jego rękę.
- Dziękuję. Obiecałeś zabrać mnie tutaj i dotarliśmy.
- Jeszcze nie.

Dostrzegli przez okno awionetkę, która niebezpiecznie szybko zbliżała się do samolotu. Na tą samą awionetkę patrzył ten dziwny gość z tajemniczą walizką, który teraz stał na froncie przedziału. Intuicja zadziałała szybciej niż tok dedukcji. Chwycił za jej nadgarstek, odpiął swoje i jej pasy i całą siłą ruszył w jego stronę.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Lot 3

0
Mimo mgły i lekkiego zachmurzenia czarne kłęby dymu wyraźnie odznaczały się w promieniach słońca. Niepokój wymalował się na jego twarzy. Czy miało to coś wspólnego z wcześniejszym błyskiem? To wyklucza błyskawicę i wulkan. 
- Tato? - córka szarpnęła go za ramię. Jakiś gówniarz w garniturze złapał stewardessę za ramiona i szarpiąc krzyczał jej coś prosto w twarz. Nie mógł go zrozumieć, drobna postura, czarne włosy, biały. Był pewien że byłby w stanie chociaż skojarzyć język, jakim się porozumiewał. Nie miał jednak bladego pojęcia. Tuż za jego nogami stała walizka, która jak przypuszczał była jego bagażem podręcznym. Co go tak denerwowało? Wiedział o czymś, o czym całą reszta nie miała pojęcia? Nie wyglądał na pijanego czy obłąkanego, a sądząc po zegarku i sygnecie raczej nie próbował jakichś numerów z pozywaniem linii lotniczych czy innego manewru. Skąd więc całe zamieszanie? Trzeba się zorientować - pomyślał.

- Musisz mi pomóc. Wyminiesz ich, a kiedy ja odwrócę ich uwagę, zabierzesz tą walizkę do toalety i porobisz zdjęcia telefonem wszystkiego, czego się da w środku. Jeśli nie da się otworzyć, od razu odniesiesz walizkę. Tylko zrób to pewnie, żeby nikt cię nie kwestionował.
Przytaknęła. Szybkim krokiem podszedł do niego od tyłu.
- Ej! Co ty sobie wyobrażasz! - jego niski ton zabrzmiał, uciszając wszystkich wokół. Złapał go za marynarkę i przyciągnął do siebie.
- Spróbuj tego manewru ze mną, skurwielu. - warknął i przyłożył mu w brzuch. Odepchnął go od walizki.
- Nikt ci nie powiedział, jak powinieneś się zachowywać przy ludziach? Ja też nie jestem święty, ale żeby szarpać i drzeć mordę na obcą kobietę?

Mężczyzna zamachnął się i uderzył pięścią w jego brzuch.
- Eh. - cmoknął z wyrazem pogardy na twarzy. - To był twój błąd. - dodał po chwili i jednym krótkim prostym zwalił go z nóg. Założył mu na czy opaskę. 
- Pani się nie przejmuje, kolega się prześpi to się uspokoi. - powiedział podchodząc do stewardessy. 
- Najwyżej mnie pozwie. Naprawdę nie wie pani o co chodzi z tym błyskiem i dymem nad szczytami gór?
- Niestety wiem tyle samo co pan. Sama podejrzewam jakiś meteor, tak wiem że to głupie, ale kiedy przyrządy i komunikacja radiowa na chwilę siadła pomyślałam że to jakieś pole magnetyczne... Wiem, to naprawdę głupie. Dziękuję panu za pomoc. - dodała po chwili.
- To co pani powiedziała wcale nie jest głupie, wysoce nieprawdopodobne, to na pewno, jednak wcale nie głupie. Sam nie wpadłem do tej pory na nic logicznego co mogłoby wyjaśnić naszą sytuację.
- Miałam pana za chama i pijaka, pomyliłam się, przepraszam.
- Nie pomyliła się pani, ale staram się z tym walczyć. A teraz przepraszam, muszę sprawdzić gdzie jest moja córka.

Zapukał do drzwi toalety.
- To ja.
Kiedy otworzyły się drzwi wszedł do środka. Na toalecie siedziała na wpół rozebrana kobieta, czekająca na kogoś, na pewno jednak nie na niego, gwałtownie się zakryła.
- Wybacz, jestem równie zaskoczony. - mruknął. Mógł na to wpaść, córka weszła do męskiej toalety, do drzwi której nikt nie puka co dwie minuty.
- Co robisz, przyłapie nas! - powiedziała jego córka.
- Spokojnie, mamy jakiś kwadrans. Dobrze trafiłem. - odparł masując palce.
- Co to za dokumenty? Jakieś przyrządy? - pytał patrząc na porozkładaną zawartość walizki. Alfabet podobny do cyrylicy zmieszanej z pismem klinowym, nigdy nie widział czegoś takiego, ryciny zawierające części ludzkiego ciała, instrukcje dotyczące operacji, sekcji czy jakiegoś rytuału. Przyrządy do określenia jak przypuszczał położenia, kompas który miał trzy igły, okulary przeciwsłoneczne z kilkoma wymiennymi parami szkieł o różnych kolorach, które wyglądały jakby były projektem z plastyki, jakiś woreczek z małymi kamyczkami o różnych kolorach, zestaw podobny do chirurgicznego.
- Nie wiem kto to, ale sądząc po skrupulatności nie jest to jakiś członek sekty. Nie jest też raczej obłąkany. Myślę że jest to ktos, kto na pewno wie o wiele więcej od nas na temat tego, co dzieje się wokół.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Lot 2

15
Obudziło ich szemranie innych pasażerów. Samolot drżał teraz bez przerwy, co zdenerwowało nawet jego. Przez okno był w stanie odróżnic tylko powierzchnię wody od lądu. Brak świateł - brak cywilizacji. Żałował że spał na każdej lekcji geografii w szkole.

