Ok, może grinduje temat ale musze to napisać żeby oddać w pełni to, na jak wielu płaszczyznach brak kontroli nad dopaminą uderza w życie. To jest ten moment jak siedzisz przy lapku i robisz projekt, ale zamiast posiedzieć 30min-2h skutecznie to co chwile latasz do lodówki po żarcie, robisz kawe, herbate, skoczysz do sklepu po czekolade itd. itp.
Jak to sie przekłada na relacje społeczne? Sie przekłada tak dość mocno. Rozmowa z drugą osobą nie jest satysfakcjonująca. Nie chcesz sobie pogadać tylko ewentualnie chcesz akceptacji (dlatego ludzie tak bardzo chcą lajków) bo to łatwo podbija dopamine. Z wysoką relacją na dopamine rozmowy stają się cięższe. Poza tym hormon ten dominuje mózg i inne neuroprzekaźniki takie jak GABA czy serotonina trafiają do kąta. Mózg jest tak skupiony na poszukiwaniu nowości, że przeżywanie tu i teraz staje się skomplikowanym procesem który wymaga świadomego wysiłku. Napięty system nerwowy działa w stanie permamentnego przegrzania, co z łatwością wywleka na wierzch problemy typu - zaburzenia lękowe.
Nagle idąc chodnikiem obaczaj czy ludzie na Ciebie nie zerkają, rozglądasz się po innych. Baba ze spożywczaka odpowiedziała Ci gburowato, a Ty już zastanawiasz się i interpretujesz dlaczego tak postąpiła. Zaczyna się błędne koło. W pewnym momencie człowiek chce już tylko zostać w domu i problem się pogłębia.
Słabnie poczucie własnej wartości. Ok, stymulujesz się kubłami na sperme z pornhuba rżniętymi maczugsami napakowanych alwarosów, jak masz postrzegać później siebie? To są aktorzy, modele. Ich głównym atutem jest się sprzedać wygląd. A człowiek nagle widzi w sobie każdą wadę, która dla innych często nie ma żadnego znaczenia. Myślimy - co też inni o nas pomyśleli? A inni zwykle nie myślą o nas - oni zastanawiają się nad dokładnie tym samym. Wszelkie influencerki itd. to jest photoshop ale my "nasiąkamy" pewnym standardem. Nawet jeśli mamy świadomość to i tak "dążymy" do tego, bo dopiero to satysfakcjonuje układ dopaminowy. Chcemy akceptacji i dążymy do "wymaganych" dla niej standardów, lecz tak właściwie po co?
Bo jesteśmy reaktywni. Znów przez dopamine, sami doprowadziliśmy się do takiego stanu. Wyobraź sobie, że umysł to jezioro. Ktoś rzuca w nie kamykami i powstają fale. Te fale to bodźce na które reagujemy gdy jesteśmy przepaleni dopaminowym kotłem. Gdy umysł jest wyspokojniony i ułożony, stajesz się głębszą częścią jeziora - rejestrujesz co dzieje się na zewnątrz, ale nie jest to Cie w stanie poruszyć.
Wiem, to brzmi jak kołczingowy szit na który pluje, lecz niestety taka jest prawda. Życie to też sfera duchowo-emocjonalna niestety w dzisiejszym świecie zaniedbywana, nasz "środek" na który też trzeba czasem zerknąć. Przez przebodźcowanie tracimy z nim kontakt.
Ćwiczenia uważności - kolejny szit o którym warto wspomnieć. Medytacja jest ćwiczeniem uważności. Możesz skupić się na czymkolwiek np. leżąc wieczorem w łóżku skupić się na odczuciu dotykania wyra i uparcie powracać do tego odczucia, gdy umysł będzie chciał powędrować gdzieś indziej. Takie coś jest dobre bo "spoufala" umysł z ciałem.
Patrzenie na oddalone obiekty. Brzmi jak mistycyzm, ale pomyśl sobie sam. W zależności od odległości od obiektu zmienia się akomodacja oka, przy czym również tryb pracy mózgu. Kiedy idąc spacerkiem spoglądasz na obiekty oddalone na wprost siebie, zmieniasz napięcie mięśni odpowiedzialnych za akomodacje a te często są przepięte. Dlaczego? Bo dużo czasu spędzamy przy smatphonach, w pomieszczeniach, przy pc'tach. A to wszystko jest patrzenie na bliską odległość.
Jeśli jesteś od czegoś uzależniony to najlepszym wyjściem jest terapia + pomoc psychiatry. Generalnie zachęcam do odwiedzenia terapeuty jeśli czujesz wewnętrzne problemy, dobrze gdy ktoś =spojrzy na Twoje życie z boku i po prostu powie Ci co robisz. Wielu rzeczy nie dostrzegamy patrząc z POV: ja.
Życzę Ci dzidowcu wiele wewnętrznej harmonii oraz spójności.
Mam nadzieje, że materiał był ciekawy i wartościowy.