Lot 6

15
Wszystko wyglądało na opuszczone w pośpiechu. Na szczęście jedna z wież kontroli lotów okazała się niemal nietknięta, z funkcjonującą jeszcze klimatyzacją. Usiedli na chwilę, popijając wodę z dystrybutora.
- Wreszcie język odkleił mi się od podniebienia. - mruknął patrząc przez okno. Termometr wskazywał 35 stopni. Zdjął marynarkę.
- Nie ma zasięgu. - mruknęła chowając telefon spowrotem do kieszeni. W rogu pokoju wisiał telewizor. Nie mogli znaleźć pilota, postanowili więc uruchomić komputer. Włączył się, jednak nie mogli nawiązać połączenia z siecią.

- Na chwilę obecną utknęliśmy tutaj bez możliwości kontaktu ze światem zewnętrznym. Czy ucieczki. W naszych okolicznościach jedyne co możemy osiągnąć to przepłynięcie jakąś łodzią na sąsiednią wyspę. 
- Co masz na myśli? Jaka ucieczka? O co ci chodzi? Chyba naprawdę nieźle przyłożyłeś.
Uśmiechnął się gorzko.
- Nie jesteś już dzieckiem, nie muszę tłumaczyć ci rzeczy oczywistych. Sama widziałaś co przewoził w walizce mężczyzna w samolocie. Nie mamy kontaktu ze światem zewnętrznym, jesteśmy odcięci z grupą obcych nam ludzi. Błysk w samolocie, dym nad wyspą. 2 + 2 to nie zawsze cztery, jednak dość często. Pamiętaj, że cokolwiek by się nie działo, nasza dwójka jest priorytetem.

Właściwie miał na myśli ją, jednak nie chciał jej teraz tego mówić. W swoim życiu widział do czego zdolni są ludzie w sytuacjach kryzysowych, panice czy głodujący. Sam często bywał powodem takich sytuacji. Ludzie są jak zwierzęta, po prostu potrafią lepiej się komunikować.

Usłyszeli trzask radia krótkofalowego. Entuzjazm szybko jednak minął, kiedy rozpoznali w nim głos pilota swojego lotu, wywołującego wieżę. Powoli sięgnął krótkofalówkę.
- Dziękujemy panu za możliwie bezpieczne sprowadzenie samolotu na płytę lotniska pomimo wysoce niesprzyjających warunków, kawał dobrej roboty. Prosiłbym jednak aby pan zrozumiał, że naprawdę nikogo tutaj nie ma, siedzimy z córką w wieży kontroli lotów, w budynku nie spotkaliśmy ani pracowników, ani cywili. W trosce o pasażerów radziłbym ich tutaj przyprowadzić, dopóki działa klimatyzacja i mamy wodę pitną możemy spokojnie zastanowić się co zrobimy dalej.

Nie usłyszał odpowiedzi, widział jak drobne sylwetki ludzi rosły kiedy zaczęli zbliżać się w ich kierunku. Spokojnie wstał i schował jedną butlę z wodą w kącie, po czym dosunął szafkę. Upewnił się, że nie widziała co robi. Szesnaście litrów - cztery dni dla dwóch dorosłych osób, w skrajnych warunkach odrobinę dłużej - przemknęło mu przez głowę. Zdążył usiąść kiedy usłyszał rozmowy nadciągających współpasażerów.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Lot 5

2
Kolizja nastąpiła w momencie, w którym samotol dotknął kołami powierzchni pasa startowego. Świst powietrza przez dziurę w kadłubie był ogłuszający. Pędzili teraz na wprost wieży kontroli lotów. Słychać było tylko krzyki i odgłos piszczenia gumy jak w ciężarówce. Nie zdążyli wyhamować przed budynkiem. Nagłe zatrzmanie się spowodowało utratę równowagi stojących pasażerów. Zapanował haos i panika, wszyscy rzucili się w kierunku drzwi. 

- Tato, wszystko w porządku? - zapytała go kiedy wydostali się na pas startowy. Faktycznie, nadal kręciło mu się w głowie. 
- Musiałeś uderzyć w coś głową w trakcie lądowania. Przynajmniej przeżyliśmy. Rozciąłeś sobie głowę.

Pasażerowie próbowali pomóc poszkodowanym, powoli oddalając się od rozbitego samolotu. Płyta lotniska była dobrze ogrodzona, jednak w pewnych miejscach siatka była rozerwana, zgięta, lub w ogóle brakowało kilku przęseł. Kilka budynków wokół, różne pojazdy, dwa inne samoloty, hangar. Słońce zaczynało piec. Nie przyzwyczajeni do klimatu szybko złapali zadyszkę. Widok z płyty lotniska na ocean był jednak nieziemski. Po zachodniej i wschodniej stronie lotniska rozciągała się gęsta dżungla, północna strona przyciągała wzrok błękitem oceanu.

- Coś jest nie tak, dlaczego nikogo tutaj nie ma? - zapytała. Wszyscy zaczęli się rozglądać, żadnych oznak życia. Nawet radio pilota nie pomogło.
- Myślę że powinniśmy pójść w bardziej ustronne miejsce. - szepnął do niej. - Jesteśmy tutaj widoczni, nie mamy gdzie się schować i stoimy w upale i ostrym słońcu na asfaltowej patelni. Czuję jak schnę.

Zwrócili na siebie uwagę kiedy oddzielili się od innych na kilkanaście metrów.
- Proszę tu zostać do momentu dotarcia obsługi lotniska! - zawołał za nimi pilot.
- Typie, tu nikogo nie ma. - odpowiedziała mu nawet się nie odwracając. Szła pod rękę z nim. Kac i uraz głowy w wysokiej temperaturze był naprawdę uciążliwy.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
0.20356297492981