Lot 7

7
Wszędzie tylko paplanina w jego głowie. Dźwięki z których nic nie wynika. Nikt w trakcie lądowania nie oberwał na tyle mocno by nie być w stanie chodzić o własnych siłach. Dziwny pasażer z walizką siedział milcząc w rogu pokoju. Tak jak on obserwował wszystkich.
- Może to dziwne pytanie, ale dlaczego tylko jedna osoba pomyślała o tym, żeby wziąć ze sobą bagaż? Co może być tak ważne, by nosić to przy sobie w takich okolicznościach?

Wszystkie oczy zwróciły się powoli ku niemu. Zacisnął ramiona wokół walizki bełkocząc coś niezrozumiale.

- To jedyna niewiadoma, jedyna zmienna do której mamy dostęp. Nie twierdzę, że jest rozwiązaniem, może jednak pomóc nam czegoś się dowiedzieć.

Nikt nie przerywał jego monologu, prócz zakłopotanych i zdezorientowanych słów siedzącego mężczyzny, który w tym momencie kurczowo trzymał walizkę. Grupa powoli zaczęła zbliżać się w jego kierunku.

- Zastąpcie drzwi nim go złapiecie. - dodał, po czym cała grupa rąk dobrała się do niego, by wyrwać mu walizkę. Musieli przytrzymać go na ziemi by móc ją otworzyć.
Mimo jego protestujących krzyków nie zatrzymali się. 
- Wiem co jest w środku. - powiedział spokojnie. - Po prostu chcę, żeby wszyscy zobaczyli, bo i tak nie uwierzyli byście mi na słowo. Nic w tym dziwnego, nie znamy się, nie żywię urazy.

Szepty zadziwienia i przerażenia nie milknęły przez kilka minut, kiedy przeglądali uważnie przedmioty zszokowani w równym stopniu jak oni, może nawet większym biorąc pod uwagę okoliczności i poziom stresu.

- Co to wszystko ma znaczyć! - nie wytrzymał pilot - Kim jest ten człowiek i po co mu te wszystkie przedmioty!

- Może jakbyś nie krzyczał dało by się pomyśleć... - mruknęła jego córka, oglądając jeden z dokumentów popijając wodę.
- Wydaje mi się, że ten rysunek przypomina kształtem wyspę, na której jesteśmy. O tutaj - wskazała palcem punkt obok czegoś przypominającego różę wiatrów. - A tutaj, skąd unosi się dym, jest jakieś oznaczenie.

- Czyli to jednak był meteoryt. - powiedział z uśmiechem do stewardessy. - Miała pani rację.

- Niekoniecznie, meteoryty nie są w stanie skręcić w tak dużym stopniu. Biorąc pod uwagę skąd lecieliśmy i miejsce lądowania raczej wykluczyłbym meteoryt. Jestem astrofizykiem. - powiedział jeden z pasażerów.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Lot 6

15
Wszystko wyglądało na opuszczone w pośpiechu. Na szczęście jedna z wież kontroli lotów okazała się niemal nietknięta, z funkcjonującą jeszcze klimatyzacją. Usiedli na chwilę, popijając wodę z dystrybutora.
- Wreszcie język odkleił mi się od podniebienia. - mruknął patrząc przez okno. Termometr wskazywał 35 stopni. Zdjął marynarkę.
- Nie ma zasięgu. - mruknęła chowając telefon spowrotem do kieszeni. W rogu pokoju wisiał telewizor. Nie mogli znaleźć pilota, postanowili więc uruchomić komputer. Włączył się, jednak nie mogli nawiązać połączenia z siecią.

- Na chwilę obecną utknęliśmy tutaj bez możliwości kontaktu ze światem zewnętrznym. Czy ucieczki. W naszych okolicznościach jedyne co możemy osiągnąć to przepłynięcie jakąś łodzią na sąsiednią wyspę. 
- Co masz na myśli? Jaka ucieczka? O co ci chodzi? Chyba naprawdę nieźle przyłożyłeś.
Uśmiechnął się gorzko.
- Nie jesteś już dzieckiem, nie muszę tłumaczyć ci rzeczy oczywistych. Sama widziałaś co przewoził w walizce mężczyzna w samolocie. Nie mamy kontaktu ze światem zewnętrznym, jesteśmy odcięci z grupą obcych nam ludzi. Błysk w samolocie, dym nad wyspą. 2 + 2 to nie zawsze cztery, jednak dość często. Pamiętaj, że cokolwiek by się nie działo, nasza dwójka jest priorytetem.

Właściwie miał na myśli ją, jednak nie chciał jej teraz tego mówić. W swoim życiu widział do czego zdolni są ludzie w sytuacjach kryzysowych, panice czy głodujący. Sam często bywał powodem takich sytuacji. Ludzie są jak zwierzęta, po prostu potrafią lepiej się komunikować.

Usłyszeli trzask radia krótkofalowego. Entuzjazm szybko jednak minął, kiedy rozpoznali w nim głos pilota swojego lotu, wywołującego wieżę. Powoli sięgnął krótkofalówkę.
- Dziękujemy panu za możliwie bezpieczne sprowadzenie samolotu na płytę lotniska pomimo wysoce niesprzyjających warunków, kawał dobrej roboty. Prosiłbym jednak aby pan zrozumiał, że naprawdę nikogo tutaj nie ma, siedzimy z córką w wieży kontroli lotów, w budynku nie spotkaliśmy ani pracowników, ani cywili. W trosce o pasażerów radziłbym ich tutaj przyprowadzić, dopóki działa klimatyzacja i mamy wodę pitną możemy spokojnie zastanowić się co zrobimy dalej.

Nie usłyszał odpowiedzi, widział jak drobne sylwetki ludzi rosły kiedy zaczęli zbliżać się w ich kierunku. Spokojnie wstał i schował jedną butlę z wodą w kącie, po czym dosunął szafkę. Upewnił się, że nie widziała co robi. Szesnaście litrów - cztery dni dla dwóch dorosłych osób, w skrajnych warunkach odrobinę dłużej - przemknęło mu przez głowę. Zdążył usiąść kiedy usłyszał rozmowy nadciągających współpasażerów.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
0.20197415351868