Lot 5

2
Kolizja nastąpiła w momencie, w którym samotol dotknął kołami powierzchni pasa startowego. Świst powietrza przez dziurę w kadłubie był ogłuszający. Pędzili teraz na wprost wieży kontroli lotów. Słychać było tylko krzyki i odgłos piszczenia gumy jak w ciężarówce. Nie zdążyli wyhamować przed budynkiem. Nagłe zatrzmanie się spowodowało utratę równowagi stojących pasażerów. Zapanował haos i panika, wszyscy rzucili się w kierunku drzwi. 

- Tato, wszystko w porządku? - zapytała go kiedy wydostali się na pas startowy. Faktycznie, nadal kręciło mu się w głowie. 
- Musiałeś uderzyć w coś głową w trakcie lądowania. Przynajmniej przeżyliśmy. Rozciąłeś sobie głowę.

Pasażerowie próbowali pomóc poszkodowanym, powoli oddalając się od rozbitego samolotu. Płyta lotniska była dobrze ogrodzona, jednak w pewnych miejscach siatka była rozerwana, zgięta, lub w ogóle brakowało kilku przęseł. Kilka budynków wokół, różne pojazdy, dwa inne samoloty, hangar. Słońce zaczynało piec. Nie przyzwyczajeni do klimatu szybko złapali zadyszkę. Widok z płyty lotniska na ocean był jednak nieziemski. Po zachodniej i wschodniej stronie lotniska rozciągała się gęsta dżungla, północna strona przyciągała wzrok błękitem oceanu.

- Coś jest nie tak, dlaczego nikogo tutaj nie ma? - zapytała. Wszyscy zaczęli się rozglądać, żadnych oznak życia. Nawet radio pilota nie pomogło.
- Myślę że powinniśmy pójść w bardziej ustronne miejsce. - szepnął do niej. - Jesteśmy tutaj widoczni, nie mamy gdzie się schować i stoimy w upale i ostrym słońcu na asfaltowej patelni. Czuję jak schnę.

Zwrócili na siebie uwagę kiedy oddzielili się od innych na kilkanaście metrów.
- Proszę tu zostać do momentu dotarcia obsługi lotniska! - zawołał za nimi pilot.
- Typie, tu nikogo nie ma. - odpowiedziała mu nawet się nie odwracając. Szła pod rękę z nim. Kac i uraz głowy w wysokiej temperaturze był naprawdę uciążliwy.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Lot 4

7
- Musimy oddać tą walizkę. Zanim to zrobimy, powinniśmy coś przechować, na wszelki wypadek. Jeśli sprawy przybiorą nieprzychylny obrót zawsze lepiej mieć choćby marny wpływ niż żaden.

Wcisnęli wszystko z powrotem do walizki. Zarzucił na nią marynarkę, po czym wyszli z toalety. Spokojnie podszedł do zamroczonego mężczyzny. Wymamrotał przepraszam i położył mu walizkę na kolana. Usiedli na swoich miejscach. Minął kwadrans, zaczęli zbliżać się do wyspy.
- Mówi kapitan, próbujemy nawiązać komunikację z lotniskiem od pół godziny, niestety jednak bezskutecznie. Proszę upewnić się, że wszyscy pasażerowie pozostaną na swoich miejscach oraz zapną pasy.

Po raz kolejny słychać było szum szeptów przerażonych pasażerów. 
- Co tam się dzieje? - zapytała córka.
Głosem, który postawił dęba każdy włos na jego ciele. Wstęgi czarnego dymu owijały się wokół wieży kontroli lotów.
- Będziemy lądować, musimy. Dostańmy się na nasze miejsca, jeśli jakiś samolot został na pasie startowym lub jakiś pojazd obsługi lotniska to nie będzie to miękkie lądowanie. Nie chcę cię straszyć, po prostu chcę żebyś potraktowała mnie poważnie. 
- Miejmy nadzieję że wszystko pójdzie dobrze i wylądujemy w całości. - odparła. Ścisnęła jego dłoń kiedy samolot po raz pierwszy od dawna znacznie obniżył pułap i zadrżał.
- Zaczynamy. - szepnął i wziął kolejną tabletkę.
Kiedy mogli dostrzec budynki przez okna już całkiem wyraźnie, wyjął z kieszeni papierosy i poczęstował ją, po czym sam włożył jednego do ust. Zaciągnęli się kilka razy. Przestała ściskać jego rękę.
- Dziękuję. Obiecałeś zabrać mnie tutaj i dotarliśmy.
- Jeszcze nie.

Dostrzegli przez okno awionetkę, która niebezpiecznie szybko zbliżała się do samolotu. Na tą samą awionetkę patrzył ten dziwny gość z tajemniczą walizką, który teraz stał na froncie przedziału. Intuicja zadziałała szybciej niż tok dedukcji. Chwycił za jej nadgarstek, odpiął swoje i jej pasy i całą siłą ruszył w jego stronę.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
0.1520528793335