Stoję sobie na balkonie, na petku, bo w mieszkaniu nie palę. Słońce ładnie świeci, jest gitówa i nagle słyszę jakieś krzyki - Koleś chodzi po osiedlu i woła psa. Pewnie mu się zerwał ze smyczy i teraz musi go szukać. Szkoda typa, szkoda psa, żeby pod samochód nie wpadł czy coś... No ale najwidoczniej nie wszyscy uważają tak jak ja, bo gdy koleś przechodził pod moimi balkonami i dalej wołał za psem, z balkonu na przeciwko mojego budynku wychodzi jakaś baba. I opierdala gościa z góry do dołu, że: "co on sobie myśli", "nie wolno tak krzyczeć", "tu ludzie mieszkają" itd.
Typ skwitował jej przypierdolkę prostym, acz skutecznym "spierdalaj, psa szukam" i poszedł dalej wołając psa, nie zwracając już uwagi na tę głupią pizdę, która już krztusiła się powietrzem ze złości.
Nie rozumiem jak można być takim chamem i prostakiem i przyjebać się do kogoś, kto zwyczajnie szuka swojego psa, bo się o niego martwi. No nic to... Nie będę się przejmował jakąś idiotką. A co do psa, to mam nadzieję, że Murzyn się jednak znajdzie.