- To nie jest normalne. - szepnęła jego córka. Wyciągnął z kieszeni tabletki.
- Wiem. - odparł zachowując spokój. Wyciągnął do niej rękę.
- Spokojnie, to na uspokojenie.

Po chwili wahania połknęła tabletkę. Spróbujmy ustalić, co się dzieje.
- Zapaliłabym papierosa. - mruknęła. Spojrzał na nią przez chwilę. Oddałby wszystko za papierosa, dlatego sam nigdy nie korzystał z linii lotniczych. 
- Proszę wrócić na miejsce. - upomniała ich stewardessa.
- Moja córka źle się czuje, macie jakieś tabletki przeciwbólowe?
Po chwili podążali za kobietą przez pokład. Wszyscy pasażerowie rozmawiali między sobą, rozglądali się dookoła.

W czasie w którym stewardessa szukała tabletek, zagadał jakąś starszą parę.
- Przepraszam, mogliby państwo powiedzieć mi co spowodowało to poruszenie? Zasnęliśmy z córką i coś najwyraźniej nas ominęło.
- Zgadza się proszę pana, mamy środek nocy a niecałe dwie minuty temu przez okna samolotu wdarło się światło, tak jakby ktoś spawał tuż za każdym z nich! A wiem o czym mówię, spawałem całe życie.
- Dziękuję panu. - odparł, odwracając się w stronę siedzeń. Po drodze złapał za butelkę whiskey.
- Proszę pana, tak nie wolno! - zawołał za nim steward.
- Proszę więc powiedzieć mi co się przed chwilą stało, albo dać spokój. Ludzie zaczną panikować i hałasować, a ja łatwo się denerwuję. Chyba lepiej żebym wziął sobie tą butelkę zamiast wołac kogoś co pięć minut.

Tym razem nikt mu nie przeszkodził.
- Spokojnie, to pewnie błyskawica. Bo co innego? - wymamrotał po czym nalał sobie szklaneczke whiskey i wypił jednym duszkiem.
Właśnie - pomyślała patrząc przez okno w czarną otchłań. Wyglądało na to, że wszystko wróciło do normy. Na horyzoncie pojawiły się pierwsze promienie słońca. 
- Kauai. - powiedział do niej, pokazując palcem na szczyty gór. 
- Jedna z wysp na Hawajach. MIało być egzotycznie, bardziej chyba się nie da.

Ostre szczyty pokryte zielenią odznaczały się na tle oceanu.
- Czy na tej wyspie są wulkany? - zapytała wskazując na coś palcem. 
- Tak, aktywne znajdują się na południowej części wyspy, to jest północna. Jeśli mam wypoczywać na tej wyspie to lepiej z dala od nich, bo i tak działają mi na nerwy.
- Skąd więc te kłęby dymu?

 
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Lot

12
- Będzie dobrze, wszystko będzie dobrze. - powiedział spokojnie ściskając jej dłoń.
- Wiem że turbulencje są normalne, nie są jednak przez to ani odrobinę mniej przerażające. - odparła odwracając głowę w stronę okna. Był wściekły, nie dał jednak tego po sobie poznać. Obiecał jej egzotyczne wakacje po rozstaniu z matką. Jej częste przebywanie z rodzicielką miało na nią wpływ. Nie mógł stwierdzić jaki, sam miał coś za uszami, jak każdy. Widział tylko jak staje się coraz bardziej nieporadna, zagubiona, niepewna niczego. Nie chciał żeby tak czuła się jego córka. Nie wiedział jak to zmienić.
- Spróbuję zasnąć. - mruknęła naciągając opaskę na oczy. Stewardessa z wymownym spojrzeniem zbliżyła do niego tacę z lampkami szampana. 

Wziął obie, wypił jednym duszkiem i odstawił kielichy na tacy.
- Może życzy pan sobie coś mocniejszego? - zapytała uprzejmie kobieta.
- Nie, dziękuję. - odparł, po czym poprawił się w fotelu rozmyślając. Alkohol był jednym z powodów przez które się rozstali. Zbyt dobrze smakował im kiedy po kilku wygranych zakładach zatracili się w nim bez pamięci. 
- Podwójna whiskey - rzucił po krótkim namyśle.
Samolot jak samolot. Kiedyś jeździł do pracy zardzewiałym twingo, dziś lata pierwszą klasą. Rosły mężczyzna z pomarszczoną twarzą oplótł palce wokół szklanki. Samolot zadrżał wyjątkowo mocno. Córka z piskiem chwyciła go za ramię. Złożył podłokietnik, objął ją po czym sam też zasnął z delikatnym uśmiechem.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
0.11032700538635